niedziela, 25 grudnia 2016

Gośka chwilę później obudziła się w mieszkaniu kumpla, obok niej półżywa leżała Elena, dziewczyna rozglądając się po pokoju, zaczęła powoli dochodzić do tego, co się wydarzyło. Zebrała się po cichu, aby nikogo nie obudzić, zostawiła wiadomość na kartce i wyszła do domu. Na ulicach było ponuro, nad polami unosiła się gęsta i biała jak mleko mgła. Przechodząc przez skrzyżowanie spojrzała w stronę stacji benzynowej, zauważyła proboszcza wsiadającego do auta, z jakąś młodą, atrakcyjną kobietą. Gośka zwolniła kroku opierając się o drzewo, jak szpieg przyglądała się, nie do końca wierząc swoim oczom, w to, co widzą. Było to dla niej ciekawe, chciała wiedzieć więcej, przeszła na drugą stronę, chciała przejść niezauważona, jednak okazało się to niemożliwe. I tyle, że ją zauważył, nie krył się z tym, wsiadł za kierownice i zatrąbił klaksonem, chcąc zwrócić tym jej uwagę, jednak Gośka idąc przed siebie, starała się nie zwracać na niego uwagi. Dalej idąc do domu, intensywnie myślała, kim może być kobieta którą widziała z proboszczem, wróciła do domu i  zamknęła się w pokoju, nie mogąc zasnąć napisała do Eleny.

G: Obudziłaś się?.
E: Tak, przed momentem, co jest?.
G: Wróciłam do domu, było grubo. Nie uwierzysz kogo widziałam.
E: Bartek?.
G: No coś ty, niee, proboszcza.
E: Ahym... i co dalej?.
G: Przyjdź do mnie, proszę.
E: Poczekaj, zbiorę się i do pół godzinki będę.

Tak jak napisała, w przeciągu pół godziny siedziała już u Gośki.

- Baboo, co taki zryw?.
- Pisałam ci, że widziałam proboszcza, ale czekaj... z kobietą.
- Gośka, może jego koleżanka, siostra... - starała się tłumaczyć.
- Bartek mi mówił, że jest jedynakiem, żebyś widziała jak była wylaszczona.
- Hej, ale co ci do tego?.
- To nie w porządku, chociażby wobec Bartka.
- Jezu, znowu on?.
- Elena, tak, zawsze on. Chodził przybity,bo proboszcz pluł się do niego o to, że się ze mną spotyka.
- To też nie jest ok.
- Ale po czyjej ty jesteś stronie?, on sam nie jest lepszy, jak ma coś na sumieniu, to niech się nie czepia Bartka, nic złego nie robimy.
- A może chce w ten sposób odsunąć od siebie podejrzenia, myślałaś o tym?.
- Możliwe, głupie to.
- Maskuje siebie, z pewnością łatwiej posądzać takiego wikarego.
- Proszę, nie dobijaj mnie. - schowała twarz w dłoniach.
- Sama zaczęłaś temat, ale nie martw się. Jeśli przyniesie ci to ulgę, to porozmawiaj z Bartkiem o całej sytuacji. - przygarnęła przyjaciółkę.
- Nie widziałam go ostatnio, on też się nie odzywa.
- Może musi odpocząć, sama mówiłaś, że ma dużo na głowie.
- Tak, ale czuję się fatalnie.
- Przestań... wiesz jacy są faceci, on także, masz... - podała jej telefon, podpuszczając ją, aby to ona pierwsza się z nim skontaktowała.
- Widzisz, ma wyłączony telefon,
- Gosiaa, zluzuj, na pewno się odezwie. Zostanę z tobą, co?. - zaproponowała chcąc podtrzymać ją na duchu.
- O ile masz czas...
- Dla ciebie zawsze znajdę, poczekaj, napiszę tylko do rodziców aby się nie martwili.

Elena leżała z przyjaciółką, Gośka cały czas opowiadała o Bartku, a ona próbowała odciągać ją innymi tematami, aby ta się nie zamartwiała, było  jej żal przyjaciółki, nie mogła nic zrobić, a i w stu procentach nie była za tym, żeby się spotykali.
Elena chcąc się podnieść zauważyła, że obok niej przysnęła Gosia, odetchnęła, podłożyła jej pod głowę poduszkę, okryła kocem i ucałowała w czoło, poszła jeszcze obadać sytuacje, a kiedy spostrzegła, że rodziców Gośki nie ma w domu, poszła położyć się do ich sypialni.
Obudziła się po szóstej, nie słyszała aby ktoś krzątał się po domu, dlatego dalej leżała leniwie w łóżku, przeglądając facebook'a nie usłyszała kiedy weszli rodzice, od razu wpakowali się do sypialni zastając tam Elenę.

- Elena?, co ty tu robisz?. - spytał lekko zmieszany całą sytuacją ojciec Gośki.
- Ym, przyszłam do Gosi, i ten... ja już idę, spoczko.
- Wiesz, nic się nie stało, jesteśmy tylko zaskoczeni.
- A Gosia jest u siebie w pokoju.
- Zostaniesz na śniadaniu?.
- A z miłą chęcią, to ja jeszcze pójdę do Gośki.
- Pozwól, że się rozpakujemy i zaraz coś wam uszykujemy. - puścił oczko dziewczynie, kładąc torby na łóżku.

- Gośka! budź się, twoi rodzice wrócili.
- yhyy, spoko  - mamrotała przez sen.
- Ty laska, wiesz która godzina?.
- Co?, siódma?, czy ciebie pogrzało? - zakryła twarz poduszką
- Wstawaj, wstawaj, zaraz twoi rodzice przyniosą nam śniadanko do łóżka.
- To szybciutko, bo jestem głodna...

Dziewczyny siedziały ze sobą do dziesiątej, krótko po wyjściu Eleny, Gośka znowu postanowiła za wszelką cenę skontaktować się z Bartkiem, ten nie odbierał, dlatego postanowiła nagrać mu się na sekretarkę, z nadzieją, że ją odsłucha.
"Dlaczego ksiądz tak długo się nie odzywa?, zaczynam się martwić, myślę, że to nie przeze mnie, a jeśli tak, to... eh, po prostu niech się ksiądz odezwie."
Kiedy Gośka nagrywała się na sekretarkę Bartek jeszcze spał, od wczorajszego nieudanego wieczoru miał wyłączony telefon. Obudził się jakiś czas później, zaspany chcąc sprawdzić godzinę złapał za telefon i go włączył, od razu pokazało się parę nieodebranych połączeń, także od Gosi, oraz nagrana przez nią wiadomość, nie zważając na inne powiadomienia, od razu wybrał do niej numer.

"Gosia!, y... dzień dobry, co się stało?" - przywitał się zaspany.
"To ja pytam, co się dzieje, martwię się..."
"Tak wiem, odsłuchałem twoją wiadomość. Gosia, ja wyjechałem." - przyznał się po chwili.
"Ale jak?, daleko?." - spytała w lekkim szoku.
"Nie hehe, nie martw się Gosiu, musiałem odpocząć, przytłoczyło mnie wiele spraw."
"Ja też?." - spytała krótko.
"Eh, Gośka, to nie jest rozmowa na telefon..." - odpowiedział zaskoczony jej pytaniem.
"To znaczy, że tak?."
"Gosiu, proszę, wrócę to porozmawiamy, dobrze?."
"Na prawdę, bardziej niż o siebie, boję się o księdza." - powiedziała drżącym głosem, czym wprawiła w osłupienie Bartka.
"I bardzo cię za to cenię." - odpowiedział, to co mu przyszło do głowy, głębiej się nad tym nie zastanawiając. Wewnętrznie krył to, co naprawdę czuje do dziewczyny, jednak nie chciał się z tym obnosić.
"Zachowuję się jak dzieciak, co nie?." - odezwała się po chwili ciszy, chcąc rozluźnić atmosferę.
"Jak to?, niee, jesteś bardzo wartościową i wspaniałą kobietą, więcej wiary w siebie, przecież ostatnio o tym rozmawialiśmy."
"Tak, rozmawialiśmy..."
"Musisz wyciągać z tego lekcje. Gosia jestem w swoim rodzinnym mieście, nie martw się, ok?"
"To długo ksiądz zostaje?." - spytała ciekawa.
"Chciałabyś żebym był, tak?."
"Prawdę mówiąc, tak." - odpowiedziała zawstydzona.
"Uwierz, że też bym chciał... tak, dobrze słyszysz, też bym chciał być u twojego boku, ale nie mogę."
"Co takiego się dzieje?"
"Wrócę za niedługo, a ty proszę, nie martw się. Przepraszam, ale wołają mnie, do usłyszenia."

To Gośka pierwsza się rozłączyła, uśmiechnęła się do telefonu, mimo tego, że Bartek wyjeżdżając nie poinformował jej o tym, była szczęśliwa, że się odezwał, była spokojna.
******

Siema! ;) myślę, że jesteście zadowolone z nowego wpisu, pozdrawiam!.



piątek, 23 grudnia 2016


Kochani moi, chciałabym złożyć wam najserdeczniejsze życzenia, radosnych, przeżytych w zgodzie ze światem i samym sobą, pełnych życia i miłości świąt Bożonarodzeniowych, spędzonych w gronie rodzinnym, pięknie pachnącej choinki, bogato zastawionego stołu wigilijnego, zdrówka, energii, uśmiechu i życzliwości każdego dnia nowego roku, aby wasze najskrytsze marzenia w końcu się spełniły.
******

Nie możemy jednak zapomnieć, że Wigilia to także czas zadumy, nad tym co minęło i nad tym, co nas czeka, dlatego też przyda się więcej optymizmu i wiary w pogodne jutro.
******

 Dziewczyny, jeśli to właśnie ksiądz, był, lub nadal jest waszym obiektem westchnień, z pewnością teraz jest wam najciężej, wiem sama po sobie, jak to wyglądało, kiedy zbliżał się ten "magiczny" czas, a ja nie mogłam powiedzieć tego, co we mnie siedziało. Ale oderwijcie się od tego, nie psujcie sobie świąt.
Pozdrawiam was gorąco! ;)

środa, 7 grudnia 2016

Bartek postanowił, że jeszcze tego samego dnia spotka się ze swoimi znajomymi, ci kiedy usłyszeli, że jest w mieście, od razu oderwali się od swoich obowiązków, aby się z nim zobaczyć. Bartek na początku chciał wszystkich zaprosić do restauracji, ale oni odmówili pod pretekstem, że będzie za sztywno, woleli się bawić jak za lat i zorganizować barbecue.

- Bartek!, jesteśmy tak szczęśliwi, że jesteś. - na jego szyję rzuciła się kobieta, która w latach, w których Bartek był jeszcze klerykiem, zabiegała o jego względy.
- Marto, ja również się cieszę, że was widzę. 

W towarzystwie swoich przyjaciół zapomniał o wszelkich troskach.

- I co Bartek?, jak się czujesz jako kapłan?. - jego znajomi z lat szkolnych, nigdy nie byli za tym, aby szedł do seminarium, dlatego też, wiele razy mu z tego powodu dogryzali.
- Fenomenalnie. Mam jednak ostatnimi czasy dużo na głowie, dlatego chciałem odpocząć,
- Jednak nie tak łatwo, jak to było na początku?.
- Nie wiem o czym mówisz... - zaśmiał się, nie pozostając dłużnym.

Przez dłuższy moment Bartek został sam przy ognisku, od razu przyuważyła to Marta, która postanowiła to wykorzystać.
- Powiem ci, że nic się nie zmieniłeś. - przysiadła się do niego, zaczynając rozmowę.
- To znaczy?. - popatrzył na nią.
- Tak samo skromny i jeszcze bardziej przystojny...
- Proszę cię, tylko mnie tym onieśmielasz.
- Bartek, przecież wiesz, co do ciebie czułam, a ty dalej swoje.
- Ty także wiesz, że wybrałem kapłaństwo, a jedyne co kocham ponad życie, to Bóg. - postawił sprawę jasno, odrywając jej rękę z kolana.
- Nie wiem, co powiedzieć. A gdyby teraz pojawiła się w twoim życiu jakaś kobieta?.
- Do czego zmierzasz?. - spytał zmieszany.
- Chcę wiedzieć, odpowiedz. 
- Marto, jestem księdzem, pewnie by się zawiodła, ale musiałbym ją odrzucić. - starał zachowywać się wzorowo, w oczach przyjaciół, nie wyjawniając, iż dobrze wiedział, że w jego sercu zdążyła zagościć Gosia.
- Czy by się zawiodła?, nie, byłaby wściekła, obwiniałaby samą siebie.
- Marta, nie wiem, jak to wygląda w twoich oczach, ale nic po za przyjaźnią ci nie dam.
- Tak, mam osobę która mnie kocha ponad życie, ale czy ja potrafię dać mu tyle miłości, aby związać się z tym człowiekiem na całe życie?. - zadała sobie pytanie, przyglądając się pierścionkowi zaręczynowemu.
- Myślę, że dasz radę, a ja mogę ci obiecać, że w twojej intencji będę się modlił.
- Żartujesz?, chciałam tylko twojej miłości, nie dałeś mi jej, więc nie chce od ciebie już NIC, rozumiesz?.
- Chciałem być miły, ale widzę, że nasza rozmowa zbiega na osobny tor, który już ci zdążyłem wyjaśnić. Nie miej do mnie żalu.
- Nie pasuję tu, pójdę pożegnać się z chłopakami i znikam stąd. 
- Nie będę cię zatrzymywać. Kiedy usłyszałem, że masz narzeczonego, myślałem, że to jest twoja miłość, a ty dalej wałkujesz jeden i ten sam temat. Idź już... - popatrzył na nią poważnym wzrokiem, nie chcąc wdawać się w kolejne dyskusje.

- Bartek, co tu się stało, czemu Marta?... - spytali w prost, zaniepokojeni impulsywnym zachowaniem kobiety.
- Szkoda, że później nie przyszliście. - odbąknął z pretensją w głosie.
- Heej, spokojnie, powiesz, co się stało?.
- Teraz wy?, nie, to sprawa pomiędzy nami.
- Wszyscy wiedzieli, że macie coś ku sobie, nie traktuj jej teraz jak gdyby była twoim wrogiem.
- My mieliśmy coś ku sobie?, ja od początku tłumaczyłem jej, że w najbliższym czasie zostanę kapłanem, ale do niej to nie docierało.
- I co? lepiej kochać niewidzialnego przyjaciela, niż kobietę, która dałaby ci ogrom miłości?.
- O to właśnie jest powołanie.

Chwilowy zgrzyt pomiędzy nimi ustał, ale Bartek nie czuł się już tak swobodnie jak na początku, miał pretensje do siebie i coraz częściej łapał się na tym, że do pełnego szczęścia brakuje u jego boku Gośki, zaczął tęsknić i żałować, że w ogóle wyjechał.

- Bartek... czy ty na prawdę jesteś taki szczęśliwy?.
- Kapłaństwo to powołanie, w którym jedna z najważniejszych cnót, to samotność.
- Ty już nawet nie potrafisz mówić jak człowiek, nie chcę waszych formułek, chcę usłyszeć, co czujesz wewnętrznie. Ale tak... ty tego nie potrafisz i to jest przykre, że zachowujesz się nienaturalnie.
- Będziecie mi dalej wyrzucać?, nie chcę w ten sposób z wami rozmawiać.
- Zawsze jesteśmy za tobą, ale nie w tym przypadku. Chodźcie, zbieramy się. - czas który przeminął, odcisnął piętno w tym, że dotychczas nierozłączna paczka przyjaciół, teraz ich poróżnił nie do poznania.

Bartek siedział grzebiąc patykiem w rozżarzonym drewnie, do późna w nocy. Jego zaniepokojona matka, z czasem wyszła do ogrodu.

- Co tu robisz?, gdzie reszta?. - spytała zaskoczona, widząc tylko jego.
- Nie wiem co się podziało, ale czas bardzo nas poróżnił.
- Przyniosłam dla ciebie polar, jest już zimno.
- Mamo, chcę posiedzieć sam... idź proszę. - popatrzył na nią błagalnym wzrokiem.
- No dobrze, klucze masz w kieszeni. - poczochrała go po włosach i wróciła do domu.

Od razu założył polar na siebie, a ręce schował do kieszeni, z jednej z nich wyciągnął koloratkę, którą dwa dni wcześniej wcisnął tam w pośpiechu, zamyślił się na tyle, że bezwarunkowo wypadła mu z dłoni, on tym samym tego nie zauważył, dogasił ognisko kubłem wody i po drugiej w nocy wrócił. Po cichu wszedł do domu, zaglądając do sypialni mamy, uśmiechnął się widząc ją jak spokojnie śpi, przeszedł do łazienki, tam opłukał twarz, rozebrał się i położył się spać w przygotowanym dla niego łóżku.






środa, 23 listopada 2016

- Chce ksiądz już iść?. - spytała, opierając się o niego.
- Zostanę tu tyle, ile będziesz chciała.
- Dlaczego ksiądz to robi?.
- Nie zostawię cię tu samej.
- I nie boi się ksiądz?. - spytała szybko.
- Ale Gosia, czego ja mam się bać?, to coś złego, że z tobą rozmawiam?, że cię wspieram?.
- Oczywiście, że nie, no ale...
- Posłuchaj, krytyka zawsze się znajdzie, ale to od nas zależy, kiedy powiemy temu "stop". - spokojnie wyjaśniał, dodając jej tym samym otuchy.
- Rozumiem, ym... jestem za to księdzu bardzo wdzięczna.
- Wiem, przecież cały czas to mówisz. - zaśmiał się, kładąc rękę na jej skroni.
- To idziemy, nie?. - odezwała się, przerywając niezręczną ciszę.
- Dobrze idziemy... co teraz będziesz robić?.
- Niestety nie mam planów, pewnie wrócę do domu i bachnę się spać.
- Ej! to śpioch z ciebie. - szturchał ją śmiejąc się.
- Tak to jest, jak nie ma się na siebie pomysłu.
- Gosia, więcej optymizmu, może masz jakieś pasję, które chciałabyś rozwijać?.
- Nic szczególnego...
- Jesteś bardzo nieśmiała, ale skoro nie chcesz mówić, ja tym bardziej nie będę naciskał.

To prawda, dziewczyna mimo tego, że cały czas chciała przebywać u jego boku, czuła się przy nim speszona i nieśmiała, chwilami sama nie wiedziała jak się zachować. Tak mijały tygodnie, Gośka coraz bardziej przywiązywała się do młodego wikarego, a on coraz bardziej jej się oddawał. Ich powoli rozwijająca się ku sobie zażyłość nie przechodziła obojętnie, proboszcz parafii w tej sprawie był zobowiązany interweniować.

- Bartku, poproszę cię do biura po mszy...
- To coś pilnego?. - spytał zatrzymując się w drzwiach.
- Myślę, że tak, dwa razy nie będę prosił, po prostu masz przyjść. - powiedział stanowczo.

Bartek po mszy, zagryzł zęby i posłusznie wszedł do biura, czekając na proboszcza.

- O Bartek, już jesteś, to dobrze. - wszedł zatrzaskując drzwi nogą.
- To jakaś ważna sprawa, więc słucham księdza proboszcza, o co chodzi?.
- Hm... a ty nie wiesz?.
- Nie mam pojęcia. - grał na zwłokę.
- To ja ci uświadomię, Gosia tak?, tak ma na imię?. - zaczął stanowczo.
- Ale co ona ma wspólnego z naszą rozmową, czy coś złego zrobiła?.
- ONA JEST, o to, co złego zrobiła. - popatrzył na niego opierając się na pięściach.
- Ja proboszcza przepraszam, ale ja na prawdę nie wiem, o co chodzi.
- Bartku, moja prośba jest jedna, zerwij z nią kontakt, proszę.
- Żartuje proboszcz?. Czy ja, lub ona zrobiła coś złego?. - mówił coraz bardziej poddenerwowany.
- Myślę, że nie...
- ...Tak! i dobrze ksiądz myśli. - przerwał mu, wchodząc w zdanie.
- Zrozum, że będzie afera, a ja cię ostrzegam, póki to nie doszło do kurii.
- Nie musi mnie ksiądz przed niczym ostrzegać ponieważ, jestem niewinny.
- Bartek, na Boga!, jeśli się nie zastosujesz, to wybacz, ale to JA zainterweniuje do kurii.
- I co ksiądz powie?, że przyjaźnie się z kobietą?, czy to jest powód do ewentualnego przeniesienia?.
- Pamiętaj, że dla twojego dobra. Ty przecież wybrałeś posługę Chrystusowi.
- Tak i słysząc te oskarżenie, nie wiem, czy to nie był błąd. - wybuchł, tym samym wstawiając proboszcza w osłupienie.
- I nie mam ochoty prowadzić dalej tej chorej rozmowy, po prostu nie. Nie dam ani sobie, ani jej weprzeć czegoś, co nigdy nie miało miejsca.

 Kipiący ze złości wyszedł, żwawie wbiegając na piętro, zamknął się w pokoju, odcinając się tym samym od wszystkiego. Uklęk na klęczniku mocno zakleszczając dłonie w modlitwie, był poddenerwowany, nie dopuszczał do siebie walących się na niego oskarżeń.

= Czy to dla jej dobra, czy przez swoją własną pychę, mam skończyć tą znajomość?= - bił się z myślami, szukając jakiegokolwiek rozwiązania z tej niekomfortowej sytuacji.

 Kiedy Bartek ochłonął, zszedł na dół i  pod presją poprosił proboszcza o urlop, on oczywiście się zgodził, ten następnego dnia się spakował i wyjechał do swojego miasta rodzinnego, czuł się źle z tym, że nic nie mówi o swoim wyjeździe Gośce, ale z drugiej strony nie chciał jej tym martwić.

- Cześć mamo. - niezapowiedziane stanął w progu domu.
- Bartek?, co ty tu robisz?, przecież nic nie...
- Taka niespodzianka, muszę odpocząć. To mogę wejść?.
- Tak, chodź, chodź, ty zawsze potrafiłeś sprawiać mi niespodzianki. - utuliła go ze szczęścia.

Kobieta długo rozmawiała z synem, zeszła na bardziej poważny temat, widząc jak ten bezmyślnie miesza w herbacie.

- Bartek, zachowujesz się bardzo nienaturalnie, co się dzieje?.
- Nie, nic. Mamo, lepiej opowiadaj, co u ciebie?. - oderwał nagle wzrok, od kubka z herbatą.
- Przestań, przecież widzę, że coś jest nie tak.
- Jestem zmęczony tym wszystkim, dlatego wziąłem urlop. - wyjaśnił krótko.
- Nigdy się tak nie zachowywałeś...
- Mamo, proszę.
- Kocham cię, to i też martwię się o ciebie.
- Rozumiem cię, ja także cię kocham, pozwól teraz, że pójdę do pokoju, okej?. - pochylił się nad nią, całując ją w policzek.
- Tak, tak, idź.

Bartek rozpakował torbę, wkładając rzeczy do szafy wpatrywał się w telefon, ku jego zdziwieniu nie miał ani wiadomości, ani nieodebranych połączeń, także od Gosi, co go zastanowiło. Szybko przerwał rozmyślanie słysząc wołanie z kuchni.

- Bartku siadaj do obiadu, posłuchaj, pomyślałam abyś się wyrwał i spotkał się ze swoimi dawnymi przyjaciółmi.
- Masz rację, to będzie dobry pomysł. - skinął, nabierając sosu.
- Naprawdę tak myślisz?.
- Taak, przecież dawno się z nimi nie widziałem, myślę, że pora odnowić kontakty. - powiedział, pełen optymizmu.















poniedziałek, 7 listopada 2016

Bartek na ambonie patrząc na Gośkę, ze szczerym uśmiechem przywitał wszystkich przybyłych, dziewczyna to zauważyła, ale szybko spuściła wzrok. Rozważanie Bartka do niedzielnej ewangelii bardzo ją zaciekawiło, a w którym momencie by na niego nie spojrzała, on patrzył w jej stronę. Robiło jej się z tego powodu nieswojo, ponieważ obok niej siedzieli też inni, którzy ewidentnie to widzieli.
Kiedy przyszło przygotowanie do eucharystii, Gośka uważnie obserwowała Bartka, który w skupieniu, w dłoniach trzymając hostię szepcze pod nosem swoje formułki. Z jego wyrazu twarzy można było wyczytać silne skupienie, wzruszenie i wielką wiarę w to co robi, widziała ona w nim człowieka pełnego nadziei, przez co w głowie miała kompletny mętlik.
= Lubi mnie, to mi powinno wystarczyć, pewnie kocha ponad życie, to co robi, a ja nie mam prawa mu tego zabrać.= - obserwując go, biła się z myślami. Po skończonej Mszy, wyszła przed zakrystię, czekając na Bartka.

- O Gosia, witam cię.
- Szczęść Boże.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę, że przyszłaś. - zagadał do niej, odchodząc na bok. - Ale stało się coś?. - dodał od razu.
- Niee, jest w porządku.
- Ja myślę. - pogroził jej żartobliwie palcem. - Słuchaj, nie chciałabyś przyjść do spowiedzi?.
- Pyta ksiądz dlatego, że nie uczęszczam do eucharystii, tak?.
- Mhm. - przytaknął, zaplątując ręce na piersi.
- Niech mnie ksiądz nie zrozumie źle, ale nie jestem w stanie...
- Jeśli to zaniedbałaś, to wiadome, że teraz paraliżuje cię strach, ale na prawdę warto się w sobie zebrać i oczyścić sumienie.
- Tak wiem, ale to chyba jeszcze nie mój czas. - patrząc na niego, nagle uciekła wzrokiem.
- To głowa do góry. Wybacz, ale mam sporo pracy, jednak jeśli byś potrzebowała pomocy, to wiesz gdzie mnie szukać.
- Dobra, dziękuję.
- I przestań mi dziękować, nie ma za co, uwierz. - machnął ręką wchodząc na parafię.

Uśmiechnięta i zamyślona wróciła do domu, nie szukając pretekstu do konfliktu przysiadła do zadanego referatu. Była paskudna pogoda, więc nie było mowy o tym, aby cokolwiek ją wyciągnęło z domu, zrobiła sobie ciepłej herbaty i oglądając film wskoczyła pod kołdrę. Dziewczyna obudziła się przed czwartą nad ranem, do szkoły miała na ósmą, obróciła się na drugi bok i wtulając się w jaśka ponownie przysnęła.
Cały tydzień była brzydka, ponura pogoda, więc i zleciało to monotonnie, Gośka nie wychodząc z domu, tym samym nie widziała się z Bartkiem, miała chęć do niego napisać, pogadać z nim, ale od środka zżerał ją wstyd i przeświadczenie, że prędzej czy późnij może go tym zniszczyć.
W następny wtorek wypadała rocznica śmierci babki Gośki, ta była jej bardzo bliska, więc dziewczyna postanowiła sama pojechać na jej grób, nie idąc tym samym do szkoły.
Było zimno, ale w tym momencie nie było to dla niej istotne, zapaliła znicz i usiadła na ławeczce zacierając z zimna ręce.
W tym samym momencie po drugiej stronie cmentarza Bartek rozmawiał i podtrzymywał na duchu rodzinę wcześniej pochowanego chłopaka.

- Jeśli chcielibyście państwo porozmawiać, zapraszam, do mnie, lub do proboszcza.
- Jesteście dobrym księdzem, proszę nie zrozumieć mnie źle, ale ksiądz proboszcz widać, że jest już zmęczony, parafią i tym wszystkim.
- Tak, ale myślę, że ja jeszcze nie dorosłem do tego, aby prowadzić parafię. Teraz  proszę się uspokoić, wyciszyć... - w momencie zauważył dziewczynę siedzącą nad grobem, w której rozpoznał Gośkę. - Proszę mi wybaczyć, ale mam jeszcze jedną sprawę do załatwienia, myślę, że jednak się państwo przekonają i przyjdą na parafię.
- To my dziękujemy księdzu, do zobaczenia. - odeszli zaszlochani. Bartek zaczekał moment, aż wyjdą za bramę i udał się do dziewczyny.
- Gosia?, co tu robisz?. - podszedł do niej od tyłu, kładąc rękę na jej ramieniu.
- Eh, przyszłam na cmentarz, o tu, na grób babci. - Bartek chciał spytać o rodziców, dlaczego ich tu nie ma, ale w porę ugryzł się w język.
- Długo już siedzisz?.
- Będę tu tyle ile trzeba. - podtarła nos rękawem.
- To zmarzniesz, chodź już. - ona nie zareagowała, więc ten ją lekko pociągnął.
- Niech mnie ksiądz zostawi, okej?. Mi nie jest zimno, a ksiądz może sobie iść.
- Proszę, nie bądź nie miła.
- Życie. - uśmiechnęła się ironicznie.

Bartek zrobił znak krzyża, spuścił wzrok i zebrał się, żeby odchodzić, dziewczyna zauważyła to kątem oka i w porę złapała go za przedramię.

- No nie, niech ksiądz nie odchodzi. - przytrzymała go, zwracając tym jego uwagę.
- Ale?.
- Przecież wie ksiądz, co czuję... yym, no w sensie, że tu. Jestem roztargniona, mam huśtawki nastroju.
- Mówiłem ci gdzie masz przyjść, jeśli masz jakiś problem.
- Nie pójdę do spowiedzi... nie dam rady.
- Nie mówię o spowiedzi, przyjdź do mnie. - skinął głowa, dalej mając poważną minę.
- Ale nie, nie,  ja nie chce, wie ksiądz...
- Słucham?. - zaczął wyciągać od niej, do końca nie wiedząc o co chodzi.
- Matko, no nie wiem, jak ugryźć temat.
- Bo jestem księdzem. - odetchnął, patrząc w jej oczy.
- No. - odpowiedziała krótko.
- No?, Gosia, to, że noszę koloratkę, to znaczy, że już nie jestem człowiekiem, czy co?.
- Niech się ksiądz nie wkurza, ale jest mi dziwnie, niezręcznie, okej?.
- W tym wypadku możesz mi ufać bardziej, niż komukolwiek innemu.
- No właśnie, bo jest ksiądz, kapłanem... i taka to rola.
- Nie, to nie rola, to tak od serca.

Gośka nie potrafiła odmówić jego obecności, chciała, pragnęła, aby był obok niej, w ten sposób robiło jej się raźniej. Bartek także nie chciał już zostawiać jej samej, nie naciskał na powrót, póki ta sama się na to nie zdecydowała. Siedzieli razem jeszcze jakiś czas, aż w końcu dziewczyna zauważyła lekkie znużenie księdza, nie miała do niego o to pretensji, czuła wdzięczność, że został.


********************

Trzymajcie! Wpis może nie jest za długi, ale wyjeżdżam na parę dni, a nie chciałam was zostawiać bez niczego. :) Doceńcie te wypociny :D





sobota, 29 października 2016

Bartek nie widział nic złego w pocieszaniu dziewczyny, kiedy przypomniał sobie rozmowę z proboszczem, który przeklinał księży chociażby przebywających u boku kobiety, w momencie zapaliła mu się czerwona lampka.

- Gosia chciałbym ci pomóc, ale tutaj nie możesz zostać.
- Przecież wiem. - popatrzyła na niego odsuwając się nieco.
- Nie patrz na mnie krzywo, masz do kogo iść?. - spytał zatroskany.
- Zabieram rzeczy i wracam do domu.
- Poradzisz sobie?.
- Od początku jakoś sobie muszę radzić i dalej żyje, to o czymś świadczy, nie?.
- Tylko zewnętrznie starasz się być silna...
- Ta, rozgryzł mnie ksiądz. - wzruszyła ramionami
- Gosia, proszę, nie bądź na mnie zła, nic nie mogę zrobić.
- Rozumiem, rozumiem i nie mam pretensji, jest mi natomiast trochę głupio, że się przy księdzu tak rozkleiłam.
- Nic nie szkodzi, nawet powiem więcej, bardzo dobrze, ze te złe emocje z ciebie zeszły.
- A zapomniałabym... księdza rękawiczki, przywłaszczyłam sobie je, ale już oddaje.
- A no właśnie, a ja ich szukałem. - puścił jej oczko, lekko ją szturchając.
- Nie wiem jak się księdzu odwdzięczę. tyle robi ksiądz dla mnie dobrego.
- Wspieram cię, tylko to...
- Aż to, na prawdę. - uśmiechnęła się subtelnie, zapinając kurtkę.
- Na razie, z Bogiem Gosia. - wyszedł z nią na ganek, czekając aż ta zniknie za zakrętem, Bartek pragnął za nią się rzucić, zatrzymać ją, ale jakaś wewnętrzna siła nie pozwalała mu na to.

Gośka po wejściu do domu, nie czaiła się z tym, że wróciła, od tej strony było już jej obojętne, jak zahipnotyzowana przeszła do pokoju nie zwracając uwagi na rodziców.
Szybko przebrała się w piżamę, dopiła herbatę z rana, nakryła się kołdrą i chwile potem zasnęła.
Rano po przebudzeniu dziewczyna odczytała sms'a od Eleny, którym przyjaciółka zapraszała ją do siebie, Gosia od razu się zebrała, zjadła czekające na nią śniadanie, szybko ogarnęła delikatny makijaż i zostawiając na stole w kuchni kartkę do rodziców, wyszła. Przed domem czekała na nią już Elena.

- No hejoo, gdzie idziemy?. - przywitała przyjaciółkę ciepłym uściskiem.
- Chodź przez park, do mnie.
- Przez park?.
- To jedyna droga do mojego domu, ale skąd to twoje zdziwienie?.
- Daj spokój, szkoda gadać,
- Coś się stało?.
- No jak widzisz. - odpowiedziała z grymasem na twarzy.
- Widzę, ale o co chodzi?.
- Ten debil Krzysiek się na mnie rzucił.
- Zrobił ci coś?. - zszokowana wypaliła od razu.
- Eh, na szczęście nie...
- Nie rozumiem, na prawdę,
- Nie ma nic do rozumienia, w czas, jak gdyby wyrósł z ziemi Bartek, no ksiądz Bartek.
- Jezu, całe szczęście, tylko czemu znowu on?.
- Nie mam pojęcia... - spojrzała w stronę kościoła, bijącego na mszę.
- Gosia?, co jest?.
- Nic?, nawet nie wiesz, jak podniósł mnie na duchu. - spojrzała kolejno na przyjaciółkę i zegarek,
- Z pewnością, bo jest księdzem, taka jego rola.
- Elena nie tłumacz mi, bo sama dałaś mu mój numer, wariatko.
- Tak, a miałam mu wszystko tłumaczyć?. Tyle mi zaczęłaś o nim nawijać, więc pomyślałam, że będzie to dobry pomysł.
- Zdezorientowało mnie to, ale w głębi ducha się ucieszyłam.
- Tylko wiesz... mi nie chodziło o to, abyś teraz z nim romansowała.
- Ok, ok. Słuchaj ja już lecę.
- Już?, Gosia, no chyba nie idziesz...
- Tak, idę do kościoła... na razie, zgadamy się potem. - Elenie całkowicie zabrakło słów, kiedyś Gośka nie chciała słyszeć o kościele, a teraz?. Była pewna, że idzie tam tylko dla Bartka.

Dziewczyna przyszła do kościoła jeszcze przed czasem, zauważyła Bartka stojącego obok konfesjonału, rozmawiającego z proboszczem, przystanęła na chwilę, przez co Bartek uchwycił ją kątem oka.

- Bartek... co to za dziewczyna?. - proboszcz zaczepił go od razu, widząc jego nagły brak skupienia.
- Ym, nasza parafianka, nie?.
- Tak, proszę cię, skup się, ok?.
- Jasne, może proboszcz na mnie liczyć,
- Jeśli nie dałbyś rady powiązać obowiązków, to powiedz.
- Dobrze, idę się przygotować do mszy.

Gośka kierowała się do ławki, mijała proboszcza, który przejrzał ją wzrokiem z góry na dół, zrobiło jej się z tego powodu słabo, usiadła obok starszych pań, w skupieniu czekając na rozpoczęcie się mszy.
O równej dwunastej trzydzieści z zakrystii w towarzystwie trzech ministrantów wyszedł Bartek w zielonym ornacie.


***************
Przepraszam was, że znowu tak późno pojawił się kolejny post, mam swoje obowiązki, ale teraz w związku z Wszystkimi Świętymi, mam wolne w szkole i mam więcej czasu, żeby przysiąść do bloga. Mam nadzieję, że z wpisu na wpis podoba się wam coraz bardziej ;). Pozdrawiam!.







sobota, 15 października 2016

Przyszła sobota, a Gośka tak jak obiecała Elenie, umówiła się z Krzyśkiem, po obiadokolacji wypiła kawę i wyszła na spotkanie z nim.

- Cześć, streszczaj się, bo nie mam czasu, co jest grane?.
- Siadaj. - wskazała na najbliższą ławkę.
- Słyszałam, że zostawiłeś Kaśkę. - przeszła od razu do rzeczy.
- I co?.
- To ja pytam 'i co?'.
- Tak po prostu skończyłem ją kochać, a co?, posadzicie mnie za to na krześle elektrycznym?.
- Nikt nie chce wierzyć w to, że po czterech latach, nagle ci się odwidziało.
- No widzisz, a jednak. - wzruszył ramionami, głupkowato się śmiejąc.
- A ty dalej nie rozumiesz, nie?.
- Ej! co mam rozumieć?, nie dociera do was?!. - gwałtownie wstał z ławki, podnosząc ton głosu. - Nie kocham jej, Elena to fajna dupka, zmieniły mi się gusta.
- To moja przyjaciółka, więc nawet tak nie mów. - zerwała się za nim, przytrzymując go za ramię.
- Ha, już myślałem, że chcesz się ze mną spotkać w jakiś konkretnych sprawach. - popatrzył na nią szyderczym wzrokiem.
- Gnojek z ciebie!.
- Słuchaj no!. - złapał ją za ręce przyciskając do drzewa. - Może byś się nie wpieprzała z buciorami w moje życie, hm?. - przycisnął ją jeszcze mocniej, wciskając kolano pod jej krocze.
- Weź mnie puść, idioto!.
- A skoro Elena nie będzie chciała, to ty do mnie przyjdziesz, przecież kiedyś za mną biegałaś... - pochylił się nad nią, chuchając na jej kark.
- Kretyn z ciebie! zostaw mnie!. - zdając sobie sprawę, że chłopak może tak łatwo nie dać za wygraną, zaczęła się wyrywać.
- Ej!, co robisz?!. - W porę zza zakrętu wyszedł Bartek, odciągając Krzyśka za kurtkę. - Spadaj stąd!.
- Przecież idiotce bym nic nie zrobił, chciałem ją nastraszyć!.
- Zapomniałeś się chłopaku. - w złości złapał go za kołnierz.
- Przecież żartuje, ej!.
- Nie zrobię ci krzywdy. Nie ma cie, już!. - chłopak wyrwał się od Bartka, odchodząc w pośpiechu.

Bartek obrócił się zdenerwowany, patrząc na roztrzęsioną dziewczynę.
- Zwariowałaś?!
- Ale przecież... - zszokowana, nie rozumiała dlaczego Bartek na nią krzyczy, skoro nie jest niczemu winna.
- Nie, przepraszam, sam jestem w szoku. - przyciągnął ją do siebie, aby ta się uspokoiła. - Boże, jak dobrze, że wyszedłem... - Masz względem mnie dług wdzięczności, to może teraz ty mnie odprowadzisz, co?
- Mhm. - pokiwała głową, ocierając łzy z policzka.

Dziewczyna ze wzrokiem wlepionym w chodnik, w ogóle się nie odzywała, z resztą jak miała rozmawiać skoro nie wiedziała co powiedzieć o tej całej sytuacji, nie takiej rozmowy z Krzyśkiem się spodziewała, a miała go za fajnego, oczesanego kolesia.

- To ja już mogę iść, nie?.
- Tak, odprowadziłaś mnie, ale nie wejdziesz?.
- Jak to?, mogę?.
- Jestem do jutra sam na parafii, a naciskał nie będę.
- Ok, nie chce, żeby księdzu było przykro, więc na chwilę zostanę.
- Proszę, szału tu nie ma, ale rozgość się. - zapalił światło do swojego pokoju, odbierając od niej kurtkę,
- Powiesz mi, co się stało?.
- Widział ksiądz, nic dodać, nic ująć...
- Ale znasz go?.
- Tak chciałam z nim porozmawiać, a on się wściekł i się na mnie rzucił.
- Gdyby coś ci zrobił, rozszarpałbym go...
- Co?. - Gośka zdziwiła się słowami Bartka.
- Nie wiem dlaczego, ale od tego momentu kiedy cie zobaczyłem, czuje się za ciebie odpowiedzialny.
- Podobno każdy ma swojego anioła stróża, nie?.
- Też tak myślę Gosiu, też tak myślę. - popatrzył na nią, głaszcząc ją po dłoni.

Goska mimo tego, że nic nie robiła, poczuła wyrzuty, że w ogóle nie powinna przychodzić tu, gdzie praktycznie nikt nie ma wstępu, że jest to miejsce, które każdego intryguje i zastanawia, a ona i to jeszcze młoda kobieta, wchodzi od tak.

- Martwisz się czymś?. - spytał, zauważając jej skupienie.
- Nie odpowiem księdzu na to pytanie, bo obiecałam, że księdza nie oszukam.
- Ale to nie przeze mnie?.
- Już dawno chciałam o to księdza spytać.
- Tak?. - odłożył szklankę z wodą.
- Bo tego pierwszego dnia, pewnie ksiądz nie wie, ale ja to widziałam... dlaczego ksiądz uciekł w takim popłochu?.
- Aa, o to pytasz.
- Tak i chce wiedzieć, bo czuje się winna.
- Ty się nie masz prawa obwiniać, ale jeśli już pytasz, to ok, powiem... Tego dnia, twoja mama, wręczyła mi nie małą gotówkę, za to, że się tobą zaopiekowałem, zdenerwowałem się i wtedy także zrozumiałem twoje zachowanie.
- Ale chyba ksiądz tego nie wziął, co?.
- Nie, spokojnie, nie jestem z tych kapłanów, którzy służąc Chrystusowi ustawiają się na całe życie.
- Ja już chyba muszę wracać. - wtrąciła nagle.
- No dobrze, nie zatrzymuję cię, myślę, że się co do mnie nie zraziłaś...
- Eh nie. Lece, na razie,
- Z Bogiem, uważaj na siebie.

Gośka była za wrażliwa na to wszystko, idąc alejkami w stronę domu, rwące podmuchy wiatru osuszały jej łzy z policzków, była roztrzęsiona, do tego podłamał ją fakt, że rodzice i to jeszcze względem Bartka, zachowali się tak nie fair, jak najszybciej chciała to z nimi wyjaśnić.

- Jest ktoś?! - weszła do domu, zatrzaskując za sobą drzwi,
- Nie krzycz i co tak późno? - z sypialni wyszedł jeszcze nie śpiący ojciec Gosi.
- Matka śpi?.
- Tak, ale co się dzieje?.
- Wy na prawdę myślicie, że jeśli macie forsę, to od 'tak' możecie pomiatać tymi niżej społecznie??.
- Bądź rozważna, mamy dwudziesty - pierwszy wiek, światem rządzi pieniądz, a ty się jeszcze nie nauczyłaś?.
- Brzydzą mnie te podziały!, to wy się niczego nie potraficie nauczyć!. - wykrzyczała ze złości.
- Gdzie znowu idziesz?.
- Po co pytasz?, ciebie w szczególności jakoś nigdy to nie interesowało. - wyszła zabierając z komody rękawiczki Bartka, bo tam zamierzała iść.

Dziewczyna poszła dłuższą drogą, nie chciała iść przez park, bała się. Kiedy była już przed parafią, puściła sygnał Bartkowi, on zdziwiony spojrzał przez okno, zauważył stojącą dziewczynę przed drzwiami i od razu zbiegł jej otworzyć.

- Co tu robisz?.
- Nie chce wracać do domu. - odpowiedziała załamanym głosem.
- Nie będziemy tak stać, wejdź.
- Widzi ksiądz to?, ja już nawet nie mam czym płakać. - popatrzyła na niego, pochlipując.
- Jak ja ci mogę pomóc, co?.
- Nie wiem, po prostu nie wiem... - wzruszyła ramionami, chowając twarz w dłoniach. - Ja przyszłam tu, bo ufam księdzu, UFAM.
- Oj Gosiu, nie nadwyrężę tego zaufania, obiecuje. - podsunął się bliżej niej, kładąc jej głowę na swoim ramieniu. Bartek w tym momencie zdał sobie sprawę, że musi zadbać o dziewczynę, taka była jego rola, nie chciał być głuchy na jej głośne wołanie o pomoc.

*******************

Chciałyście (bo z pewnością zaglądają tu ino frele) więcej akcji z Bartkiem, więc proszę was bardzo, prośby zostały wysłuchane ;). Cieplutko pozdrawiam!, POKAŻCIE ILE WAS JEST. ^^
EDIT: Niektóre z was pisały, że tego typu historie są wam bliskie... więc jeśli któraś z was chciałaby pogadać prywatnie, to zupełnie nie ma problemu, wystarczy napisać, dajcie znać. :)))










poniedziałek, 10 października 2016

Gośka rano obudziła się z mocnym bólem brzucha i choćby chciała iść do szkoły, samo podniesienie się z łóżka sprawiło jej ból, więc nie było mowy aby tam szła.

G: Elena, nie będzie mnie dzisiaj, kiepsko się czuję. - wystukała szybko sms'a chcąc, aby przyjaciółka usprawiedliwiła ją u wychowawcy.
E: Niee, a tak serio?.
G: Co serio? nie wierzysz mi?.
E: Nie wiem...
G: Co ty w ogóle gadasz, przyjdź do mnie po szkole, proszę,

***

- No co jest?. - około trzeciej popołudniu w drzwiach stanęła Elena.
- Wchodź... to ja pytam, co jest?, co się dzieje?.
- Kojarzysz Krzyśka?.
- Tego co jest z Kaśką?.
- Był, czaisz?, napisał do mnie, że ją dla mnie zostawił...
- Coo ty gadasz?, to były takie gołąbeczki. - uniosła brwi ze zdziwienia.
- A no właśnie... heej to nie jest koleś dla mnie, a Kaśka się podłamała.
- To może ty pogadaj z Kasią, a ja jak spotkam tego byczka, to przemówię mu do rozumu, hm?.
- Dobra, o ile będzie chciała ze mną gadać.
- Nie ma, to tamto, nastraszyłaś mnie...
- Bo wiesz jak mi głupio, będziesz zakochana, ktoś ci "sprzątnie" faceta, to zrozumiesz. - przewróciła oczami.
- Czuje, że już wiem... - zacisnęła pięści.
- Nie rozumiem...
- Ja sama nie chce tego rozumieć.
- Chodzi o naszego księżulka, hm? - popatrzyła na posmutniałą dziewczynę, łapiąc za jej rękę. - Ale Gośka, wiesz, że to nie ma przyszłości?.
- Może jednak?. - podniosła oczy.
- Dziewczyno nie łódź się... - On ci nic nie da.
- Da mi miłość, której nie doświadczam.
- Tak?, a potem odejdzie, bo go przeniosą i to będzie koniec tej "miłości".
- Elena prooosze, nie bądź taką pesymistką, nie pamiętasz?, na początku sama mnie do niego ciągnęłaś "tak, idź do niego", "tak, porozmawiaj z nim".
- Ale raczej nie wiedziałam, że tak się w to wkręcisz. - Gosia, zawszę będę za tobą stała murem, ale nie w przypadku, kiedy wiem, że będziesz cierpiała przez tego kolesia.
- Skąd możesz wiedzieć!?.
- Nie zachowuj się jak dziecko we mgle, życie to wredna suka, która nie daje za wygraną. - Gośka nie wytrzymała presji i wybuchła płaczem, wtulając się w poduszkę.
- Laska, weź się w garść, bo to dopiero początek... - wychodząc z jej pokoju, popatrzyła na rozżaloną dziewczynę.

Gośka dalej leżała w łóżku, zagryzając pięści i nie widząc sensu wstawania. Po godzinie osiemnastej dostała sms'a pewna, że to Elena, podniosła telefon, ale numer był jej nie znany.

     " Jak się czujesz?" - po odczytaniu wiadomości, była pewna, że to pomyłka, nie było to dla niej problemem, żeby odpisać.
G: " Przepraszam, ale to chyba pomyłka".
     " Absolutnie ;) z tej strony ksiądz Bartek". - Gośkę w momencie otrzeźwiło, zagadką dla niej było skąd on może mieć jej numer.
G: "Spytam dla porządku, po co księdzu mój numer?"
B: "Ale jeśli to problem, to przepraszam..." - dziewczyna wyczuła, że Bartek zaczyna się wycofywać, a tego nie chciała, więc szybko mu odpisała.
G: " Nie, nie, żaden problem. po prostu chcę wiedzieć".
B: " Jestem kapelanem w szpitalu, wracałem i napotkałem twoją koleżankę."
G: " I co?, ona tak po prostu dała księdzu mój numer?."
B: " No nie... zaczepiłem ją, ona stwierdziła, że wraca od ciebie, widziałem ją z tobą kilka razy,  dlatego spytałem, co u ciebie słychać, na to ona odpowiedziała, że kiepsko, chciałem dopytać, ale spisała twój numer i mi wręczyła. Od cała historia..."

Gośka poczuła złość na przyjaciółkę, którą jednocześnie przeważało szczęście.

B: " Tak, masz prawo się pogniewać, nie powinienem".
G: " No haloo, czego ksiądz nie powinien?, napisać do mnie?, nic złego ksiądz nie robi, a wręcz przeciwnie, interesuje się ksiądz swoimi parafianami i to się chwali ;)".
B: " Skoro tak myślisz i co najważniejsze, nie gniewasz się na mnie, to mamy sprawę zamkniętą".
G: " Pytał się ksiądz jak się czuję?. Już lepiej, o wiele lepiej." - to że odważył się do niej odezwać, podniosło ją na skrzydłach.
B: "Cieszy mnie to... i co, będziemy tak pisać?, może wyjdziemy jak normalni ludzie i porozmawiamy.
G: "Pewnie ;) za piętnaście minut obok parku?."
B: "Czekam!." - Gosia dalej źle się czuła, była słaba, ale nie chciała tracić okazji na spotkanie się z Bartkiem. Żywię wyskoczyła z łóżka, wpadając do łazienki i szczotkując włosy.
Dostała takiego powera, że zebrała się szybciej niż zwykle, co przykuło uwagę jej rodziców.

- Gdzie się zbierasz?, jest późno.
- Tatooo, nie przesadzaj. Ymm idę do Eleny. - skłamała bez zastanowienia.
- Leć, tylko nie wracaj późno... - wepchnął jej do ręki pięćdziesiąt złotych.
- Nie dzięki. - od niechcenia schowała do tylnej kieszeni, wybiegając przez uchylone drzwi.

Podbiegając pod park zauważyła wyprostowanego jak struna Bartka, przeczesującego ręką włosy, chwilowo się zatrzymała, wpatrując się w niego, Bartek gwałtownie się obrócił uśmiechając się od ucha do ucha widząc dziewczynę. Podszedł do Gośki wolnym krokiem, a jego mina momentalnie spoważniała.

- Źle wyglądasz... Jesteś blada i masz czerwone oczy, to od płaczu?
- Niee, choróbsko mnie wzięło. - zakasłała symulacyjnie.
- Przynajmniej mnie nie oszukuj, proszę. - zdjął rękawiczki i wręczył Gośce, widząc, że jej ręce są czerwone i skostniałe z zimna. Dla Gośki ten gest był wart miliony.
- Dlaczego nie napisałaś, że jesteś w tak fatalnym stanie?, chcesz się rozłożyć na dobre?.
- Wole być tu z księdzem, niż siedzieć w domu i słuchać wiecznych zażaleń odnośnie Bóg wie czego...
- Rozumiem. - spojrzał na nią, wyczytując z niej ból i tęsknotę.
- Gosia, nie ma o czym mówić, wracaj do domu, nie chcę się przyczyniać do tego, żebyś cierpiała.
- Chociażbym miała się męczyć chorobą, to i tak jest tego warte. - wydukała jak katarynka, głębiej się nie zastanawiając co mówi.
- Nie mów tak, chodź wracamy. - złapał za jej ramie, delikatnie ją pociągając. - Dlaczego się nie odzywasz?, jesteś zła?.
- Inaczej sobie to wyobrażałam, a ksiądz mi każde wracać do domu.
- Nie każę, ale nie chce, żebyś się rozchorowała. A wyobrażać sobie Bóg wie czego też nie możesz.
- Czyli nie ma w co brnąć... - wymamrotała pod nosem, Bartek szedł ze wzrokiem wklejonym gdzieś daleko, a Gośka co chwila na niego spoglądała, jednak on tego wzroku pożądania nie odwzajemniał.
- Masz szkliste oczy, już się zaczyna. - uśmiechnął się, szturchając ją ramieniem.
- Gorzej być nie może i na prawdę jest ksiądz pewien, że to przeziębienie?.
- Nie wiem co ci jest, nie chcesz się przede mną otworzyć. - wzruszył ramionami.
- Albo nie chce, albo się boję. - popatrzyła na niego pogardliwie, szukając kluczy do domu.
- To znaczy, że mamy sobie jeszcze dużo do wytłumaczenia, tak?
- Się zobaczy, do zobaczenia. - weszła na podwórko, patrząc jeszcze na niego przez kraty furtki.
- Jesteśmy w kontakcie, na razie.

Gosia osłabnięta weszła do domu, zamknęła za sobą drzwi i popatrzyła na ręce, które były jeszcze w rękawiczkach Barka.

- Kuuurcze, zapomniałam mu oddać.
- Komu, co oddać? - z kuchni w szlafroku wyszła matka Gośki.
- Ymm, no widzisz, rękawiczki oood... kolegi.
- Jesteś wcześniej niż myślałam.
- No patrz jak wyglądam, przeceniłam swoje siły, jestem padnięta. Zrób mi herbaty z cytryną, proszę.
- Dobra, zaraz przyniosę ci leki, a ty do wyra.
- Okeej. - otarła się o nią, zabierając z lodówki serek homogenizowany.

Gośka po wejściu do pokoju szybko przebrała się w pajaca, ciuchy wrzuciła do szafy i wskoczyła pod pierzynę. Wypiła ciepłą herbatę i w wyciszeniu zasnęła.








czwartek, 29 września 2016

- O siema Gocha, przepraszam cię, że nie mogłam ci poświęcić czasu, ale dziadek się rozłożył, jest już w takim wieku, no sama rozumiesz. - w drodze do domu spotkała ją Elena.
- Luzik, nic się nie stało. - machnęła ręką, zadowolona po rozmowie z Bartkiem.
- Heeej, widzę, że jesteś w dobrym humorze, co jest?, mów ciotce. - szturchała ją, wyciągając od niej odpowiedz.
- Serio mam ci powiedzieć? ok, ok... widziałam się z Bartkiem.
- Z tym księdzem? - skrzywiła się.
- Ejj, sama mnie namawiałaś żebym do niego poszła...
- Racja, mów dalej.
- A no ii co, nooo. Porozmawiałam sobie z nim. - kontynuowała.
- Tylko?.
- Przepraszam jakie tylko?, jak na początek, to już dużo, jestem tak mega podekscytowanaaa.
- Ha, widzę, widzę, z resztą tobie nie trzeba dużo do szczęścia. - trącała ją.
- Wiesz co?, chyba mu powiem, żeby przy mnie nie chodził, w tym czarnym wdzianku. W ogóle to do niego nie pasuje, czaisz?. powiedziała pół poważnie.
- On uważa inaczej, skoro taką drogę wybrał.
- Może coś się stało, albo to ktoś na niego wpłynął, hm?
- A co ty mnie pytasz?, Fajny z niego facet, racja. A jak tak dobrze ci się z nim rozmawia, to dlaczego go nie spytasz?.
- Przyjdzie i na to czas, niech nabierze do mnie więcej zaufania, bo nie fair go potraktowałam, kiedy on tak przy mnie czuwał... Nie wiem, pomyślał, że jestem niewyżytą zołzą, czy coo. - dumała.
- Taak, niewyżyta to ty jesteś, fakt.
- Aś głupia jest, jeszcze się do mnie przekona, zobaczysz. - puściła jej oczko, wchodząc do ogrodu.

Gośka, weszła do domu, było cicho, norma, rodziców jak zwykle nie było, zrobiła sobie herbaty i przysiadła do książek, bo następnego dnia mogła się spodziewać sprawdzianu z Gegry.
Co z tego, że się uczyła, była pewna, że sobie poradzi, kiedy w jej głowie, co chwile pojawiał się Bartek. Czuła, że przestaje nad tym panować, już chciała mieć go na własność, chociaż znała go od kilku dni. Blisko niego, czuła, że wewnętrznie się topi, a każda rozmowa z nim kończyła się niedosytem. Chciała się jak najszybciej uspokoić, zalała wannę wodą, tam odpoczęła.

- Gosia, jedziesz do szkoły?.
- Nooo, zaraz... - niezdarnie zgramoliła się z łóżka, dopijając wodę z butelki.
- O której będziesz w domu?.
- A że to do mnie?. - zatrzymała się przed drzwiami, zdziwiona pytaniem matki.
- Gośka, skończ.
- Czego chcesz?, po prostu jestem zdziwiona, jakoś rzadko cię to interesowało...
- Tak więc?.
- Tak więc o 15:20, chyba, że dziewczyny mnie gdzieś zaciągną. Lece, bo się spóźnię, narka.

***

- Co z tobą? - przysiadła przy Elenie, zaniepokojona jej stanem.
- Kiepsko się czuję.
- To do higienistki!, bo cię sama tam zatargam.
- O to chodzi, że jej nie ma, ale ok, przeżyje.
- Na pewno?
- Taak... - skrzywiła się wstając z ławki.

Lekcje zleciały swoim tempem, Gośka nie odstąpywała przyjaciółki na krok, po lekcjach dalej nie chcąc jej zostawiać samej, zaprowadziła ją do domu i tam czekała z nią na powrót jej mamy z roboty.

- Lepiej się czujesz?. - usiadła obok niej na łóżku, podając jej kubek z herbatą.
- Mhm... kochana jesteś, wiesz?.
- A wczoraj jeszcze mówiłaś, że jestem niewyżyta. - zaśmiała się, przeglądając telefon.
- Bo ci chłopa trzeba. - przekręciła się na bok, pokaszlując.
- Tak?, to pokaż mi takiego, który by mi odpowiadał.
- Ja już wiem, który to ci odpowiada. Pan mieszkający przy Brynicy 3, niee?.
- Mówisz o Bartku?.
- No a jest tam drugi taki ksiądz?, nie kłam, widać, że o kolesiu nie potrafisz zapomnieć.
- On też uważa, że po moich ślepskach wszystko widać, w ogóle, jestem strasznie zmieszana tą całą sytuacją...
- Wiesz, że czego byś nie zrobiła, nigdy cię nie zdyskryminuję, co najwięcej dam ci reprymendę, jeśli wplątasz się w gówno. - pogroziła jej żartobliwie palcem.
- Wiem, wiem. Dzięki. - uśmiechnęła się, mocno ją przytulając. - Jenyyy, znowu matka się dobija, miałam być po lekcjach.
- To dlaczego nie mówiłaś?.
- No hej, nie zostawiłabym cię, tak?.
- Nie ma o czym mówić... leć do domu, patrz, moja za chwilkę będzie. - pokazała jej telefon z sms'em.
- Dobra, dobra, ale gdyby coś, to dzwoń.
- Pewnie, narka, papa.

Gośka zarzuciła na siebie kurtkę i szybkim krokiem poszła do domu. Rodzice, zmienili plany w ostatniej chwili, jak zawsze, interesy były ważniejsze, co nawet jej nie zdziwiło, więc na nic nie zważając, resztę dnia spędziła leniwie przed telewizorem.





piątek, 23 września 2016

Dziewczyna wcześnie rano się obudziła, leżąc na łóżku długo myślała czy iść na niedzielną mszę, była daleko od kościoła i wszystkiego co z nim się wiązało, ale z drugiej strony był tam Bartek, którego miała pragnienie zobaczyć. Rozmawiała z Eleną, chciała żeby ta, poświęciła jej trochę czasu, niestety jej przyjaciółka musiała odmówić, Gośka nie miała co ze sobą zrobić, poprawiając sobie humor tym, że może zobaczyć się z Bartkiem, po chwili leniwie wstała z łóżka, zaścieliła je, nie śpiesząc się zjadła śniadanie i poszła się przebierać do pokoju.

- A ty gdzie idziesz?. - ojciec Gośki przejrzał ją z góry na dół.
- Ym... do kościoła. - odpowiedziała nie pewnie.
- Sama, czy z kimś?.
- To przesłuchanie?
- Tak, bo ci nie wierze...
- To może najwyższy czas było by mi zaufać?. - wyszła w pośpiechu, trzaskając drzwiami.

***

- Oo jednak jesteś. - ksiądz Bartek, przeciągnął Gośkę na bok.
- Nie chce siedzieć w domu i to sama...
- Co się stało?.
- Mam znowu zgrzyt z rodzicami, szkoda gadać.
- Przepraszam cię, ale muszę iść się przebrać, jeśli zechcesz, to przyjdź po mszy do zakrystii. - zachęcał.
- No może. Yy... zobaczę. - odpowiedziała nieśmiało, w głębi będąc zdecydowaną.
- Do zobaczenia. - machnął ręką, wbiegając do zakrystii.

Gośka odetchnęła, poprawiła koszulkę i  weszła bocznym wejściem, stanęła przy drzwiach, przez całą msze była spięta, mimo tego Bartek nie spuszczał jej z oka. Msza zleciała płynnie, po komunii dziewczyna poczuła się paskudnie, że przychodzi tylko dlatego żeby zobaczyć się z Bartkiem, zamyśliła się na tyle, że otrzeźwił ją dopiero tłum, cisnący do wyjścia po skończonej mszy.
Szybko przecisnęła się przez drzwi, wybiegając w pośpiechu.

- Ej, a ty gdzie?. - w czas na jej drogę wyszedł Bartek,
- W ogóle nie wiem po co przyszłam na msze...
- Nie rozumiem.
- Nie musi ksiądz rozumieć.
- Heej, nie puszczę cię póki mi nie powiesz, co się stało. - powiedział stanowczo, stając na jej drodze.
- Nie chciałam tu przychodzić, ok?.
- Mogłaś wczoraj powiedzieć, siłą bym cię tu nie zaciągnął.
- W pewnym sensie nie chciałam robić księdzu przykrości.
- Co? dlaczego?.
- Eh... dlaczego mi ksiądz od razu nie powiedział, że jest duchownym?.
- Byłaś już wystarczająco zszokowana, a gdy powiedziałaś, że nie ma Boga w twoim życiu, pomyślałem, że byłby to zły pomysł, ponieważ nie chciałabyś mojej pomocy. - tłumaczył nerwowo.
- Może ja taka nie jestem?, jeszcze mnie ksiądz nie znał...
- Racja, teraz widzę jaka jesteś i dlaczego tak było.
- Co?... - nie rozumiała przenikliwości Bartka.
- Po twoich oczach wszystko widać. Rodzice, prawda?.
- Boli mnie ten temat, dlatego nie chce o tym rozmawiać. - odsunęła się gwałtownie.
- I dlatego ja to uszanuje, hm?. - popatrzył w jej rozszerzone źrenice, w momencie ja uspakajając.
- Dziękuje.
- Już rozumiem, to dlatego tak zareagowałaś kiedy mnie tu zobaczyłaś? - odezwał się po chwili ciszy.
- No niech ksiądz zrozumie, to było ostatnie co przychodziło mi do głowy...
- Dobrze, spokojnie. - uraczył ją miłym uśmiechem.

Oboje zmienili temat na bardziej dogodny obojgu, Bartek w wielkim skupieniu i zaciekawieniu, słuchał jej zainteresowań i pasji, o których opowiadała z iskierką w oku. Wpatrzeni jeden w drugiego, stracili rachubę czasu.

- Jejku, patrz która godzina, musiałbym iść spowiadać. - spojrzał na zegarek w lekkim szoku.
- To przez to, że tak fajnie nam się rozmawia. - na jej twarzy pojawił się zarys uśmiechu
- Aa wiesz, że w to nie wątpię. Miło mi się z tobą rozmawiało i dalej bym to robił, ale jestem przez tydzień sam na parafii i chcąc czy nie, muszę iść spowiadać.
- Ale nawet niech się ksiądz nie tłumaczy... Jutro szkoła i z mojej strony także by się przydało przysiąść.
- To zróbmy tak... ty trzymaj za mnie kciuki, abym podołał temu wszystkiemu, a ja będę ciebie wspierał duchowo w twoich obowiązkach. - uśmiechnął się szeroko.
- Wystarczy, że ksiądz będzie. - żegnając się, uścisnęła jego zimną dłoń.
- Czyli jesteśmy zgadani, trzymaj się. - mocniej uścisnął jej dłoń, jak gdyby nie chcąc jej puszczać.

Gosia jeszcze chwile stała, patrząc na mężczyznę w sutannie powiewającej na wietrze, znikającego za rogiem czerwono - ceglanego kościoła.

***

Jeszcze raz sorry za tą przerwę, myślę, że wpis się podoba ;) Pozdrawiam.

czwartek, 8 września 2016

Gośka na rehabilitacji w ogóle nie potrafiła się skupić na tym, co mówił do niej fizjoterapeuta, po wyjściu Elena zaniepokojona nagłą zmianą nastroju przyjaciółki, zaczęła dopytywać.

- Gosia, serio marnie wyglądasz, powiesz co się stało?. - Gośka ze wzrokiem wlepionym w chodnik, dalej szła bez słowa.
- No heej!, mówię do ciebie. - zatrzymała ją, podnosząc jej brodę.
- Dobra, słuchaj... - zaczęła niepewnie. - Ten koleś, który był ze mną w Zakopcu... to on.
- Kto on?.
- Elena, ten ksiądz, który nas zaczepił, to on!, Bartek!. - mówiła poddenerwowana.
- Co ty gadasz? i co?
- Jak to i co?, wszystkiego się spodziewałam, ale nie, że będzie duchownym, chociaż i to przechodziło przez moją głowę, analizując jego zachowanie.
- Nie wiem jak to skomentować, ale to nie koniec świata, nie?.
- Uwierz, że dla mnie tak. - spuściła głowę.

Elena powoli przypominała sobie rozmowę z przyjaciółką, dzień po jej przyjeździe.

- Idź do niego. - wypaliła, bez chwili zastanowienia.
- Głupia jesteś? powtarzam! on jest księdzem.
- Ale dalej mężczyzną.
- Elena... na jakim ty świecie żyjesz?, daj mi na razie spokój, pa. - machnęła ręką wchodząc do domu.

Po chwili dostała sms'a
E : Gośka, przepraszam, ale sama wiesz, że mówię to co myślę.

Dziewczyna wyłączyła telefon i rzuciła do na fotel, sama położyła się i mocno wtuliła w poduszkę.
Gośka leżała na łóżku gapiąc się w pustą ścianę, przypominając sobie te krótkie chwile z Bartkiem oraz słowa Eleny.
Tak, to racja, chciałaby go zobaczyć, otwarcie z nim porozmawiać, ale odpychał ją ten biały kartonik na jego szyi.
Nie mogła iść tak po prostu do parafii i go zaczepić, przede wszystkim brakowało jej odwagi. Mogło to trwać długo, ale postanowiła poczekać aż sami przypadkiem się spotkają.
Po miesięcznej rehabilitacji Gośka zaczęła swobodnie chodzić, żeby to uczcić, Elena zaprosiła ją do kina, na super komedię z Jimem Carrey, po filmie postanowiły iść do knajpy, gdzie dołączyła do nich reszta wspólnych znajomych.

- Idziesz dalej z nami?. - zachęcali Gośkę do nocnych baletów.
- Niee... ja już mam dość.
- Ok, my nie naciskamy.
- Dlatego idę do domciu, widzimy się w poniedziałek, na razie kochani. - uściskała wszystkich i sama poszła w stronę domu.

Zapadał mrok, dziewczyna ze słuchawkami w uszach i rękoma w kurtce szła równym krokiem przez szpaler drzew.
Gośka myślami była zupełnie gdzie indziej, nagle poczuła uścisk na swoim przedramieniu.

- Ty mnie znowu nie poznajesz? - Gosia zdjęła słuchawki i podniosła głowę.
- A, to ksiądz. - uśmiechnięta od ucha, do ucha, nie ukrywała swojej radości widząc Bartka.
- Tak, to ja. - uśmiechnął się równie szeroko, rozkładając ręce.
- Następnym razem może niech mnie ksiądz nie straszy, okej?
- Słucham??, jestem aż tak brzydki?.
- Kurcze, jest już ciemno, a to miejsce nie cieszy się dobrą sławą...
- Jestem tu od niedawna, ale to racja, więc gdzie idziesz?.
- Gdzie o tej porze mogę iść?, tylko do domu. - przewróciła oczami.
- W takim razie jeśli się boisz, odprowadzę cię. - skinął lekko ręką.
- W sumie jak to nie będzie problem, to okej.
- Żaden, chodźmy, jak z twoją nogą?.
- Jest super, rehabka daje oczekiwane efekty, od razu jestem żywsza. - Gośka opowiadała pełna optymizmu.

Czuła się strasznie wyluzowana przy Bartku, praktycznie mimo dziesięciu lat różnicy nawijali na tych samych falach.
Po głowie dziewczyny cały czas odkąd dowiedziała się, że Bartek jest księdzem chodziło jedno, bardzo nurtujące ją pytanie, dlaczego od razu jej nie powiedział, że jest księdzem, tylko unikał tematu jak ognia.
Nie chciała zasypywać go pytaniami, a przy okazji psuć atmosfery, wolała odłożyć to, na bardziej dogodny dzień.

- Jeszcze raz dzięki za rozmowę, no i że mnie ksiądz odprowadził. - zacisnęła wargi przegrzebując kieszenie w poszukiwaniu kluczy.
- Pamiętasz co ci powiedziałem w aucie?, że możesz zawsze się do mnie zwrócić, tak?
- Tak, tak.
- Będę ci to powtarzał do znudzenia, póki przestaniesz mi cały czas dziękować, bo na prawdę nie ma za co, od tego w końcu jestem. - wzruszył ramionami.
- Mhm, będę pamiętać, dobrej nocy. - obróciła się, otwierając furtkę.
- Czekaj, jutro niedziela, będziesz na mszy?.
- No nie obiecuję, jeśli znajdę czas... ale i tak do zobaczenia, niech ksiądz na siebie uważa.
- Z Bogiem. - uśmiechnął się do niej przez ramię, czekając, aż bezpiecznie wejdzie do domu.

Gośce mimo chłodu na dworze zrobiło się gorąco, tak swobodnie z nim rozmawiała, jak gdyby znali się od dawna. Cała w skowronkach weszła do domu, rodzice już spali, nie zapalając światła wślizgnęła się do swojego pokoju, do późna oglądała telewizję aż zasnęła.




niedziela, 28 sierpnia 2016

- Tato, zabierz mnie do pokoju, nie mam nawet chęci rozmawiać.
- W takim razie nie będę pytał, odpoczywaj. - położył ją na łóżku i wyszedł, z pokoju, zostawiając lekko uchylone drzwi.

