środa, 23 listopada 2016

- Chce ksiądz już iść?. - spytała, opierając się o niego.
- Zostanę tu tyle, ile będziesz chciała.
- Dlaczego ksiądz to robi?.
- Nie zostawię cię tu samej.
- I nie boi się ksiądz?. - spytała szybko.
- Ale Gosia, czego ja mam się bać?, to coś złego, że z tobą rozmawiam?, że cię wspieram?.
- Oczywiście, że nie, no ale...
- Posłuchaj, krytyka zawsze się znajdzie, ale to od nas zależy, kiedy powiemy temu "stop". - spokojnie wyjaśniał, dodając jej tym samym otuchy.
- Rozumiem, ym... jestem za to księdzu bardzo wdzięczna.
- Wiem, przecież cały czas to mówisz. - zaśmiał się, kładąc rękę na jej skroni.
- To idziemy, nie?. - odezwała się, przerywając niezręczną ciszę.
- Dobrze idziemy... co teraz będziesz robić?.
- Niestety nie mam planów, pewnie wrócę do domu i bachnę się spać.
- Ej! to śpioch z ciebie. - szturchał ją śmiejąc się.
- Tak to jest, jak nie ma się na siebie pomysłu.
- Gosia, więcej optymizmu, może masz jakieś pasję, które chciałabyś rozwijać?.
- Nic szczególnego...
- Jesteś bardzo nieśmiała, ale skoro nie chcesz mówić, ja tym bardziej nie będę naciskał.

To prawda, dziewczyna mimo tego, że cały czas chciała przebywać u jego boku, czuła się przy nim speszona i nieśmiała, chwilami sama nie wiedziała jak się zachować. Tak mijały tygodnie, Gośka coraz bardziej przywiązywała się do młodego wikarego, a on coraz bardziej jej się oddawał. Ich powoli rozwijająca się ku sobie zażyłość nie przechodziła obojętnie, proboszcz parafii w tej sprawie był zobowiązany interweniować.

- Bartku, poproszę cię do biura po mszy...
- To coś pilnego?. - spytał zatrzymując się w drzwiach.
- Myślę, że tak, dwa razy nie będę prosił, po prostu masz przyjść. - powiedział stanowczo.

Bartek po mszy, zagryzł zęby i posłusznie wszedł do biura, czekając na proboszcza.

- O Bartek, już jesteś, to dobrze. - wszedł zatrzaskując drzwi nogą.
- To jakaś ważna sprawa, więc słucham księdza proboszcza, o co chodzi?.
- Hm... a ty nie wiesz?.
- Nie mam pojęcia. - grał na zwłokę.
- To ja ci uświadomię, Gosia tak?, tak ma na imię?. - zaczął stanowczo.
- Ale co ona ma wspólnego z naszą rozmową, czy coś złego zrobiła?.
- ONA JEST, o to, co złego zrobiła. - popatrzył na niego opierając się na pięściach.
- Ja proboszcza przepraszam, ale ja na prawdę nie wiem, o co chodzi.
- Bartku, moja prośba jest jedna, zerwij z nią kontakt, proszę.
- Żartuje proboszcz?. Czy ja, lub ona zrobiła coś złego?. - mówił coraz bardziej poddenerwowany.
- Myślę, że nie...
- ...Tak! i dobrze ksiądz myśli. - przerwał mu, wchodząc w zdanie.
- Zrozum, że będzie afera, a ja cię ostrzegam, póki to nie doszło do kurii.
- Nie musi mnie ksiądz przed niczym ostrzegać ponieważ, jestem niewinny.
- Bartek, na Boga!, jeśli się nie zastosujesz, to wybacz, ale to JA zainterweniuje do kurii.
- I co ksiądz powie?, że przyjaźnie się z kobietą?, czy to jest powód do ewentualnego przeniesienia?.
- Pamiętaj, że dla twojego dobra. Ty przecież wybrałeś posługę Chrystusowi.
- Tak i słysząc te oskarżenie, nie wiem, czy to nie był błąd. - wybuchł, tym samym wstawiając proboszcza w osłupienie.
- I nie mam ochoty prowadzić dalej tej chorej rozmowy, po prostu nie. Nie dam ani sobie, ani jej weprzeć czegoś, co nigdy nie miało miejsca.

 Kipiący ze złości wyszedł, żwawie wbiegając na piętro, zamknął się w pokoju, odcinając się tym samym od wszystkiego. Uklęk na klęczniku mocno zakleszczając dłonie w modlitwie, był poddenerwowany, nie dopuszczał do siebie walących się na niego oskarżeń.

= Czy to dla jej dobra, czy przez swoją własną pychę, mam skończyć tą znajomość?= - bił się z myślami, szukając jakiegokolwiek rozwiązania z tej niekomfortowej sytuacji.

 Kiedy Bartek ochłonął, zszedł na dół i  pod presją poprosił proboszcza o urlop, on oczywiście się zgodził, ten następnego dnia się spakował i wyjechał do swojego miasta rodzinnego, czuł się źle z tym, że nic nie mówi o swoim wyjeździe Gośce, ale z drugiej strony nie chciał jej tym martwić.

- Cześć mamo. - niezapowiedziane stanął w progu domu.
- Bartek?, co ty tu robisz?, przecież nic nie...
- Taka niespodzianka, muszę odpocząć. To mogę wejść?.
- Tak, chodź, chodź, ty zawsze potrafiłeś sprawiać mi niespodzianki. - utuliła go ze szczęścia.

Kobieta długo rozmawiała z synem, zeszła na bardziej poważny temat, widząc jak ten bezmyślnie miesza w herbacie.

- Bartek, zachowujesz się bardzo nienaturalnie, co się dzieje?.
- Nie, nic. Mamo, lepiej opowiadaj, co u ciebie?. - oderwał nagle wzrok, od kubka z herbatą.
- Przestań, przecież widzę, że coś jest nie tak.
- Jestem zmęczony tym wszystkim, dlatego wziąłem urlop. - wyjaśnił krótko.
- Nigdy się tak nie zachowywałeś...
- Mamo, proszę.
- Kocham cię, to i też martwię się o ciebie.
- Rozumiem cię, ja także cię kocham, pozwól teraz, że pójdę do pokoju, okej?. - pochylił się nad nią, całując ją w policzek.
- Tak, tak, idź.

Bartek rozpakował torbę, wkładając rzeczy do szafy wpatrywał się w telefon, ku jego zdziwieniu nie miał ani wiadomości, ani nieodebranych połączeń, także od Gosi, co go zastanowiło. Szybko przerwał rozmyślanie słysząc wołanie z kuchni.

- Bartku siadaj do obiadu, posłuchaj, pomyślałam abyś się wyrwał i spotkał się ze swoimi dawnymi przyjaciółmi.
- Masz rację, to będzie dobry pomysł. - skinął, nabierając sosu.
- Naprawdę tak myślisz?.
- Taak, przecież dawno się z nimi nie widziałem, myślę, że pora odnowić kontakty. - powiedział, pełen optymizmu.















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz