sobota, 11 marca 2017

- Co robisz?. - do pokoju Bartka weszła jego matka.
- Czytam... - oderwał wzrok od książki, spoglądając na nią.
- Mogę ci przerwać?.
- Tak, proszę wejdź. - zerwał się z łóżka odkładając książkę.
- Proszę, zrobiłam ci herbatę.
- Dziękuję ci ślicznie. - postawił obie na stoliku, przysuwając do niego taboret.
- Chciałam spytać...
- Usiądź mamo. - przerwał jej.
- Już, już. Bartku chciałam spytać ile jeszcze u mnie zostaniesz.
- Chyba mnie nie wyganiasz, co?. - powiedział żartobliwie.
- Nie, nie, absolutnie.
- No wiesz mamo, umówiłem się z księdzem proboszczem, że wrócę, kiedy będę potrzebny na parafii.
- Jesteś już tu jakiś czas i nadal nic?.
- Nie wiem jak to tam wygląda, ale jeśli chcesz, to zadzwonię i spytam.
- Nie nalegam, ale rozumiesz... dziwna to sytuacja.
- Tak wyszło, nie martw się. - przytulił ją do siebie, pocieszając.
- Wiesz co?, masz rację, daj mi chwilkę. - złapał za telefon, wybierając numer do proboszcza.


- "Szczęść Boże księże proboszczu, ja z pyta..."
- "Witaj Bartku, właśnie miałem do ciebie dzwonić!." - odbierając telefon, wszedł mu w zdanie.
- "Coś się stało?."
- "W sumie to tak, przykro mi, ale musisz niezwłocznie wracać."
- "To nagła sprawa?."
- "Tak, nie jest to rozmowa na telefon."
- "Czyli co?." - spytał zakłopotany.
- "Po prostu wróć jak najszybciej. Porozmawiamy potem."


- I co?. - spytała jego matka, widząc zdziwienie na jego twarzy.
- Nie wiem, wychodzi na to, że muszę wracać i to jak najszybciej.
- Ale dlaczego?, czy coś się stało?.
- Hm... właśnie mnie to zastanawia, pozostawił mnie bez słowa wyjaśnienia.
- Mówił coś jeszcze?.
- Nie. Wyjadę jutro przed południem. - spojrzał kolejno na matkę i zegarek.
- Już jutro?.
- No mamo, sama widzisz, czekają na mnie obowiązki... - spojrzał na nią przez ramię, wyciągając torbę z szafy.
- Dobrze synku, dobrze. Pomóc ci w czymś?. - spytała zatroskana.
- Kochana jesteś, ale nie. Dziękuje.

Dla niego była to najukochańsza kobieta, myśląc o niej, do głowy przychodziła mu od razu Gośka.
Po rozmowie z proboszczem niezbyt przejęty wrócił do czytania książki, następnego dnia, po zjedzeniu śniadania postanowił pożegnać się ze swoimi znajomymi, tym samym zażegnując wszystkie konflikty, które wynikły podczas jego pobytu. Spotkanie nie trwało długo.

- I jak było?. - spytała, nalewając zupy.
- Hm?, ciężko było się pożegnać.
- Ważne, że się pogodziliście, prawda?.
- Tak, tak mamo. - skinął jej.
- Proszę zjedz coś jeszcze.
- Mamoo, z twoich racji żywnościowych wyżywiłbym pół Borowa. - kobieta zasiadając do stołu, szczerze uśmiechnęła się do niego.

Bartek starał się zwlekać w czasie z wyjazdem, jednak i to musiało kiedyś nadejść, wypijając ostatni łyk kawy, odstawił kubek na bok.

- Chodź mamo... - wstał, wyciągając do niej ręce do uścisku.
- Nie chce abyś wyjeżdżał. - przytuliła się do niego mocno.
- Ja ciebie również nie chce zostawiać samej, ale wierzę, że sobie poradzisz. - spojrzał na nią szklanymi oczami, czyniąc tym samym znak krzyża na jej czole.
- Odezwij się jeszcze.
- Od razu jak przyjadę, odezwę się do ciebie, obiecuję. - wrzucając plecak na siedzenie obok, wsiadł do auta.
- Jedz już Bartku, uważaj na siebie.

Bartek odjeżdżając patrzył na starszą, zgarbioną i posiwiałą kobiecinę, liczył się z tym, że nie jest już ona pierwszej młodości, przez co, może ją widzieć po raz ostatni. Ciężkie było to pożegnanie, w duchu modlił się za swoją matkę, jednocześnie będąc już myślami u siebie i czekającej na niego drugiej kobiety, którą była Gosia.

- Cholera, jak mogłem nie zabrać kluczy. - powiedział sam do siebie, przekopując schowek w aucie.

Spojrzał na zegarek, było po siedemnastej, siedząc w samochodzie wybrał numer do proboszcza.
- "Jestem na miejscu, niech ksiądz proboszcz otworzy mi bramę."
- "Nie zauważyłem cię... już, już. - pośpieszył na dół."

Bartek zawracając autem na placu, kątem oka uchwycił kobietę, która żegnając się z proboszczem, mignęła przez otwartą furtkę.
Nie rozumiejąc sytuacji zmarszczył brwi, widząc w lusterkach, że w kierunku auta idzie proboszcz, spuścił głowę, bezradnie szukając kluczy.

- No i nie ma... - powiedział poddenerwowany.
- Co się stało?.
- Szczęść Boże, szukam tych kluczy.
- Może ich nawet nie wziąłeś, co?.
- Jak to?.
- Jakiś pęk kluczy leży na komodzie w salonie...
- Eh... głupi ja, to za pewnie moje.
- Nie martw się, pewnie w tym zamieszaniu ich zapomniałeś.
- No nic, wejdźmy. - uchylił drzwi, przepuszczając w nich proboszcza.
- No Bartku, myślę, że odpocząłeś i przemyślałeś sobie kilka spraw.
- Tak, tak.
- Nie brzmisz przekonująco. - spojrzał na niego z pod byka, bez skrupułów dolewając sobie koniaku do szklanicy.
- Yy... a ksiądz proboszcz...?
- Co?, też chcesz?. - spytał podając mu butelkę.
- Nie, ja podziękuję. - odpowiedział szybko.
- Przepraszam ale muszę. - upił łyk, rozsiadając się w fotelu.
- Dobrze, a teraz jeśli proboszcz pozwoli, to spytam, dlaczego mnie tak gwałtownie tu ściągnięto?.
- Bartek, to nie jest prosta sprawa. - w momencie spoważniał.
- W czym problem, proszę powiedzieć. - rozłożył ręce.
- Uczennica szkoły, która należy pod naszą parafię, miała wypadek... wypadek śmiertelny.
- Kto to taki?. - zmarszczył czoło.
- Wiem, że ją znałeś, dlatego też uznałem, że to ty odprawisz ten pogrzeb.
- Kiedy on ma się odbyć?.
- Spokojnie, dopiero w piątek. Do niczego cię nie zmuszam, przemyśl to.

Bartek po chwili wstał z krzesła bez słowa, zgarnął z komody klucze i skierował się w stronę swojego pokoju.
Ewidentnie posmutniał, skojarzył, że Martyna chodziła do klasy Gośki, chciał dowiedzieć się jak ona się czuje. ale na nic było dzwonienie, ani pisanie sms'ów, kiedy dziewczyna to ignorowała.
Gosia mimo wewnętrznego roztrzęsienia, nie chciała tego po sobie pokazywać, wszystko co przychodziło na jej telefon, bezzwłocznie usuwała, do szkoły chodziła jak gdyby nigdy nic.

- Wchodzimy?. - stojąc przed kościołem, spojrzała na przyjaciółkę
- Poczekaj, jeszcze jest trochę czasu... - odpowiedziała sucho Elenie.

O równej dziesiątej, kiedy usłyszeli przygrywanie trąbki, weszli do kościółka, dziewczyny stały obok siebie. Równym, ciężkim krokiem z zakrystii w czarnym ornacie, z wyhaftowanym złotym krzyżem na piersi, wyszedł Bartek.
Gośka widząc go, spuściła wzrok na ziemię, nie spodziewała się tego, że to on będzie odprawiał ostatnie pożegnanie.
.






czwartek, 2 marca 2017

- Moje myśli spiętrzone wokół jednej chwili. - z tą myślą Gośka oblana zimnym potem, gwałtownie się obudziła.
Uspokoiła oddech i usiadła na łóżku, to znowu on, Bartek jej się śnił, moment w który pierwszy raz go zobaczyła, kiedy pierwszy raz zaczęła tak doceniać, że u jej boku ktoś czuwa.

