poniedziałek, 30 października 2017

Bartek zaczynając swój dyżur w szpitalu, jak to miał w zwyczaju, zawsze robił krótki obchód, gdzie odwiedzał między innymi personel. Po krótkich plotach z portierem, swój krok od razu skierował ku dyżurce, snując już w głowie, jak potoczy się rozmowa.
Nogi mu się ugięły w kolanach, kiedy wchodząc, na dzień dobry, zobaczył swoją półprzytomną Gośkę.

- Ej!, co się dzieje?. - spychając wszystkich ze swojej drogi, przykucnął przy dziewczynie.
- Wszystko ok. - odpowiedziała ciężko, wymuszając uśmiech przez grymas, kiedy zobaczyła Bartka.
- Tak mi cię żal... - przyglądał się jej, ocierając dłonią z jej czoła, zimne poty.
- Przecież nie umieram, nie?. 
- Ani tak nie mów. 

Bartek miał przed oczami obraz, jak wtula się w dziewczynę, a następnie ją całuję, miał takie wielkie pragnienie, gdyby tylko byli sami... ale to nie było miejsce, musiał być powściągliwy. Kątem oka dostrzegał jak niektórzy z tamtych obecnych, krzywo na niego spoglądają, nie było to ok uczucie.

- Zabiorę cię stąd... - szepnął do jej ucha, udając, że poprawia coś przy nagłówku.

Wychodząc z kamienną twarzą, szarpnął za sobą ordynatora, który również tam był.

***

- Obiecaj mi, że się nią zajmiesz. - doktor, pomógł zebrać dziewczynę z łóżka.
- Masz moje słowo. - przytaknął i żegnając się, uścisnął jego dłoń.

***

- Gdzie mnie zabierasz?. - wtulona w niego, szepnęła, kiedy ten niósł ją do auta na rękach.
- Jeśli chcesz podrzucę cię do domu.
- Nie chcę tam, z resztą jest mi to obojętne. - przewróciła oczami.
- Wezmę cię w takim razie do siebie. Chyba, że nie chcesz?.
- Weź mnie stąd. - przytuliła swój policzek do jego ramienia.

Na parafię weszli niepostrzeżenie, Bartek od razu wniósł Gosie do pokoju, gdzie położył ją na swoim łóżku.

- Ważysz swoje. - puścił jej oczko, przeciągając się.
- Chcesz mi coś powiedzieć?.
- Tak, nie wiedziałem, że miłość tyle waży...
- A ja nie wiedziałam, że tyle kosztuje. - zbliżyła swoją twarz, do niego.
- Schodzę na dół, przyniosę ci coś ciepłego iii... - oderwał swój wzrok z niej, zrywając się ku drzwiom.
- Nie chcę, żebyś mnie teraz zostawiał. - odezwała się, z powrotem zwracając uwagę Bartka na sobie.
- Przyniosę ci ciepłej herbatki... - złapał kurczowo za klamkę drzwi.

Po kwadransie wszedł do pokoju z tacką, na której znajdował się kubek z herbatą, z kwiatu czarnego bzu i yerbe.

- Jesteś taki kochany. - mruknęła, odbierając od niego kubek gorącej herbaty.
- Staram się być dla ciebie... - złapał ją za rękę. - Ale teraz powiedz mi, co się stało?. - chciał dowiedzieć się czegoś więcej, o samopoczuciu dziewczyny.
- Zrobiło mi się duszno, chciałam wyjść, ale upadłam, no i tak już zostałam. Potem zobaczyłam ciebie.
- Jestem wściekły na Boga, za to, że tak cię kara.
- Na Boga?, może po prostu jestem ciamajdą.
- Uwielbiam cię, za to poczucie humoru.
- A ja kocham. - wypowiedziała, przyciągając jak magnes, jego ciało, do swojego.
- Czujesz się lepiej?. - zawisł nad nią.
- Tak, ale... - odstawiła kubek na stół, przysiadając z powrotem do niego.
- Więc skoro jest ci lepiej, dlaczego marudzisz?.
- Chcę dla ciebie dobrze, ale... nie wiesz, co robisz. A jeśli będziesz żałował?. - pytała bez opamiętania.
- Przestań się obwiniać. - mruczał do jej ucha.
- Boże, my, to znaczy... ty!, nie powinieneś. - wstała, żywo gestykulując.
- Powiedz, że nie... puszczę cię wolno, dam ci spokój. - zerwał się za nią.