Dziewczyna pomału rozebrała się, ciuchy rzuciła pod szafę i w samej bieliźnie zasnęła.
Nie czuła ani głodu, ani pragnienia, chciała poznać bliżej Bartka, tylko jak, jak nawet nie wie gdzie go szukać, łatwiejsze od tego było po prostu o nim zapomnieć.

- Gosia...
- Mamuś, jeszcze chwila. - przekręciła się delikatnie, zakrywając się kołdrą.
- Elena dzwoniła, prosiłam ją żeby przyszła.
- Co?, to która jest godzina?. - podniosła się od razu.
- Dochodzi dwunasta, słońce, Elena będzie do dziesięciu minut.
- Przecież nigdzie się nie ruszę, poczekam na nią... a wy?.
- Ojciec w pracy, a ja jadę załatwić ci jakieś kule, bo nie będziesz leżeć w łóżku cały czas.
- Ta, zostaw otwarte, pa.
- Na razie. - ucałowała Gośkę i zniknęła za drzwiami.

Po chwili usłyszała pukanie do drzwi myśląc, że to mama.

- Mamoo... do własnego domu pukasz?.
- Cześć Gosia, to ja. - w drzwiach stanęła Elena.
- Aa, to tyy, masz spida kobito.
- Mówiłam, że te narty, to nie jest najlepszy pomysł?. Mogłaś jechać na kulik.
- Znając moje szczęście...
- No tak, właśnie widzę, może jesteś głodna, spragniona?. - spytała z troską Elena.
- Nie wiem dlaczego, ale nie... chociaż w lodówce powinny być piwa, zajrzyj i przynieś przyjaciółce.
- Nie wiem, czy powinnaś pić na pusty żołądek.
- Nie marudź, muszę się napić, widzisz co ze mną zrobili, jasna cholera.
- I co z tym Arturem?.
- Eleeena, poznałam lepszego.
- Przystojny?. - wypytywała ciekawa.
- Tak, ale czuję, że coś innego mnie w nim pociąga, tylko co z tego, jak już go pewnie nie zobaczę?. - spuściła głowę.

Elena przytuliła Gośkę, widząc po jej zachowaniu, że rzeczywiście nie potraktowała tego jak "był i nie ma", a wręcz odwrotnie, chciałaby tego "kogoś" jeszcze zobaczyć.

- Cudny był... siedział przy mnie cały czas, kiedy przyjechaliśmy, powiedział, że czuł się za mnie odpowiedzialny, a potem odjechał w pośpiechu, nie wiem dlaczego.
- Gośka, przestań po prostu sobie nim zaprzątać głowę, w końcu, tego kwiatu, pół światu.
- Może i masz rację. - przyznała przyjaciółce rację, marząc, aby jeszcze raz spojrzeć w głąb jego oczu.

Dziewczyny rozmawiały jeszcze na wiele innych tematów, aż w końcu zadzwoniła matka Eleny i dziewczyna musiała wracać do siebie.

- Zajrzę jeszcze do ciebie, gdybyś chciała pogadać, to dzwoń.
- Jasne, dzięki ci, paa.

Gośka przez ten cały czas, kiedy była w gipsie rzadko wychodziła, nie widziała w tym sensu, z paczką chipsów leżała w łóżku, oglądając filmy na laptopie. W reszcie po trzech, z hakiem nieszczęśliwych tygodniach pojechała na jego zdjęcie.

- Uwalniamy nóżkę?.
- Jasne! serio, czekałam na to od pierwszego dnia.

Kiedy twarda, szara skorupa trafiła do kosza, Gośka poczuła ulgę. Lekarz wypisał jej parę, śmiesznych leków na wzmocnienie kości i zalecił rehabilitację.

- Ta rehabka, to taka konieczna?.
- Jeśli chcesz wrócić do sportu, to tak. - Dziewczyna z grymasem na twarzy złożyła receptę, chowając ją do tylnej kieszeni spodni.
- Myślę, że nie będziemy już mieli okazji się spotkać, tak więc wszystkiego dobrego. - lekarz pomógł Gośce zejść z kozetki.
- Póki co nie mam w planach łamania sobie gnatów, to długo mnie pan nie zobaczy. - zażartowała, będąc szczęśliwa, że to co najgorsze już za nią.

Elena czekała na Goskę przed gabinetem.

- I jak?.
- Dziwnie mi bez tego gipsu, muszę się uczyć na nowo chodzić i dlatego mam też zaleconą rehabilitację.
- To akurat było nieuniknione, ale znam całkiem spoczko rehabilitanta...
- Elena proooszę, wszystko w swoim czasie. - przewróciła oczami, wsiadając do auta.
- Wiesz, że traktuję cię jak młodszą siostrę, to i przejmuję się tobą, bo jak nie ja...
- ... To kto?, no racja. - wtrąciła.
- Zabrałabym cię z chęcią na lody, tak na poprawę humoru, ale to nie ta pora roku ;).
- Odwieź mnie do domu i będzie git.

Elena odpaliła auto i nie spiesząc się, skręciła na trasę prowadzącą na osiedle, gdzie mieszkała Gosia.
Po drodze dziewczyny ustalały, że za tydzień razem pójdą na rehabilitację, a wcześniej Elena ogarnie, co i jak.
Nadszedł w końcu ten dzień.

- Siema, jesteś gotowa?. - Gośka usłyszała w słuchawce przyjaciółkę.
- Zaraz, chwila, moooment...
- Będę u ciebie za dziesięć. - powiedziała poważnym tonem, chwilę po tym rozłączając się.

Gośka chcąc czy nie musiała ruszyć tyłek, już za pomocą jednej kuli przeczłapała do łazienki, obmyła twarz, delikatnie się pomalowała, włosy jak zawsze związała w kok, zostawiając po bokach swobodnie zwisające kosmyki i wróciła do pokoju, gdzie pomału zaczęła się przebierać.
Kiedy zmierzała do przedpokoju usłyszała pukanie.

- No właaź!.
- Nie mów, że jesteś zła. - Elena otworzyła drzwi, strzepując śnieg z butów.
- Nie, skąd... - pokręciła głową, udając, że ma focha.
- Znam cię, żartujesz sobie!, dawaj, zakładaj kurtkę i lecimy, to w sumie nie jest daleko, więc nie będziemy się fatygować autem.
- No racja, po drodze zabiję się na tym śniegu.
- Nie żartuj, gorzej być nie może, a ty będziesz mi jeszcze dziękować.
- W takim razie dziękuję, że wystawiasz mnie na takie ryzyko. - dziewczyny docinały sobie w żartobliwy sposób.
- A twoja matka, gdzie znowu?. - wyszły na chodnik, rozglądając się wokół.
- Daj spokój, mów lepiej którędy idziemy.
- Ok, myślę, że placem kościelnym będzie najszybciej.
- Jezu, no dobra. - zagrymasiła, ponieważ od pewnego czasu, trzymała się z daleka od takich miejsc.

Dziewczyny szły powoli, śmiejąc się same z siebie.

- Patrz Gosia, moja sąsiadka... - wskazała palcem kobietę w podeszłym wieku, wychodzącą  z jakimś mężczyzną z kościoła.
- To ta, o której tak dużo mi mówiłaś?.
- A no dokładnie, jest super, jak moja ś.p babcia.
- Fajnie mieć kogoś takiego, tylko proszę cię i tak już jesteśmy spóźnione, a ty porozmawiasz sobie z nią kiedy indziej.
- Przecież nie ma problemu, z kim ona tam stoi?. - Elena  zmrużyła oczy, nie widząc przez ciemność panującą na dworze.
- A bo ja to wiem?, chyba jakiś klecha...
- Tak, to by do niej pasowało... - pokiwała głową, chowając ręce do kieszeni kurtki. - Dobry wieczór pani Basiu...
- Z Bogiem. - pożegnała się z księdzem i od razu zauważyła dziewczyny. - Dobry wieczór kochana, przepraszam cię bardzo, ale córka przyjechała i muszę pędzić do domu.
Ksiądz który rozmawiał z sąsiadką Eleny, przystanął i ciekawy obrócił się do dziewczyn. W momencie jego oczy zawiesiły się na Gośce.

- Gosia! Szczęść Boże, co tu robisz?.

Zmieszana dziewczyna popatrzyła na mężczyznę w sutannie, nie mogąc uwierzyć kogo widzi, Gośce opadła szczęka, stanęła jak słup soli, Elena patrzyła raz na przyjaciółkę, a potem na księdza, nie rozumiejąc całej sytuacji.

- Witaj, nie poznajesz mnie?. - podszedł do dziewczyn.
- Właśnie aż zanadto. - przełknęła ślinę.
- Wszystko z tobą w porządku?.
- Ten... idę właśnie z przyjaciółką na rehabilitację... i tak jakby jesteśmy już spóźnione, więc nie mogę panu... yy... to znaczy K S I Ę D Z U poświęcić czasu. - jąkała się.
- Elena, chodź już proszę. - przyciągnęła ją do siebie.
- Ale co tu się teraz wydarzyło?. - zaśmiała się, dalej nie wiedząc, o co chodzi.
- Nie pytaj, chodź.

Gośka urwała temat, nie chcąc odpowiadać Elenie na tysiące jej pytań.
Dziewczyna totalnie zamurowało, zrobiło jej się mega ciepło, a w głowie miała tylko jedno imię.

= Bartek, Bartek, Bartek...=




Przepraszam was bardzo, że tak długo nie było tego wpisu, ale musiałam dojść do siebie, myślę, że wynagrodziłam wam to długością tego posta. Oczywiście mile widziane wasze wypowiedzi, na  temat postów ;). Gorąąąco pozdrawiam :* ^^.

sobota, 20 sierpnia 2016

Bartek próbował zagadywać Gośkę odciągając ją od zmartwień, ale ona nie miała humoru, ani chęci na rozmowę, często odpowiadała krótkimi zdaniami nie chcąc zagłębiać się w temat.

- Jeśli będziesz zmęczona, to powiedz, rozłożę ci fotel i się prześpisz. - Gosia opatrzyła na niego, unosząc brwi.
- Co to za mina?, przecież nie zrobię ci krzywdy.
Gosia bez słowa sięgnęła po koc, opatuliła się nim, wkleiła w szybę i po chwili zamknęła oczy.

Bartek widząc, że dziewczyna na prawdę nie jest skora do rozmowy, skupił się na jeździe.
Po dwóch godzinach zajechał na stację, zatankował auto, zabrał rzeczy ze swojej torby i poszedł się przebrać.
Gośce zaczął dzwonić telefon i to ją obudziło, przez chwile wahała się czy odebrać, ale w końcu to zrobiła.

- Cześć mamo. - wydukała.
- Co z tobą?, gdzie jesteś?.
- Jadę do domu, ale nie wiem kiedy będę, najwyżej wyślę ci sms-a... - emocje wzięły górę, dziewczyna wybuchła płaczem, rozłączając się.

Zrobiło jej się głupio, ale za dużo było tego wszystkiego, obróciła się żeby rozejrzeć się gdzie jest, z tyłu zauważyła Bartka wracającego do auta.

- Co tak patrzysz?.
- A tak...
- A tak?. - byłem się przebrać. - w Gośkę uderzył zapach takich samych perfum jakie używa jej ojciec, które uwielbiała.
- Wyspałaś się?, tylko poproszę jakąś pełną odpowiedz.
- Tak, chociaż z tą nogą nie ma wygody.
- Ty płakałaś?. - spytał zaniepokojony, widząc lekko rozmazany makijaż.
- Nie, nie, oczy zaczęły mi łzawić od kataru. - tłumaczyła, sama nie wierząc w to co mówi.
- Wiesz... jeśli masz kłamać, to może darujmy to sobie.
- Przepraszam, ale, no nie chcę na wiele tematów rozmawiać...
- ...bo jest ci z tym ciężko?. - spojrzał w głąb jej oczu, jak gdyby odczytując z nich odpowiedz.
- Tak ciężko mi z tym. - odetchnęła.
- Dobrze, jeśli będziesz chciała, to spokojnie możesz się do mnie zwrócić, pewnie wszystkich twoich problemów nie rozwiążę od tak, ale oparcie będziesz we mnie miała.

Oboje na chwilę na siebie spojrzeli, Gośka z oczami wołającymi o pomoc, a on z oczami w których widniała nadzieja.

- Ile jeszcze pojedziemy?.
- Yy... z półtorej godziny, jesteśmy już bliżej niż dalej, tak więc możesz dać znać komu trzeba.

Gośka przytaknęła i napisała do mamy.

G. " Powinnam być za plus, minus półtorej godziny, poinformuj tatę..."
M. " Dobrze Gosiu, wyjdziemy po ciebie z ojcem, do zobaczenia."

Dziewczynę zdziwiła odpowiedz matki, bo nagle stała się bardziej łagodna, jak nigdy.
Przez resztę drogi Gosia już się nie odzywała do Bartka, to ewidentnie nie był jej dzień.

- Patrz, już prawie jesteśmy. - Bartek wskazał na znak, oznajmiający drogę odbijającą do Borowa.

Dochodziła dwudziesta druga, było już ciemno, a na dworze panował siarczysty mróz.

- To tutaj. - Gośka wskazała na rządek bliźniaczych domków jednorodzinnych.
- Wyjdzie ktoś po ciebie?.
- Widzi pan, tam są moi rodzice.

Bartek zjechał na bok, wysiadł z auta i przywitał się z jego rodzicami.

- Dziękujemy panu bardzo.
- Myślę, że nie ma za co... czułem się zobowiązany.

Ojciec wyciągnął ją z auta, wziął na ręce i jeszcze raz dziękując pomału  skierował się do drzwi. Gosia przez ramię ojca patrzyła na Bartka, wątpiąc, że jeszcze go zobaczy.

- Pani oszalała?.
- Proszę przyjąć te pieniądze jako podziękowanie. - wyciągnęła do niego rękę z dosyć sporą sumką.
- Nie jestem taksówkarzem, poczułem się odpowiedzialny za państwa córkę, więc pieniędzy nie przyjmę, niech pani o Gosi pomyśli... - Bartek obrócił się napięcie i z piskiem opon odjechał.

poniedziałek, 15 sierpnia 2016

Mężczyźni wypisali resztę potrzebnych dokumentów, w tym czasie przyjechał transport. Normalnie nie można zabierać ze sobą nikogo oprócz pacjenta, ale za tłumaczeniem i prośbą lekarza, zgodzili się zabrać ze sobą Bartka.
Gośka po tabletkach była i kontakt z nią był utrudniony. W drodze do szpitala Bartek siedział obok niej cały czas patrząc, na ciało dziewczyny, jak gdyby męczące się we śnie.
Gosia odwróciła głowę i spostrzegła mężczyznę, który ze splecionymi dłońmi odmawia modlitwę.

