poniedziałek, 7 listopada 2016

Bartek na ambonie patrząc na Gośkę, ze szczerym uśmiechem przywitał wszystkich przybyłych, dziewczyna to zauważyła, ale szybko spuściła wzrok. Rozważanie Bartka do niedzielnej ewangelii bardzo ją zaciekawiło, a w którym momencie by na niego nie spojrzała, on patrzył w jej stronę. Robiło jej się z tego powodu nieswojo, ponieważ obok niej siedzieli też inni, którzy ewidentnie to widzieli.
Kiedy przyszło przygotowanie do eucharystii, Gośka uważnie obserwowała Bartka, który w skupieniu, w dłoniach trzymając hostię szepcze pod nosem swoje formułki. Z jego wyrazu twarzy można było wyczytać silne skupienie, wzruszenie i wielką wiarę w to co robi, widziała ona w nim człowieka pełnego nadziei, przez co w głowie miała kompletny mętlik.
= Lubi mnie, to mi powinno wystarczyć, pewnie kocha ponad życie, to co robi, a ja nie mam prawa mu tego zabrać.= - obserwując go, biła się z myślami. Po skończonej Mszy, wyszła przed zakrystię, czekając na Bartka.

- O Gosia, witam cię.
- Szczęść Boże.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę, że przyszłaś. - zagadał do niej, odchodząc na bok. - Ale stało się coś?. - dodał od razu.
- Niee, jest w porządku.
- Ja myślę. - pogroził jej żartobliwie palcem. - Słuchaj, nie chciałabyś przyjść do spowiedzi?.
- Pyta ksiądz dlatego, że nie uczęszczam do eucharystii, tak?.
- Mhm. - przytaknął, zaplątując ręce na piersi.
- Niech mnie ksiądz nie zrozumie źle, ale nie jestem w stanie...
- Jeśli to zaniedbałaś, to wiadome, że teraz paraliżuje cię strach, ale na prawdę warto się w sobie zebrać i oczyścić sumienie.
- Tak wiem, ale to chyba jeszcze nie mój czas. - patrząc na niego, nagle uciekła wzrokiem.
- To głowa do góry. Wybacz, ale mam sporo pracy, jednak jeśli byś potrzebowała pomocy, to wiesz gdzie mnie szukać.
- Dobra, dziękuję.
- I przestań mi dziękować, nie ma za co, uwierz. - machnął ręką wchodząc na parafię.

Uśmiechnięta i zamyślona wróciła do domu, nie szukając pretekstu do konfliktu przysiadła do zadanego referatu. Była paskudna pogoda, więc nie było mowy o tym, aby cokolwiek ją wyciągnęło z domu, zrobiła sobie ciepłej herbaty i oglądając film wskoczyła pod kołdrę. Dziewczyna obudziła się przed czwartą nad ranem, do szkoły miała na ósmą, obróciła się na drugi bok i wtulając się w jaśka ponownie przysnęła.
Cały tydzień była brzydka, ponura pogoda, więc i zleciało to monotonnie, Gośka nie wychodząc z domu, tym samym nie widziała się z Bartkiem, miała chęć do niego napisać, pogadać z nim, ale od środka zżerał ją wstyd i przeświadczenie, że prędzej czy późnij może go tym zniszczyć.
W następny wtorek wypadała rocznica śmierci babki Gośki, ta była jej bardzo bliska, więc dziewczyna postanowiła sama pojechać na jej grób, nie idąc tym samym do szkoły.
Było zimno, ale w tym momencie nie było to dla niej istotne, zapaliła znicz i usiadła na ławeczce zacierając z zimna ręce.
W tym samym momencie po drugiej stronie cmentarza Bartek rozmawiał i podtrzymywał na duchu rodzinę wcześniej pochowanego chłopaka.

- Jeśli chcielibyście państwo porozmawiać, zapraszam, do mnie, lub do proboszcza.
- Jesteście dobrym księdzem, proszę nie zrozumieć mnie źle, ale ksiądz proboszcz widać, że jest już zmęczony, parafią i tym wszystkim.
- Tak, ale myślę, że ja jeszcze nie dorosłem do tego, aby prowadzić parafię. Teraz  proszę się uspokoić, wyciszyć... - w momencie zauważył dziewczynę siedzącą nad grobem, w której rozpoznał Gośkę. - Proszę mi wybaczyć, ale mam jeszcze jedną sprawę do załatwienia, myślę, że jednak się państwo przekonają i przyjdą na parafię.
- To my dziękujemy księdzu, do zobaczenia. - odeszli zaszlochani. Bartek zaczekał moment, aż wyjdą za bramę i udał się do dziewczyny.
- Gosia?, co tu robisz?. - podszedł do niej od tyłu, kładąc rękę na jej ramieniu.
- Eh, przyszłam na cmentarz, o tu, na grób babci. - Bartek chciał spytać o rodziców, dlaczego ich tu nie ma, ale w porę ugryzł się w język.
- Długo już siedzisz?.
- Będę tu tyle ile trzeba. - podtarła nos rękawem.
- To zmarzniesz, chodź już. - ona nie zareagowała, więc ten ją lekko pociągnął.
- Niech mnie ksiądz zostawi, okej?. Mi nie jest zimno, a ksiądz może sobie iść.
- Proszę, nie bądź nie miła.
- Życie. - uśmiechnęła się ironicznie.

Bartek zrobił znak krzyża, spuścił wzrok i zebrał się, żeby odchodzić, dziewczyna zauważyła to kątem oka i w porę złapała go za przedramię.

- No nie, niech ksiądz nie odchodzi. - przytrzymała go, zwracając tym jego uwagę.
- Ale?.
- Przecież wie ksiądz, co czuję... yym, no w sensie, że tu. Jestem roztargniona, mam huśtawki nastroju.
- Mówiłem ci gdzie masz przyjść, jeśli masz jakiś problem.
- Nie pójdę do spowiedzi... nie dam rady.
- Nie mówię o spowiedzi, przyjdź do mnie. - skinął głowa, dalej mając poważną minę.
- Ale nie, nie,  ja nie chce, wie ksiądz...
- Słucham?. - zaczął wyciągać od niej, do końca nie wiedząc o co chodzi.
- Matko, no nie wiem, jak ugryźć temat.
- Bo jestem księdzem. - odetchnął, patrząc w jej oczy.
- No. - odpowiedziała krótko.
- No?, Gosia, to, że noszę koloratkę, to znaczy, że już nie jestem człowiekiem, czy co?.
- Niech się ksiądz nie wkurza, ale jest mi dziwnie, niezręcznie, okej?.
- W tym wypadku możesz mi ufać bardziej, niż komukolwiek innemu.
- No właśnie, bo jest ksiądz, kapłanem... i taka to rola.
- Nie, to nie rola, to tak od serca.

Gośka nie potrafiła odmówić jego obecności, chciała, pragnęła, aby był obok niej, w ten sposób robiło jej się raźniej. Bartek także nie chciał już zostawiać jej samej, nie naciskał na powrót, póki ta sama się na to nie zdecydowała. Siedzieli razem jeszcze jakiś czas, aż w końcu dziewczyna zauważyła lekkie znużenie księdza, nie miała do niego o to pretensji, czuła wdzięczność, że został.


********************

Trzymajcie! Wpis może nie jest za długi, ale wyjeżdżam na parę dni, a nie chciałam was zostawiać bez niczego. :) Doceńcie te wypociny :D





3 komentarze: