wtorek, 20 marca 2018

Na mój gest, Bartek energicznie podrzucił mnie na ręce, ja instynktownie oplotłam go nogami w pasie mimo, że ten pewnie mnie asekurował. Nie czekał długo, naparł na mnie zostawiając jedynie centymetry, dzielące nasze ciała.
Zastygliśmy, nie wiedziałam na co czeka, opuścił mnie delikatnie, ciężko przełknął ślinę, ale dalej dziko patrzył mi w oczy. Po czasie powiedział to, czego najbardziej się obawiałam.

- Przepraszam, emocje nie mogą wziąć mną góry.
- Co?. - zakpiłam.
- Ja chyba nie chcę.
- Chyba?.
- Wybacz mi.

Nic więcej nie powiedział, spuścił głowę i wyszedł z pokoju jak gdyby nigdy nic. Stanęłam jak wryta, oparłam się o ścianę, aby z emocji nie runąć na posadzkę.
On wyszedł, nie wiem gdzie, nie wiem na jak długo. Może faktycznie przesadziliśmy, to chyba moja wina, to ja na niego tak działam. Przeze mnie ten facet popadnie w ruinę, w tamtej chwili w mojej głowie toczyła się wojna... wojna domowa. Co ja mogłam zrobić?, usiadłam na łóżku i bezsilnie zapłakałam. Ostatecznie nawet nie wiem kiedy skulona w kłębek zasnęłam.
Przebudziłam się nad ranem, słońce spoglądało z nad horyzontu. Odetchnęłam z ulgą, kiedy zorientowałam się, że Bartek jest w pokoju, śpi.
Po raz drugi obudził mnie miły dotyk na policzku, byłam pewna, że to on, jednak bałam się otworzyć oczy, nie wiedziałam jak mam na niego spojrzeć, w jaki sposób? Żal, pretensja, w tamtym momencie ciężko było opisać emocje mi towarzyszące.

- Nie śpisz już, prawda?. - szepnął miłym głosem.
- Nie, nie śpię. - odpowiedziałam onieśmielona.

Od razu złapałam z nim kontakt wzrokowy, jego oczy były zaczerwienione, zaniepokoiło mnie to, bo albo całą noc nie spał, albo płakał.

- Długo przy mnie siedzisz?. - spytałam ciekawa.
- Nie mam pojęcia... byłaś niespokojna, usiadłem obok i tak siedzę. - mówił przygaszonym głosem.
- Nie przejmuj się tym, co wczoraj... ja rozumiem. - próbowałam dodać mu otuchy.
- Wybacz mi. - poprosił mnie łamiącym się głosem, po czym wziął moją dłoń w swoją i ucałował ją.
- Spokojnie.

Wstałam i to samo wymusiłam na nim, stał tak bezradnie, był zmieszany, zupełnie tak samo jak ja jeszcze parę godzin temu.
Miałam wrażenie, że zaraz zapłacze, mocno zagryzał zęby, żeby nie pokazać swojej wrażliwości. Ale co się dzieje?, co go tak niszczy?.

- Bądź ze mną szczery. To przeze mnie?.

Bałam się o to zapytać, Bartek wzruszył ramionami, postanowiłam dalej ciągnąć temat.

- Wróćmy do miasta, odpocznijmy... od siebie. - zaproponowałam, mimo, że sama sobie tego nie wyobrażałam.
- Chcesz mnie zostawić?. - spytał przestraszony.
- Oh oczywiście, że nie!. - pogładziłam go po twarzy. - Ale jak ty sobie to wyobrażasz, ty mi obumierasz.
- Dam radę. - pokiwał głową.
- Nie chcę cię oglądać w takim stanie, musisz odpocząć, ale beze mnie.

Było mi go tak bardzo żal, był taki bezradny, jak dziecko. Widać było, że on nic z tym nie zrobi, musiałam wziąć sprawy w swoje ręce. Jeszcze długo rozmawialiśmy, tłumaczyłam mu, że będzie dobrze, mimo, że sama nie byłam pewna za swoje słowa. Musiałam być opanowana, musiałam mu pokazać, że jestem z nim i przy nim.

- Mama wczoraj jak wyszedłeś... ona cię widziała?.
- Nie wiem. - odpowiedział obojętnie.
- O Boże. - westchnęłam bezsilnie. - Powiedz mi co się dzieje.

Prosiłam, błagałam, ten jednak stał jak słup soli. Odarty z jakichkolwiek uczuć i emocji.
Ciężko było siedzieć z nim w jednym pokoju, na przeciwko siebie, kiedy z jego ust nie wybrzmiewało ani jedno słowo. W czas przypomniało mi się, jak poprzedniego dnia mówił, że chce mnie gdzieś zabrać. Widząc w jakim jest stanie, chciałam mu to jak najszybciej wybić z głowy.

- Ja nigdzie nie jadę, ty też nie. - wybrzmiało to z moich ust, trochę jak rozkaz, ale tego trzeba było.
- Ja muszę stąd... - pokręcił głową, nie zgadzając się z moją decyzją.
- Gdzie musisz?, posłuchaj się mnie chociaż raz...
- Zaufaj mi.
- Przepraszam cię, ale boję się tego.
- Boisz się mi zaufać?, od kiedy?. - spytał zaskoczony.
- No nie patrz tak na mnie... to jak się teraz zachowujesz, ja chcę dobrze.
- Rozumiem, ale w tym wypadku Gosia, ja ci nie ustąpię. - powiedział stanowczo.

Trochę przestraszyłam się jego tonu głosu. Odstąpiłam, miałam wygrać z nim?, z facetem?, niewykonalne.

Dochodziła godzina szesnasta, właśnie zjedliśmy pyszny obiad przyrządzony przez mamę, weszliśmy na górę do pokoju, Bartek kazał mi spakować parę rzeczy do plecaka i zejść na dół do auta, przytaknęłam posłusznie, choć nie podobał mi się jego ton.
Klucze, portfel, woda, chusteczki... to chyba wszystko, zarzuciłam plecak na jedno ramię i niepośpiesznie zeszłam do auta.
Po kilku minutach jazdy, zajechaliśmy na jakąś posesję, było tam pięknie, w głębi rozległego i równie ciekawego ogrodu, znajdowała się drewniana altana ogrodowa.
To chyba tam się wszystko będzie działo. - pomyślałam, wysiadając z samochodu i rozglądając się wokoło.
Chwilę później z domu, pod którym staliśmy wysypała się grupka ludzi, chyba w wieku Bartosza. Byli w niej sami mężczyźni, chociaż nie... na samym końcu, w naszą stronę szła kobieta, niska, ładna... nawet bardzo. Ale była kobietą, miałam nadzieję, że złapiemy wspólny język. Kiedy zobaczyłam jak ciepło się witają z moim Bartkiem, byłam już pewna, że to jego dobrzy kumple.

- A ta młoda dama, to kto?. - spytał jeden z nich, podchodząc do mnie pewnie.
- O właśnie Bartku, może nam ją przedstawisz?. - zaraz obok stanęła ta kobieta, która przedstawiła mi się jako Marta. Jakoś niechętnie podała mi rękę.

Pozory mylą... była na prawdę dziwna. Co jakiś czas zerkała na mnie, mierzyła mnie wzrokiem, nie czułam się swojo. Ale Bartek zaczął się uśmiechać, robiło mi się ciepło na sercu, kiedy widziałam jak się szczerze śmieje.
Chłopcy rozpalali ognisko, zapowiadał się spoko wieczór. W pewnym momencie Marta przechodząc obok mnie, pociągnęła mnie za rękaw bluzy, nie wiedziałam o co chodzi, z ciekawości poszłam za nią.

- No chodź, zrobimy coś do picia. - zaprosiła mnie do domu. Nie odpowiedziałam.

Stałam przy blacie w kuchni i tylko się przyglądałam, to nie był mój dom, nie wiedziałam co jest gdzie, Marta wszystko robiła.

- Jesteś rodziną Bartka, siostrzenica?.
- Chyba niewiele o nim wiesz, jest jedynakiem, nie mogę być zatem jego siostrzenicą.
- No racja. - uśmiechnęła się pod nosem.
- Chcesz się po prostu dowiedzieć kim dla niego jestem, tak?.
- Ciekawość... jesteś od niego o wiele młodsza.
- Przyjaciółka, tyle nas łączy.
- Nie oszukuj mnie, widzę jak na niego patrzysz. - odstawiła czajnik i spojrzała mi prosto w oczy.
- No i co?. - spytałam obojętnie.
- Też tak kiedyś na niego patrzyłam. - uśmiechnęła się szyderczo.
- Słucham?, to kim ty w ogóle jesteś?. - oburzyłam się, bo nie wiedziałam do czego zmierza.
- Aha, to mam rozumieć, że ci nie powiedział...
- Czekaj... dlaczego jesteś taka niemiła?, zazdrość przez ciebie przemawia?.