- Wstawaj, bo się spóźnisz. - zza drzwi usłyszała swojego ojca.
- Już nie śpię, nie śpię...

Zmieszana ubrała rzeczy w których była poprzedniego dnia, nie chciało jej się przekopywać całej szafy, z resztą nie było już na to czasu. Weszła do kuchni, wypiła szklankę soku i zgarniając śniadanie z blatu kuchennego wrzuciła je do plecaka.

- To ja wychodzę, część. - machnęła niezdarnie kluczami, zamykając za sobą drzwi.

Wychodząc zza skrzyżowania weszła na Elenę, z którą wcześniej właśnie tam była umówiona.

- Cześć, cześć. - przygarnęła ją do siebie, na przywitanie.
- Nauczona?.
- Nawet mi nie mów, może coś wymyślę, aby uniknąć tego nieszczęsnego sprawdzianu.
- Czyli się nie uczyłaś?. - Elena spojrzała podejrzliwie na przyjaciółkę.
- Coś tam się uczyłam, ale to chyba nie wystarczy. - uśmiechnęła się zakłopotana.
- Jak tam wczoraj?.
- No co wczoraj, odprowadził mnie, grzecznie się pożegnaliśmy i tyle.
- I tylko tyle?.
- A czego ty byś chciała.
- Hej, w ogóle jestem nie wyspana. - przeciągnęła się, odbiegając od tematu.
- Ja też nie, chociaż wróciłam szybciej od ciebie...
- Mi równie szybko się znudziło. Pewnie dlatego, że ciebie nie było, moja droga koleżaneczko.
- Pewnie tak. Cholera patrz która godzina, spóźnimy się na bank.
- Nie bądź już taka punktualna.
- Może i bym nie była, gdyby nie wisiała nade mną nagana.
- Daj spokój, przecież Kamczyk cię lubi, nie zawiesi cię.
- Miejmy nadzieję, chodź już, chodź.

Dziewczyny przyśpieszyły kroku i wbiły się do szkoły chwilę po dzwonku.
Gośce jak i reszcie jej klasy, fartem udało się obejść sprawdzian, a wszystko przez dwie dołączone klasy z zastępstwami, wszyscy wiec siedzieli na korytarzu.

- Co prawda nie oznacza to, że w ogóle go nie będzie. Przygotujecie się na niego za tydzień... A tobie Gośka, najzwyczajniej się upiekło. - oznajmiła nauczycielka, równo z dzwonkiem kończącym lekcje.
- Całe życie na farcie, no nie?.
- Idź... ktoś nad tobą czuwa, małpo. - przygryzła jej Elena.

Odwołany sprawdzian, to była jedyna dobra wieść tego dnia, kilka godzin później wszystkich ogarnął szok, kiedy z ust samej pani dyrektor szkoły dowiedzieli się o wypadku, w którym uczestniczyła ich rówieśnica z klasy.

- Proszę, tylko póki co zachowajcie to dla siebie, nie chcemy rozgłosu. - dodał chwile potem wychowawca.
- O to może być pan spokojny... - odezwał się ktoś z ostatniego rzędu ławek.
- Ale skąd wiadomo, że to ona?. - wszyscy zadawali sobie jedno i to samo pytanie.
- Gosia, jej rodzice nas o tym poinformowali...
- Ale czemu i jak?.
- Dodam tylko, że jeśli któreś z was, potrzebowałoby wsparcia, rozmowy, proszę się nie krępować, przyjść do mnie, lub do pani psycholog. - przemierzył wzrokiem po całej klasie, widząc spuszczone głowy i łzy w oczach.
- Aha i gdyby ktoś z was nie czuł się na siłach, zwolnimy was z lekcji, zostanie to usprawiedliwione... - dodał, wychodząc z przedstawicielami szkoły za drzwi.

Mimo wewnętrznego zdruzgotania, nikt się nie wyłamał i nie chciał przedwcześnie wracać do domu, całą klasą doszli do wniosku, że w ten sposób poszliby na łatwiznę, co nie jest żadnym upamiętnieniem ich koleżanki...

