czwartek, 29 września 2016

- O siema Gocha, przepraszam cię, że nie mogłam ci poświęcić czasu, ale dziadek się rozłożył, jest już w takim wieku, no sama rozumiesz. - w drodze do domu spotkała ją Elena.
- Luzik, nic się nie stało. - machnęła ręką, zadowolona po rozmowie z Bartkiem.
- Heeej, widzę, że jesteś w dobrym humorze, co jest?, mów ciotce. - szturchała ją, wyciągając od niej odpowiedz.
- Serio mam ci powiedzieć? ok, ok... widziałam się z Bartkiem.
- Z tym księdzem? - skrzywiła się.
- Ejj, sama mnie namawiałaś żebym do niego poszła...
- Racja, mów dalej.
- A no ii co, nooo. Porozmawiałam sobie z nim. - kontynuowała.
- Tylko?.
- Przepraszam jakie tylko?, jak na początek, to już dużo, jestem tak mega podekscytowanaaa.
- Ha, widzę, widzę, z resztą tobie nie trzeba dużo do szczęścia. - trącała ją.
- Wiesz co?, chyba mu powiem, żeby przy mnie nie chodził, w tym czarnym wdzianku. W ogóle to do niego nie pasuje, czaisz?. powiedziała pół poważnie.
- On uważa inaczej, skoro taką drogę wybrał.
- Może coś się stało, albo to ktoś na niego wpłynął, hm?
- A co ty mnie pytasz?, Fajny z niego facet, racja. A jak tak dobrze ci się z nim rozmawia, to dlaczego go nie spytasz?.
- Przyjdzie i na to czas, niech nabierze do mnie więcej zaufania, bo nie fair go potraktowałam, kiedy on tak przy mnie czuwał... Nie wiem, pomyślał, że jestem niewyżytą zołzą, czy coo. - dumała.
- Taak, niewyżyta to ty jesteś, fakt.
- Aś głupia jest, jeszcze się do mnie przekona, zobaczysz. - puściła jej oczko, wchodząc do ogrodu.

Gośka, weszła do domu, było cicho, norma, rodziców jak zwykle nie było, zrobiła sobie herbaty i przysiadła do książek, bo następnego dnia mogła się spodziewać sprawdzianu z Gegry.
Co z tego, że się uczyła, była pewna, że sobie poradzi, kiedy w jej głowie, co chwile pojawiał się Bartek. Czuła, że przestaje nad tym panować, już chciała mieć go na własność, chociaż znała go od kilku dni. Blisko niego, czuła, że wewnętrznie się topi, a każda rozmowa z nim kończyła się niedosytem. Chciała się jak najszybciej uspokoić, zalała wannę wodą, tam odpoczęła.

- Gosia, jedziesz do szkoły?.
- Nooo, zaraz... - niezdarnie zgramoliła się z łóżka, dopijając wodę z butelki.
- O której będziesz w domu?.
- A że to do mnie?. - zatrzymała się przed drzwiami, zdziwiona pytaniem matki.
- Gośka, skończ.
- Czego chcesz?, po prostu jestem zdziwiona, jakoś rzadko cię to interesowało...
- Tak więc?.
- Tak więc o 15:20, chyba, że dziewczyny mnie gdzieś zaciągną. Lece, bo się spóźnię, narka.

***

- Co z tobą? - przysiadła przy Elenie, zaniepokojona jej stanem.
- Kiepsko się czuję.
- To do higienistki!, bo cię sama tam zatargam.
- O to chodzi, że jej nie ma, ale ok, przeżyje.
- Na pewno?
- Taak... - skrzywiła się wstając z ławki.

Lekcje zleciały swoim tempem, Gośka nie odstąpywała przyjaciółki na krok, po lekcjach dalej nie chcąc jej zostawiać samej, zaprowadziła ją do domu i tam czekała z nią na powrót jej mamy z roboty.