Marta zostawiła to bez komentarza, obróciła się napięcie i z dzbanem herbaty wyszła do ogrodu.
Ze złości uderzyłam pięścią w blat, miałam już dość i jej i tego całego spotkania.
Usiadłam tam gdzie poprzednio, nie chciałam okazywać zdenerwowania tym, co wydarzyło się przed chwilą.
Myślałam, myślałam i myślałam, czy to prawda, co mi powiedziała?, czy tylko chciała mnie sprowokować, zdenerwować?, ale co ona właściwie chce przez to osiągnąć?.
Pod nos podtykali mi ściągnięty z ogniska wuszt, nie tknęłam ani kawałka, tłumaczyłam to niedawno zjedzonym obiadem, ale to nie było to.
Nie wytrzymałam. Sama nie wiem, co we mnie wstąpiło, zerwałam się energicznie i odbiegłam.
Było się spodziewać, że Bartek widząc to, zerwie się za mną.

- Gosia... Gośka noo!. - wołał za mną, do momentu kiedy stanął mi na drodze, nie pozwalając abym uciekała dalej.
- Nic, zostaw. - syknęłam na niego.
- Co w ciebie wstąpiło?. Chcesz się przytulić?. - rozłożył ramiona.
- Nie.
- No dobrze... jak będziesz chciała porozmawiać, to wiesz gdzie jestem. - wskazał palcem, wracając z powrotem do towarzystwa.

Usiadłam na trawie, rwałam ją, tak po prostu. Usłyszałam kroki po żwirowej ścieżce, myślałam, że to znowu Bartek, jednak nie...

- Cześć.
- Franek?, po co przyszedłeś?. - skarciłam go na starcie wzrokiem.
- Mam sobie iść?. - spytał pokornie.
- Nie no, jak już jesteś, to sobie zostań. - udałam obojętną, mimo, że właśnie teraz potrzebowałam jakiegokolwiek towarzystwa.
- Co się stało?, powiesz mi?.
- Nie chcesz wiedzieć, co robię tutaj z księdzem Bartkiem?. - prychnęłam.
- Wolę wiedzieć, co jest spowodowane twoim zachowaniem.
- Powiedz mi, ale proszę szczerze!. - spojrzałam na jego twarz.
- No wal...
- Ta cała Marta i Bartek oni coś ten?. - spytałam, obawiając się odpowiedzi.
- A daj spokój, stare dzieje. - odpowiedział, śmiejąc się pod nosem.
- Czyli jednak?.
- Nie!, to była jego pierwsza miłość... gołąbeczki, ale on pewnego dnia oznajmił, że idzie do seminarium, trochę go znienawidziliśmy za ten pomysł.
- Wy przyjaciele?, kiedy najbardziej powinniście go wspierać. Słyszałam od niego, że nawet matka nie pochlebiała jego wyboru.
- Tak było, ale spójrz na niego... może mieć wszystko, to wybrał życie w samotności i odizolowaniu.
- Rozumiem. - przytaknęłam, doskonale wiedząc o czym mówi.
- A co z Martą?, powiedziała ci coś przykrego?.
- Ta małpa pewnie teraz triumfuje. - fuknęłam.
- Spoko, ona jest ukąśliwa, wariuje za Bartkiem. Widzi ciebie i piana. Kobiety...
- To się robi niesmaczne. - skrzywiłam się.
- No. - przytaknął. - Chodź, wracamy na ognisko, nie będziesz tu przecież siedzieć.

Na ognisko wróciliśmy jak gdyby nigdy nic, te parę słów wymienionych z Franciszkiem uspokoiło mnie, to było spoko. Już nawet nie zwracałam uwagi na ukąśliwość Marty, która nadal próbowała mnie podejść i atakować.
Śmialiśmy się i wydaje mi się, że właśnie tak to miało wyglądać od samego początku.
Zrobiła się szarówka, komarzyce zaczęły żer, Bartek rozwinął leżący obok koc, którym nakrył nas oboje. To było dopiero kochane!, gdybym tylko mogła, w tamtej chwili dałabym mu soczystego buziola.