- Bartek!, jesteśmy tak szczęśliwi, że jesteś. - na jego szyję rzuciła się kobieta, która w latach, w których Bartek był jeszcze klerykiem, zabiegała o jego względy.
- Marto, ja również się cieszę, że was widzę.
W towarzystwie swoich przyjaciół zapomniał o wszelkich troskach.
- I co Bartek?, jak się czujesz jako kapłan?. - jego znajomi z lat szkolnych, nigdy nie byli za tym, aby szedł do seminarium, dlatego też, wiele razy mu z tego powodu dogryzali.
- Fenomenalnie. Mam jednak ostatnimi czasy dużo na głowie, dlatego chciałem odpocząć,
- Jednak nie tak łatwo, jak to było na początku?.
- Nie wiem o czym mówisz... - zaśmiał się, nie pozostając dłużnym.
Przez dłuższy moment Bartek został sam przy ognisku, od razu przyuważyła to Marta, która postanowiła to wykorzystać.
- Powiem ci, że nic się nie zmieniłeś. - przysiadła się do niego, zaczynając rozmowę.
- To znaczy?. - popatrzył na nią.
- Tak samo skromny i jeszcze bardziej przystojny...
- Proszę cię, tylko mnie tym onieśmielasz.
- Bartek, przecież wiesz, co do ciebie czułam, a ty dalej swoje.
- Ty także wiesz, że wybrałem kapłaństwo, a jedyne co kocham ponad życie, to Bóg. - postawił sprawę jasno, odrywając jej rękę z kolana.
- Nie wiem, co powiedzieć. A gdyby teraz pojawiła się w twoim życiu jakaś kobieta?.
- Do czego zmierzasz?. - spytał zmieszany.
- Chcę wiedzieć, odpowiedz.
- Marto, jestem księdzem, pewnie by się zawiodła, ale musiałbym ją odrzucić. - starał zachowywać się wzorowo, w oczach przyjaciół, nie wyjawniając, iż dobrze wiedział, że w jego sercu zdążyła zagościć Gosia.
- Czy by się zawiodła?, nie, byłaby wściekła, obwiniałaby samą siebie.
- Marta, nie wiem, jak to wygląda w twoich oczach, ale nic po za przyjaźnią ci nie dam.
- Tak, mam osobę która mnie kocha ponad życie, ale czy ja potrafię dać mu tyle miłości, aby związać się z tym człowiekiem na całe życie?. - zadała sobie pytanie, przyglądając się pierścionkowi zaręczynowemu.
- Myślę, że dasz radę, a ja mogę ci obiecać, że w twojej intencji będę się modlił.
- Żartujesz?, chciałam tylko twojej miłości, nie dałeś mi jej, więc nie chce od ciebie już NIC, rozumiesz?.
- Chciałem być miły, ale widzę, że nasza rozmowa zbiega na osobny tor, który już ci zdążyłem wyjaśnić. Nie miej do mnie żalu.
- Nie pasuję tu, pójdę pożegnać się z chłopakami i znikam stąd.
- Nie będę cię zatrzymywać. Kiedy usłyszałem, że masz narzeczonego, myślałem, że to jest twoja miłość, a ty dalej wałkujesz jeden i ten sam temat. Idź już... - popatrzył na nią poważnym wzrokiem, nie chcąc wdawać się w kolejne dyskusje.
- Bartek, co tu się stało, czemu Marta?... - spytali w prost, zaniepokojeni impulsywnym zachowaniem kobiety.
- Szkoda, że później nie przyszliście. - odbąknął z pretensją w głosie.
- Heej, spokojnie, powiesz, co się stało?.
- Teraz wy?, nie, to sprawa pomiędzy nami.
- Wszyscy wiedzieli, że macie coś ku sobie, nie traktuj jej teraz jak gdyby była twoim wrogiem.
- My mieliśmy coś ku sobie?, ja od początku tłumaczyłem jej, że w najbliższym czasie zostanę kapłanem, ale do niej to nie docierało.
- I co? lepiej kochać niewidzialnego przyjaciela, niż kobietę, która dałaby ci ogrom miłości?.
- O to właśnie jest powołanie.
Chwilowy zgrzyt pomiędzy nimi ustał, ale Bartek nie czuł się już tak swobodnie jak na początku, miał pretensje do siebie i coraz częściej łapał się na tym, że do pełnego szczęścia brakuje u jego boku Gośki, zaczął tęsknić i żałować, że w ogóle wyjechał.
- Bartek... czy ty na prawdę jesteś taki szczęśliwy?.
- Kapłaństwo to powołanie, w którym jedna z najważniejszych cnót, to samotność.
- Ty już nawet nie potrafisz mówić jak człowiek, nie chcę waszych formułek, chcę usłyszeć, co czujesz wewnętrznie. Ale tak... ty tego nie potrafisz i to jest przykre, że zachowujesz się nienaturalnie.
- Będziecie mi dalej wyrzucać?, nie chcę w ten sposób z wami rozmawiać.
- Zawsze jesteśmy za tobą, ale nie w tym przypadku. Chodźcie, zbieramy się. - czas który przeminął, odcisnął piętno w tym, że dotychczas nierozłączna paczka przyjaciół, teraz ich poróżnił nie do poznania.
Bartek siedział grzebiąc patykiem w rozżarzonym drewnie, do późna w nocy. Jego zaniepokojona matka, z czasem wyszła do ogrodu.
- Co tu robisz?, gdzie reszta?. - spytała zaskoczona, widząc tylko jego.
- Nie wiem co się podziało, ale czas bardzo nas poróżnił.
- Przyniosłam dla ciebie polar, jest już zimno.
- Mamo, chcę posiedzieć sam... idź proszę. - popatrzył na nią błagalnym wzrokiem.
- No dobrze, klucze masz w kieszeni. - poczochrała go po włosach i wróciła do domu.
Od razu założył polar na siebie, a ręce schował do kieszeni, z jednej z nich wyciągnął koloratkę, którą dwa dni wcześniej wcisnął tam w pośpiechu, zamyślił się na tyle, że bezwarunkowo wypadła mu z dłoni, on tym samym tego nie zauważył, dogasił ognisko kubłem wody i po drugiej w nocy wrócił. Po cichu wszedł do domu, zaglądając do sypialni mamy, uśmiechnął się widząc ją jak spokojnie śpi, przeszedł do łazienki, tam opłukał twarz, rozebrał się i położył się spać w przygotowanym dla niego łóżku.
- Bartek, co tu się stało, czemu Marta?... - spytali w prost, zaniepokojeni impulsywnym zachowaniem kobiety.
- Szkoda, że później nie przyszliście. - odbąknął z pretensją w głosie.
- Heej, spokojnie, powiesz, co się stało?.
- Teraz wy?, nie, to sprawa pomiędzy nami.
- Wszyscy wiedzieli, że macie coś ku sobie, nie traktuj jej teraz jak gdyby była twoim wrogiem.
- My mieliśmy coś ku sobie?, ja od początku tłumaczyłem jej, że w najbliższym czasie zostanę kapłanem, ale do niej to nie docierało.
- I co? lepiej kochać niewidzialnego przyjaciela, niż kobietę, która dałaby ci ogrom miłości?.
- O to właśnie jest powołanie.
Chwilowy zgrzyt pomiędzy nimi ustał, ale Bartek nie czuł się już tak swobodnie jak na początku, miał pretensje do siebie i coraz częściej łapał się na tym, że do pełnego szczęścia brakuje u jego boku Gośki, zaczął tęsknić i żałować, że w ogóle wyjechał.
- Bartek... czy ty na prawdę jesteś taki szczęśliwy?.
- Kapłaństwo to powołanie, w którym jedna z najważniejszych cnót, to samotność.
- Ty już nawet nie potrafisz mówić jak człowiek, nie chcę waszych formułek, chcę usłyszeć, co czujesz wewnętrznie. Ale tak... ty tego nie potrafisz i to jest przykre, że zachowujesz się nienaturalnie.
- Będziecie mi dalej wyrzucać?, nie chcę w ten sposób z wami rozmawiać.
- Zawsze jesteśmy za tobą, ale nie w tym przypadku. Chodźcie, zbieramy się. - czas który przeminął, odcisnął piętno w tym, że dotychczas nierozłączna paczka przyjaciół, teraz ich poróżnił nie do poznania.
Bartek siedział grzebiąc patykiem w rozżarzonym drewnie, do późna w nocy. Jego zaniepokojona matka, z czasem wyszła do ogrodu.
- Co tu robisz?, gdzie reszta?. - spytała zaskoczona, widząc tylko jego.
- Nie wiem co się podziało, ale czas bardzo nas poróżnił.
- Przyniosłam dla ciebie polar, jest już zimno.
- Mamo, chcę posiedzieć sam... idź proszę. - popatrzył na nią błagalnym wzrokiem.
- No dobrze, klucze masz w kieszeni. - poczochrała go po włosach i wróciła do domu.
Od razu założył polar na siebie, a ręce schował do kieszeni, z jednej z nich wyciągnął koloratkę, którą dwa dni wcześniej wcisnął tam w pośpiechu, zamyślił się na tyle, że bezwarunkowo wypadła mu z dłoni, on tym samym tego nie zauważył, dogasił ognisko kubłem wody i po drugiej w nocy wrócił. Po cichu wszedł do domu, zaglądając do sypialni mamy, uśmiechnął się widząc ją jak spokojnie śpi, przeszedł do łazienki, tam opłukał twarz, rozebrał się i położył się spać w przygotowanym dla niego łóżku.
Wreszcie ! Czekam na więcej !
OdpowiedzUsuńSpokoojnie :P piszą się, piszą ^^
UsuńNo ja mam nadzieję ! Jak myslisz kiedy następny ?
OdpowiedzUsuńPostanowiłam, że będę dodawać dany rozdział, kiedy będę miała skończony jeden do przodu, myślę, że poprzez to, będą mniejsze przerwy pomiędzy dodawaniem wpisów. Muszę się po prostu przyłożyć ;).
Usuń