- Lepiej się czujesz?. - usiadła obok niej na łóżku, podając jej kubek z herbatą.
- Mhm... kochana jesteś, wiesz?.
- A wczoraj jeszcze mówiłaś, że jestem niewyżyta. - zaśmiała się, przeglądając telefon.
- Bo ci chłopa trzeba. - przekręciła się na bok, pokaszlując.
- Tak?, to pokaż mi takiego, który by mi odpowiadał.
- Ja już wiem, który to ci odpowiada. Pan mieszkający przy Brynicy 3, niee?.
- Mówisz o Bartku?.
- No a jest tam drugi taki ksiądz?, nie kłam, widać, że o kolesiu nie potrafisz zapomnieć.
- On też uważa, że po moich ślepskach wszystko widać, w ogóle, jestem strasznie zmieszana tą całą sytuacją...
- Wiesz, że czego byś nie zrobiła, nigdy cię nie zdyskryminuję, co najwięcej dam ci reprymendę, jeśli wplątasz się w gówno. - pogroziła jej żartobliwie palcem.
- Wiem, wiem. Dzięki. - uśmiechnęła się, mocno ją przytulając. - Jenyyy, znowu matka się dobija, miałam być po lekcjach.
- To dlaczego nie mówiłaś?.
- No hej, nie zostawiłabym cię, tak?.
- Nie ma o czym mówić... leć do domu, patrz, moja za chwilkę będzie. - pokazała jej telefon z sms'em.
- Dobra, dobra, ale gdyby coś, to dzwoń.
- Pewnie, narka, papa.

Gośka zarzuciła na siebie kurtkę i szybkim krokiem poszła do domu. Rodzice, zmienili plany w ostatniej chwili, jak zawsze, interesy były ważniejsze, co nawet jej nie zdziwiło, więc na nic nie zważając, resztę dnia spędziła leniwie przed telewizorem.





piątek, 23 września 2016

Dziewczyna wcześnie rano się obudziła, leżąc na łóżku długo myślała czy iść na niedzielną mszę, była daleko od kościoła i wszystkiego co z nim się wiązało, ale z drugiej strony był tam Bartek, którego miała pragnienie zobaczyć. Rozmawiała z Eleną, chciała żeby ta, poświęciła jej trochę czasu, niestety jej przyjaciółka musiała odmówić, Gośka nie miała co ze sobą zrobić, poprawiając sobie humor tym, że może zobaczyć się z Bartkiem, po chwili leniwie wstała z łóżka, zaścieliła je, nie śpiesząc się zjadła śniadanie i poszła się przebierać do pokoju.

- A ty gdzie idziesz?. - ojciec Gośki przejrzał ją z góry na dół.
- Ym... do kościoła. - odpowiedziała nie pewnie.
- Sama, czy z kimś?.
- To przesłuchanie?
- Tak, bo ci nie wierze...
- To może najwyższy czas było by mi zaufać?. - wyszła w pośpiechu, trzaskając drzwiami.

***

- Oo jednak jesteś. - ksiądz Bartek, przeciągnął Gośkę na bok.
- Nie chce siedzieć w domu i to sama...
- Co się stało?.
- Mam znowu zgrzyt z rodzicami, szkoda gadać.
- Przepraszam cię, ale muszę iść się przebrać, jeśli zechcesz, to przyjdź po mszy do zakrystii. - zachęcał.
- No może. Yy... zobaczę. - odpowiedziała nieśmiało, w głębi będąc zdecydowaną.
- Do zobaczenia. - machnął ręką, wbiegając do zakrystii.

Gośka odetchnęła, poprawiła koszulkę i  weszła bocznym wejściem, stanęła przy drzwiach, przez całą msze była spięta, mimo tego Bartek nie spuszczał jej z oka. Msza zleciała płynnie, po komunii dziewczyna poczuła się paskudnie, że przychodzi tylko dlatego żeby zobaczyć się z Bartkiem, zamyśliła się na tyle, że otrzeźwił ją dopiero tłum, cisnący do wyjścia po skończonej mszy.
Szybko przecisnęła się przez drzwi, wybiegając w pośpiechu.

- Ej, a ty gdzie?. - w czas na jej drogę wyszedł Bartek,
- W ogóle nie wiem po co przyszłam na msze...
- Nie rozumiem.
- Nie musi ksiądz rozumieć.
- Heej, nie puszczę cię póki mi nie powiesz, co się stało. - powiedział stanowczo, stając na jej drodze.
- Nie chciałam tu przychodzić, ok?.
- Mogłaś wczoraj powiedzieć, siłą bym cię tu nie zaciągnął.
- W pewnym sensie nie chciałam robić księdzu przykrości.
- Co? dlaczego?.
- Eh... dlaczego mi ksiądz od razu nie powiedział, że jest duchownym?.
- Byłaś już wystarczająco zszokowana, a gdy powiedziałaś, że nie ma Boga w twoim życiu, pomyślałem, że byłby to zły pomysł, ponieważ nie chciałabyś mojej pomocy. - tłumaczył nerwowo.
- Może ja taka nie jestem?, jeszcze mnie ksiądz nie znał...
- Racja, teraz widzę jaka jesteś i dlaczego tak było.
- Co?... - nie rozumiała przenikliwości Bartka.
- Po twoich oczach wszystko widać. Rodzice, prawda?.
- Boli mnie ten temat, dlatego nie chce o tym rozmawiać. - odsunęła się gwałtownie.
- I dlatego ja to uszanuje, hm?. - popatrzył w jej rozszerzone źrenice, w momencie ja uspakajając.
- Dziękuje.
- Już rozumiem, to dlatego tak zareagowałaś kiedy mnie tu zobaczyłaś? - odezwał się po chwili ciszy.
- No niech ksiądz zrozumie, to było ostatnie co przychodziło mi do głowy...
- Dobrze, spokojnie. - uraczył ją miłym uśmiechem.

Oboje zmienili temat na bardziej dogodny obojgu, Bartek w wielkim skupieniu i zaciekawieniu, słuchał jej zainteresowań i pasji, o których opowiadała z iskierką w oku. Wpatrzeni jeden w drugiego, stracili rachubę czasu.

- Jejku, patrz która godzina, musiałbym iść spowiadać. - spojrzał na zegarek w lekkim szoku.
- To przez to, że tak fajnie nam się rozmawia. - na jej twarzy pojawił się zarys uśmiechu
- Aa wiesz, że w to nie wątpię. Miło mi się z tobą rozmawiało i dalej bym to robił, ale jestem przez tydzień sam na parafii i chcąc czy nie, muszę iść spowiadać.
- Ale nawet niech się ksiądz nie tłumaczy... Jutro szkoła i z mojej strony także by się przydało przysiąść.
- To zróbmy tak... ty trzymaj za mnie kciuki, abym podołał temu wszystkiemu, a ja będę ciebie wspierał duchowo w twoich obowiązkach. - uśmiechnął się szeroko.
- Wystarczy, że ksiądz będzie. - żegnając się, uścisnęła jego zimną dłoń.
- Czyli jesteśmy zgadani, trzymaj się. - mocniej uścisnął jej dłoń, jak gdyby nie chcąc jej puszczać.

Gosia jeszcze chwile stała, patrząc na mężczyznę w sutannie powiewającej na wietrze, znikającego za rogiem czerwono - ceglanego kościoła.

***

Jeszcze raz sorry za tą przerwę, myślę, że wpis się podoba ;) Pozdrawiam.

czwartek, 8 września 2016

Gośka na rehabilitacji w ogóle nie potrafiła się skupić na tym, co mówił do niej fizjoterapeuta, po wyjściu Elena zaniepokojona nagłą zmianą nastroju przyjaciółki, zaczęła dopytywać.

- Gosia, serio marnie wyglądasz, powiesz co się stało?. - Gośka ze wzrokiem wlepionym w chodnik, dalej szła bez słowa.
- No heej!, mówię do ciebie. - zatrzymała ją, podnosząc jej brodę.
- Dobra, słuchaj... - zaczęła niepewnie. - Ten koleś, który był ze mną w Zakopcu... to on.
- Kto on?.
- Elena, ten ksiądz, który nas zaczepił, to on!, Bartek!. - mówiła poddenerwowana.
- Co ty gadasz? i co?
- Jak to i co?, wszystkiego się spodziewałam, ale nie, że będzie duchownym, chociaż i to przechodziło przez moją głowę, analizując jego zachowanie.
- Nie wiem jak to skomentować, ale to nie koniec świata, nie?.
- Uwierz, że dla mnie tak. - spuściła głowę.

Elena powoli przypominała sobie rozmowę z przyjaciółką, dzień po jej przyjeździe.

- Idź do niego. - wypaliła, bez chwili zastanowienia.
- Głupia jesteś? powtarzam! on jest księdzem.
- Ale dalej mężczyzną.
- Elena... na jakim ty świecie żyjesz?, daj mi na razie spokój, pa. - machnęła ręką wchodząc do domu.

Po chwili dostała sms'a
E : Gośka, przepraszam, ale sama wiesz, że mówię to co myślę.

Dziewczyna wyłączyła telefon i rzuciła do na fotel, sama położyła się i mocno wtuliła w poduszkę.
Gośka leżała na łóżku gapiąc się w pustą ścianę, przypominając sobie te krótkie chwile z Bartkiem oraz słowa Eleny.
Tak, to racja, chciałaby go zobaczyć, otwarcie z nim porozmawiać, ale odpychał ją ten biały kartonik na jego szyi.
Nie mogła iść tak po prostu do parafii i go zaczepić, przede wszystkim brakowało jej odwagi. Mogło to trwać długo, ale postanowiła poczekać aż sami przypadkiem się spotkają.
Po miesięcznej rehabilitacji Gośka zaczęła swobodnie chodzić, żeby to uczcić, Elena zaprosiła ją do kina, na super komedię z Jimem Carrey, po filmie postanowiły iść do knajpy, gdzie dołączyła do nich reszta wspólnych znajomych.

- Idziesz dalej z nami?. - zachęcali Gośkę do nocnych baletów.
- Niee... ja już mam dość.
- Ok, my nie naciskamy.
- Dlatego idę do domciu, widzimy się w poniedziałek, na razie kochani. - uściskała wszystkich i sama poszła w stronę domu.

Zapadał mrok, dziewczyna ze słuchawkami w uszach i rękoma w kurtce szła równym krokiem przez szpaler drzew.
Gośka myślami była zupełnie gdzie indziej, nagle poczuła uścisk na swoim przedramieniu.

- Ty mnie znowu nie poznajesz? - Gosia zdjęła słuchawki i podniosła głowę.
- A, to ksiądz. - uśmiechnięta od ucha, do ucha, nie ukrywała swojej radości widząc Bartka.
- Tak, to ja. - uśmiechnął się równie szeroko, rozkładając ręce.
- Następnym razem może niech mnie ksiądz nie straszy, okej?
- Słucham??, jestem aż tak brzydki?.
- Kurcze, jest już ciemno, a to miejsce nie cieszy się dobrą sławą...
- Jestem tu od niedawna, ale to racja, więc gdzie idziesz?.
- Gdzie o tej porze mogę iść?, tylko do domu. - przewróciła oczami.
- W takim razie jeśli się boisz, odprowadzę cię. - skinął lekko ręką.
- W sumie jak to nie będzie problem, to okej.
- Żaden, chodźmy, jak z twoją nogą?.
- Jest super, rehabka daje oczekiwane efekty, od razu jestem żywsza. - Gośka opowiadała pełna optymizmu.

Czuła się strasznie wyluzowana przy Bartku, praktycznie mimo dziesięciu lat różnicy nawijali na tych samych falach.
Po głowie dziewczyny cały czas odkąd dowiedziała się, że Bartek jest księdzem chodziło jedno, bardzo nurtujące ją pytanie, dlaczego od razu jej nie powiedział, że jest księdzem, tylko unikał tematu jak ognia.
Nie chciała zasypywać go pytaniami, a przy okazji psuć atmosfery, wolała odłożyć to, na bardziej dogodny dzień.

- Jeszcze raz dzięki za rozmowę, no i że mnie ksiądz odprowadził. - zacisnęła wargi przegrzebując kieszenie w poszukiwaniu kluczy.
- Pamiętasz co ci powiedziałem w aucie?, że możesz zawsze się do mnie zwrócić, tak?
- Tak, tak.
- Będę ci to powtarzał do znudzenia, póki przestaniesz mi cały czas dziękować, bo na prawdę nie ma za co, od tego w końcu jestem. - wzruszył ramionami.
- Mhm, będę pamiętać, dobrej nocy. - obróciła się, otwierając furtkę.
- Czekaj, jutro niedziela, będziesz na mszy?.
- No nie obiecuję, jeśli znajdę czas... ale i tak do zobaczenia, niech ksiądz na siebie uważa.
- Z Bogiem. - uśmiechnął się do niej przez ramię, czekając, aż bezpiecznie wejdzie do domu.

Gośce mimo chłodu na dworze zrobiło się gorąco, tak swobodnie z nim rozmawiała, jak gdyby znali się od dawna. Cała w skowronkach weszła do domu, rodzice już spali, nie zapalając światła wślizgnęła się do swojego pokoju, do późna oglądała telewizję aż zasnęła.