- Co pan robi?. - spytała marszcząc czoło.
- Modlę się.
- Niepotrzebnie, nie ma Boga w moim życiu. - wyszeptała i z powrotem odwróciła głowę do ściany.

Mężczyzna nie wiedział co powiedzieć, zrobiło mu się przykro, ale nie miał wątpliwości, że to przez obojętność wobec niej, jej bliskich sprawiła, że tak, a nie inaczej się zachowuje.
W momencie dojechali na miejsce, Gośce zawibrował telefon, powoli się podniosła i sięgnęła do kieszeni, był to Artur.

- Cześć Gośka, powiedz mi jak się czujesz?.
- A jak się mogę czuć, co?, fatalnie.
- Spakujemy wszystkie twoje rzeczy i je przywieziemy, tylko powiedz gdzie jesteś?.
- Jestem w szpitali zakonu bonifratrów, Artur... dziękuję ci.
- Ale nie ma za co, będziemy za niedługo, trzymaj się.

- Kto to? - spytał ciekawy.
- Artur.
- Artur?.
- Chłopak którego poznałam, byłam z nim na stoku.

Bartek chciał się już odezwać, ale Gośka go uprzedziła.

- Niech pan tego nie komentuje, mam dość.

Dziewczyna od razu trafiła na prześwietlenie, rzeczywiście okazało się, że ma dwa złamania w stawie skokowym, przewieźli ją na sale, wystarczyło już czekać na swoją kolej do ortopedy.
Mężczyzna w tym czasie siedział w kaplicy, po chwili zajrzał do Gosi.

- Gdzie pan znowu był? - wydukała.
- W kaplicy. - powiedział w prost.
- W takim razie, kim pan jest, że ciągle się pan modli?.
- Przynieść ci wodę?. - urwał od razu temat, nie chcąc się tłumaczyć.
- Poproszę...
  Może jest po prostu bardzo religijny. - tłumaczyła sobie, nie dopuszczając myśli, że może być księdzem, chociaż wszystko do siebie pasowało pod tym względem.

Bartek wrócił z woda dla dziewczyny i kawą dla siebie.

- Porozmawiamy kiedyś?. - nie zastanawiając się, wystrzeliła jak z armaty.
- Może znajdę dla ciebie czas, w swoim napiętym grafiku. - podniósł głowę, patrząc jej w oczy i obracając wszystko w żart.

Do sali wpadł Artur z rodzicami.

- Tutaj jesteś. - przywitał się zdyszany.
- Co z nią dalej?.
- Czekamy na założenie gipsu i wracamy do domu. - Bartek popatrzył na dziewczynę, której na twarzy malowało się niezadowolenie.
- Ma pan czym wrócić?.
- Mam auto, ale zostało na parkingu niedaleko stoku, dlatego jeśli nie był by to problem, podjechałbym po nie.
- To ja pana zabiorę, chodźmy. - zadeklarował szybko ojciec Artura.

Po powrocie Gośka już leżała na łóżku czekając, aż założony gips przeschnie, a ona dostanie wypis.
Bartek miał już swoje rzeczy w bagażniku, spakował jej torby, odebrał wypis z rejestracji i przyszedł po Gosie.

- Ile ważysz?. - uśmiechnął się szeroko.
- 54... - odpowiedziała zdziwiona jego pytaniem.
- To z gipsem 56, nie wiem czy cię uniosę, ale spróbujemy. - zaśmiał się poprawiając tym samym humor dziewczyny.

Bartek wziął ją delikatnie na ręce, Gośka przyklejona do jego ciała, czuła jak jego serce szybciej bije. Patrzyła w jego brązowe ślepia, zastanawiając się, czy reagując tak, miał wcześniej jakąś kobietę.

- Na co tak patrzysz?. - spytał widząc, że dziewczyna nie odwraca od niego wzroku.
- Bardzo mi się podobają pana oczy... i widać, że coś skrywają.
- Na prawdę, to aż tak widać?. - odpowiedział śmiejąc się.

Gosia pokiwała głową i z pomocą Bartka weszła do auta.

- To ruszamy, tak?
- Nie chciałam tego, ale tak.
- Tylko się nie martw. - położył rękę na jej ramieniu, widząc, że ma łzy w oczach.
- Niech pan odpala to auto i jedziemy. - przetarła oczy i obróciła się do szyby.

wtorek, 9 sierpnia 2016

Natychmiast podjechała do Gośki obca kobieta, ponieważ Artur z rodzicami dopiero wjeżdżali na górę wyciągiem, jednak zauważyli całą sytuację, pobledli ze strachu.

- Możesz się ruszać? - Spytała, pochylając się nad Gośką.
- Spróbuję... a!, nie!, jednak nie, strasznie boli mnie prawa noga. - z bólu podkurczyła lewą.
- Nie ruszaj się. - zaczęła wymachiwać ręką, aby ktoś jeszcze podjechał.

Od razu, widząc leżącą dziewczynę, podjechał snowbordzista. Widząc Gośkę kurczącą się z bólu, szybko odczepił deskę, gogle zawiesił na szyi i zdjął kask.

- Hej, jak masz na imię?. - spytał próbując utrzymać kontakt z dziewczyną.
- Gosia... boli prawa noga.
- Gosia, możesz nią poruszyć?.
- Nie, boli. - mamrotała.
- Jezu, dziecko, co ci się stało?. - w tym momencie podjechał do nich ojciec Artura.
- Niech pan zjedzie na dół. - rozkazał mężczyźnie, myśląc, że to tata Gosi.

Facet który podjechał z pomocą, chciał odczepić Gośce nartę z lewej nogi, kiedy zauważył, że but jest źle zapięty.

- Dziewczyno! ty się chciałaś zabić? - przeraził się, bo zdał sobię sprawę, że mogła sobie zrobić krzywdę, jeśli but był źle zapięty.
- Nie chciałam, przepraszam... - coraz słabszy był z nią kontakt.
- Da pani radę ją znieść ze mną? - zwrócił się do kobiety, przyglądającej się wszystkiemu.
- Jedzie pomoc. - wskazała skuter śnieżny oddziału GOPR z noszami.

Mężczyzna pomógł delikatnie przenieść Gośkę na nosze, złapał za deskę i ostrożnie zbiegł do dół, do punktu pierwszej pomocy.
Wbiegł do dużego, pomarańczowego, ocieplanego namiotu. Dziewczyna leżała na łóżku szpitalnym, przy niej stał lekarz oraz ratownik, który opatrywał powierzchowne rany.

- Co się stało? - spytał lekarz świecąc latarką w jej oczy.
- Miała źle zapięty but... - wtrącił mężczyzna.
- A pan kim jest?
- To facet, który udzielił jej pomocy. - wyjaśnił od razu ratownik.
- Najprawdopodobniej jest to złamanie w stawie skokowym, ale i tak będzie potrzebne prześwietlenie, stan jest stabilny... - mówił wypisując kartę. - I tak miałaś dużo szczęścia w nieszczęściu, były gorsze przypadki, jak tyś to zrobiła?.

Gośka chciała się już odezwać, ale mężczyzna ją uprzedził.

- Tak jak mówiłem, źle zapięty but.
- Jesteś pełnoletnia? - lekarz zaczął wypisywać dane osobowe.
- Tak.
- Dobra... podaj imię i nazwisko.
- Małgorzata Rykler.
- Sama tu jesteś?.
- Mhm...
- W takim razie podaj numer kontaktowy do rodziców.
- Ale tu jest twój tata... - wtrącił mężczyzna, wskazując za siebie.
- Nie, to ojciec kolegi z którym się poznałam na dworcu. - sprostowała.

Wyświetliła numer do matki i podała telefon lekarzowi.

- Tomek... - zwrócił się do ratownika. - Przedzwoń proszę i poinformuj o zdarzeniu.
- Rodzice pracują? - spytał nie mogąc się dodzwonić.
- Oni cały czas pracują, powiedzieli, że nie będą mnie kontrolować, więc mają w dupie moje telefony.
- Nie mów tak. - mężczyzna próbował pocieszyć Gośkę.
- A pan niech się może nie wtrąca, bo nic pan nie wie. - zjechała go ze złości.
- To zadzwonimy ze swojego. - ratownik spisał numer i oddał telefon dziewczynie.
- Yy... Dzień dobry...
- To coś ważnego?. - przerwała ratownikowi, z pretensją w głosie.
- Już mówię... czy pani Anna Rykler?.
- A kto ma być!?.
- Spokojnie, już mówię, z tej strony... - ratownik wyszedł przed namiot, bo już po minie dziewczyny było widać, że jest jej wstyd za matkę.

Lekarz wypisujący dokumenty wyszedł do Artura i jego rodziców, a Gośce zrobiło się głupio, że wyskoczyła na faceta, więc wykorzystała okazję, że zostali sami.

- Ja... ja przepraszam pana, jestem w szoku, a do tego moja matka... szkoda gadać. - dopiero teraz zauważyła kto obok niej cały czas siedzi. - wysoki mężczyzna o dużych brązowych oczach, ciemnych włosach, z dwudniowym zarostem.
Oczy Gośki zaświeciły się jak dwie gwiazdki i już sama nie wiedziała, czy dlatego, że chce jej się ryczeć, czy z jego powodu.
Mężczyzna około trzydziestki uśmiechnął się do niej, nic nie mówiąc. Gośka wpatrywała się w mężczyznę, który wzrokiem szukał lekarza, myśląc kim on jest. Do namiotu wszedł ratownik i od razu zwrócił się do dziewczyny.

- Twoi rodzice pracują w jednej firmie?. - spytał upewniając się, czy jej matka mówiła prawdę.
- Tak, pracują w jednej firmie.
- Twoja mama powiedziała, że są na wyjeździe służbowym w Warszawie. - mówił, przygotowując środki przeciwbólowe dla dziewczyny.

Gośka bardzo się żdziwiła, zawsze wiedziała o wyjazdach rodziców, ale nie teraz, czuła, że matka coś kręci, tylko nie wiedziała dlaczego tak się zachowuje, każdą emocję było po niej widać.

- Masz, nie będzie tak boleć. - podał jej jedną przeciwbólową, a drugą osłonową tabletkę w plastikowym kieliszku.
- Nie chcę... - odwróciła głowę w buncie.
- Gosiu... zwrócił się mężczyzna i złapał ją za rękę. - Weź je, nie będzie tak boleć.

Po jego prośbie, Gośka popatrzyła na niego i przyjęła leki. Ratownik podziękował facetowi, bo zauważył, że dziewczyna zaczęła mu ufać.

- Odpocznij teraz... - Mogę pana na słowo?. - złapał mężczyznę za ramię i wyszedł z nim po za namiot.
- Ciężka sprawa... - zaczął niepewnie ratownik do którego dołączył lekarz. - Trzeba ją zabrać do tego szpitala, my zorganizujemy transport, no ale widzi pan w jakim ona jest stanie... po prostu musi ktoś z nią być.
- Rodzina która z nią była, jest w szoku, ale oni niestety nie dadzą rady. - kontynuował lekarz.

Mężczyzna splótł ręce, a wzrok zawiesił po horyzont, lekarz z ratownikiem nie spuszczali z niego wzroku, czekając na najmniejszy gest, który znaczyłby, że się zgadza.
Bez słowa wszedł do namiotu i usiadł przy Gosi.

- Mogę ci pomóc, ale gdzie mieszkasz?
- W Borowie...
- Borów?, należysz pod parafię św. Jacka?.
- Przecież mówię, że tak.

Mężczyzna uśmiechnął się symbolicznie i od razu podszedł do lekarza.

- Tak, zgadzam się. Dziewczyna mieszka w tej samej miejscowości co ja... jest to małe miasteczko, wszyscy się znają.
- To ja ściągam transport, a ty Tomku wypisz z panem dokumenty. - lekarz pośpiesznie wybrał numer do najbliższej jednostki ratownictwa medycznego.
- W takim razie, pana imię i nazwisko?.
- Bartosz Frączyk...



Ci którzy czytali pierwszy wpis, już pewnie wiedzą kim jest nasz pan Bartek. Pozdrawiam! ^^ Aa... i koniecznie dajcie znać czy wam się podoba. (y)


sobota, 6 sierpnia 2016

Dziewczyna powoli przemierzała przyciemniony korytarz, wyszła na główny hol, w momencie zauważyła Artura i jego rodziców, stojących przy małej kaskadzie wodnej.

- To jest właśnie Gosia - wskazał otwartą dłonią zbliżającą się dziewczynę. - Gośka przywitała się z jego rodzicami i razem ruszyli w stronę jadalni.
- Artur powiedział nam trochę o tobie... - odezwała się po chwili ciszy jego matka.
- Ciekawe... w drodze do ośrodka, to głównie on mnie zagadywał. - popatrzyła na chłopaka, uśmiechając się lekko.
- On już taki jest...
- Proszę się nie przejmować, to tylko na plus, ma więcej do powiedzenia niż ja. - nastała niezręczna cisza, którą po chwili przerwał Artur.
- A nie mówiłaś mi, gdzie się uczysz?
- Technikum architektury wnętrz. - odpowiedziała nieśmiało.
- O proszę, dobry wybór, wy kobiety macie smykałkę do tego. - uśmiechnął się jego ojciec, patrząc kolejno na żonę i Gośkę.

Rozmowa z minuty na minutę coraz lepiej się rozkręcała, a Gosia jak i rodzice chłopaka byli mile sobą zaskoczeni.

- A Gosia... - Artur szybko zmienił temat. - Wybieramy się jutro na stok... może pójdziesz z nami?.
- Chciałam w ostatni dzień, ale dobrze, pójdę jutro z wami. - odłożyła sztućce i odsunęła się od stolika.
- W takim razie damy ci jeszcze znać.
- Nie ma sprawy, do zobaczenia... - pożegnała się i zadowolona wróciła do pokoju.

Gośka na chwilę położyła się na łóżku i wymieniła parę sms - ów z Eleną, zmęczona całym dniem, tak jak wróciła z kolacji zasnęła.
Obudziło ją po dziesiątej pukanie do drzwi, zgramoliła się z łóżka i poszła otworzyć, tak jak przypuszczała, był to Artur.

- Nie było cię na śniadaniu... myślałem, że po wczoraj nie chcesz mnie widzieć.
- Co ty gadasz, widzisz, że spałam. - mamrotała ze zmrużonymi oczami.
- Mimo wszystko, sorry za rodziców... - tłumaczył opierając się o framugę drzwi.
- Przestań, nic złego nie zrobili. - machnęła ręką.
- Jak dla mnie przesadzili z tymi pytaniami. - przewrócił oczami.
- Na prawdę nie ma o czym mówić. - mówiła znudzona już jego tłumaczeniami.
- O dwunastej wychodzimy, tak więc szykuj się.
- Tak, wezmę prysznic, pójdę do sklepu i widzimy się w holu.

Chłopak odszedł, Gośka natychmiast wskoczyła pod prysznic, po pół godzinie wychodziła do sklepu dwie ulice dalej. Kupiła wodę i parę batonów, wróciła do ośrodka, wskoczyła w jasnoniebieskie spodnie narciarskie, telefon i pieniądze schowała do wewnętrznej kieszeni kurtki, przejrzała się jeszcze w lustrze, zabrała klucz i schodziła do holu.

- Uh... myślałam, że już nie zdążę. - pomyślała widząc całą trójkę opartą o barierkę na zewnątrz.
- Yy... my narty wypożyczymy na miejscu, tak?. - spytała od razu, widząc, że tylko chłopak ma deskę.
- Tak, tak... No chyba, że chcesz zjeżdżać na tyłku. - zażartował ojciec Artura.
- Wie pan coo?, szkoda by było. - razem bardzo dobrze się dogadywali, Gośka aż zaczęła zazdrościć Artiemu takich rodziców.

Po piętnastu minutach przybyli na miejsce i od razu skierowali się do wypożyczalni sprzętu.

- Który raz państwo są na stoku?. - zapytała zaskoczona, widząc, że i jego rodzice biorą deski.
- Trzeci raz... a ty pierwszy?.
- Tak, pierwszy. - zaczęła dygotać .
- Nie ma się co bać... zabierz lepiej narty.
- Ale pan dowcipny, nawet nie miałam zamiaru brać dechy. - uśmiechnęła się zakładając buty narciarskie.

Trochę się guzdrała z dopięciem butów, ale w końcu przez to przeszła, razem wyjaśnili dziewczynie jak ma zjeżdżać. po tym założyła kask, gogle i rękawice, po czym złapała się wyciągu i wjeżdżała jako pierwsza na szczyt.
Kiedy zobaczyła z czego ma zjeżdżać nogi się pod nią ugięły, ale nie było już odwrotu...

- Raz kozie śmierć. - pomyślała, odpychając się nartą.

Na początku szło jej dobrze, aż do momentu, kiedy za gwałtownie skręciła, straciła równowagę i runęła ze stoku, zatrzymała się na bocznej zaspie, podnosząc rękę, w geście, że 'jeszcze' żyje...

wtorek, 2 sierpnia 2016

Gosia po wejściu do pokoju, rzuciła torbą i plecakiem pod drzwi łazienki, usiadła na łóżku i wybrała numer do mamy.

- No tak, znowu nie odbierają, bo po co... - pomyślała, kiedy usłyszała czwarty sygnał.
- Cześć słońce! - nagle usłyszała w słuchawce.
- Cześć mamuś - odpowiedziała sucho. - Jestem już na miejscu, za niedługo kolacja, jutro pójdę w miasto, a na stok w ostatni dzień. - mówiła bez siły w głosie.
- Super, rozerwij się, nie mamy zamiaru cię z ojcem kontrolować.
- A czasem by się przydało. - wymamrotała cicho.
- Nieważne, muszę kończyć, jadę z ojcem do galerii, na razie. - Wypowiedziała te słowa w pośpiechu i natychmiast się rozłączyła.

Gośka  popatrzyła na telefon, kpiąc z tego, co właśnie zrobiła jej matka. Nie dość, że rozmowa trwała nie całe dwie minuty, to wychodzi na to, że zakupy są ważniejsze od jedynej córki.
Zrobiło jej się przykro, chociaż powinna się do zachowania swojej matki przyzwyczaić.
Nie myśląc zadzwoniła do Eleny, tylko w niej miała oparcie, mogła o wszystkim powiedzieć, matka Gośki nawet na to nie zasługiwała...

- Siema Gośka, ja tu umieram ze strachu, a ty dopiero teraz się odzywasz?
- Super, chociaż ty jedna.
- Co jest? - Spytała w prost, wyczuwając w jej głosie nutę zawodu.
- A jak myślisz?. Rozmawiałam z mamuśka, o ile to można nazwać rozmowa...
- Jezu, bierz na nią poprawkę.
- Elena, ale to jest moja matka, ja jestem jej córką, a nie koleżanką. Rozłączyła się, bo jechała z ojcem do galerii... rozumiesz to?, przegrałam z kilkoma szmatami - mówiła szybko ze złości. - To jest po prostu jakaś paranoja...
- Skończmy o niej gadać, mów lepiej jak podróż.
- Eh... - odetchneła - Dobrze, poznałam fajnego chłopaka, jest w tym samym ośrodku.
- No proszę, to bierz się za niego!.
- ... z rodzicami.
- Rodziców się odstawi. - zaśmiała się.
- O dziewiętnastej widzimy się na kolacji, tak więc zobaczymy, ale mimo tego, że jest przystojny, jakoś mnie do niego nie ciągnie...
- W takim razie wyszarp jego numer, dla przyjaciółki.
- Zobaczę co uda się zrobić. - Powiedziała spokojnym już głosem. - Chcę się jeszcze ogarnąć, tak więc dam znać, co i jak po kolacji.
- Nie ma sprawy, trzymaj się ciepło, buźka, pa...

Gośka podłączyła telefon do ładowania i zostawiła go na łóżku, rozpakowała najpotrzebniejsze rzeczy i poszła do łazienki podmalować rzęsy. Po wyjściu, spojrzała na zegar ścienny, było za pięć siódma, przed lustrem w szafie związała niezdarnie włosy w kok, dopinając go wsuwką. Sięgneła po kluczyk, który leżał na komodzie i wyszła z pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi.




Widzę, że jest was już dużo i bardzo za to dziękuję ^^. Ale na prawdę, pokażcie, że potraficie i nieraz wypowiedzcie się na temat wpisu, a będę jeszcze bardziej wdzięczna. :P :D

piątek, 29 lipca 2016

- Co do... - na parkingu stało kilka busów, a Gośka kompletnie nie wiedziała który to jej.
- Przepraszam cię - zaczepiła chłopaka w swoim wieku. - Wiesz może, który z tych busów jedzie do Kuźnic?.
- Kuźnice? też tam jadę, poczekaj moment - uśmiechnął się i podszedł do pierwszego kierowcy. - Już wiem, to ten! - pomachał dziewczynie.
- Jak masz w ogóle na imię? - Spytał prosto z mostu.
- Gosia jestem... - odpowiedziała nieśmiało, w końcu stał przed nią wysoki, szczupły, z dzikimi zielonymi oczami i jasnymi włosami przystojniak.
- A ja Artur. Pojedziemy z plus, minus, pół godziny, tak więc może coś powiesz o sobie, co cię tu ściągneło?.
- Co mnie tu mogło ściągnąć?. Ferie, jestem tu tylko trzy dni.
- Ja dołączam do rodziców, sama jesteś?.
- Jak widać - zaczęła nerwowo skubać paznokcie. - Koleżanka nie miała za bardzo kasy, a rodzice mają "pracę".
- Powinni ci poświęcić te trzy dni.
- W takim razie, powiedz to im.

Artur zauważył, że Gosia nagle posmutniała, czuł, że chociaż dziewczyna ma wszystko, to brakuje jej najważniejszego, uwagi i miłości ze strony rodziców. Wyczuł, że jest to dla niej trudny temat, od razu zaczął opowiadać o sobie.

- Mój ojciec robi jako stolarz, a mama pracuje w spożywczaku, nie są to jakieś zawrotne pieniądze, ale na wyjazd udało się uzbierać...

Chłopak opowiadał dalej, a Gośka wsłuchiwała się w jego słowa z wielkim zaangażowaniem.

- Koleś, który nie ukrywając, ma pod górę, mówi o tym z takim spokojem w głosie... - Zaciekawiona jego historią nie zauważyła kiedy podjechali pod ośrodek.
- Ja nocuję tutaj, a ty? - wskazał palcem na budynek.
- Nie uwierzysz, ale ja też. - wyciągneli bagaże i udali się w stronę recepcji.

Kiedy Gosia odebrała klucze i zmierzała w stronę schodów, prowadzących na drugie piętro, usłyszała Artura...

- To widzimy się na kolacji, tak? - zaciekawionym wzrokiem patrzył na Gośkę, czekając na odpowiedz.
- Pewnie, punkt dziewiętnasta - uśmiechnęła się i powoli poczłapała do pokoju.




Jeszcze trochę  poczekacie na rozwinięcie akcji, bo to nie może być tak, hop, siup :D. Ale cierpliwość popłaca. Pozdrawiam serdecznie ^^.



środa, 27 lipca 2016

Po pół godzinie usnęła, książka wypadła jej z rąk i spadła na podłogę, ona natomiast osunęła i wtuliła w bluzę, widok śpiącej dziewczyny nie trwał długo, gdyż do przedziału wszedł konduktor. Podniósł książkę i lekko potrząsnął dziewczyną.


- Bilet panienka ma? - uśmiechnął się szeroko.
- Aaa tak, tak... - Wygrzebała z bocznej kieszeni plecaka bilet i podała go konduktorowi.
- Widzę że czytasz kryminały... - przewertował książkę.
- Czytam... moja pierwsza, nie mam jeszcze ulubionego gatunku książki.
- To ci powiem, że dobrze wybrałaś, świetna książka i...
- ... Nie! - przerwała szybko mężczyźnie - Ja przeczytam... tylko niech pan nie mówi jak się skończy - oboje wybuchli śmiechem.
- Nie miałem zamiaru - przewrócił oczami.
- No nic... muszę iść dalej, miłej podróży - puścił jej oczko i zniknął w korytarzu.

Gośka uśmiechnęła się do siebie i zaczęła przeglądać telefon. Potem oparła się o stolik pod oknem i podziwiając krajobraz, rozmyślała co na nią czeka.
Nie ukrywając zaczęła ją nudzić podróż, założyła słuchawki, puściła ulubioną muzykę i zamknęła oczy.
Przez to całkowicie straciła poczucie czasu, otrzeźwił ją pisk kół i szarpnięcie.

- No nie mów, że już jesteśmy - pomyślała przeciągając się.

Centralnie na przeciwko jej okna w przedziale, na dużej, szarej tablicy widniał napis "Zakopane".

- Czyli jednak już, super - powiedziała do siebie, wyszarpując torbę z górnej półki i krok za krokiem przechodziła wąskim korytarzem w stronę wyjścia.
- Witam ponownie, pozwól, że pomogę ci z tym bagażem - zaproponował konduktor.
- Z chęcią, niech mnie pan jeszcze do ośrodka odstawi - zaśmiała się.
- Tego dla ciebie nie zrobię, mam pracę, ale za dziesięć minut odjeżdża spod dworca busik. - objaśnił dziewczynie którędy ma się udać. - To już teraz sobie poradzisz...
- Pewnie, dziękuję panu bardzo. - wyciągnęła do niego rękę i uścisnęła ją.

- Oby więcej takich ludzi... - pomyślała zaskoczona uprzejmością faceta po czterdziestce, zarzuciła torbę na ramię i ruszyła za tłumem, w stronę wyjścia.

wtorek, 26 lipca 2016

- Gośka! czyś ty oszalała?
- Niee, dlaczego?
- Wybierasz się na narty... ale ty przecież na tym ustrojstwie nawet nie potrafisz jeździć - mówiła prawie przez śmiech najlepsza przyjaciółka Gośki, Elena.
- Oo jaa... kobieto... mamy ferie, tak?, śniegu po pachy jak nigdy, tak?, tak więc trzeba korzystać, wezmę pierwszego, lepszego instruktora... no z resztą myślisz, że jest to takie trudne?
- Żebyś tylko nie dygała jak wjedziesz na szczyt stoku... - powiedziała z ironią w głosie.
- Nie wywołuj wilka z lasu, będzie super, zobaczysz!
- Oj Gosik... jak ty sobie coś postanowisz, to nie ma przebacz - pokręciła głową.
- I wieeem... właśnie za to mnie kochasz - przerwała przyjaciółce, dopinając kurtkę.
- W takim razie nie pozostało mi nic innego jak życzyć ci udanej zabawy.
- Spokojnie... trzy dni szybko zlecą. - pocieszyła ją, chwyciła za torbę i skierowała się w stronę dworca.

Elena podwiozła Gośkę samochodem rodziców, oparta o auto stała i wzrokiem odprowadzała ją do poczekalni.
Gośka miała wszystko czego potrzebowała, parę ubrań na przebranie, pieniądze, które odkładała prawie od pół roku, żeby w ferie poszaleć i jej plan w końcu zaczął się realizować.
Kiedy w końcu pociąg ruszył, Gosia przesłała sms-a do Eleny i wyciągneła z plecaka książkę kryminalną. Podróż zapowiadała się trzy godzinna, więc to zawsze jakiś sposób na zabicie czasu.
Gosia mogła poczuć się swobodnie, ponieważ ku jej ździwieniu była sama w przedziale. Zwinęła bluzę, którą podłożyła sobie pod głowę, nogi oparła o oparcie i zagłębiła się w książkę.

Słowem wstępu ;)

Cześć! :) Tak jak kilkanaście innych blogów, mój także będzie opowiadał o trudach głównych bohaterów Gosi Rykler i Bartosza Frączyka, tej jakże trudnej miłości zwykłej dziewczyny z małego miasteczka Borowa i na pozór, ułożonego, spokojnego, i z szeregiem zasad kapłana do kobiety.
Oczywiście zapraszam do czytania i komentowania, bo to z pewnością daje kopa do dalszego pisania.
Cała twórczość jest oczywiście moją szaloną WYOBRAŹNIĄ. ;)))
Natomiast jeśli mielibyście jakieś zastrzeżenia, na pewno przeczytam i się skoryguję. 
Tak więc zaczynamyyy! ;P