czwartek, 8 września 2016

Gośka na rehabilitacji w ogóle nie potrafiła się skupić na tym, co mówił do niej fizjoterapeuta, po wyjściu Elena zaniepokojona nagłą zmianą nastroju przyjaciółki, zaczęła dopytywać.

- Gosia, serio marnie wyglądasz, powiesz co się stało?. - Gośka ze wzrokiem wlepionym w chodnik, dalej szła bez słowa.
- No heej!, mówię do ciebie. - zatrzymała ją, podnosząc jej brodę.
- Dobra, słuchaj... - zaczęła niepewnie. - Ten koleś, który był ze mną w Zakopcu... to on.
- Kto on?.
- Elena, ten ksiądz, który nas zaczepił, to on!, Bartek!. - mówiła poddenerwowana.
- Co ty gadasz? i co?
- Jak to i co?, wszystkiego się spodziewałam, ale nie, że będzie duchownym, chociaż i to przechodziło przez moją głowę, analizując jego zachowanie.
- Nie wiem jak to skomentować, ale to nie koniec świata, nie?.
- Uwierz, że dla mnie tak. - spuściła głowę.

Elena powoli przypominała sobie rozmowę z przyjaciółką, dzień po jej przyjeździe.

- Idź do niego. - wypaliła, bez chwili zastanowienia.
- Głupia jesteś? powtarzam! on jest księdzem.
- Ale dalej mężczyzną.
- Elena... na jakim ty świecie żyjesz?, daj mi na razie spokój, pa. - machnęła ręką wchodząc do domu.

Po chwili dostała sms'a
E : Gośka, przepraszam, ale sama wiesz, że mówię to co myślę.

Dziewczyna wyłączyła telefon i rzuciła do na fotel, sama położyła się i mocno wtuliła w poduszkę.
Gośka leżała na łóżku gapiąc się w pustą ścianę, przypominając sobie te krótkie chwile z Bartkiem oraz słowa Eleny.
Tak, to racja, chciałaby go zobaczyć, otwarcie z nim porozmawiać, ale odpychał ją ten biały kartonik na jego szyi.
Nie mogła iść tak po prostu do parafii i go zaczepić, przede wszystkim brakowało jej odwagi. Mogło to trwać długo, ale postanowiła poczekać aż sami przypadkiem się spotkają.
Po miesięcznej rehabilitacji Gośka zaczęła swobodnie chodzić, żeby to uczcić, Elena zaprosiła ją do kina, na super komedię z Jimem Carrey, po filmie postanowiły iść do knajpy, gdzie dołączyła do nich reszta wspólnych znajomych.

- Idziesz dalej z nami?. - zachęcali Gośkę do nocnych baletów.
- Niee... ja już mam dość.
- Ok, my nie naciskamy.
- Dlatego idę do domciu, widzimy się w poniedziałek, na razie kochani. - uściskała wszystkich i sama poszła w stronę domu.

Zapadał mrok, dziewczyna ze słuchawkami w uszach i rękoma w kurtce szła równym krokiem przez szpaler drzew.
Gośka myślami była zupełnie gdzie indziej, nagle poczuła uścisk na swoim przedramieniu.

- Ty mnie znowu nie poznajesz? - Gosia zdjęła słuchawki i podniosła głowę.
- A, to ksiądz. - uśmiechnięta od ucha, do ucha, nie ukrywała swojej radości widząc Bartka.
- Tak, to ja. - uśmiechnął się równie szeroko, rozkładając ręce.
- Następnym razem może niech mnie ksiądz nie straszy, okej?
- Słucham??, jestem aż tak brzydki?.
- Kurcze, jest już ciemno, a to miejsce nie cieszy się dobrą sławą...
- Jestem tu od niedawna, ale to racja, więc gdzie idziesz?.
- Gdzie o tej porze mogę iść?, tylko do domu. - przewróciła oczami.
- W takim razie jeśli się boisz, odprowadzę cię. - skinął lekko ręką.
- W sumie jak to nie będzie problem, to okej.
- Żaden, chodźmy, jak z twoją nogą?.
- Jest super, rehabka daje oczekiwane efekty, od razu jestem żywsza. - Gośka opowiadała pełna optymizmu.

Czuła się strasznie wyluzowana przy Bartku, praktycznie mimo dziesięciu lat różnicy nawijali na tych samych falach.
Po głowie dziewczyny cały czas odkąd dowiedziała się, że Bartek jest księdzem chodziło jedno, bardzo nurtujące ją pytanie, dlaczego od razu jej nie powiedział, że jest księdzem, tylko unikał tematu jak ognia.
Nie chciała zasypywać go pytaniami, a przy okazji psuć atmosfery, wolała odłożyć to, na bardziej dogodny dzień.

- Jeszcze raz dzięki za rozmowę, no i że mnie ksiądz odprowadził. - zacisnęła wargi przegrzebując kieszenie w poszukiwaniu kluczy.
- Pamiętasz co ci powiedziałem w aucie?, że możesz zawsze się do mnie zwrócić, tak?
- Tak, tak.
- Będę ci to powtarzał do znudzenia, póki przestaniesz mi cały czas dziękować, bo na prawdę nie ma za co, od tego w końcu jestem. - wzruszył ramionami.
- Mhm, będę pamiętać, dobrej nocy. - obróciła się, otwierając furtkę.
- Czekaj, jutro niedziela, będziesz na mszy?.
- No nie obiecuję, jeśli znajdę czas... ale i tak do zobaczenia, niech ksiądz na siebie uważa.
- Z Bogiem. - uśmiechnął się do niej przez ramię, czekając, aż bezpiecznie wejdzie do domu.

Gośce mimo chłodu na dworze zrobiło się gorąco, tak swobodnie z nim rozmawiała, jak gdyby znali się od dawna. Cała w skowronkach weszła do domu, rodzice już spali, nie zapalając światła wślizgnęła się do swojego pokoju, do późna oglądała telewizję aż zasnęła.




4 komentarze:

  1. Odpowiedzi
    1. Dzięki bardzo, daje to mega motywację. ;) ^^

      Usuń
  2. Super piszesz ! Tylko dlaczego już nie dajesz notek ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spróbuję dodać coś jutro, sorry za tą przerwę ;)

      Usuń