poniedziałek, 10 października 2016

Gośka rano obudziła się z mocnym bólem brzucha i choćby chciała iść do szkoły, samo podniesienie się z łóżka sprawiło jej ból, więc nie było mowy aby tam szła.

G: Elena, nie będzie mnie dzisiaj, kiepsko się czuję. - wystukała szybko sms'a chcąc, aby przyjaciółka usprawiedliwiła ją u wychowawcy.
E: Niee, a tak serio?.
G: Co serio? nie wierzysz mi?.
E: Nie wiem...
G: Co ty w ogóle gadasz, przyjdź do mnie po szkole, proszę,

***

- No co jest?. - około trzeciej popołudniu w drzwiach stanęła Elena.
- Wchodź... to ja pytam, co jest?, co się dzieje?.
- Kojarzysz Krzyśka?.
- Tego co jest z Kaśką?.
- Był, czaisz?, napisał do mnie, że ją dla mnie zostawił...
- Coo ty gadasz?, to były takie gołąbeczki. - uniosła brwi ze zdziwienia.
- A no właśnie... heej to nie jest koleś dla mnie, a Kaśka się podłamała.
- To może ty pogadaj z Kasią, a ja jak spotkam tego byczka, to przemówię mu do rozumu, hm?.
- Dobra, o ile będzie chciała ze mną gadać.
- Nie ma, to tamto, nastraszyłaś mnie...
- Bo wiesz jak mi głupio, będziesz zakochana, ktoś ci "sprzątnie" faceta, to zrozumiesz. - przewróciła oczami.
- Czuje, że już wiem... - zacisnęła pięści.
- Nie rozumiem...
- Ja sama nie chce tego rozumieć.
- Chodzi o naszego księżulka, hm? - popatrzyła na posmutniałą dziewczynę, łapiąc za jej rękę. - Ale Gośka, wiesz, że to nie ma przyszłości?.
- Może jednak?. - podniosła oczy.
- Dziewczyno nie łódź się... - On ci nic nie da.
- Da mi miłość, której nie doświadczam.
- Tak?, a potem odejdzie, bo go przeniosą i to będzie koniec tej "miłości".
- Elena prooosze, nie bądź taką pesymistką, nie pamiętasz?, na początku sama mnie do niego ciągnęłaś "tak, idź do niego", "tak, porozmawiaj z nim".
- Ale raczej nie wiedziałam, że tak się w to wkręcisz. - Gosia, zawszę będę za tobą stała murem, ale nie w przypadku, kiedy wiem, że będziesz cierpiała przez tego kolesia.
- Skąd możesz wiedzieć!?.
- Nie zachowuj się jak dziecko we mgle, życie to wredna suka, która nie daje za wygraną. - Gośka nie wytrzymała presji i wybuchła płaczem, wtulając się w poduszkę.
- Laska, weź się w garść, bo to dopiero początek... - wychodząc z jej pokoju, popatrzyła na rozżaloną dziewczynę.

Gośka dalej leżała w łóżku, zagryzając pięści i nie widząc sensu wstawania. Po godzinie osiemnastej dostała sms'a pewna, że to Elena, podniosła telefon, ale numer był jej nie znany.

     " Jak się czujesz?" - po odczytaniu wiadomości, była pewna, że to pomyłka, nie było to dla niej problemem, żeby odpisać.
G: " Przepraszam, ale to chyba pomyłka".
     " Absolutnie ;) z tej strony ksiądz Bartek". - Gośkę w momencie otrzeźwiło, zagadką dla niej było skąd on może mieć jej numer.
G: "Spytam dla porządku, po co księdzu mój numer?"
B: "Ale jeśli to problem, to przepraszam..." - dziewczyna wyczuła, że Bartek zaczyna się wycofywać, a tego nie chciała, więc szybko mu odpisała.
G: " Nie, nie, żaden problem. po prostu chcę wiedzieć".
B: " Jestem kapelanem w szpitalu, wracałem i napotkałem twoją koleżankę."
G: " I co?, ona tak po prostu dała księdzu mój numer?."
B: " No nie... zaczepiłem ją, ona stwierdziła, że wraca od ciebie, widziałem ją z tobą kilka razy,  dlatego spytałem, co u ciebie słychać, na to ona odpowiedziała, że kiepsko, chciałem dopytać, ale spisała twój numer i mi wręczyła. Od cała historia..."

Gośka poczuła złość na przyjaciółkę, którą jednocześnie przeważało szczęście.