Gośka z trudem przełknęła ślinę, faktycznie czuła zakłopotanie, ogarniający ją strach, niepewność. Ten chciał dać dziewczynie wybór, wyciągnął do niej rękę.

- Podejdź, po prostu podejdź... - zaprosił ją ze spokojem w głosie, bliżej siebie.

Ona tylko otworzyła dłoń, była jak gdyby sparaliżowana, chciała zostać i uciekać, to wszystko jednocześnie.

- Nie bój się mnie i zaufaj. - westchnął.
- Moje ciało cię chcę, ty to na prawdę dobrze widzisz. - nie protestowała, kiedy ten błądził zimnymi dłońmi, po jej nagich plecach, między łopatkami.
- Jestem wspaniałym obserwatorem. - wtulił swój policzek w jej włosy.

Przez chwile zastygli w bezruchu, Gośka unosiła się pod delikatnym dotykiem mężczyzny, wierciła się, w końcu wsparła się na nim, ten wykorzystał to i uniósł jej ciało, mocno i pewnie trzymając ją pod pupą.

- Jestem wystarczająco romantyczny?. - uśmiechnął się łobuziarsko, kładąc ją delikatnie na łóżku.
- Mhmm. - przytaknęła, posłusznie czekając na to, co dalej zrobi.

Jego oczy się zeszkliły, oboje patrzyli na siebie z takim pożądaniem, podnieceniem wobec siebie, jak nigdy.
Bartek wisiał nad nią, opierając się, na swoich silnych rękach, jej ciało leżące pod nim, nie drgnęło.

- Podoba mi się, jak na mnie patrzysz. - podniosła głowę, szepcząc do jego ucha, które chwile po tym podgryzła zębami.
- Jesteś taka piękna. - westchnął, zrywając z niej kolejne części garderoby i odkrywając jej nagie ciało.

Zamknęła oczy, dała się ponieść fantazji, wyobraźni, chciała czuć każdy ciepły oddech, na swojej nagiej skórze, każde muśnięcie ustami, resztą zmysłów.

- Spójrz na mnie. - zażądał cicho, wybudzając ją z zamroczenia.

Kiedy otworzyła oczy, próbowała coś wyczytać z jego dziko brązowych oczu, był już w pół nagi, swoimi opuszkami palców, delikatnie punktowała jego ciało. Ekscytowało ją odkrywanie każdego zakamarka jego, dotąd niedostępnego, pięknie zbudowanego ciała.
Oboje płynęli tą rzeką namiętności, oboje oddawali sobie każdy dotyk.
Rozprężył nad nią ciało jak kot, pokazując swoją przewagę i siłę nad nią. Jej to bardzo imponowało i doprowadzało do jeszcze większego podniecenia.
Tańczył językiem po jej ciele, doprowadzając je do niekontrolowanych drgań, jego mięśnie dotąd napięte, rozluźniły się. Ostatni raz podniosła głowę, aby zatopić się w jego ustach, uprzedził ją, padając całym swoim ciężarem. Jęknęła, ten zassał jej skórę, pod obojczykiem, tworząc na niej dziko różową plamę.
Podparł się na jednej ręce, drugą wpychając pod pośladki, unosząc tym jej pupę, na wysokość swojego krocza. Ta pomogła mu, podciągając się bliżej niego.
Czule najpierw ją objął, potem splutł jej dłonie w swoje. Coś jeszcze do niej szepnął, ale ta była za bardzo oszołomiona, nie wyczytała nic z jego ust.
Jego biodra zaczęły taniec, uspokajał jej początkowy grymas bólu, gładząc ją po twarzy, z czasem widząc, że ból przechodzi w rozkosz, stopniowo przyśpieszał ruch.
Ciało Gosi, z każdym jego pchnięciem wręcz płynęło, było to czasem brutalne i gwałtowne, chwilę później delikatne i namiętne.
Jego ciało się naprężyło, zaczął głęboko oddychać, chcąc jeszcze dogłębniej ją spenetrować, nie przestał kiedy ta wyginała się w łuk.

- Jeszcze nie. - zaplotła na nim nogi, nie pozwalając mu się uwolnić.

W jednej chwili związali się razem ciałem, sercem i duszą, kiedy Gośka nieusilnie walczyła o wyrównanie oddechu, Bartek leżał na jednym boku, tuż obok niej, wpatrując się w jej ciało, delikatnie rozczesywał jej poplątane włosy.

- Jesteś wspaniała. - mruknął, całując ją delikatnie w środek ust.
- Tak bardzo cię kocham, kocham, kocham. - oświadczyła, smyrając go zewnętrzną stroną dłoni, po torsie.


















poniedziałek, 16 października 2017

- Muszę odpocząć... - Gośka burknęła sama do siebie, chwile po tym, jak Bartek wyszedł z jej domu.

Przecież nikt nie mówił, że życie będzie łatwe, a przecież jeszcze te najważniejsze decyzje przed nią, ale nikt również nie uprzedzał, że tak to wszystko będzie się komplikować. Dziewczyna czuła złość względem Bartka, mimo, że ten nie był niczemu winien, mimo, że to on zawsze był dla niej ostoją.
Jej twarz rozpromieniała, kiedy kilka sekund temu odebrała esemesa.

B:  "Kocham cię."

To już nie były przelewki.
Późnym wieczorem, kiedy Gośka siłowała się z otwarciem drugiej już butelki, półsłodkiego, kilku letniego wina, które należało do jej rodziców, odezwało się powiadomienie z jej kalendarzu, w telefonie.
Sięgnęła po telefon, prężąc swoje ciało, jak kot.
"Godzina 8.00 - szpital". - dziewczyna była podpita, jej refleks był ograniczony, dopiero po kilkunastu sekundach zorientowała się, że to chodzi o jej wolontariat w szpitalu onkologicznym, gdzie również swoją posługę pełni Bartek.

- Woda, lemoniada, maślanka?. - Karo trącała ją, widząc, że ta się budzi.
- Weź to ode mnie. - wymachnęła ręką, odtrącając szklankę od twarzy.
- Rodzice to co zastali... no nie byli zadowoleni. - pokręciła głową.
- Guzik mnie obchodzi ich zdanie.
- Buntowniczka, ale mnie mogłabyś posłuchać...
- Ciebie?!. - śmiechła, powoli wygrzebując się z łóżka.
- Nie rozumiem.
- Po tym co wczoraj odstawiłaś?, po tym jak próbowałaś mi wybić Bartka z głowy?. - burzyła się.
- Gosia, pierwsza, lepsza, przypadkowa osoba próbowała by ci to wybić z głowy.
- Ty oczywiście wiesz lepiej. - przewróciła oczami, wybierając rzeczy z szafy.
- Wybierasz się gdzieś?.
- No rodziców pewnie nie ma, to co?, ciebie mam pytać o pozwolenie?.
- Idziesz do niego?.
- Nie, zajmuje się wolontariatem. - odpowiedziała spokojnie.
- Tutaj w waszym onkologicznym?.
- Tak, tutaj w naszym onkologicznym. - potwierdziła.
- Nie za wiele na siebie nakładasz?.
- Chce to robić i daj mi spokój. - skwintowała, zamykając za siostrą drzwi do pokoju.

Gośka przebrana już i prawie gotowa do wyjścia, zebrała dwie puste butelki po winie, które wrzuciła do barku, mając w głowie, że po powrocie je wyrzuci.
Będąc całą obolałą, postanowiła poczekać na autobus i podjechać dwa przystanki, ten jednak jak na złość się spóźnił, a dziewczyna wiedziała, że spóźniona, w dalszym czasie będzie miała przechlapane u przełożonej.

