niedziela, 31 grudnia 2017

W drzwiach stanęła lekko zgarbiona, siwiutka na głowie jak gołąb, starsza kobieta. Rozpromieniała uśmiechem kiedy zobaczyła Bartka, ale zaraz po tym, na jej twarzy pojawiło się wielkie zdziwienie, kiedy jej wzrok spadł na Gośkę. Dziewczyna postanowiła stanąć w bezpieczniejszej odległości, robiąc solidny krok w tył, Bartek mimo, że widział jej zmieszanie, nie miał zamiaru tak łatwo odpuścić, podebrał ją w pasie, przyciągając bliżej siebie.

- Cześć mamo... - przywitał się ciepło, czekając na jej reakcję.
- Bartku, miło cię widzieć. - podeszła do niego, ściskając go. - Kim ona jest?. - wisząc na nim, szepnęła do jego ucha.
- Spokojnie, daj nam wejść...

Cała trójka weszła do domu, Gosia dalej nie czuła się pewnie, była zła na Bartka, że postawił ją w tak niekomfortowej sytuacji, w której ona w ogóle się nie odnajduje, nie uzgodnił tego z nią.
Po wejściu, kiedy oboje rozbierali się w przedpokoju, Bartek bez wahania odebrał kurtkę dziewczyny, zawieszając ją na swojej. Zachowywał się wobec niej na prawdę szarmancko. Niestety starsza kobieta stała obok i każdemu z bliższych gestów, których dopuszczał się Bartek, bliżej się przyglądała, co psuło całą atmosferę pomiędzy nimi dwoma.
No ale czego można się było spodziewać, Bartek był jedynym synek kobiety, który dodatkowo poszedł w kapłaństwo, a tu nagle przyjeżdża, ale nie sam... tylko z jakąś młodą, atrakcyjną kobietą.
Ta coraz częściej krzywo spoglądała na Gosię, co sprawiało jej ogromny niesmak, gdyby tylko mogła, uciekła by stamtąd, uciekła by już spod drzwi, ale to by dopiero głupio wyglądało...
Pewnie wzbudziłoby to dodatkowe podejrzenia, że coś jest na rzeczy.
Po ciepłym przywitaniu, przynajmniej syna, kobieta poszła do kuchni, zaparzyć herbatę. W tym czasie Gosia razem z Bartkiem usiedli w niewielkim salonie, ten przyglądał jej się uważnie, co nie uszło uwadze dziewczyny.

- Nie patrz tak na mnie. - zwróciła mu uwagę.
- Ale jak?. - zbliżył się do niej, wydychając gorące powietrze, na jej kark.
- Jesteś na prawdę nie poważny. - mruknęła, odchylając głowę z przyjemności.
- I nieprzewidywalny i... - szeptał do jej ucha.
- Już... - odgoniła go, kiedy zauważyła cień kobiety.
- Na długo przyjechałeś, to znaczy przyjechaliście?. - spytała, nakreślając obecność dziewczyny.
- Musimy to jeszcze obgadać, ale... chyba nie masz nic przeciwko, prawda?.
- Oczywiście, że nie. Goście w dom. - uśmiechnęła się sztucznie.
- Zapomniałem prezentu, dla ciebie mamo!, jest w aucie, zaraz wrócę, ok?. - wypalił, zagryzając herbatę, ciasteczkami.

Gośka zrobiła wielkie oczy, jeszcze tego brakowało, aby zostawił ją teraz, sam na sam z mamą... oczami wyobraźni już widziała, jak Bartek wychodzi, nie ma go i nie ma, a jego kochana mama, zaczyna przesłuchanie, brakowało jeszcze krzesła elektrycznego.
Dziewczyna właśnie miała powiedzieć, że pójdzie z nim, bo musi się przewietrzyć, kiedy Bartek wstając, tak bardzo wymownie na nią spojrzał, było już wiadomo, że zostaje.
A może po prostu jest za bardzo spanikowana?, nie będzie tak źle, skoro Bartek postanowił ją ze sobą wziąć.

- Jak masz na imię?. - po kilku sekundach, starsza zaczęła rozmowę.
- Gosia, no Małgorzata. - odpowiedziała, skubiąc paznokcie.
- Gosia... pięknie, to dla mnie będziesz Gosia. - uśmiechnęła się miło.
- Dziękuję. - odpowiedziała nieśmiało.
- A jak nazywa cię mój Bartuś?.
- Gosia, wszyscy tak do mnie mówią. - wzruszyła ramionami, nie ukrywając prawdy.
- No tak, tak, to zrozumiałe. Przyjechałaś tu z własnej woli?.
- Ee, nie do końca, Bartek powiedział, że to niespodzianka, nie wiedziałam gdzie jedziemy.
- Bartek?.
- To znaczy ksiądz Bartek, każde mi mówić do siebie po imieniu, dlatego tak. - próbowała wybrnąć.
- Cały Bartek, kocha wszystko i wszystkich, dla niego nie ma podziałów. - zachwycała się.
- Tak, tak. - przytakiwała.
- Kim dla niego jesteś, Gosiu?. - wiadome, że tego pytania, nie dało się uniknąć.
- Przyjaciółką. - odpowiedziała szybko.
- Widzę, że bardzo zaufaną przyjaciółką, ale na oko jesteś młodziutka.
- Sama pani powiedziała, dla Bartka nie ma podziałów.
- Bartuś, to Bartuś... kochany chłopak. O!, chyba idzie. - zerwała się z krzesła, słysząc skrzyp drzwi.

Dziewczyna była uradowana, że Bartek tak szybko wrócił, mimo, że rozmowa w sumie poszła gładko.

- Co moje kochane panie?. - wszedł uśmiechnięty do salonu, z bukietem róż, które krył za plecami.
- Twoja przyjaciółka jest bardzo zestresowana, powiedz mi, czy ja jestem taka straszna?.
- Oj, mamo... proszę to dla ciebie. - wyciągnął przed jej twarz, spory bukiet kwiatów.
- Jakie śliczne... - zachwycała się, chowając nos w płatkach róż.
- Mamo postanowiłem, że zostaniemy u ciebie noc, dwie... mam nadzieję, że to nie problem.
- Absolutnie!, bardzo się cieszę. Włożę kwiaty do wazonu, zaraz wam pościelę łóżka, na górze...
- Super, idź. - ucałował ją w czoło.

Mama zniknęła gdzieś w kuchni, będąc przez chwilę sami, Gosia wykorzystała sytuację, ściągając Bartka za bluzę, do siebie.

- Zwariowałeś?!, przecież ja nie mogę...
- Jesteś tu ze mną. - uspakajał ją.
- Ale moi rodzice i twoja mama. - łapała się za głowę.
- Ja już rozmawiałem z proboszczem, jeśli chcesz, zadzwonię do twoich rodziców.
- Daj spokój, wściekną się.
- Gosia, w końcu jesteśmy sami, z daleka od tego wszystkiego. - próbował pocieszyć dziewczynę. - Pomogę mamie, potem pójdziemy na spacer, hm?. - zaproponował.
- Co ty ze mną robisz. - pokręciła głową, nie dowierzając w to, co się dzieje.

Bartek chwile później poszedł na piętro do mamy.

- Daj mi to. - odebrał od niej czystą pościel, chcąc jej pomóc.
- O czym chcesz ze mną porozmawiać?. - spytała, widząc lekkie zmieszanie syna.
- Hm, a o co ty chcesz mnie spytać?. - obrócił kota ogonem.
- Może kim jest dla ciebie ta dziewczyna i dlaczego z tobą przyjechała.
- Mamo, kocham ją. - odpowiedział bez namysłu, patrząc prosto w jej oczy.
- Ale jesteście przyjaciółmi, prawda?. Ona tak powiedziała. - próbowała ratować sytuację, ponieważ to co przed chwilą usłyszała, wstawiło ją w osłupienie.
- Kocham ją, czy to ci nie wystarczy?.
- Wystarczy aż za nadto, jak możesz ją kochać?!. - nie potrafiła połączyć faktów.
- Ale co jest w niej złego, jest piękna, inteligentna, ona jest moim odwzorowaniem, a w...
- Już!, wystarczy. - przerwała, nie chcąc znać szczegółów.
- Jesteś zdenerwowana, tak?. - spytał pokornie.
- Gdybyś nie był kapłanem, byłabym szczęśliwa, ale teraz?, teraz nie wiem co mam myśleć.
- Rozumiem, ale mamo... nie czuł bym się dobrze, okłamując cię. - wyjaśniał łkając.
- Będziesz miał problemy... co na to twoi przełożeni?.
- Proboszcz, on się domyśla, po za tym nic.
- Jesteś z nią szczęśliwy?. - spytała, widząc nagłe zasmucenie syna.
- Nawet nie wiesz jak bardzo, jest moim promykiem. Byłem samotny, musiałem...
- Bartek, jeśli zaspokajasz swoje rządzę, skończ to, nie rób jej krzywdy. - dała mu reprymendę.
- Ale źle mnie zrozumiałaś, jest kobietą, którą kocham za jej sposób bycia, za całą ją, że jest!.
- Dlaczego więc Gosia powiedziała, że jesteście przyjaciółmi?. - chciała spytać o jeszcze jedną niewyjaśnioną sprawę.
- Nie mam pojęcia, pewnie się przestraszyła, z przed drzwi prawie mi uciekła. - uśmiechnął się pokrzepiająco.
- Bartek, nie jestem szczęśliwa z tego, co się stało... ale również nie mam zamiaru cię ganić, więc spokojnie, idź teraz do niej, ja dokończę. - uspakajała syna.
- Kocham cię. - odpowiedział, całując matkę w policzek.
- Ja ciebie też , wierzę, że wiesz co robisz. - przygarnęła go, tuląc do siebie.

Bartek zszedł na dół do salonu, spokojnym krokiem, nie chciał okazywać zdenerwowania, które towarzyszyło mu po rozmowie z mamą.
Był na samym dole, ale nie dostrzegł dziewczyny na kanapie, tam gdzie wcześniej siedziała, obrócił się w lewo i dostrzegł ją, przeglądającą zdjęcia w ramkach, które stały na regale.

- Co robisz?. - podszedł do niej, delikatnie obejmując ją od tyłu.
- Oglądam sobie twoje zdjęcia, śliczny byłeś. - zachwycała się.
- A teraz nie jestem?. - mruknął.
- Oczywiście, że jesteś. - wtuliła policzek w jego szyję.
- Tak bardzo cię kocham. - ścisnął ją w talii, mocniej przyciągając jej ciało, do swoich bioder.
- Jesteś jakiś taki... - obróciła się do niego przodem, patrząc na niego podejrzliwie.
- Wydaje ci się. - uspokajał.
- Nie... - szepnęła, kręcąc głową.




sobota, 23 grudnia 2017

Cały dzisiejszy dzień był zwariowany, upojna noc z Bartkiem, spotkanie Eleni, rozmowa z ojcem i z obu stron surowa reprymenda. Bezsensowne było ciągnięcie niekomfortowego tematu. Nie zwracając na siebie uwagi, zgarnęła portfel i klucze, które wrzuciła do szmacianego plecaka, leżącego na komodzie w przedpokoju.

- Gdzie jesteś?.
- Pod kościołem. - odpowiedziała do słuchawki telefonu, uspokajając oddech.
- Pod kościołem?, przecież miałaś być u siebie.
- Nie mogłam dłużej zostać w domu. - po wypowiedzeniu słów, od razu się rozłączyła.

Bartek dłużej nie myśląc, wsunął telefon do kieszeni spodni, a portfel do bluzy, którą zapiął po kark.

- Jestem, wskakuj. - przywołał ją, kiedy podjechał autem, pod kościelny parking.
- No już, jedźmy. - popędzała go, zapinając pas.
- Spokojnie, jesteś ze mną. - przetarł kciukiem po jej skroni.
- Wiem, kocham cię. - złapała go za rękę, całując go w nią.
- Kocham, będziesz zadowolona. - oświadczył, przekręcając kluczyk w stacyjce.

Jadąc autostradom, GPS ostrzegał o wypadku, niedaleko nich, nie tracąc czasu w korkach, oboje postanowili zboczyć z trasy i jechać mieścinami, co oczywiście  wydłużało drogę, musieli się z tym liczyć.

- Co masz taką nie tęgą minę, nic ci nie poradzę na... ahh. - uderzył bezsilnie w kierownice.
- Nie przejmuj się mną, nie chodzi o drogę, w sumie, to chciałabym być z tobą w wiecznej podróży.
- Przepraszam cię, to ja jestem jakiś nadpobudliwy. - wiercił się na fotelu.
- Czegoś się boisz?.  spytała zaniepokojona.
- ...
- Mhm, nie chcesz mówić, no dobra. - fuknęła, odwracając się do okna.
- Potraktuj to jako niespodziankę. - próbował ją udobruchać.
- Nie lubię, kiedy jesteś taki tajemniczy.
- Wiesz, o wszystkim też nie mogę ci mówić.
- Nie każę ci wszystkiego mówić, ale jeśli...
- Nie Gosia, nie chodzi o ciebie. Spokojnie.
- Jesteś smutny, z tego powodu mi przykro.
- Nie przejmuj się mną, proszę. - poprosił dziewczynę, kładąc prawą rękę na jej udzie.
- Zostaw. - odganiała się od niego, udając niedostępną.

Przez pewien czas, będąc tak blisko, nie odzywali się do siebie na słowo. Bartek pod pretekstem zagłuszenia ciszy, włączył radio, muzyka która w nim leciała, sama jeszcze bardziej wciągała w refleksje, utraconych dawno wspomnień.

- Wiesz co?. - chcąc zagaić, pierwszy odezwał się do dziewczyny.
- Hm?. - ciekawa, odwróciła do niego głowę.
- Jest teraz tak bardzo nostalgicznie...
- To prawda. - przyznała mu rację.
- Jestem na prawdę ciekaw, jak wyglądało by moje życie, gdybym ciebie nie spotkał, gdyby ciebie teraz tutaj nie było.
- Pewnie byłbyś szczęśliwy.
- Żartujesz sobie?, byłem burakiem, a nie księdzem. - zaśmiał się szczerze.
- Pomogłeś mi, to wspaniale o tobie świadczy.
- Tak, ale to właśnie ty nauczyłaś mnie kochać.
- Kochać?.
- Kochać drugiego człowieka, to wspaniałe. - zachwycał się.
- Wydaje ci się, sam do tego doszedłeś. - przypisywała całą zasługę, jemu samemu.
- Nie, mam kogoś, kogo mogę na prawdę kochać, mam odzwierciedlenie tego.
- Ale bez przesady, nie przypisuj mi znowu wszystkich zasług.
- Nie lubisz tego?. - spytał, widząc, że Gośka się miga.
- Jestem skromna, ciepło robi się na serduszku, kiedy o tym mówisz. Ale ja wiem, widzę to w tobie, w twoich oczach, pocałunku, ja na prawdę wiem. - zapewniała go.
- Daję ci szczęście?. - spytał, spoglądając na nią wymownie, prosząc jednocześnie o szczerą odpowiedz.
- Jest mi nie raz trudno, ale wiem, że nie jestem w tym sama. - odpowiedziała niejednoznacznie.
- Nigdy nie zrozumiem kobiet. - zażartował, śmiejąc się pod nosem. - To oznacza, że tak?.
- A ja nigdy nie zrozumiem mężczyzn, że tak ciężko wam załapać, o co chodzi. - odgryzł mu się, przeczesując jego włosy, między palcami.
- Jestem tylko ja?.
- Teraz już chyba tak... - odpowiedziała skromnie.
- Co masz na myśli?. - dopytywał.
- Eleni, przyjaciółka...
- No wiem, wiem, co z nią?.
- Spotkałam ją, kiedy wracałam do domu, dała mi solidną reprymendę.
- Pokłóciłyście się?.
- A jak to miało się skończyć, broniłam swojego zdania, broniłam nas. - powiedziała w końcu.
- Powiedziałaś jej?!. - zgotował się, ledwo wyhamowywując na pasach.
- Ona wie... a to!, co miałam powiedzieć, że mnie komar ugryzł?.  - parsknęła, odsłaniając różową plamę, pod obojczykiem.
- Skubany, nieźle cię chapsnął. - zaśmiał się, rozładowując narastające napięcie.

Po drodze, Bartek postanowił zajechać w jeszcze jedno miejsce... do kwiaciarni.
Kupił kilka czerwonych róż, wracając uśmiechnięty do auta, Gosia nie mogła uwierzyć własnym oczom.

- To dla ciebie. - nadstawił policzek, w dłoni trzymając jedną z wielu róż.
- O jaa, nie spodziewałam się, dziękuję. - ucałowała go.
- To jeszcze nie koniec. - puścił jej oczko, kładąc delikatnie resztę róż, na tylne siedzenia.

Podróż docelowa trwała nie całą godzinkę. Gośkę jednak bardzo to znużyło, zważając również na to, że na dworze panowała masakryczna pogoda, słońce, które przebijało się z nad chmur, było zębate.

- Zapraszam. - oznajmił, zjeżdżając i parkując auto na poboczu.
- To tutaj?. - próbowała się rozejrzeć.
- No chodź, nie jest tak strasznie. - zachęcał.
- Jest pięknie. - poprawiła go, zachwycając się krajobrazem wokół.
- Aż tak ci się tutaj podoba?. - zachichotał, widząc zachwyt Gosi.
- Pewnie!, ale kto tu mieszka?. - dopytywała ciekawa, widząc, że Bartek idzie w stronę jednego z domków. - Znowu mi nic nie powiesz?, to ty tu mieszkasz?. - próbowała coś od niego wyciągnąć, jednak nieskutecznie.
- Kiedyś tu mieszkałem, ale chodź, sama zobaczysz... - objął ją w pasie.

Bartek śmiało otworzył furtkę wejściową, podszedł do drzwi, zawahał się lekko... zapukał.

- Kto tam?. - oboje usłyszeli zza drzwi, łamiący się głos staruszki.
- To ja, Bartek, otwórz... - odpowiedział szybko, uśmiechając się półgębkiem.

Dziewczyna stojąc u boku Bartka, kompletnie nie wiedziała co się dzieje, jej serce przyśpieszało rytm, nie wiedziała czego ma się spodziewać.

- Spokojnie, polubi cię. - szeptem uspakajał dziewczynę, widząc jak wewnętrznie cała ze zdenerwowania i dezorientacji chodzi.


*********

I z takim smaczkiem was zostawiam.
Wesołych świąt wam życzę, dużo miłości w gronie rodzinnym, jak i osobistym, dążcie do celu (oby nie po trupach) ;), budujcie się wewnętrznie!.
Aaa gdyby ktoś, coś, to zapraszam: owcagp@gmail.com












niedziela, 17 grudnia 2017

Gośka budząc się około godziny jedenastej, odruchowo wymacała ręką miejsce obok siebie, zacisnęła tylko w swojej ręce prześcieradło, które było równiutko wyścielone.
Przestraszyła się, bo obok niej nie było Bartka, a przecież jeszcze nad ranem zasnęli w swoich objęciach.
Dziewczyna leżała spokojnie na łóżku, mając nadzieję, że ten tylko na chwilę zszedł na dół i zaraz wróci. Nie myliła się, po kilku minutach, do pokoju wszedł Bartek.

- Proszę... - podał jej kubek z herbatą.
- A ty?. - podsunęła się pod ścianę, aby ten mógł obok niej przysiąść.
- Jadłem śniadanie z proboszczem, dziwnie by wyglądało, gdybym niósł na górę herbatę x2.
- Tak bardzo się tego boisz, a on...
- Gosia, nie w tym rzecz, ja jestem tylko wikarym. - próbował się tłumaczyć.
- Przydupas proboszcza. - prowokowała, zagryzając dolną wargę.
- Zołza... - odgryzł się szybko, czochrając ją po głowie.
- Wiesz, że nie lubię!. - odganiała się od niego.
- Wczoraj nie narzekałaś...
- Poniosło nas trochę, nie wiem czy to powinno się tak skończyć. - spoważniała
- O czym mówisz, było nam tak dobrze, prawda?. - uchylał się nad nią.
- Nie tak to sobie wyobrażałam.
- Myślałem...
- ...w pozytywnym tego słowa znaczeniu, skarbie. - wtrąciła.
- Wpadniemy do ciebie, spakujesz plecak i zabieram cię...
- Ale gdzie?. - spytała zaniepokojona.
- Nie patrz tak na mnie, nie mam zamiaru cię wystawić. - rozśmieszyła go nieco mina dziewczyny.
- Nie o to chodzi, ja nie wiem, czy mogę. - próbowała wybrnąć z niekomfortowej sytuacji.
- Hej, mycha, ale co cię tu trzyma. - spojrzał na nią wzrokiem, który wręcz błagał, aby się z nim zabrała.
- Pojadę z tobą, ale nie chcę o tym rozmawiać. - ucięła temat, pochopnie zrywając się z łóżka.
- Z czasem, sama wiesz... - wstał za nią, delikatnie łapiąc ją za dłoń.
- Nie potrafię ci powiedzieć, nawet teraz, przepraszam.
- Nie masz za co, słońce... nie masz za co. - przygarnął ją blisko siebie, tuląc do swojej piersi, jak córkę.
- Słuchaj, ja wrócę sama do domu, napiszę kiedy będę gotowa, wtedy po mnie podjedziesz. - zaproponowała, licząc na jego przychylność.
- Zgoda, zaraz coś wymyślę, żeby cię stąd ewakuować. - przytaknął, przetrzepując kieszenie w poszukiwaniu kluczy.

Po kilku minutach, kiedy Gośka stała przed drzwiami ubrana, Bartek ukradkiem wyszedł z pokoju, zostawiając lekko uchylone drzwi.

- Wrócę, a ty się nie bój, za nic stąd nie wychodź, ja po ciebie przyjdę. - objaśniał wszystko dziewczynie.

Wszystko wyglądało tak dziko, jak przy odbijaniu zakładnika, Gosia była jednak o wiele spokojniejsza, wierząc w to, że Bartek w razie czego, ma plan "B".

- Poszedł do zakrystii, po jakieś papiery. Szybko, chodź. - wyciągnął do niej rękę.
- Przyznaj, podoba ci się to. - idąc w pośpiechu, zerkała na jego uśmiech.
- Z tobą u boku... czuję się jak w filmie, a jednak to wszystko dzieje się na jawie. - mówił podekscytowany.
- Dobra, no to co?, do zobaczenia, nie?. - nie wiedziała jak ubrać w słowa, niedługie pożegnanie z nim.
- Obiecaj, że mnie nie wystawisz, zadzwonisz. - prosił, pociągając ją za ramiona do siebie.
- Możesz być spokojny, dam znać. - uśmiechnęła się miło, bez wahania cmokając go prosto w usta.
- Idź już... - mruknął do jej ucha, robiąc krok w tył.

Gosia do domu wracała w pośpiechu, mimo, że dopiero odchodziła, chciała jak najszybciej znów do niego wrócić, podświadomie wiedziała, że w domu nie będzie mile widziane, z tego też powodu, że nie dała znać, gdzie jest. W głowie układała sobie rozmowę, z rodzicami, tak aby uniknąć konfliktu, zamyśliła się w tym na tyle, że nie zauważyła przyjaciółki, która tuż obok niej przeszła.

- Hej Gosiek!. - wywołała ją.
- Eleni... - odwróciła się gwałtownie, podchodząc do przyjaciółki.
- W sumie to kope lat!, nie odzywałaś się jakiś czas.
- Jakoś tak wyszło. - tłumaczyła, ocierając pot z czoła.
- Mi mówisz, że jakoś tak wyszło?!, gdzie lecisz?. - spytała ciekawa.
- Do domu... - odpowiedziała obojętnie.
- O tej godzinie?, gdzie zabalowałaś. - spytała szeptem, odciągając ją na bok.
- Nie powinniśmy tutaj rozmawiać. - z grymasem na twarzy, skinęła głową.
- Gdybyś... ej!, byłaś u niego, tak?.
- No tak, ale cicho. - próbowała załagodzić jej doniosły ton.
- Byłaś u niego na noc, wariatko?. - chciała wyciągnąć od przyjaciółki jak najwięcej szczegółów.
- Wczoraj było ze mną kiepsko, wziął mnie do siebie, no i...
- No nie mów!, zabezpieczyliście się chociaż?!.
- Nie krzycz tak!, wszyscy cię słyszą. - wana przyjaciółkę.
- Pytam, czy się zabezpieczyliście?. - gwałtownie przyciągnęła ją do siebie.
- Nie... nie wiem... to wszystko tak szybko się działo. - łapała się za głowę, plącząc się w swoich wypowiedziach.
- Jak to nie, nie wiesz?, upił cię?.
- No coś ty zwariowała?. Myślisz, że by mi to zrobił?!. - zbuntowała się, zarzutem Eleni.
- Tak, tak właśnie myślę.
- W takim razie to ty jesteś głupia!.
- Pomyślałaś o tym?, o konsekwencjach?, a on... dorosły mężczyzna i teraz co?, będziesz wychowywać dziecko księdza?, jesteś za młoda na to...
- Oczywiście ty już zakładasz najgorszy, możliwy scenariusz. - kręciła głową.
- Nie, ja jestem realistką.
- Nie będę z tobą rozmawiać, nie teraz!.
- Nie wiem, co mam ci powiedzieć... I co powiesz rodzicom?.
- Nie mam im nic do powiedzenia. - zaplotła ręce na piersi.
- To się rozniesie, mówię ci.
- Jeśli ty zaczniesz kłapać buzią, to na pewno. - prychnęła śmiechem.
- Nie rozmawiaj tak ze mną. - upomniała Gośkę.
- Nie będę, bo w ogóle nie chce. - syknęła, odchodząc od niej.

