niedziela, 24 września 2017

Kiedy oboje szykowali się do wyjścia, do Bartka przedzwonił proboszcz z informacją, że cały dzień go nie będzie, w takim razie musiał się wymsknąć, kiedy oboje spali, co było nieco dziwne.
Do domu postanowili podejść na piechotę, idąc obok siebie, jeden do drugiego się nie odzywał, w końcu Bartek nie wytrzymał i spytał.

- Gosia, gniewasz się na mnie?. - pochylił głowę, chcąc spojrzeć w jej oczy.
- Nie...
- To co się dzieje?. - stanął w miejscu, wymuszając to samo na dziewczynie.
- Boję się tego spotkania. - przyznała, po chwili.
- Spokojnie, przecież jestem tuż przy tobie. - ułożył dłoń na jej ramieniu.
- No tak, wiem. - odpowiedziała, cały czas unikając kontaktu wzrokowego.
- Jesteś zdenerwowana, hm?.
- Przecież. - wzruszyła ramionami, jak gdyby miało być to oczywiste.
- Spoko będzie, zobaczysz. - uśmiechnął się do niej pokrzepiająco.
- Eh, no cały czas w to wierzę, ale na dłuższą metę...
- Wiem, że to moje "będzie dobrze", nie jest pomocne.
- Nie chciałam tego głośno mówić. - uśmiechnęła się półgębkiem.
- Jesteś wspaniałą osobą, z pomysłem na siebie, a mimo to...
- ...no a mimo to tak wiele osób ma mnie w dupie?. - dokończyła.
- Tak, wystarczy to w tobie odkryć.
- No widzisz... ale ja nie potrzebuję fejmu. Ważne, że mam swoje gronko, które zamyka się na Eleni i tobie.
- Cieszę się, że jestem dla ciebie ważną osobą. - rozpromieniał uśmiechem.
- Od pierwszego dnia!. Nie wierzę, że to ja musiałam cię w tym uświadomić. - pokręciła głową, śmiejąc się pod nosem.
- A tam, dobrze wiedziałem!. - próbował się wytłumaczyć. - Kiedy całujesz... - dodał, zamyślając się na dłuższą chwilę.
- Komplement?.
- Mogę cię komplementować bez przerwania i nie będzie w tym ani trochę przesady.
- Nie umniejszając sobie, to racja. Jak to ksiądz mógłby skłamać.
- Ty cały czas się podśmiechujesz, kiedy ja to na poważnie.
- Chciałeś mi poprawić humor, to poprawiłeś.
- Ale to nie tak, nooo...
- Mam się rozpłakać?. - spytała.
- Absolutnie, wolę jak się śmiejesz!. - odpowiedział szybko, podciągając jeden z kącików ust Gosi.
- Wiesz, że możesz. - szepnęła, kładąc palce jego ręki, na swoich ustach.
- Wiem, że mogę. - odpowiedział, muskając dziewczynę w policzek. - Śmiejesz się, bo nie tego się spodziewałaś?. - dodał po chwili, widząc jej minę.
- W sumie, to pierwszy byłeś, do takich śmiesznych "wyskoków".
- Nie miej mi tego za złe, ale wiesz...
- Właśnie chyba nie.
- Zluzujmy, sama na to zwracałaś uwagę.
- I teraz nagle wziąłeś sobie to do serduszka?. - parsknęła.
- Tak!, bo cię kocham i nie chcę cię zostawiać samej sobie, odchodząc do innej... parafii.
- Więc jednak cię to gryzie. - podpowiedziała, jak gdyby godząc się z tym w duchu.
- To, ale nie ty, nigdy ty.
- W tą, czy w tamtą...
- Co chcesz przez to powiedzieć?.
- Ludzie pewnie i tak już gadają, prędzej czy później cię przeniosą, jak każdego księdza.
- Chociażby, to będę rozmawiać z kurią, żeby gdzieś blisko... no stanę na głowie!. - zapewniał.
- Dobra, już ciii. - zmrużyła oczy.
- Mam to wykrzyczeć światu, że cię kocham?!.
- Nie rób głupot, wtedy wyjdziesz na wariata w koloratce. - uspokajała, gładząc go po twarzy. - Już jest ok, na prawdę. - przekonywała.
- Jest to warte swojej ceny.
- A gadanie. Chodźmy lepiej dalej, bo na dziewiątą mieliśmy być...
- Na dziewiątą?, a to skąd wiesz?. - spytał ciekawy.
- Wymieniłam parę sms-ów z Karoliną. - przyznała niechętnie.
- O proszę i nic mi nie powiedziałaś?, przygotowałbym się jakoś. - zażartował.
- Pisała, że mamy wpaść ok. dziewiątej, wtedy zastaniemy rodziców.
- Rozumiem, cieszy mnie to, że pierwsza wyciągnęłaś rękę, nie wiem czy siostrę byłoby na to stać.
- Rozmawiałeś z nią?. Jest niechętnie co do mnie nastawiona, prawda?. - pytała, chcąc wyciągnąć od Bartka jak najwięcej informacji.
- Nie mów od razu, że niechętnie. Musicie się poznać, dotrzeć. Tak samo było z nami, pamiętasz?.
- Tak, byłam strasznie co do ciebie uprzedzona ale, to chyba dalej nie to samo.
- Daj jej szansę i to ja cię o to proszę, tylko ani słowa, o tym.
- Jasne, jasne. - przytakiwała.

Zbliżając się do domu, przed wejściem spostrzegli, wysoką, postawną kobietę, którą kiedy podeszli bliżej okazała się siostra Gośki.

- Gdzie znalazłeś małolatę?. - warknęła.
- Wejdźmy. - odpowiedział krótko, przepuszczając kobiety przodem.

- Usiądźcie i ochłońcie, jakieś kłótnie nie są tu potrzebne, już wczoraj mieliśmy popis i wystarczy, tak?. - stanął nad dziewczynami, żywo gestykulując rękoma.
- To niepotrzebne, racja. - przyznały zgodnie.
- Spokojnie porozmawiajcie, ja muszę wyjść, ale będę w pobliżu, więc bez żadnych akcji... - postawił sprawę jasno.

Gośka wewnętrznie czuła katastrofę na kilometr, mimo to, Bartek patrzył na nią tak bardzo wymownie, jakby zapewniał, jakby wiedział, że tym razem się uda i że będzie wszystko w porządku. Dziewczyna zaufała i pozwoliła mu wyjść.

- Pojutrze mam samolot powrotny... wróć ze mną.
- Co?!, no chyba sobie żartujesz. - wyśmiała jej pomysł.
- Dobrze żyję, a ty spokojnie się tam odnajdziesz.
- Zwariowałaś, mam tu szkołę, przyjaciół, mam tu wszystko.
- No widzisz... ja musiałam to wszytko zostawić. - przysiadła bliżej niej.
- To był twój wybór, ale nie zwabisz mnie żadnymi dobrami materialnymi, abym z tobą wyjechała.
- No dobrze, ale pomyśl nad tym.
- Zapewniam cię, że zdania nie zmienię.
- On cię tu trzyma, tak?.
- Nie będę się go wypierać.
- Przyjaźnisz się z nim, czy...
- Chcesz spytać, czy między nami jest coś więcej?.
- Powiem ci tylko, abyś na niego uważała. - parsknęła.
- Z powodu?. - spytała, nie rozumiejąc zastrzeżeń siostry.
- Nie będę wam mieszać, porozmawiaj z nim.
- Powiedz mi!, chcę znać wersję obojga.
- Zastanów się, czy już mu się nie znudziłaś.
- Co wy wszyscy do niego macie?!, jest mężczyzną, moim mężczyzną!.
- I należy do kościoła.
- Kościół mu wszystkiego nie zabrał, nie zabrał mu miłości.
- Kocha cię?, powiedział ci to?.
- Powiedział mi to, co dzień mnie w tym utwierdza.
- Jesteś młoda i głupiutka, to tylko zauroczenie jego osobą, nic nie wiesz o miłości.
- Może i masz rację, nie wiem nic o niej, bo nigdy jej nie doświadczyłam, przede wszystkim od was!.
- To że rodzice zawalili...
- Skoro masz dalej tak gadać, to lepiej wyjdź. - postawiła sprawę jasno, wskazując na drzwi wyjściowe.
- Buntowniczka... i taka masz być w życiu, uczyć się na własnych błędach.
- Nie próbuj mi wmówić, że to on jest błędem... - wydała z siebie zachrypiałym głosem.
- Czyli musi być coś nie tak. Zostawiam cię z tą myślą, idę się przejść.

Gośka bezsilnie rozłożyła ręce, zachowanie siostry graniczyło ze szczeniactwem, tak jakby to właśnie ją chciała obarczyć wszelkimi winami tego świata. Wiedziała, że Bartek gdzieś tam jest, nie odszedł, obiecał, czeka na zewnątrz.

- Idź, twoja księżniczka czeka. - szyderczo uśmiechnęła się do Bartka.
- Coś ty jej powiedziała?. - szarpnął za rękaw kurtki, tym samym przyciągając ją do siebie.
- Jest za młoda, na takie "miłości"...
- Miłość?.
- Podobno ją kochasz, no nie?, am... chyba, że już ci się odwidziało. - zniesmaczyła się.
- I to jej powiedziałaś?.
- Pokrótce. - przyznała, bez większego problemu.
- Jesteś wstrętna.
- Nie, to ty jesteś wstrętny, że pakujesz małolatę w kłopoty, robiąc jej tym samym nadzieję.
- Jest mądrą kobietą, kiedy będzie chciała, odejdzie. Ja jej nie będę powstrzymywać.
- Oj, no i tu się mylisz... ona już za głęboko w tym siedzi.

*****

- Gosia!, Gosiek!. - nawoływał za nią, sprawdzając kolejne już pomieszczenie w domu.
- Nie krzycz, przecież jestem. - wyszła wprost przed nim.
- Znów odchodziłem od zmysłów. - uśmiechnął się, obejmując jej twarz, w dłoniach.
- Przecież mówiłam... ah, powinieneś wyluzować.
- Ale jak, nie zostawię cię samej sobie, już ci to mówiłem.
- Będziesz musiał.
- Olej sprawę, nie mam pojęcia o co chodzi twojej siostrze, ale nie słu...
- Dobra, już ciii... - weszła mu w zdanie, zakrywając usta.
- Kiedy ja na prawdę nie mogę.
- Wróć do siebie, ja zostanę. - skwintowała.
- Ale odezwiesz się, jak będzie lepiej?.
- Wierzę, że mnie kochasz. - próbowała stłumić grymas wewnętrznego bólu i rozczarowania, zaistniałą sytuacją.
- Zdecydowanie za dużo gadasz... - skomentował jej poprzednią wypowiedz i nie czekając wtulił się w nią.