niedziela, 12 sierpnia 2018

Minęły już dwa tygodnie, a od tamtego czasu, kiedy Bartek odwoził mnie do przyjaciółki nie miałam z nim żadnego kontaktu, czy to ja miałam się pierwsza odezwać?. Tęskniłam i to niewyobrażalnie. Franciszek też po ostatnim "przypadkowym" spotkaniu się do mnie nie odezwał, czułam się osamotniona. To Eleni coraz częściej odwiedzała mnie w domu, bo nawet nie miałam ochoty nigdzie wyjść.
Siedziałam na łóżku i nie wiedziałam co począć, kiedyś mężczyzna ani nie spojrzał w moją stronę, a teraz odkąd nieoficjalnie jestem z Bartoszem pojawia się ich obok mnie coraz to więcej.
Napisałam do niego... do Bartka, czy się ze mną spotka, tak po prostu. Ale długo nie odpisywał. Fuknęłam, że pewnie ma ważniejsze sprawy ode mnie, a ja o jego atencję nie będę się cały czas starać. Mój kolejny esemes z taką samą treścią wysłałam na numer Franciszka. Nie wiem dlaczego tak zrobiłam, chyba chciałam aby mi wybaczył to, że tak go spłycam. Na jego odpowiedz nie musiałam czekać długo, umówiliśmy się dnia następnego o siedemnastej nad zalewem, nad który sam mnie zaprosił.
Pół godziny przed wyjściem zaczęłam się szykować, ubrałam jeansy z dziurami i przetarciami na kolanach, białą koszulkę, którą włożyłam w te spodnie, a na to również jeansową kurtkę z ćwiekami  i naszywkami paru punk-rockowych zespołów.

- Myślałem, że już nigdy się nie odezwiesz. - przywitał mnie szczerym uśmiechem, który już dawno zapomniał o tym, co wydarzyło się nie tak dawno temu.
- Dziękuję, że się zgodziłeś.
- Nie ma problemu, lubię spędzać z tobą wolny czas.

Na jego odpowiedz uśmiechnęłam się onieśmielona, nie wiedziałam co mam odpowiedzieć, z czasem rozmowa się rozkręcała, chciałam mu łagodnie powiedzieć, że między nami raczej nic więcej nie będzie niż tylko przyjaźń.

- Zrozum... nie mogłabym tego zrobić Bartkowi.
- Ale myślisz, że on kocha ciebie tak, jak ja bym cię kochał?.
- On jest pierwszym mężczyzną którego tak pokochałam, darząc go przy tym zaufaniem.
- Już wiem, on był pierwszy. - stwierdził po chwili ciszy.
- To nie tak... wiem, że nie pokocham cię tak jak jego. Dlatego nie chcę aby między nami było coś więcej.
- Nawet nie chcesz spróbować. - jęknął.
- Ale ja wiem, co by o mnie pomyślał...
- ...Bartek?, no tak... co on by pomyślał. - dokończył za mnie zdanie, niedowierzająco kręcąc głową.
- A ty?, jego ci nie jest żal?.
- Jest mi ciebie żal, że tracisz czas na niego mimo, że ten na każdym kroku łamię ci serce.
- Nie do końca tak jest. - zaprzeczyłam cichym głosem.
- Widzę po tobie. Kochasz go, ale on... on to inna bajka. On już wybrał i to nie ciebie.

Znów siedzieliśmy w ciszy, pijąc łyk po łyku wino z gwinta, które już się kończyło. Mój telefon leżący obok mnie na trawie zaświecił się i dwukrotnie zawibrował. Pomyślałam, że to przyjaciółka, która znów się do mnie dobija, bo chyba w ten dzień miałyśmy się spotkać. Leniwie podniosłam go w dłoni, wchodząc w ostatnio odebrane. Buzia chyba mi rozpromieniała, bo poczułam falę gorąca, kiedy zobaczyłam, że to w końcu Bartek odpisał.

sms1: "Przepraszam, byłem zajęty. Nawet nie miałem głowy, żeby cokolwiek ci odpisać."
sms2: "Pewnie, spotkajmy się za pół godziny. Będę nad zalewem, tym co zawsze... przyjedz tam."

Kiedy odczytałam tą drugą wiadomość osłupiałam, miał zamiar przyjechać tu, gdzie siedzę z Frankiem, z rozpromienionej buzi, szybko zbladłam czym zaniepokoił się Franek.

- Co ci jest?
- yyy - to jedyne co potrafiłam wtedy z siebie wydusić. - Zaraz tu będzie Bartek.
- Bartek?, a co on tu... zaprosiłaś go?.
- Nie, nie ja. Chciałam się z nim spotkać, potem napisałam do ciebie. - tłumaczyłam nerwowo.
- Wychodzi na to że jestem alternatywą i teraz co?, mam sobie iść?.
- Nie wiem.
- Pewnie nie chcesz, żeby zobaczył cię ze mną?, zazdrosny jest?.
- Nie wiem o co chodzi, ale mówił, że nie chce abyśmy się spotykali.
- Ha! pies ogrodnika. - wyśmiał go. - Spokojnie zostanę z tobą do czasu kiedy on nie przyjedzie. Potem sobie pojadę.
- Nie miej mi tego za złe.
- Niee... po prostu muszę sobie ciebie odpuścić. Bartek jest dla ciebie najważniejszy. - powiedział zawistnym głosem, co trochę ukłuło mnie w serce.

Dochodziła godzina dwudziesta, słońce zachodziło za horyzont, oślepiając swoją czerwoną barwą. Czekałam z nim... z Franciszkiem na Bartka, nawet nie wiedziałam jak na siebie zareagują, co przede wszystkim zrobi Bartek widząc mnie z jego przyjacielem.
Rozpoznałam go już z daleka, szedł brzegiem, nogi miał gołe, a buty związane w sznurówkach trzymał w prawej dłoni. Czym prędzej do niego podbiegłam, zostawiając Franciszka samego pod drzewem, pod którym jeszcze chwile temu razem siedzieliśmy i prowadziliśmy rozmowy, które do tego czasu brzmiały w mojej głowie.

- Cześć. - przywitałam się onieśmielona, nie wiedząc czego się spodziewać.
- Co ty tu robisz tak szybko?. - spytał zaskoczony moją osobą.
- Byłam tutaj już wcześniej, bo... - wskazałam ręką na miejsce w którym siedziałam z Frankiem, tyle że tam go już nie było.
- Tam siedziałaś wcześniej, sama?.
- Y tak... sama.

Franek zmył się stamtąd, bał się?, bał się Bartka swojego przyjaciela?.
Usiedliśmy tam, obok nas leżała jeszcze butelka przed chwilą skończonego wina, ale Bartosz nie zwrócił na to zbytnio swojej uwagi. Spoglądał na mnie, chyba wyczuwał mój niepokój, ale nie powiedział ani słowa.
Z każdą godziną, siedząc tam pod drzewem zbliżaliśmy się do siebie coraz to bliżej. Szturchał mnie, potem próbował pocałować, nie pragnęłam w tamtym czasie niczego innego, niż smaku jego ust. Mimo to, nie dałam się pocałować... odwróciłam głowę i głośno westchnęłam.

- Ten cały czas, kiedy ciebie nie było próbowałam odnaleźć te emocje, które za każdym razem dawałeś mi ty.
- Próbowałem pozbierać myśli.
- Ty próbowałeś, a co ja mam powiedzieć?. Pewnie teraz stwierdzisz, że jestem snobem.
- Nie stwierdzę, bo wiem, że musisz przeżywać to bardziej niż ja. Bo wybrałaś mnie, starego dziada i to jeszcze księdza.

Mówił pół żartem, pół serio ale trafiał w sedno. Byłam z niego wręcz dumna, że wie i że tak otwarcie o tym mówi. Złapałam powietrza żeby coś powiedzieć, ale ostatecznie wtuliłam głowę w jego ramię, przygarnął mnie bliżej, dając mi całego siebie do dyspozycji.
Nie powiedział nic o powrocie, mimo że godzina była już późna, czekał na mnie, aż ja zadecyduję, bo on jak to w końcu powiedział, może ze mną siedzieć do bladego świtu.
Nie wiem co robił cały dzień, ale przysypiał i mimo, że pytałabym go o to, on szedłby w zaparte, że w cale nie jest zmęczony. Po mojej głowie natomiast chodziły myśli, czy przypadkiem nie jest ze mną dziś tak długo, aby znowu zostawić mnie na lodzie przez dłuższy czas. Bałam się, że znów o mnie zapomni i ani się nie odezwie.