- Godzina 8:10... - starsza kobieta, w białym uniformie, już od początku patrzyła na dziewczynę spod byka.
- Przepraszam, ale autobus...
- ...autobus, nie masz daleko. - wtrąciła

Gośce otwierał się nóż w kieszeni, nie podobało jej się zachowanie kobiety, z która stała przed samym wejściem na oddział. Miała ochotę jej powiedzieć, że jest wredną zołzą i jak najszybciej wracać do domu, a tam do łóżka, ostatecznie jednak zacisnęła zęby i podążyła, za lekko kulejącą kobietą.

- Jak masz na imię?. - rzuciła przez ramię, szukając kontaktu z dziewczyną.
- Gosia. - odpowiedziała pokornie, wyrównując do niej kroku.
- Małgorzata, tak?.
- No tak, ale wszy...
- Dla mnie będziesz Małgorzatą.
- No dobra. - odpowiedziała zniesmaczona.
- Jak się tu znalazłaś?.
- Yym przyjechałam spóźnionym '76, potem kawałek przez skwer i... - postanowiła sobie zażartować z kobiety, tym samym odgryzając się jej, za niezbyt miłe powitanie.
- Przecież nie pytam!.

Dziewczyna szyderczo się uśmiechnęła, kiedy ta wewnętrznie gotowała się ze złości, uświadamiając kobiecie, że nie jest prostym kąskiem.

- Wiem, że polecił cię ksiądz Bartosz, z naszej parafii, on tu często zagląda...
- To już coś o mnie wiesz.
- Wie pani... nie pozwoliłam do siebie mówić na ty. - poprawiła Gosie.
- A ja nie będę przepraszać. - burknęła pod nosem, mając nadzieję, że tego nie usłyszała.

Po pełnej godzinie, biegając za kobietą, która chodziła z pokoju A, do pokoju B, bez rezultatu, Gośka zaczęła tracić werwę, na bezinteresowną pracę, bo jeśli miało ją coś zmobilizować, to na pewno nie było to, to.

- Za niedługo pacjenci dostaną śniadanie, przydzielę cię do piętra, na którym będziesz pracować.
- Rozumiem, a do której tak mniej, więcej?. - spytała orientacyjnie.
- Jak skończysz, jesteś wolna. Zejdź teraz ze mną do jadalni, tam powiem co dalej.

Po małym zapoznaniu się z tym, co będzie robiła i po przyswojeniu podstawowych zasad BHP, w końcu pozwolono jej samodzielnie przejść na oddział. Nie była jednak zadowolona, że już na początku, kiedy jest totalnie zielona w temacie, rzucają ją na głęboką wodę. Jednak jak to już miała w zwyczaju postanowiła zagryźć zęby i udowodnić za wszelką cenę, że postawi na swoim.

Po dwóch godzinach ciągłego biegania w to i z powrotem, przysiadła na krześle, które stało na korytarzu. Skuliła się, zakładając dłonie na podbrzuszu. Gęsia skórka pojawiła się na jej rękach, kiedy poczuła nagły powiew powietrza, tak jakby ktoś szybko obok niej przebiegał.
Nagłe poruszenie, krzyki, piski, chaos.
Po chwili cisza... z sali obok dobiega czyjeś pochlipywanie.

Dziewczyna ciekawa, a jednocześnie zaniepokojona zaistniałą sytuacją, skradła się pod same drzwi, wychylając zza nich głowę.

- Idź stąd!. - usłyszała znajomy jej wcześniej głos.
- Nie traktuj mnie jak intruza. - fuknęła.
- Nie ma tu nic do oglądania. - skarciła ją starsza kobieta.

Kiedy ta weszła do środka, Gośka poczuła się nadzwyczajnie dziwnie, stała bardzo niestabilnie, czuła jak żołądek podchodzi jej pod gardło, a cała krew z kończyn odchodzi ku sercu.
Wyciągnęła rękę aby otworzyć drzwi i wyjść, zaczerpnąć świeżego powietrza, nie dosięgnęła, bezwładnie upadła.
Upadek dziewczyny zauważyła właśnie wychodząca zza rogu pielęgniarka, która natychmiast wołała o pomoc.
Podbiegli do niej pielęgniarze, jeden z nich zarzucił lecące ciało dziewczyny na barki i szybkim krokiem przemaszerował do dyżurki, gdzie wygodnie ułożyli ją na kozetce, w tzw. pozycji przeciwwstrząsowej.