B: " Tak, masz prawo się pogniewać, nie powinienem".
G: " No haloo, czego ksiądz nie powinien?, napisać do mnie?, nic złego ksiądz nie robi, a wręcz przeciwnie, interesuje się ksiądz swoimi parafianami i to się chwali ;)".
B: " Skoro tak myślisz i co najważniejsze, nie gniewasz się na mnie, to mamy sprawę zamkniętą".
G: " Pytał się ksiądz jak się czuję?. Już lepiej, o wiele lepiej." - to że odważył się do niej odezwać, podniosło ją na skrzydłach.
B: "Cieszy mnie to... i co, będziemy tak pisać?, może wyjdziemy jak normalni ludzie i porozmawiamy.
G: "Pewnie ;) za piętnaście minut obok parku?."
B: "Czekam!." - Gosia dalej źle się czuła, była słaba, ale nie chciała tracić okazji na spotkanie się z Bartkiem. Żywię wyskoczyła z łóżka, wpadając do łazienki i szczotkując włosy.
Dostała takiego powera, że zebrała się szybciej niż zwykle, co przykuło uwagę jej rodziców.

- Gdzie się zbierasz?, jest późno.
- Tatooo, nie przesadzaj. Ymm idę do Eleny. - skłamała bez zastanowienia.
- Leć, tylko nie wracaj późno... - wepchnął jej do ręki pięćdziesiąt złotych.
- Nie dzięki. - od niechcenia schowała do tylnej kieszeni, wybiegając przez uchylone drzwi.

Podbiegając pod park zauważyła wyprostowanego jak struna Bartka, przeczesującego ręką włosy, chwilowo się zatrzymała, wpatrując się w niego, Bartek gwałtownie się obrócił uśmiechając się od ucha do ucha widząc dziewczynę. Podszedł do Gośki wolnym krokiem, a jego mina momentalnie spoważniała.

- Źle wyglądasz... Jesteś blada i masz czerwone oczy, to od płaczu?
- Niee, choróbsko mnie wzięło. - zakasłała symulacyjnie.
- Przynajmniej mnie nie oszukuj, proszę. - zdjął rękawiczki i wręczył Gośce, widząc, że jej ręce są czerwone i skostniałe z zimna. Dla Gośki ten gest był wart miliony.
- Dlaczego nie napisałaś, że jesteś w tak fatalnym stanie?, chcesz się rozłożyć na dobre?.
- Wole być tu z księdzem, niż siedzieć w domu i słuchać wiecznych zażaleń odnośnie Bóg wie czego...
- Rozumiem. - spojrzał na nią, wyczytując z niej ból i tęsknotę.
- Gosia, nie ma o czym mówić, wracaj do domu, nie chcę się przyczyniać do tego, żebyś cierpiała.
- Chociażbym miała się męczyć chorobą, to i tak jest tego warte. - wydukała jak katarynka, głębiej się nie zastanawiając co mówi.
- Nie mów tak, chodź wracamy. - złapał za jej ramie, delikatnie ją pociągając. - Dlaczego się nie odzywasz?, jesteś zła?.
- Inaczej sobie to wyobrażałam, a ksiądz mi każde wracać do domu.
- Nie każę, ale nie chce, żebyś się rozchorowała. A wyobrażać sobie Bóg wie czego też nie możesz.
- Czyli nie ma w co brnąć... - wymamrotała pod nosem, Bartek szedł ze wzrokiem wklejonym gdzieś daleko, a Gośka co chwila na niego spoglądała, jednak on tego wzroku pożądania nie odwzajemniał.
- Masz szkliste oczy, już się zaczyna. - uśmiechnął się, szturchając ją ramieniem.
- Gorzej być nie może i na prawdę jest ksiądz pewien, że to przeziębienie?.
- Nie wiem co ci jest, nie chcesz się przede mną otworzyć. - wzruszył ramionami.
- Albo nie chce, albo się boję. - popatrzyła na niego pogardliwie, szukając kluczy do domu.
- To znaczy, że mamy sobie jeszcze dużo do wytłumaczenia, tak?
- Się zobaczy, do zobaczenia. - weszła na podwórko, patrząc jeszcze na niego przez kraty furtki.
- Jesteśmy w kontakcie, na razie.

Gosia osłabnięta weszła do domu, zamknęła za sobą drzwi i popatrzyła na ręce, które były jeszcze w rękawiczkach Barka.

- Kuuurcze, zapomniałam mu oddać.
- Komu, co oddać? - z kuchni w szlafroku wyszła matka Gośki.
- Ymm, no widzisz, rękawiczki oood... kolegi.
- Jesteś wcześniej niż myślałam.
- No patrz jak wyglądam, przeceniłam swoje siły, jestem padnięta. Zrób mi herbaty z cytryną, proszę.
- Dobra, zaraz przyniosę ci leki, a ty do wyra.
- Okeej. - otarła się o nią, zabierając z lodówki serek homogenizowany.

Gośka po wejściu do pokoju szybko przebrała się w pajaca, ciuchy wrzuciła do szafy i wskoczyła pod pierzynę. Wypiła ciepłą herbatę i w wyciszeniu zasnęła.








2 komentarze:

  1. Ciekawy odcinek :D pisz , pisz i jeszcze raz PISZ bo jesteś w tym świetna !!!:*

    OdpowiedzUsuń