środa, 7 grudnia 2016

Bartek postanowił, że jeszcze tego samego dnia spotka się ze swoimi znajomymi, ci kiedy usłyszeli, że jest w mieście, od razu oderwali się od swoich obowiązków, aby się z nim zobaczyć. Bartek na początku chciał wszystkich zaprosić do restauracji, ale oni odmówili pod pretekstem, że będzie za sztywno, woleli się bawić jak za lat i zorganizować barbecue.

- Bartek!, jesteśmy tak szczęśliwi, że jesteś. - na jego szyję rzuciła się kobieta, która w latach, w których Bartek był jeszcze klerykiem, zabiegała o jego względy.
- Marto, ja również się cieszę, że was widzę. 

W towarzystwie swoich przyjaciół zapomniał o wszelkich troskach.

- I co Bartek?, jak się czujesz jako kapłan?. - jego znajomi z lat szkolnych, nigdy nie byli za tym, aby szedł do seminarium, dlatego też, wiele razy mu z tego powodu dogryzali.
- Fenomenalnie. Mam jednak ostatnimi czasy dużo na głowie, dlatego chciałem odpocząć,
- Jednak nie tak łatwo, jak to było na początku?.
- Nie wiem o czym mówisz... - zaśmiał się, nie pozostając dłużnym.

Przez dłuższy moment Bartek został sam przy ognisku, od razu przyuważyła to Marta, która postanowiła to wykorzystać.
- Powiem ci, że nic się nie zmieniłeś. - przysiadła się do niego, zaczynając rozmowę.
- To znaczy?. - popatrzył na nią.
- Tak samo skromny i jeszcze bardziej przystojny...
- Proszę cię, tylko mnie tym onieśmielasz.
- Bartek, przecież wiesz, co do ciebie czułam, a ty dalej swoje.
- Ty także wiesz, że wybrałem kapłaństwo, a jedyne co kocham ponad życie, to Bóg. - postawił sprawę jasno, odrywając jej rękę z kolana.
- Nie wiem, co powiedzieć. A gdyby teraz pojawiła się w twoim życiu jakaś kobieta?.
- Do czego zmierzasz?. - spytał zmieszany.
- Chcę wiedzieć, odpowiedz. 
- Marto, jestem księdzem, pewnie by się zawiodła, ale musiałbym ją odrzucić. - starał zachowywać się wzorowo, w oczach przyjaciół, nie wyjawniając, iż dobrze wiedział, że w jego sercu zdążyła zagościć Gosia.
- Czy by się zawiodła?, nie, byłaby wściekła, obwiniałaby samą siebie.
- Marta, nie wiem, jak to wygląda w twoich oczach, ale nic po za przyjaźnią ci nie dam.
- Tak, mam osobę która mnie kocha ponad życie, ale czy ja potrafię dać mu tyle miłości, aby związać się z tym człowiekiem na całe życie?. - zadała sobie pytanie, przyglądając się pierścionkowi zaręczynowemu.
- Myślę, że dasz radę, a ja mogę ci obiecać, że w twojej intencji będę się modlił.
- Żartujesz?, chciałam tylko twojej miłości, nie dałeś mi jej, więc nie chce od ciebie już NIC, rozumiesz?.
- Chciałem być miły, ale widzę, że nasza rozmowa zbiega na osobny tor, który już ci zdążyłem wyjaśnić. Nie miej do mnie żalu.
- Nie pasuję tu, pójdę pożegnać się z chłopakami i znikam stąd. 
- Nie będę cię zatrzymywać. Kiedy usłyszałem, że masz narzeczonego, myślałem, że to jest twoja miłość, a ty dalej wałkujesz jeden i ten sam temat. Idź już... - popatrzył na nią poważnym wzrokiem, nie chcąc wdawać się w kolejne dyskusje.

- Bartek, co tu się stało, czemu Marta?... - spytali w prost, zaniepokojeni impulsywnym zachowaniem kobiety.
- Szkoda, że później nie przyszliście. - odbąknął z pretensją w głosie.
- Heej, spokojnie, powiesz, co się stało?.
- Teraz wy?, nie, to sprawa pomiędzy nami.
- Wszyscy wiedzieli, że macie coś ku sobie, nie traktuj jej teraz jak gdyby była twoim wrogiem.
- My mieliśmy coś ku sobie?, ja od początku tłumaczyłem jej, że w najbliższym czasie zostanę kapłanem, ale do niej to nie docierało.
- I co? lepiej kochać niewidzialnego przyjaciela, niż kobietę, która dałaby ci ogrom miłości?.
- O to właśnie jest powołanie.

Chwilowy zgrzyt pomiędzy nimi ustał, ale Bartek nie czuł się już tak swobodnie jak na początku, miał pretensje do siebie i coraz częściej łapał się na tym, że do pełnego szczęścia brakuje u jego boku Gośki, zaczął tęsknić i żałować, że w ogóle wyjechał.

- Bartek... czy ty na prawdę jesteś taki szczęśliwy?.
- Kapłaństwo to powołanie, w którym jedna z najważniejszych cnót, to samotność.
- Ty już nawet nie potrafisz mówić jak człowiek, nie chcę waszych formułek, chcę usłyszeć, co czujesz wewnętrznie. Ale tak... ty tego nie potrafisz i to jest przykre, że zachowujesz się nienaturalnie.
- Będziecie mi dalej wyrzucać?, nie chcę w ten sposób z wami rozmawiać.
- Zawsze jesteśmy za tobą, ale nie w tym przypadku. Chodźcie, zbieramy się. - czas który przeminął, odcisnął piętno w tym, że dotychczas nierozłączna paczka przyjaciół, teraz ich poróżnił nie do poznania.

Bartek siedział grzebiąc patykiem w rozżarzonym drewnie, do późna w nocy. Jego zaniepokojona matka, z czasem wyszła do ogrodu.

- Co tu robisz?, gdzie reszta?. - spytała zaskoczona, widząc tylko jego.
- Nie wiem co się podziało, ale czas bardzo nas poróżnił.
- Przyniosłam dla ciebie polar, jest już zimno.
- Mamo, chcę posiedzieć sam... idź proszę. - popatrzył na nią błagalnym wzrokiem.
- No dobrze, klucze masz w kieszeni. - poczochrała go po włosach i wróciła do domu.

Od razu założył polar na siebie, a ręce schował do kieszeni, z jednej z nich wyciągnął koloratkę, którą dwa dni wcześniej wcisnął tam w pośpiechu, zamyślił się na tyle, że bezwarunkowo wypadła mu z dłoni, on tym samym tego nie zauważył, dogasił ognisko kubłem wody i po drugiej w nocy wrócił. Po cichu wszedł do domu, zaglądając do sypialni mamy, uśmiechnął się widząc ją jak spokojnie śpi, przeszedł do łazienki, tam opłukał twarz, rozebrał się i położył się spać w przygotowanym dla niego łóżku.






4 komentarze:

  1. Wreszcie ! Czekam na więcej !

    OdpowiedzUsuń
  2. No ja mam nadzieję ! Jak myslisz kiedy następny ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postanowiłam, że będę dodawać dany rozdział, kiedy będę miała skończony jeden do przodu, myślę, że poprzez to, będą mniejsze przerwy pomiędzy dodawaniem wpisów. Muszę się po prostu przyłożyć ;).

      Usuń