- Taka już była, chociaż często zapraszano ją do wspólnego grona, ona wolała trzymać się z boku, była taką typową szarą mychą. Ale ona również była potrzebna, to była część tej klasy. - Gośka mimo drżącego głosu odważyła się przemówić, w tym momencie musiała pokazać, że jest tą, która chociażby cholera wie co się działo, będzie jednoczyć klasę.

Po ostatnim dzwonku kończącym tym samym zajęcia lekcyjne, przed drzwiami wyjściowymi czekał ich wychowawca, widząc Gosie odciągnął ją na bok.

- Gosiu, mogę cie na słowo?.
- No tak, słucham...
- Razem z panią dyrektor, słyszeliśmy twoje wystąpienie przed klasą.
- Tak myślałam, no czułam taką potrzebę, co mogę więcej powiedzieć.
- Bardzo nam tym zaimponowałaś, zapomnijmy o tym co kiedyś było, hm?.
- Wie pan... nie chcę być ulgowo traktowana, w związku z tragedią, która i nas dotknęła.
- Rozumiem.
- Ja jeszcze sobie ogarnę to zachowanie, pod tym względem nic się nie zmieniło. Eh, no namarasiłam, to teraz chcę ponieść tego konsekwencje, ok?.
- Jak najbardziej, z niczym nie będę naciskał. Mimo to, twoje zachowanie, pokazało, na co cię stać i to właśnie za to chcemy cię nagrodzić.
- Na wynagrodzenia, przyjdzie jeszcze czas, na prawdę. A to?, to był zwykły odruch, myślę, a przynajmniej mam taką nadzieję, że każdego z nas było by na to stać.
- Dziękuje Gosiu.
- Ja również, do zobaczenia. - pożegnała się i zarzucając plecak wyszła ze szkoły.

Całą drogę do domu dziewczyna myślała o tym co się stało, jak mogło do tego dojść, kto zawinił temu wypadkowi, zadawała sobie ogrom pytań, na które nie mogła doszukać się odpowiedzi. Weszła do domu, a plecak rzuciła pod drzwiami, idąc do swojego pokoju ściągnęła buty i kurtkę, którą zawiesiła na krześle, gniewnie trzasnęła drzwiami, co zwróciło uwagę jej rodziców. Gośka usiadła przy biurku i nerwowo przeczesywała włosy.

- Hej, mogę wejść?.
- Nie!... to znaczy, tak.
- Weszłaś do domu jak burza, coś się dzieje?.
- Tato, byłam dzisiaj pełna energii, do czasu.
- No powiedz, śmiało.
- Martynka, wiesz która?.
- Tak, kojarzę, coś się stało?.
- Ona chyba nie żyje, umarła!, rozumiesz?.
- Ale spokojnie, jak to?.
- Sama nie wiem... podobno jakiś wypadek, w którym brała udział.
- Mój Boże... no nie wiem, co powiedzieć.
- Na początku to był szok, ale teraz czym bardziej się w to zagłębiam, tym  dociera do mnie, co się właśnie stało.
- Wiadomo z kim jechała?.
- Nie wiem, nic nie wiem.
- Przykro mi, oby tylko nie było większej liczby ofiar.
- Tylko nie mów mamie, proszę.
- Masz rację, póki co nic nie powiem, zajrzę jeszcze do ciebie, ok?.
- Dobra, chodź nie wiem czy zasnę.
- Nie zmuszaj się.

Gośka prześlęczała dłuższą chwilę przy biurku, kreśląc jakieś głupoty na kartkach, nagle jej uwagę zwrócił telefon, na który przyszedł sms, odetchnęła kiedy odczytała, że to tylko Elena.

E: "Jak się czujesz?."
G: "Myślę, że ok."
E: "Mówiłaś rodzicom?."
G: "Powiedziałam tylko tacie, bo przyszedł..."
E: "Twoja mama..."
G: "Tak wiem, dlatego też poprosiłam go, aby nie mówił mamie."
E: "Będzie zła kiedy się dowie."
G: "Spokojnie, zrozumie."
E: "Potrzebujesz czegoś?."
G: "Nie, nie, zostań w domu. Nie chcę odwiedzin."
E: "Rozumiem, będzie dobrze, zobaczysz."

Elena była jedną z tych osób, na którą Gośka mogła zawsze polegać, była i jest tą, która mimo swoich niedogodności, podtrzymywała ją na duchu.
******

Myślę, że jest ok ;). Pozdrawiam.