Gosi zrobiło się niewyobrażalnie przykro, mimo to, próbowała to ukryć pod kamienną twarzą.

- Zapomniałaś gdzie mieszkasz?. - na fotelu w salonie, siedział ojciec Gośki, popijając coś ze szklanki.
- Nie, ale spokojnie byłam u przyjaciółki. - rzuciła przez ramię, zdejmując kurtkę.
- U Eleni?.
- Yyy, no tak, tak. - przytaknęła.
- A to ciekawe, bo była u nas wieczorem.
- No dobra, nie byłam u niej. -  po chwili przyznała się pokornie.
- Oczekuję odpowiedzi, bo ja nie wiem, co się wczoraj wydarzyło.
- Gdzie w ogóle mama?. - spytała po czasie, nie zastając jej w domu.
- Odwiozła Karo, przecież wiedziałaś, że wyjeżdża i nawet się z nią nie pożegnałaś. - wytknął córce, zaistniałą sytuację.
- Dość mi namąciła, bardzo dobrze, że nie miałam okazji. - prychnęła, udając niewzruszoną.
- Nie o tym teraz, z kim i gdzie byłaś?.
- Pamiętasz tego faceta, który nie raz mnie odprowadzał?. - podstawiona pod mur, chciała jak najłagodniej wyjaśnić ojcu sytuację.
- No tak i co?.
- I to, że z nim byłam.
- Ale on jest księdzem prawda?, byłaś na noc u księdza?, po co?!.
- Nie krzycz na mnie!, byłam u niego, ale nic po za tym. - zaczęła się wycofywać.
- Jesteś dorosła, nie będę ci prawił morali, ale skończ to, to tylko zauroczenie, nie wiesz nic o prawdziwej miłości. - prychnął , wychodząc z salonu.
















poniedziałek, 30 października 2017

Bartek zaczynając swój dyżur w szpitalu, jak to miał w zwyczaju, zawsze robił krótki obchód, gdzie odwiedzał między innymi personel. Po krótkich plotach z portierem, swój krok od razu skierował ku dyżurce, snując już w głowie, jak potoczy się rozmowa.
Nogi mu się ugięły w kolanach, kiedy wchodząc, na dzień dobry, zobaczył swoją półprzytomną Gośkę.

- Ej!, co się dzieje?. - spychając wszystkich ze swojej drogi, przykucnął przy dziewczynie.
- Wszystko ok. - odpowiedziała ciężko, wymuszając uśmiech przez grymas, kiedy zobaczyła Bartka.
- Tak mi cię żal... - przyglądał się jej, ocierając dłonią z jej czoła, zimne poty.
- Przecież nie umieram, nie?. 
- Ani tak nie mów. 

Bartek miał przed oczami obraz, jak wtula się w dziewczynę, a następnie ją całuję, miał takie wielkie pragnienie, gdyby tylko byli sami... ale to nie było miejsce, musiał być powściągliwy. Kątem oka dostrzegał jak niektórzy z tamtych obecnych, krzywo na niego spoglądają, nie było to ok uczucie.

- Zabiorę cię stąd... - szepnął do jej ucha, udając, że poprawia coś przy nagłówku.

Wychodząc z kamienną twarzą, szarpnął za sobą ordynatora, który również tam był.

***

- Obiecaj mi, że się nią zajmiesz. - doktor, pomógł zebrać dziewczynę z łóżka.
- Masz moje słowo. - przytaknął i żegnając się, uścisnął jego dłoń.

***

- Gdzie mnie zabierasz?. - wtulona w niego, szepnęła, kiedy ten niósł ją do auta na rękach.
- Jeśli chcesz podrzucę cię do domu.
- Nie chcę tam, z resztą jest mi to obojętne. - przewróciła oczami.
- Wezmę cię w takim razie do siebie. Chyba, że nie chcesz?.
- Weź mnie stąd. - przytuliła swój policzek do jego ramienia.

Na parafię weszli niepostrzeżenie, Bartek od razu wniósł Gosie do pokoju, gdzie położył ją na swoim łóżku.

- Ważysz swoje. - puścił jej oczko, przeciągając się.
- Chcesz mi coś powiedzieć?.
- Tak, nie wiedziałem, że miłość tyle waży...
- A ja nie wiedziałam, że tyle kosztuje. - zbliżyła swoją twarz, do niego.
- Schodzę na dół, przyniosę ci coś ciepłego iii... - oderwał swój wzrok z niej, zrywając się ku drzwiom.
- Nie chcę, żebyś mnie teraz zostawiał. - odezwała się, z powrotem zwracając uwagę Bartka na sobie.
- Przyniosę ci ciepłej herbatki... - złapał kurczowo za klamkę drzwi.

Po kwadransie wszedł do pokoju z tacką, na której znajdował się kubek z herbatą, z kwiatu czarnego bzu i yerbe.

- Jesteś taki kochany. - mruknęła, odbierając od niego kubek gorącej herbaty.
- Staram się być dla ciebie... - złapał ją za rękę. - Ale teraz powiedz mi, co się stało?. - chciał dowiedzieć się czegoś więcej, o samopoczuciu dziewczyny.
- Zrobiło mi się duszno, chciałam wyjść, ale upadłam, no i tak już zostałam. Potem zobaczyłam ciebie.
- Jestem wściekły na Boga, za to, że tak cię kara.
- Na Boga?, może po prostu jestem ciamajdą.
- Uwielbiam cię, za to poczucie humoru.
- A ja kocham. - wypowiedziała, przyciągając jak magnes, jego ciało, do swojego.
- Czujesz się lepiej?. - zawisł nad nią.
- Tak, ale... - odstawiła kubek na stół, przysiadając z powrotem do niego.
- Więc skoro jest ci lepiej, dlaczego marudzisz?.
- Chcę dla ciebie dobrze, ale... nie wiesz, co robisz. A jeśli będziesz żałował?. - pytała bez opamiętania.
- Przestań się obwiniać. - mruczał do jej ucha.
- Boże, my, to znaczy... ty!, nie powinieneś. - wstała, żywo gestykulując.
- Powiedz, że nie... puszczę cię wolno, dam ci spokój. - zerwał się za nią.

Gośka z trudem przełknęła ślinę, faktycznie czuła zakłopotanie, ogarniający ją strach, niepewność. Ten chciał dać dziewczynie wybór, wyciągnął do niej rękę.

- Podejdź, po prostu podejdź... - zaprosił ją ze spokojem w głosie, bliżej siebie.

Ona tylko otworzyła dłoń, była jak gdyby sparaliżowana, chciała zostać i uciekać, to wszystko jednocześnie.

- Nie bój się mnie i zaufaj. - westchnął.
- Moje ciało cię chcę, ty to na prawdę dobrze widzisz. - nie protestowała, kiedy ten błądził zimnymi dłońmi, po jej nagich plecach, między łopatkami.
- Jestem wspaniałym obserwatorem. - wtulił swój policzek w jej włosy.

Przez chwile zastygli w bezruchu, Gośka unosiła się pod delikatnym dotykiem mężczyzny, wierciła się, w końcu wsparła się na nim, ten wykorzystał to i uniósł jej ciało, mocno i pewnie trzymając ją pod pupą.

- Jestem wystarczająco romantyczny?. - uśmiechnął się łobuziarsko, kładąc ją delikatnie na łóżku.
- Mhmm. - przytaknęła, posłusznie czekając na to, co dalej zrobi.

Jego oczy się zeszkliły, oboje patrzyli na siebie z takim pożądaniem, podnieceniem wobec siebie, jak nigdy.
Bartek wisiał nad nią, opierając się, na swoich silnych rękach, jej ciało leżące pod nim, nie drgnęło.

- Podoba mi się, jak na mnie patrzysz. - podniosła głowę, szepcząc do jego ucha, które chwile po tym podgryzła zębami.
- Jesteś taka piękna. - westchnął, zrywając z niej kolejne części garderoby i odkrywając jej nagie ciało.

Zamknęła oczy, dała się ponieść fantazji, wyobraźni, chciała czuć każdy ciepły oddech, na swojej nagiej skórze, każde muśnięcie ustami, resztą zmysłów.

- Spójrz na mnie. - zażądał cicho, wybudzając ją z zamroczenia.

Kiedy otworzyła oczy, próbowała coś wyczytać z jego dziko brązowych oczu, był już w pół nagi, swoimi opuszkami palców, delikatnie punktowała jego ciało. Ekscytowało ją odkrywanie każdego zakamarka jego, dotąd niedostępnego, pięknie zbudowanego ciała.
Oboje płynęli tą rzeką namiętności, oboje oddawali sobie każdy dotyk.
Rozprężył nad nią ciało jak kot, pokazując swoją przewagę i siłę nad nią. Jej to bardzo imponowało i doprowadzało do jeszcze większego podniecenia.
Tańczył językiem po jej ciele, doprowadzając je do niekontrolowanych drgań, jego mięśnie dotąd napięte, rozluźniły się. Ostatni raz podniosła głowę, aby zatopić się w jego ustach, uprzedził ją, padając całym swoim ciężarem. Jęknęła, ten zassał jej skórę, pod obojczykiem, tworząc na niej dziko różową plamę.
Podparł się na jednej ręce, drugą wpychając pod pośladki, unosząc tym jej pupę, na wysokość swojego krocza. Ta pomogła mu, podciągając się bliżej niego.
Czule najpierw ją objął, potem splutł jej dłonie w swoje. Coś jeszcze do niej szepnął, ale ta była za bardzo oszołomiona, nie wyczytała nic z jego ust.
Jego biodra zaczęły taniec, uspokajał jej początkowy grymas bólu, gładząc ją po twarzy, z czasem widząc, że ból przechodzi w rozkosz, stopniowo przyśpieszał ruch.
Ciało Gosi, z każdym jego pchnięciem wręcz płynęło, było to czasem brutalne i gwałtowne, chwilę później delikatne i namiętne.
Jego ciało się naprężyło, zaczął głęboko oddychać, chcąc jeszcze dogłębniej ją spenetrować, nie przestał kiedy ta wyginała się w łuk.

- Jeszcze nie. - zaplotła na nim nogi, nie pozwalając mu się uwolnić.

W jednej chwili związali się razem ciałem, sercem i duszą, kiedy Gośka nieusilnie walczyła o wyrównanie oddechu, Bartek leżał na jednym boku, tuż obok niej, wpatrując się w jej ciało, delikatnie rozczesywał jej poplątane włosy.

- Jesteś wspaniała. - mruknął, całując ją delikatnie w środek ust.
- Tak bardzo cię kocham, kocham, kocham. - oświadczyła, smyrając go zewnętrzną stroną dłoni, po torsie.


















poniedziałek, 16 października 2017

- Muszę odpocząć... - Gośka burknęła sama do siebie, chwile po tym, jak Bartek wyszedł z jej domu.

Przecież nikt nie mówił, że życie będzie łatwe, a przecież jeszcze te najważniejsze decyzje przed nią, ale nikt również nie uprzedzał, że tak to wszystko będzie się komplikować. Dziewczyna czuła złość względem Bartka, mimo, że ten nie był niczemu winien, mimo, że to on zawsze był dla niej ostoją.
Jej twarz rozpromieniała, kiedy kilka sekund temu odebrała esemesa.

B:  "Kocham cię."

To już nie były przelewki.
Późnym wieczorem, kiedy Gośka siłowała się z otwarciem drugiej już butelki, półsłodkiego, kilku letniego wina, które należało do jej rodziców, odezwało się powiadomienie z jej kalendarzu, w telefonie.
Sięgnęła po telefon, prężąc swoje ciało, jak kot.
"Godzina 8.00 - szpital". - dziewczyna była podpita, jej refleks był ograniczony, dopiero po kilkunastu sekundach zorientowała się, że to chodzi o jej wolontariat w szpitalu onkologicznym, gdzie również swoją posługę pełni Bartek.

- Woda, lemoniada, maślanka?. - Karo trącała ją, widząc, że ta się budzi.
- Weź to ode mnie. - wymachnęła ręką, odtrącając szklankę od twarzy.
- Rodzice to co zastali... no nie byli zadowoleni. - pokręciła głową.
- Guzik mnie obchodzi ich zdanie.
- Buntowniczka, ale mnie mogłabyś posłuchać...
- Ciebie?!. - śmiechła, powoli wygrzebując się z łóżka.
- Nie rozumiem.
- Po tym co wczoraj odstawiłaś?, po tym jak próbowałaś mi wybić Bartka z głowy?. - burzyła się.
- Gosia, pierwsza, lepsza, przypadkowa osoba próbowała by ci to wybić z głowy.
- Ty oczywiście wiesz lepiej. - przewróciła oczami, wybierając rzeczy z szafy.
- Wybierasz się gdzieś?.
- No rodziców pewnie nie ma, to co?, ciebie mam pytać o pozwolenie?.
- Idziesz do niego?.
- Nie, zajmuje się wolontariatem. - odpowiedziała spokojnie.
- Tutaj w waszym onkologicznym?.
- Tak, tutaj w naszym onkologicznym. - potwierdziła.
- Nie za wiele na siebie nakładasz?.
- Chce to robić i daj mi spokój. - skwintowała, zamykając za siostrą drzwi do pokoju.

Gośka przebrana już i prawie gotowa do wyjścia, zebrała dwie puste butelki po winie, które wrzuciła do barku, mając w głowie, że po powrocie je wyrzuci.
Będąc całą obolałą, postanowiła poczekać na autobus i podjechać dwa przystanki, ten jednak jak na złość się spóźnił, a dziewczyna wiedziała, że spóźniona, w dalszym czasie będzie miała przechlapane u przełożonej.

- Godzina 8:10... - starsza kobieta, w białym uniformie, już od początku patrzyła na dziewczynę spod byka.
- Przepraszam, ale autobus...
- ...autobus, nie masz daleko. - wtrąciła

Gośce otwierał się nóż w kieszeni, nie podobało jej się zachowanie kobiety, z która stała przed samym wejściem na oddział. Miała ochotę jej powiedzieć, że jest wredną zołzą i jak najszybciej wracać do domu, a tam do łóżka, ostatecznie jednak zacisnęła zęby i podążyła, za lekko kulejącą kobietą.

- Jak masz na imię?. - rzuciła przez ramię, szukając kontaktu z dziewczyną.
- Gosia. - odpowiedziała pokornie, wyrównując do niej kroku.
- Małgorzata, tak?.
- No tak, ale wszy...
- Dla mnie będziesz Małgorzatą.
- No dobra. - odpowiedziała zniesmaczona.
- Jak się tu znalazłaś?.
- Yym przyjechałam spóźnionym '76, potem kawałek przez skwer i... - postanowiła sobie zażartować z kobiety, tym samym odgryzając się jej, za niezbyt miłe powitanie.
- Przecież nie pytam!.

Dziewczyna szyderczo się uśmiechnęła, kiedy ta wewnętrznie gotowała się ze złości, uświadamiając kobiecie, że nie jest prostym kąskiem.

- Wiem, że polecił cię ksiądz Bartosz, z naszej parafii, on tu często zagląda...
- To już coś o mnie wiesz.
- Wie pani... nie pozwoliłam do siebie mówić na ty. - poprawiła Gosie.
- A ja nie będę przepraszać. - burknęła pod nosem, mając nadzieję, że tego nie usłyszała.

Po pełnej godzinie, biegając za kobietą, która chodziła z pokoju A, do pokoju B, bez rezultatu, Gośka zaczęła tracić werwę, na bezinteresowną pracę, bo jeśli miało ją coś zmobilizować, to na pewno nie było to, to.

- Za niedługo pacjenci dostaną śniadanie, przydzielę cię do piętra, na którym będziesz pracować.
- Rozumiem, a do której tak mniej, więcej?. - spytała orientacyjnie.
- Jak skończysz, jesteś wolna. Zejdź teraz ze mną do jadalni, tam powiem co dalej.

Po małym zapoznaniu się z tym, co będzie robiła i po przyswojeniu podstawowych zasad BHP, w końcu pozwolono jej samodzielnie przejść na oddział. Nie była jednak zadowolona, że już na początku, kiedy jest totalnie zielona w temacie, rzucają ją na głęboką wodę. Jednak jak to już miała w zwyczaju postanowiła zagryźć zęby i udowodnić za wszelką cenę, że postawi na swoim.

Po dwóch godzinach ciągłego biegania w to i z powrotem, przysiadła na krześle, które stało na korytarzu. Skuliła się, zakładając dłonie na podbrzuszu. Gęsia skórka pojawiła się na jej rękach, kiedy poczuła nagły powiew powietrza, tak jakby ktoś szybko obok niej przebiegał.
Nagłe poruszenie, krzyki, piski, chaos.
Po chwili cisza... z sali obok dobiega czyjeś pochlipywanie.

Dziewczyna ciekawa, a jednocześnie zaniepokojona zaistniałą sytuacją, skradła się pod same drzwi, wychylając zza nich głowę.

- Idź stąd!. - usłyszała znajomy jej wcześniej głos.
- Nie traktuj mnie jak intruza. - fuknęła.
- Nie ma tu nic do oglądania. - skarciła ją starsza kobieta.

Kiedy ta weszła do środka, Gośka poczuła się nadzwyczajnie dziwnie, stała bardzo niestabilnie, czuła jak żołądek podchodzi jej pod gardło, a cała krew z kończyn odchodzi ku sercu.
Wyciągnęła rękę aby otworzyć drzwi i wyjść, zaczerpnąć świeżego powietrza, nie dosięgnęła, bezwładnie upadła.
Upadek dziewczyny zauważyła właśnie wychodząca zza rogu pielęgniarka, która natychmiast wołała o pomoc.
Podbiegli do niej pielęgniarze, jeden z nich zarzucił lecące ciało dziewczyny na barki i szybkim krokiem przemaszerował do dyżurki, gdzie wygodnie ułożyli ją na kozetce, w tzw. pozycji przeciwwstrząsowej.




niedziela, 24 września 2017

Kiedy oboje szykowali się do wyjścia, do Bartka przedzwonił proboszcz z informacją, że cały dzień go nie będzie, w takim razie musiał się wymsknąć, kiedy oboje spali, co było nieco dziwne.
Do domu postanowili podejść na piechotę, idąc obok siebie, jeden do drugiego się nie odzywał, w końcu Bartek nie wytrzymał i spytał.

- Gosia, gniewasz się na mnie?. - pochylił głowę, chcąc spojrzeć w jej oczy.
- Nie...
- To co się dzieje?. - stanął w miejscu, wymuszając to samo na dziewczynie.
- Boję się tego spotkania. - przyznała, po chwili.
- Spokojnie, przecież jestem tuż przy tobie. - ułożył dłoń na jej ramieniu.
- No tak, wiem. - odpowiedziała, cały czas unikając kontaktu wzrokowego.
- Jesteś zdenerwowana, hm?.
- Przecież. - wzruszyła ramionami, jak gdyby miało być to oczywiste.
- Spoko będzie, zobaczysz. - uśmiechnął się do niej pokrzepiająco.
- Eh, no cały czas w to wierzę, ale na dłuższą metę...
- Wiem, że to moje "będzie dobrze", nie jest pomocne.
- Nie chciałam tego głośno mówić. - uśmiechnęła się półgębkiem.
- Jesteś wspaniałą osobą, z pomysłem na siebie, a mimo to...
- ...no a mimo to tak wiele osób ma mnie w dupie?. - dokończyła.
- Tak, wystarczy to w tobie odkryć.
- No widzisz... ale ja nie potrzebuję fejmu. Ważne, że mam swoje gronko, które zamyka się na Eleni i tobie.
- Cieszę się, że jestem dla ciebie ważną osobą. - rozpromieniał uśmiechem.
- Od pierwszego dnia!. Nie wierzę, że to ja musiałam cię w tym uświadomić. - pokręciła głową, śmiejąc się pod nosem.
- A tam, dobrze wiedziałem!. - próbował się wytłumaczyć. - Kiedy całujesz... - dodał, zamyślając się na dłuższą chwilę.
- Komplement?.
- Mogę cię komplementować bez przerwania i nie będzie w tym ani trochę przesady.
- Nie umniejszając sobie, to racja. Jak to ksiądz mógłby skłamać.
- Ty cały czas się podśmiechujesz, kiedy ja to na poważnie.
- Chciałeś mi poprawić humor, to poprawiłeś.
- Ale to nie tak, nooo...
- Mam się rozpłakać?. - spytała.
- Absolutnie, wolę jak się śmiejesz!. - odpowiedział szybko, podciągając jeden z kącików ust Gosi.
- Wiesz, że możesz. - szepnęła, kładąc palce jego ręki, na swoich ustach.
- Wiem, że mogę. - odpowiedział, muskając dziewczynę w policzek. - Śmiejesz się, bo nie tego się spodziewałaś?. - dodał po chwili, widząc jej minę.
- W sumie, to pierwszy byłeś, do takich śmiesznych "wyskoków".
- Nie miej mi tego za złe, ale wiesz...
- Właśnie chyba nie.
- Zluzujmy, sama na to zwracałaś uwagę.
- I teraz nagle wziąłeś sobie to do serduszka?. - parsknęła.
- Tak!, bo cię kocham i nie chcę cię zostawiać samej sobie, odchodząc do innej... parafii.
- Więc jednak cię to gryzie. - podpowiedziała, jak gdyby godząc się z tym w duchu.
- To, ale nie ty, nigdy ty.
- W tą, czy w tamtą...
- Co chcesz przez to powiedzieć?.
- Ludzie pewnie i tak już gadają, prędzej czy później cię przeniosą, jak każdego księdza.
- Chociażby, to będę rozmawiać z kurią, żeby gdzieś blisko... no stanę na głowie!. - zapewniał.
- Dobra, już ciii. - zmrużyła oczy.
- Mam to wykrzyczeć światu, że cię kocham?!.
- Nie rób głupot, wtedy wyjdziesz na wariata w koloratce. - uspokajała, gładząc go po twarzy. - Już jest ok, na prawdę. - przekonywała.
- Jest to warte swojej ceny.
- A gadanie. Chodźmy lepiej dalej, bo na dziewiątą mieliśmy być...
- Na dziewiątą?, a to skąd wiesz?. - spytał ciekawy.
- Wymieniłam parę sms-ów z Karoliną. - przyznała niechętnie.
- O proszę i nic mi nie powiedziałaś?, przygotowałbym się jakoś. - zażartował.
- Pisała, że mamy wpaść ok. dziewiątej, wtedy zastaniemy rodziców.
- Rozumiem, cieszy mnie to, że pierwsza wyciągnęłaś rękę, nie wiem czy siostrę byłoby na to stać.
- Rozmawiałeś z nią?. Jest niechętnie co do mnie nastawiona, prawda?. - pytała, chcąc wyciągnąć od Bartka jak najwięcej informacji.
- Nie mów od razu, że niechętnie. Musicie się poznać, dotrzeć. Tak samo było z nami, pamiętasz?.
- Tak, byłam strasznie co do ciebie uprzedzona ale, to chyba dalej nie to samo.
- Daj jej szansę i to ja cię o to proszę, tylko ani słowa, o tym.
- Jasne, jasne. - przytakiwała.

Zbliżając się do domu, przed wejściem spostrzegli, wysoką, postawną kobietę, którą kiedy podeszli bliżej okazała się siostra Gośki.

- Gdzie znalazłeś małolatę?. - warknęła.
- Wejdźmy. - odpowiedział krótko, przepuszczając kobiety przodem.

- Usiądźcie i ochłońcie, jakieś kłótnie nie są tu potrzebne, już wczoraj mieliśmy popis i wystarczy, tak?. - stanął nad dziewczynami, żywo gestykulując rękoma.
- To niepotrzebne, racja. - przyznały zgodnie.
- Spokojnie porozmawiajcie, ja muszę wyjść, ale będę w pobliżu, więc bez żadnych akcji... - postawił sprawę jasno.

Gośka wewnętrznie czuła katastrofę na kilometr, mimo to, Bartek patrzył na nią tak bardzo wymownie, jakby zapewniał, jakby wiedział, że tym razem się uda i że będzie wszystko w porządku. Dziewczyna zaufała i pozwoliła mu wyjść.

- Pojutrze mam samolot powrotny... wróć ze mną.
- Co?!, no chyba sobie żartujesz. - wyśmiała jej pomysł.
- Dobrze żyję, a ty spokojnie się tam odnajdziesz.
- Zwariowałaś, mam tu szkołę, przyjaciół, mam tu wszystko.
- No widzisz... ja musiałam to wszytko zostawić. - przysiadła bliżej niej.
- To był twój wybór, ale nie zwabisz mnie żadnymi dobrami materialnymi, abym z tobą wyjechała.
- No dobrze, ale pomyśl nad tym.
- Zapewniam cię, że zdania nie zmienię.
- On cię tu trzyma, tak?.
- Nie będę się go wypierać.
- Przyjaźnisz się z nim, czy...
- Chcesz spytać, czy między nami jest coś więcej?.
- Powiem ci tylko, abyś na niego uważała. - parsknęła.
- Z powodu?. - spytała, nie rozumiejąc zastrzeżeń siostry.
- Nie będę wam mieszać, porozmawiaj z nim.
- Powiedz mi!, chcę znać wersję obojga.
- Zastanów się, czy już mu się nie znudziłaś.
- Co wy wszyscy do niego macie?!, jest mężczyzną, moim mężczyzną!.
- I należy do kościoła.
- Kościół mu wszystkiego nie zabrał, nie zabrał mu miłości.
- Kocha cię?, powiedział ci to?.
- Powiedział mi to, co dzień mnie w tym utwierdza.
- Jesteś młoda i głupiutka, to tylko zauroczenie jego osobą, nic nie wiesz o miłości.
- Może i masz rację, nie wiem nic o niej, bo nigdy jej nie doświadczyłam, przede wszystkim od was!.
- To że rodzice zawalili...
- Skoro masz dalej tak gadać, to lepiej wyjdź. - postawiła sprawę jasno, wskazując na drzwi wyjściowe.
- Buntowniczka... i taka masz być w życiu, uczyć się na własnych błędach.
- Nie próbuj mi wmówić, że to on jest błędem... - wydała z siebie zachrypiałym głosem.
- Czyli musi być coś nie tak. Zostawiam cię z tą myślą, idę się przejść.

Gośka bezsilnie rozłożyła ręce, zachowanie siostry graniczyło ze szczeniactwem, tak jakby to właśnie ją chciała obarczyć wszelkimi winami tego świata. Wiedziała, że Bartek gdzieś tam jest, nie odszedł, obiecał, czeka na zewnątrz.

- Idź, twoja księżniczka czeka. - szyderczo uśmiechnęła się do Bartka.
- Coś ty jej powiedziała?. - szarpnął za rękaw kurtki, tym samym przyciągając ją do siebie.
- Jest za młoda, na takie "miłości"...
- Miłość?.
- Podobno ją kochasz, no nie?, am... chyba, że już ci się odwidziało. - zniesmaczyła się.
- I to jej powiedziałaś?.
- Pokrótce. - przyznała, bez większego problemu.
- Jesteś wstrętna.
- Nie, to ty jesteś wstrętny, że pakujesz małolatę w kłopoty, robiąc jej tym samym nadzieję.
- Jest mądrą kobietą, kiedy będzie chciała, odejdzie. Ja jej nie będę powstrzymywać.
- Oj, no i tu się mylisz... ona już za głęboko w tym siedzi.

*****

- Gosia!, Gosiek!. - nawoływał za nią, sprawdzając kolejne już pomieszczenie w domu.
- Nie krzycz, przecież jestem. - wyszła wprost przed nim.
- Znów odchodziłem od zmysłów. - uśmiechnął się, obejmując jej twarz, w dłoniach.
- Przecież mówiłam... ah, powinieneś wyluzować.
- Ale jak, nie zostawię cię samej sobie, już ci to mówiłem.
- Będziesz musiał.
- Olej sprawę, nie mam pojęcia o co chodzi twojej siostrze, ale nie słu...
- Dobra, już ciii... - weszła mu w zdanie, zakrywając usta.
- Kiedy ja na prawdę nie mogę.
- Wróć do siebie, ja zostanę. - skwintowała.
- Ale odezwiesz się, jak będzie lepiej?.
- Wierzę, że mnie kochasz. - próbowała stłumić grymas wewnętrznego bólu i rozczarowania, zaistniałą sytuacją.
- Zdecydowanie za dużo gadasz... - skomentował jej poprzednią wypowiedz i nie czekając wtulił się w nią.









poniedziałek, 14 sierpnia 2017

Sama nie wiem, czy dobrze, że to piszę... mianowicie. Wiem, że mój blog ma swoich odbiorców, swoich wiernych fanów, co pokazują wyświetlenia i to, w ile je wbijacie, po prostu szapo ba!.
Iii muszę sobie zrobić przerwę, ostatnimi czasy dużo wydarzyło się w moim życiu, zbyt dużo.
Nie wiem jak długo... dwa tygodnie, miesiąc, dwa?, nie wiem... ale jedno wam obiecuję, że wrócę.
I jeszcze jedno, nigdy nie sądziłam, że będę o to prosić, ale ci, którzy mają taką możliwość, niech pamiętają o mnie, w swojej modlitwie.
Pozdrawiam! :).

środa, 2 sierpnia 2017

Dochodziła godzina czwarta, kapłana coś nagle wyrwało z łóżka, postanowił się przejść po probostwie, tak po prostu. Wyszedł na balkon, obserwował krople deszczu rozbijające się o barierkę, ciemność która wydawała się tak przerażająca, rozjaśniało wschodzące słońce. Stojąc zamyślony nagle usłyszał skrzyp parafialnej furtki, był charakterystyczny... pomyślał, że ktoś się wkradł, zaniepokojony bez wahania postanowił zarzucić na siebie kapotę i wyjść skontrolować sytuację.
Jak tylko cicho się dało, przekręcił dwukrotnie klucz, który już wcześniej znajdował się w zamku, uchylił lekko drzwi, nikogo jednak przed nimi nie było.
Niewzruszony, zrobił jeden zamaszysty krok na zewnątrz, deszcz który się nasilił, spływał po jego skroni. Furtka była uchylona, a ślady w błocie prowadziły na tyły domu. Zszedł po trzech stopniach, uważając aby się nie poślizgnąć, trzymał się ściany na tyle blisko, na ile to było możliwe, a rozciapane przez niego błoto, wlewało mu się w kapcie.
Wychodząc zza rogu zauważył dziewczynę... miała na sobie krótkie spodenki, ciemną bluzę z kapturem zarzuconym na głowę i jasne tenisówki.

- Przecież Gośka była tak ubrana!. - spostrzegł w porę, zbliżając się do dziewczyny.

Podszedł do niej na wyciągnięcie ręki, którą ułożył na jej ramieniu, dziewczyna się wzdrygnęła, ewidentnie się tego nie spodziewała. Bartek nie wypowiedział ani słowa, stał w osłupieniu.

- Kochany Boże, Gosia!. - krzyknął, kiedy ta się odwróciła.
- Bartek!. - padła mu w ramiona równie uradowana. - Już myślałam, że to...
- Ale ciii... - uciszył ją, aby nie obudzić proboszcza, gdyż byli pod jego oknami.
- Strasznie cię przepraszam. - spojrzała na niego, gładząc go po twarzy.
- Już w porządku, chodź... - starał się być powściągliwy.

Weszli na parafię, brudni i przemoknięci, Gośka zdjęła swoje tenisówki, aby nie narobić dodatkowych śladów, chwyciła je za sznurowadła i razem czym prędzej wbiegli na górę do pokoju.

- Umierałem ze strachu!. - wtulił się w nią, kiedy tylko zamknęli za sobą drzwi.
- Jeszcze raz tak bardzo przepraszam. - trzymała się go kurczowo, tłumiąc płacz.
- Gdzie ty byłaś?!. - pytał zaniepokojony, widząc jej obtarte nogi, pobrudzone ubrania.
- Przewróciłam się. - przyznała.
- Ale dlaczego?, uciekałaś przed kimś?. - wystawił na nią oczy, przerażony.
- Nie wiem, ktoś chodził po chaszczach, nie wiedziałam, czy to zwierze, czy... - tłumaczyła zdenerwowana.
- Jesteś już bezpieczna, ale dlaczego mi uciekłaś?.
- Chciałam uciec od wszystkich...
- Boże, a ja odchodziłem już od zmysłów. - usiadł na łóżku, przeczesując ręką mokre włosy.
- Jestem głupia, że naraziłam cię na taki stres.
- Że sama naraziłaś się na takie niebezpieczeństwo, kto wie, co mogło się stać. - skarcił ją wzrokiem.

Dziewczynie zrobiło się przykro po słowach Bartka, tłumiła płacz zagryzając wargę, wewnętrznie jednak wiedziała, że wina leży głównie po jej stronie, ponieważ nie powinna tak bez słowa odchodzić.

- Musimy ochłonąć. - usiadła obok niego, kładąc rękę, na jego kolanie.
- Masz rację, nie będę po tobie krzyczał. - ucałował ją w skroń. - Dam ci ręcznik, ogarniesz się w łazience, a potem zobaczymy, co dalej.

Gośka chwile później wyszła po kąpieli opatulona w granatowy szlafrok Bartka.

- Hej, nie śpij. - przysiadła obok niego, podkurczając jedną z nóg.
- Am, nie śpię, nie śpię. - zerwał się.
- Ubrałam, to co było. - powiedziała, widząc jak kapłan na nią zerka.
- Przecież nie mam nic przeciwko... - otarł się o nią.
- Ty chyba też powinieneś wskoczyć pod prysznic.
- Sam nie wiem, nie chce mi się... - marudził.
- Też mam dość wrażeń na dziś, ale musisz jakoś wyglądać, ze względu na to, że zabieram cię do siebie.
- Co?!.
- No idziesz ze mną, nie?.
- Masz zamiar przedstawić mnie rodzicom, czy jak?. - zakpił.
- Przecież oni cię doskonale znają, nie raz matka widziała, jak mnie odprowadzałeś.
- Ale tego, że jestem księdzem, chyba o mnie nie wiedzą, co?. - wystawił na nią oczy.
- Nie powiedziałam im tego w prost... no ale chyba nie są na tyle głupi i wiesz, wiedzą...
- No nie żartuj...
- Tak, kiedyś matka prawiła mi kazanie, coś tam, coś tam... jak widzisz niespecjalnie się przejęli.
- To może być tak, że mama wie, a ojciec nie...
- Co mnie to obchodzi?.
- W takim razie, dlaczego mu nie powie?.
- Bo mój ojciec by cię rozszarpał. Nie, żartuje, proszę nie gdybaj tak nad tym.
- Jednak twój tata jest wybuchowy.
- Jejkuuu, przestaniesz?. - zakryła mu usta dłonią.
- To pytanie, czy prośba?.
- Jeśli zechcesz, może być to groźba. - uśmiechnęła się zadziornie.
- Nie bądź już taką zadziorą, w rzeczywistości jesteś łagodna jak baranek.
- A co tu kryć?.
- To ty cały czas się kryjesz. - dogryzł jej.
- Kłamca!.
- Oj szukasz zaczepki, szukasz... - rzucił przez ramię, wyciągając sobie z szuflady świeży ręcznik. - Idę się myć, siedź tu spokojnie i już nigdzie mi nie uciekaj, jasne to jest?. - przysiadł tuż obok niej, cmokając ją w policzek.
- Już ci się nigdzie nie wymknę, przysięgam. - przytrzymała go przy sobie, miziając go po karku.

Na twarzy Bartka pojawił się anielski uśmiech, kiedy po wyjściu z łazienki spostrzegł, że dziewczyna tak błogo i w spokoju zasnęła na jego łóżku. Absolutnie nie miał zamiaru jej budzić, wyciągnął sobie z szafy śpiwór, który rozłożył tuż pod łóżkiem, zagasił duże światło, zostawiając oświetlającą kąt pokoju lampkę nocną.
Wślizgując się pod śpiwór, usłyszał jak Gośka mruczy coś przez sen, wstał ponownie, podszedł do niej i ucałował ją w kącik ust. Mógł więcej, mimo to zaprzestał na tym, jej usta były tak kusząco słodkie...

- Jak się spało?. - spytała Gośka, wisząc nad przebudzającym się właśnie Bartkiem.
- Cześć słońce, którą mamy godzinę?. - przywitał ją miło, pytając o czas.
- Parę minut po ósmej.
- Hej!, dlaczego jestem bez koszulki?. - przestraszył się lekko, nie przypominając sobie nic konkretnego.
- Chyba było ci za ciepło, bo koszulką leży po drugiej stronie pokoju, widzisz?. - wskazała.
- Poważnie?, jeeej... nic nie pamiętam. - przetarł oczy.
- Przecież nie ja cię rozebrałam. - zachichotała.
- Ja już nie wiem, co rodzi się w twojej główce, może miałaś plan mnie rozebrać... - prowokował.
- Tak? i co z tobą zrobić, skoro spałeś jak zabity... chrapiesz!.
- To ze zmęczenia!. - tłumaczył.
- Jasne, tak sobie to tłumacz.
- A ty bredzisz przez sen, o!.
- Nie przypominam sobie.
- W każdym razie, twoje rozmowy są słodkie. - przyznał, podchlebiając dziewczynie.
- Za to twoje chrapanie, nie.
- Nie wiesz z kim zadzierasz. - pogroził jej żartobliwie.

Po kolejnej kpinie ze strony dziewczyny, Bartek wskoczył na łóżko, siadając po turecku, jak tylko blisko niej się dało. Patrzyli sobie chwilę w twarze, śmiejąc się z siebie nawzajem, w pewnym momencie Bartek spoważniał, Gośka nie mogła rozszyfrować jego wyrazu twarzy, on niewzruszony objął twarz dziewczyny w swoich dłoniach. Chwilę później, nie czekając na zezwolenie wtopił się z nieprzeciętną namiętnością w jej usta.

- Czemu całujesz, jakbyś miał to robić po raz ostatni?. - spytała zaniepokojona.
- Jesteś tak wspaniałą kobietą, może wkrótce postanowisz się ustatkować, wtedy ja zejdę na osobny tor. - powiedział w prost, widząc, że dziewczyna oczekuje jasnej i klarownej odpowiedzi.
- Ustatkuję się u twojego boku, razem z tobą.
- Gośka, ale widzisz to wszystko... mieszkam na parafii, noszę sutannę, jestem po prostu księdzem.
- Wiem co chcesz przez to powiedzieć. - odpowiedziała zawiedziona.
- Chcę ci powiedzieć, że nie chcę cię w żaden sposób rozczarować, bo na to nie zasługujesz.
- I że mam znaleźć sobie wreszcie normalnego faceta?.
- Tego nie powiedziałem, ale Gosia, czy ty naprawdę jako mała dziewczynka marzyłaś o księdzu?.
- Ale ja nie patrzę na ciebie, jako na księdza, już nie!.
- Tylko że tego kim jestem, już nie zmienię.
- Bartek, przecież ja zakochałam się w normalnym mężczyźnie, a nie w księdzu.
- To prawda, to kim jestem poznałaś dużo później. Przepraszam, że od razu ci nie powiedziałem.
- Widzisz?, kocham ciebie, nie księdza. - złapała za jego dłoń, widząc smutek na jego twarzy.
- A ja?, ja bez ciebie byłbym tym samym, szarym, ponurym księdzem.
- Proszę nie rób tak, nie mów mi więcej takich głupot, to na prawdę boli. - padła mu w ramiona, tuląc się do niego mocno.

Ich ciała jak głupie, z każdym zetknięciem się ze sobą drżały, wręcz jeden, czuł drugiego.
Było to niewyobrażalne świadectwo tego, jak bardzo siebie na wzajem potrzebują, a jednocześnie jakim są dla siebie uzupełnieniem.






poniedziałek, 24 lipca 2017

- Ja wiedziałam, że tak to się skończy!. - wykrzyczała Gosia, czym prędzej wybiegając z domu.
- Gośka!. - do porządku próbowała ją ustawić jej mama, bezskutecznie, dziewczyna wybiegła, trzaskając za sobą drzwiami.

Ojciec chodził nerwowo z kąta, w kąt, kląc coś pod nosem, matka siedziała przy zastawionym stole, pociągając nosem, Karo na osobnym krześle, chowała twarz w dłoniach ze wstydu. Bartek patrzył na wszystko z boku, nie pojmując tego, co właśnie miało miejsce, nikt nie reagował, nikt nie rwał się, aby wybiec za dziewczyną.

"To ja, to na mnie czeka, biegnij za nią!." - słyszał wewnętrznie.

Wymienił parę wymownych spojrzeń z siostrą dziewczyny i zerwał się, aby ją odszukać.

- Gdzie w tak krótkim czasie, mogła zniknąć?. - zadawał sobie pytanie, nie widząc jej nigdzie wokół.
- Nie ma jej?. - dołączyła do niego Karo.
- Nie... - odparł, patrząc na kobietę z dystansem.
- Proszę tak na mnie nie patrzeć.
- Ale jak?. - spytał niezrozumiale.
- Z nienawiścią, nie tak to miało wyglądać.
- Niech mi się pani nie tłumaczy!. - w porę wszedł jej w zdanie, bo kobieta jeszcze chwila i zaczęłaby swój wywód.
- Wszyscy oceniają mnie z góry, to, co się stało... racja, nie wybaczę sobie tego, ale czy to powód aby mnie linczować?.
- Absolutnie, ale teraz najważniejsze jest, aby znaleźć Gośkę, kto wie, co może jej wpaść do głowy.
- Aż tak z nią źle?.
- Słucham?!. Nie!, to chwilowy impuls, człowiek nie myśli racjonalnie, do tego Gosia... Gosia jest bardzo wrażliwa. - mówił przestraszony.
- Rozumiem, mogę pomóc ją odszukać. - zaproponowała.
- Tak, to będzie dobry pomysł. - przyznał.
- Jakiś pomysł, gdzie mogła pójść?. - spytała kapłana z racji, że zna dosyć długo dziewczynę.
- Nie mam bladego pojęcia, rozdzielmy się, gdyby się znalazła proszę natychmiast po mnie dzwonić. - mówił, wpisując do jej telefonu numer telefonu.
- Ok, ok. - przytakiwała, uważnie obserwując mężczyznę.
- W takim razie good luck. - spojrzał w jej oczy z nadzieją, chwile potem odchodząc w przeciwną stronę.

Bartek zaciągał się na prawdę daleko, z nadzieją, że to on jako pierwszy odszuka dziewczynę. Na dworze panowała już szarówka, tylko na horyzoncie rozciągała się oślepiająca swoimi jasnymi barwami łuna. Wyglądało to nadzwyczaj pięknie.
Mężczyzna mimo urokliwego wieczoru, czuł strach, przerażenie, w jego głowie toczyły się najczarniejsze scenariusze. Coraz bardziej podkręcał to fakt, iż dziewczyna nie odbierała od niego telefonu, to ostatnimi czasy do niej niepodobne.
Po trzech godzinach poszukiwania, nawoływania i wypytywaniu przypadkowo napotkanych ludzi na swojej drodze, Bartosz stanął bezradnie w miejscu, opierając się o słup, włożył ręce do kieszeni spodni, spuścił głowę, daleko już zaszedł, bezradny postanowił wrócić.

- Może Karo ją odnalazła i jest już bezpieczna... - przeleciało mu przez głowę, jednak w tamtym czasie niczego nie mógł być do końca pewny.

Będąc pod domem, spostrzegł idącą z naprzeciwka kobietę, nikt jej nie towarzyszył.

- Gdzie Gosia?. - spytał, jak gdyby pewne było, że jest bezpieczna z siostrą.
- Nie... nie wiem. - westchnęła, rozkładając ręce.
- Ale jak to nie wiesz?!, nie znalazłaś jej?, na pewno?, dobrze szukałaś?!.
- Szukałam, ale to na nic. - zaciągała się powietrzem, próbując wyrównać oddech.
- Nie możesz tak mówić!, sprawdzę jeszcze raz. - rwał się.
- Uspokój się!, może jest u jakiejś koleżanki, przyjaciółki. Pomyśl. - hamowała go, próbując wydobyć od niego jak najwięcej istotnych informacji.
- Zadzwoniłaby, tak się umawialiśmy. - mówił, a łzy same zapełniały jego oczy.
- Musi wrócić, nie wywinęła by nam takiego numeru. - sama nie była jednak pewna tego, co mówi.
- A jeśli ktoś ją napadł, pewnie się boi...
- Proszę tak nie mówić, na pewno jutro wróci i wszystko się wyjaśni. - próbowała go uspokoić.
- Co mam zrobić?, przecież to nie da mi spokoju. - kopnął w złości parę kamieni.
- Przede wszystkim się uspokój, wróć do domu, będziemy w kontakcie. - przekonywała.
- Jestem bez niej tak cholernie bezradny... - szepnął, zagryzając pięść.
- W razie czego proszę absolutnie nie dzwonić na domowy, przekonam rodziców, że jest u przyjaciółki, po co nam dodatkowe zmartwienia.
- Ale gdyby jutro nie wróciła...
- ...wróci, obiecuję. - skinęła mężczyźnie, podtrzymując go na duchu.

******

- Bartoszu, gdzie znów tak długo byłeś?. - przy wejściu, w miarę ciepło przywitał go proboszcz.
- Zgubiła nam się. - odpowiedział niezrozumiałym bełkotem.
- Piłeś?. - skrzywił się, widząc w jakim stanie jest jego wikary.
- Nie, przyrzekam. Zgubiłem Gośkę. - odpowiedział, na nowo się rozczarowując.
- Pomińmy to, że znowu z nią byłeś. Lepiej wyjaśnij jak to się stało.

Bartek miał przed oczami ich wspólny, pierwszy pocałunek, był zaćmiony, jak gdyby rzeczywiście wypił sporą ilość alkoholu. Myślał, że proboszcz właśnie o to pyta, o ich namiętność.

- Nie mogłem jej odmówić, była wtedy taka prześliczna. - wymamrotał.
- Bartosz, czy ty właśnie mi się przyznajesz do popełnionego grzechu?.
- To nie grzech, Pan Bóg kazał kochać, dlaczego mnie miłość ma pominąć?. - pokręcił głową.
- Ależ opamiętaj się!. Już o tym rozmawialiśmy.
- I widzi proboszcz?, nie udało nam się dojść do żadnego kompromisu.
- Ratowałem ci skórę, ale w takiej sprawie nie licz, że wstawię się za tobą u samego biskupa.
- Po co mi to?, jeśli sam biskup mnie nie zrozumie... stracicie jagnię, które jest na wszystkie wasze rozkazy.
- Bartek, ale o czym ty mówisz, ochłoń... co z tą dziewczyną?!.
- Gdybym ja to sam wiedział, jestem załamany, nigdzie jej nie ma...
- Nigdy nie będzie mojego pozwolenia na to, co tu się dzieje, lecz widzę twoje zaangażowanie w jej osobę. Kochasz ją... ale na Boga!, nie obnoś się tak z tym, nie jesteś cywilem, a katolickim księdzem, który ma przestrzegać w imię Pana celibatu.
- Powtarzali mi to przez sześć lat i co ze mną zrobili. - zakpił.
- Nie powiesz mi teraz, że żałujesz...
- Nie, nie żałuję, ponieważ do seminarium poszedłem z powołania, chciałem nauczać, nawracać, jak to w niejednym Amerykańskim filmie... ale to, co tam było, to stek bzdur, cholerny wymysł Hollywood, życie to nie film, to zupełnie nie ma przełożenia, a jak tak ślepo w to wierzyłem. Jestem żałosnym kretynem. - wyśmiał się.
- Każdy z nas w to wierzył, ja również dostałem srogą nauczkę, byłem młody jak ty, teraz jest mi już zdecydowanie bliżej. niżeli dalej. I wiesz co?, w pełnym spokoju zamknę oczy.
- Dał mi tym proboszcz do myślenia - przyznał. -  Proszę wpisać mnie na jutrzejszą mszę o dwunastej w południe. - podsunął mu grafik.
- Rozumiem. - przytaknął, nie wypytując o więcej wikarego.
- Za pozwoleniem odejdę i tak z pewnością czeka mnie nieprzespana noc.
- W takim razie śpij spokojnie, odejdź z Bogiem. - pobłogosławił, puszczając go wolno.

Bartosz zażarcie przez dobrą godzinę modlił się do Najświętszej Maryi, nie było to zaskoczeniem, że najczęściej wypowiadaną intencją, a w sumie powtarzającą się cyklicznie była Gosia.
Kiedy w końcu poczuł zmęczenie, ułożył się wygodnie na łóżku, mimo to nie zasnął, ani na chwilę.
Patrzył tępo w śnieżno biały sufit, szukając na nim niedoskonałości. Odliczał każdą sekundę, minutę, godzinę, która ciągnęła się niewyobrażalnie długo, co chwila również odpalał telefon, aby sprawdzić, czy przypadkiem nie przegapił przychodzącego połączenia, lub powiadomienia.
Zerwał się prawie na równe nogi, kiedy jego telefon wydał charakterystyczny dźwięk.

  : "Jak się czujesz?."
B: "Nie rozumiem?."
K: "Karolina z tej strony."
B: "Ah, to ty... dlaczego do mnie piszesz?."
K: "Chciałam się dowiedzieć jak się czujesz."
B: "Wybacz, ale twoje pytanie nie ma sensu."
K: "Dlaczego tak się burzysz?."
B: "Może zacznijmy od tego, że nie powinniśmy być na "ty"".
K: "Nie rozumiem twojego przekąsu wobec mnie."
B: "Twoja siostra jest nie wiadomo gdzie, a ty masz ochotę wymieniać sms'y, nie martwisz się o nią?."
K: "Oczywiście, że się martwię, ale co ja mogę począć?, gówniara prędzej, czy później sama wróci do domu."
B: "Tu się nasza gadka zakończy, nie masz prawa tak o niej mówić."
K: "Nie oczekiwałeś mnie."
B: "Mówiłem, że masz mi dać znać, kiedy Gosia się pojawi, ty natomiast robisz sobie z mojego numeru niezobowiązujący chat, to na prawdę nie w porządku. Miłego." - odpisał ostatecznie, oburzony.

W tamtym momencie zachowanie Bartka mogło wyglądać na aroganckie, chamskie, ale to naprawdę nie był moment na luźne pogaduszki, do tego nie wiedział czego tak na prawdę chce od niego siostra dziewczyny. On nic tej kobiecie nie obiecywał, nic!. Za co ona uczepiła się niego jak rzep psiego ogona, jeszcze w tak ciężkim momencie dla niego.

*********

Gorąco polecam wam książkę autorstwa pani Marty Abramowicz (dziennikarka, reporterka), pod tytułem "Zakonnice odchodzą po cichu". Tak, mimo iż jestem leniwym śmieciem, przeczytałam ją całą (sukces). Mam nadzieję, że to krótkie streszczenie was zaintryguje, aby sięgnąć po tą książkę. :)
-(Streszczenie książki zaczerpnięte ze strony: lubimyczytać.pl)-

"Habit już uszyty. Za dwa miesiące siostra Joanna uroczyście otrzyma go z rąk Mistrzyni. Ale teraz jest noc i siostra Joanna myśli tylko o tym, czy wszyscy zasnęli. Jest po komplecie, światła zgaszone. Nie wolno opuścić łóżka, nie wolno się odezwać. Siostra Joanna łamie reguły zakonne i wymyka się z pokoju. Przebiega pod ścianą, po schodach w górę, do biblioteki. Drzwi skrzypią. Trzeba uważać. Między regałami czeka już siostra Magdalena... "


"Byłe zakonnice nikomu nie opowiadają o swoim życiu. Nie występują w telewizji. Powiedzieć złe słowo na zakon, to stanąć samotnie przeciw Kościołowi. Nie mówią znajomym ani rodzinie, bo ludzie nic nie rozumieją. Dla ludzi świat jest prosty: odeszła, bo na pewno w jakimś księdzu się zakochała. W ciążę z biskupem zaszła. Jak one tam bez chłopa wytrzymują? Chyba w czystości nie żyją? "


"Byłe zakonnice nie mogą uwierzyć: o czym oni mówią? 
Jaki biskup? W zakonie walczy się o przetrwanie. 
Jaki ksiądz? Tam szuka się dawno zgubionego sensu. 
Jak wytłumaczyć, że chodzi o coś zupełnie innego? "

W książce znajdziecie odpowiedzi.




środa, 19 lipca 2017

- Niech mi ksiądz mówi, teraz i natychmiast, co się dzieje. - podbiegła, czym prędzej do niego.
- Cześć słońce. - przywitał ją z uśmiechem na ustach.
- Ale no niech ksiądz już mówi... - prosiła zniecierpliwiona.
- Spokojnie... - pogładził ją po twarzy, wpatrując się w jej oczyska.
- Ksiądz sobie ze mnie żartuje?. - spytała w końcu.
- Skądże!, chciałem cię zobaczyć.
- A ja już odchodziłam od zmysłów, no wie ksiądz co?!. - zaśmiała się, opierając ręce o biodra.
- Mogłem inaczej, ale to nie w moim stylu.
- Miałby mnie ksiądz na sumieniu, jak nic.
- Poproszę cię o jeszcze jedno...
- No?.
- Nie mów do mnie w ten sposób. - poprosił, łapiąc za jej rękę.
- Mówię coś źle?.
- Mówiąc do mnie na ksiądz, czuję jakieś takie odrzucenie.
- No tak, ale to kim ksią... kim dla mnie jesteś?. jak mam cię nazywać.
- Tyle już się znamy, odważ się w końcu odezwać do mnie po imieniu.
- To będzie dziwne, jesteś tym kim jesteś, to powód aby się wstydzić?.
- Nie, absolutnie.
- A no właśnie, nie wiem... mam cię nazywać swoim chłopakiem?, kochankiem?, czy duchowym przewodnikiem. - zaśmiała się ironicznie.
- Chyba nie byłaś za bardzo zajęta, skoro tak szybko się tu zjawiłaś.
- Hm, no w sumie to nie. - wzruszyła ramionami.
- Widzę... znowu coś nie tak?.
- Czy ja wiem?, stała się dzisiaj rzecz dziwna.
- Nastawiam uszu w takim razie.
- No kurcze, przyszła do mnie kobieta, nawet się nie przedstawiła i mówi, że jest moją siostrą...
- Słucham?!, przecież ty podobno jesteś jedynaczką.
- Też tak właśnie zareagowałam, ale ona jest tak łudząco podobna do mamy...
- W takim razie, musicie to wyjaśnić z rodzicami.
- Dlaczego mimo dowodów, ja nie potrafię w to uwierzyć?.
- Jeśli widzisz ją pierwszy raz w życiu...
- Tak, pierwszy raz w życiu... nawet nie wiem jak ma na imię, boję się wrócić do domu.
- A to dlaczego?. - spytał zaniepokojony.
- Zostawiłam ją tam, pod wieczór będą rodzice, nie wiem jak to się skończy. - odpowiedziała przejęta.
- Spokooo, dasz radę, przecież jesteś silna. - przytulił ją, kiwiąc się na boki.
- Czasem myślę, że mnie nie rozumiesz, że nie wiesz jak to jest, że jesteś zbyt wyluzowany...
- A nie powinienem taki być?, nie chciałabyś abym był poważny.
- Czy znam cię z tego, że jesteś poważny?. - spojrzała na niego, kręcąc głową.
- Uwierz, potrafię być nieznośny.
- Nie uwierzę, póki się sama o tym nie przekonam. - uniosła brew, wieszając mu się na szyi.
- Nie marudź mi już. - mruknął, przybliżając twarz do jej twarzy.
- Będziemy się całować?, tak tutaj?. - zakpiła.
- Zupełnie jak para nastolatków, no nie?. - zażartował, cmokając ją w nos.
- To zbyt banalne. Najwspanialsze lata młodości już dawno zleciały.
- I mówi to dwudziestoletnia kobieta.
- I mówi to trzydziestoletni mężczyzna...
- Gosia, wszystko przed tobą.

Czuli się fantastycznie, mając siebie obok, oboje leżeli beztrosko na trawie, przewracali się z boku, na bok, chichotali. Dziewczyna opowiadała Bartkowi o swoim życiu, przed tym, jak go poznała, nie było kolorowe, czuła satysfakcję, że o tym powiedziała, po raz pierwszy tak bardzo się przed nim otworzyła.

- To już chyba czas... - powiedziała, spoglądając na zegarek, znajdujący się na przegubie Bartka.
- Czas?.
- Czas abym wracała. - wyjaśniła.
- Gosia, jeśli zechcesz...
- Hm?. - przekręciła głowę w jego stronę.
- Jeśli zechcesz, pójdę z tobą. - dokończył, nerwowo rozrywając źdźbła trawy.
- Phi, ale po co?.
- Obserwuję cię, sama się na to nie zdobędziesz. - stwierdził, opierając się na łokciach.
- Ale co?, mam przyjść z tobą do domu i powiedzieć, że jesteś księdzem?.
- Nie musisz nic mówić, po prostu będę przy tobie.
- Jest mi wstyd. - zakryła twarz dłońmi.
- Dlaczego?.
- Rodzice ode mnie oczekują, abym przyprowadziła im do domu wartościowego kawalera. Najlepiej prawnik, lub lekarz... to paranoja!.
- Uważasz, że nie jestem wartościowy, bo jestem księdzem?.
- Ależ nie oto tu chodzi, czy za mało pokazuję, jak cenię sobie twoją obecność, twój dotyk?.
- Zauważam to, coraz bardziej się przede mną otwierasz, każdego dnia, jestem zakochany w tobie od nowa.
- Nie sądziłam, że to będziesz ty, nie taki był plan. - powiedziała rozczarowana.
- Gosia, możesz na mnie liczyć, nawet pod względem finansowym.
- Nawet tak do mnie nie mów, absolutnie nie zależy mi na twoich pieniądzach, tylko na tobie.
- Nie wiem jak mogłem nawet tak pomyśleć, przepraszam.
- Ty?, ty nie masz za co.
- Tak bardzo chciałbym cię ukochać, ale ty chyba nie dajesz mi takiej szansy.
- Bo to nie tak miało wyglądać, ja na prawdę, muszę oswoić się z tą sytuacją.
- Cierpisz przeze mnie, prawda?.
- Nie wiem, co mam powiedzieć, to zupełnie inna miłość.
- Gosia, nie chcę sobie więcej wmawiać, że nie mogę kochać, ja mogę i to robię.
- W końcu się na to zdobyłeś.
- Miałem dla kogo. - zapewniał ją.
- Jednak jestem cholerną wariatką.
- Co znowu?.
- No a jak mogą mnie postrzegać ci, którzy patrzą na mnie z boku?.
- W takim razie ja też jestem wariatem.
- Nie zaprzeczę.
- Hej, już ci kiedyś tłumaczyłem, że krytyka zawsze się znajdzie, ale to od nas zależy...
- ...tak, tak, to od nas zależy, co z tym zrobimy. Wiem.
- Ochłoń i zbieramy się.
- Jednak idziesz ze mną.
- Nic na siłę, wiesz.
- Spoko, przydasz się.

Podeszli pod dom, auto stało w garażu, to oznaczało jedno, że rodzice wrócili wcześniej.

- Kurczę, widzisz?, spóźniliśmy się. - powiedziała zawiedziona.
- Nie odpuszczę. - uśmiechnął się do dziewczyny pokrzepiająco.

Bartek natychmiast otworzył furtkę na oścież, przepuszczając w niej dziewczynę, na co ta momentalnie się zarumieniła.
Gosia przed drzwiami nerwowo przekopywała pęk kluczy, kiedy po chwili okazało się, że drzwi są otwarte.

- Widzę, że jesteś strasznie zdenerwowana, ale ochłoń na prawdę, wszystko będzie w porządku, hm?. - zapewniał ją, wymuszając, aby spojrzała mu prosto w oczy.
- Dobra, już dobra, wchodź... - uchyliła drzwi, zapraszając go do środka.


*********

Hm, sama nie wiem :v.









środa, 28 czerwca 2017

Dziewczyna bezpiecznie wróciła do domu, no bo przecież była z Bartkiem, on za nic w życiu nie pozwoliłby zrobić jej krzywdy, była jego małą perełką, która nie raz mu się stawiała, mimo to, patrzył na nią z podziwem, uśmiechał się przy tym, lubił w niej tą zadziorność.
Dla Gosi ten dzień, nie był normalnym, zwykle monotonnym dniem.
Po zjedzeniu kolacji z kilku prostych kanapek i wypiciu herbaty z miodem, wtulona w poduchę, z uśmiechem na ustach, błogo zasnęła.
Natomiast Bartek walczył, walczył aby zasnąć. Kawa akurat na niego, działała bardzo nużąco, wypił jej dwa kubki. Szurając klapkami o posadzkę, chodził jak widmo ze swojego pokoju do kuchni.

- Bartku, co tu robisz?, dlaczego nie śpisz?.
- Obudziłem proboszcza?. - spytał przejęty.
- Nie, nie potrafię zasnąć. - burknął.
- To tak jak ja... - przyznał.
- Pijesz kawę i chcesz zasnąć?. - spytał, widząc, że wikary robi sobie dolewkę.
- Działa na mnie inaczej...
- Może chcesz?, pomoże ci zasnąć. - wyciągnął w jego stronę listek tabletek.
- Nie, dzięki, poradzę sobie. - ominął go łukiem, czym prędzej wracając do swojego pokoju.

Do pokoju wrócił chwiejnym krokiem, mimo, że był czysty jak łza, to zmęczenie. Nie chciał po raz kolejny palić światła po nocy, po omacku, małymi kroczkami doszedł do łóżka, szybko wymacał stolik nocny, który był tuż obok i postawił na nim kubek. Zamaszyście szurnął ręką i zmiótł jakiś ciężki przedmiot.

- Cholera. - przeklął.

******

- Co się wczoraj wydarzyło, opowiadaj. - Elena zaczęła rozmowę, wyciągając przyjaciółkę na spacer.
- Cudownie było.
- I tyle?. - spytała.
- Aż tyle, nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak jego obecność jest dla mnie ważna. - mówiła podekscytowana.
- Jesteś pewna, że on czuje to samo?.
- Wierzę mu. - odpowiedziała z pełną stanowczością.

Gośka postanowiła, że to, co się wydarzyło poprzedniego dnia pomiędzy nią, a kapłanem, zostanie tylko i wyłącznie, pomiędzy ich dwójką.
Przyjaciółki miło razem spędziły poranek, w końcu chcąc, czy też nie, obie musiały wrócić do swoich obowiązków.
Dziewczyna spacerkiem wróciła do domu, zapowiadał się słoneczny dzień, bezchmurne niebo, przed wejściem do domu dostała powiadomienie.

Mamuśka: "Zostań w domu, będziemy pod wieczór..."
G: "Yhym, czyli nic nowego :)."
M: "Spokojnie, pieniądze są na komodzie, zrób sobie coś do jedzenia."
G: "Okok."

W lodówce nie było za wiele, wędlina, jajka, parę warzyw, jedyne co można było z tego wyczarować, to jajecznica, ale nie miała akurat na to ochoty. Zgarnęła pieniądze i wyszła ponownie do pobliskiego spożywczaka. Wróciła z dwoma pełnymi siatami zakupów, postanowiła zrobić jakiś obiad, aby w razie powrotu rodziców mile ich zaskoczyć, starała się jak tylko mogła.
Siedziała na taborecie w kuchni, szperała coś w telefonie, kiedy nagle ni stąd, ni zowąd przestraszyło ją pukanie do drzwi. Nie miała pojęcia kogo może się spodziewać, żadna wizyta nie była zaplanowana.
Przed drzwiami stała kobieta, starsza... w sumie to dużo starsza od Gosi, wyglądała na trzydziestkę.

- Emm... słucham?.
- Ty mnie pewnie nie kojarzysz, ale... - zaczęła na wstępie.
- ...Ale nie kojarzę, o co w ogóle chodzi?.
- Są rodzice?.
- Nie.
- Czyli nic się nie zmienili... - prychnęła śmiechem.
- Ale ja dalej nie rozumiem, co panią tutaj sprowadza?.
- Może mogę wejść?, porozmawiamy. - zaproponowała.
- Y... nie?. - wyśmiała jej pomysł.
- Nie bój się.
- Pani się chyba coś pomyliło...
- Nie, nie, wpuść mnie, to porozmawiamy. - spojrzała na nią przekonująco.
- Niech będzie, ale góra piętnaście minut i wynosi się pani stąd. - powiedziała stanowczo, obawiając się nieznanej jej kobiety.
- Gotujesz coś?. - spytała, czując przyjemne zapachy z kuchni.
- Tak, obiad... proszę usiąść. - skazała ręką na krzesło.
- To jeśli teraz nie ma rodziców, to kiedy będą?. - zaczęła.
- Mają się pojawić pod wieczór.
- Nie będę tutaj siedzieć do wieczora... dasz mi do nich jakiś kontakt?.
- Telefon domowy?.
- Może być.
- Oni mi pewnie nie powiedzą, wszystko przede mną ukrywają, to wyciągnę to od pani, o co chodzi?, co panią tutaj sprowadza?. - spytała, spisując na karteczce numer telefonu.
- Myślałam, że zastałam rodziców, chciałabym zobaczyć, jak nerwowo się przed tobą tłumaczą. - uśmiechnęła się szyderczo.
- Ale z czego?. - dopytywała dalej, wręczając kobiecie kartkę.
- Oni?, Ha!, najlepiej z wszystkiego.
- Albo mówi pani jasno o co chodzi, albo się żegnamy. - postawiła sprawę jasno, nie chcąc się dalej bawić.
- Słuchaj, widzę, że gdybym nie wróciła, to ty dalej żyłabyś w nieświadomości. Jestem twoją siostrą...
- Jaja sobie robisz. - wyśmiała ją.
- To normalne, że mi nie wierzysz, ale jak mam cie przekonać?.
- Skąd ty się urwałaś, skąd!?. - pytała, próbując połączyć wątki.
- To rodzice, powinni się tłumaczyć, nie ja. - prychnęła, wyciągając dowód osobisty, jako potwierdzenie tego, co mówi.
- Ale to ty do cholery nagle się straciłaś, tak?.
- Tak, wyjechałam. - przyznała.
- Wyjechałaś i teraz wracasz i jeszcze wmawiasz mi, że jesteś moją siostra?, jak mam ci uwierzyć, jak?!.
- Nie wiem, ale pragnę, abyś mi uwierzyła.
- Kiedy ja nie wiem jak. - pokręciła głową.
- Od dłuższego czasu śledziłam cię na portalach społecznościowych, musiałam wrócić i poznać cię osobiście.
- Nie odbudujesz tych wszystkich lat w kilka dni...
- Zdaję sobie z tego sprawę.
- I dlaczego oni mi nie powiedzieli?. - spytała podłamana.
- Zerwałam z nimi kontakt...
- ... i ze mną automatycznie także. - dokończyła.
- I to mnie boli, nie powinnam, nie powinnam rozstawać się z siostrą.
- No właśnie, więc dlaczego?.
- Uwierz, z czasem samo wyjdzie na jaw.

Gośka próbowała logicznie wszystko ułożyć sobie w głowie, bezskutecznie.
Dziewczyna spoglądała kątem oka na kobietę siedzącą tuż obok niej, była tak łudząco podobna do matki, kiedy ta była młoda. Nie wyganiała jej.

- Nie będziesz się do mnie odzywać, rozumiem.
- A co mam powiedzieć?, o czym mam z tobą rozmawiać!?. - wybuchnęła.
- Nie bądź na mnie wściekła. - poprosiła.
- Ale dlaczego teraz?, czemu to mi wmawiali, że jestem cholerną jedynaczką?!.
- Masz rację, mnie również bolało, że tak bezczelnie nas obie oszukują.
- Mówisz, że jesteś moją siostrą, ale dalej jesteś dla mnie obcą osobą. - próbowała tłumaczyć swoją postawę.
- Powinnam cię przeprosić. - przyznała.
- Dlaczego nie było cię wcześniej?.
- Nie wiem, nie wiem, co mam ci powiedzieć.
- Najlepiej wszystko, bo o niczym nie wiem, jestem jak dziecko we mgle.
- Przykro mi, że przypomniałam sobie o tobie dopiero teraz.
- I bardzo dobrze, naprawdę nie potrafię pojąć, jakim trzeba być człowiekiem, aby zapomnieć o swojej rodzinie, aby ukrywać prawdę!. - odpysknęła.
- Co chcesz ode mnie usłyszeć?, co?, że mi przykro?, że przepraszam?.
- W dupie to mam. - odpowiedziała bez emocji.
- Nie mów tak, kto wie, jak ty byś się zachowała w kryzysowej sytuacji...
- Ale co dla ciebie było kryzysową sytuacją?!, brak pieniędzy?, czy tylko to, że nie widziałaś nic, prócz czubka swojego nosa...
- Nie do końca. - protestowała, próbując się wybronić.
- W takim razie, jak ty byś zareagowała, gdyby do twoich drzwi przyszła kobieta, i powiedziała ci, że jest twoją, tutaj zaznaczam "zaginioną" siostrą?.
- Rozumiem twoje zachowanie, ale nie zrzucaj całej winy na mnie...
- Masz rację... winni są również rodzice, gdzie wspólne zdjęcia?, gdzie pamiątki?. Mam dziewiętnaście lat i o niczym nie wiem.
- To jak rodzice mogli zapomnieć o swojej córce?.
- Nie martw się, o mnie też zapomnieli, kompletnie o mnie nie dbają. - przyznała ze śmiechem na ustach.
- Mamy sobie na prawdę dużo do wyjaśnienia. - podebrała ją, przyciągając bliżej siebie.
- Nie bądź zła, ale ja na prawdę nie wiem, kiedy dam radę się do ciebie przekonać.
- Dam ci tyle czasu ile będziesz potrzebowała, o ile mi zaufasz.
- Z obdarowywaniem innych moim zaufaniem jest różnie, trzeba na prawdę sobie zasłużyć.
- Zrobię wszystko, na prawdę.
- Jesteś bardzo przekonywująca, szansę już ci dałam, nie zmarnuj tego. - pouczyła.
- Gdzie idziesz?. - spytała, widząc, że Gosia pakuje najpotrzebniejsze rzeczy do worka.
- Zapomnij, że będziesz mnie kontrolować, jak rodzice. - odfuknęła.
- No ale zostawiasz mnie tutaj samą?. - spytała zaskoczona.
- Jestem umówiona, wrócę za niedługo, a z resztą, wierzę ci...  - skinęła głową.

Parę minut wcześniej dostała wiadomość od Bartosza, pilnie chciał się z nią spotkać, zaniepokoiło ją to, bała się, że może chodzić o to, co wczoraj się wydarzyło. Chciała to jak najszybciej wyjaśnić, nie mogła czekać, to nie jej potulny charakter.

*********

 Tak więc ten... postanowiłam rozwinąć nowy wątek, aby jakoś to wszystko ożywić, czy dobrze?, jeszcze nie wiem, zobaczymy, co nam czas przyniesie :). Póki co, cieszcie się nowym wpisem :P.



sobota, 10 czerwca 2017

G: "Do pół godziny. Nad Zalewem".

Dziewczyna do ostatnich chwil wahała się, czy powinna do niego pojechać. To, co jej powiedział, zwaliło ją z nóg, nie wiedziała czego może się spodziewać i jak to spotkanie może się skończyć.

- Mam na ciebie poczekać?. - spytała, parkując auto.
- Eleni... powiedz mi, dlaczego tak teraz?.
- Co ja mam ci odpowiedzieć, jest księdzem. - wzruszyła ramionami.
- I dalej jest człowiekiem. - zapieczętowała, wychodząc z samochodu.

Bartek już czekał, siedział pod drzewem, pod tym samym, co wczoraj. Dłonie miał splecione w palcach, szeptał pod nosem jakąś formułkę, to chyba była modlitwa. Wszystko wyglądało jakby było zaplanowane, nie było nikogo wokół.
Podeszła bliżej, nie odzywając się ani słowem, przysiadła do niego, całe jej ciało wyrażało zdenerwowanie, natomiast on wydawał się oazą spokoju.

- Co mam księdzu powiedzieć?. - zaczęła niepewnie.
- Chciałbym się odkochać. Przepraszam, ale nie potrafię. - spojrzał na nią rozżalony.
- Eh... czuje się winna.
- Nie. - pokręcił głową.
- Chciałam mieć kogoś blisko siebie, ale najwidoczniej wymknęło się to spod kontroli.
- To ja nie powinienem ulegać temu uczuciu, co dzień się modliłem, odpierałem od siebie każdą myśl o tobie. Bezskutecznie.
- Nie miałam pojęcia, że ksiądz coś więcej...
- Tak Gosia, coś więcej. - przyznał.
- Nie wiem, czy mam za to przeprosić.
- Kiedy byłem diakonem, miłość stała u bram, odrzuciłem ją, za wszelką cenę chciałem być kapłanem... Teraz ona powraca, czego Bóg ode mnie chce?!.
- Proszę księdza, ale dlaczego mamy przepraszać za miłość?.
- Nie mam pojęcia, jaki plan ma dla mnie Bóg, czy on chcę abym był szczęśliwym, pełnowartościowym mężczyzną, czy tylko wystawia moje kapłaństwo na próbę.
- Więc może dajmy temu spokój.
- Już ci mówiłem, że nie będę wybierał, w życiu!.
- Co chce ksiądz przez to powiedzieć?.
- Teraz to ja ciebie potrzebuję. Bądź przy mnie, jak ja przy tobie.
- Przecież zawsze ma mnie ksiądz blisko siebie.
- Jesteś blisko, a jednak tak bardzo daleko, co się dzieje?.
- Patrząc na księdza, czuję wstyd. Wstyd przed Bogiem, on jest gniewny.
- Kocha nas.
- To dlaczego nie da nam kochać?, przede wszystkim księdzu.
- To jest właśnie jego plan. - tłumaczył.
- W takim razie, marny ten jego plan.
- Nie zaprzeczę.
- A ksiądz?, był z pewnością przystojnym młodzieńcem i czy na prawdę tacy powinni być kapłanami?.
- Nie wiadomo, kto poczuję powołanie. Brzydki, czy przystojny... chudy, czy gruby... i tak dalej.
- Ksiądz na prawdę miał powołanie, czy to było robione na siłę?. - spytała, oczekując od niego szczerej odpowiedzi.
- Znasz mnie już trochę, niczego nie robię wbrew sobie.
- A ja?.
- O co znów pytasz.
- Wobec tego, ja również nie jestem na siłę.
- Absolutnie!. Wystraszyłem cię wczoraj moimi słowami?.
- Nie wiedziałam jak to przyjąć.
- Możesz być pewna moich słów, jeśli nie, będę ci to powtarzał codziennie. Gosia... jesteś kobietą, którą kocham.

Gosia siedziała z podkurczonymi nogami, cały czas ślepo patrząc w Bartka, nie wiedziała, co ma odpowiedzieć, że go kocha?, tak po prostu?, przecież on już doskonale o tym wiedział.
Po pewnym czasie, z jej oczu popłynęła strużka łez, to nie była łza rozgoryczenia, strachu, bezradności.

- To przeze mnie?.
- Jest ksiądz obok, pierwszy raz tak blisko.
- Czyli nie jest ci przykro?.
- Może gdzieś w środku tak, ale maskuje to szczęście. Na prawdę jestem szczęśliwa.
- Niemożliwe. - uśmiechnął się na tę wieść, obcierając łzę z jej policzka.
- Nie wybaczyłabym sobie, gdybym teraz zwiała.
- Nie pozwoliłbym ci teraz zwiać...

Będąc na klęczkach, złapał dziewczynę za ramię, delikatnie przyszarpując ją do siebie.

- Drugi raz cię nie posłucham. - uśmiechnął się szyderczo, obcierając nosem, o jej ucho.
- Drugi raz nie odmówię. - zassała powietrze przez zęby.

Bartek w tamtym momencie chciał żyć chwilą, chciał być delikatny, ucałował ją w czoło, skroń, następnie w nosek. Spojrzał na jej w ręcz dziewicze usta, które nie były podkreślone żadną krwistą szminką. Były jakie były, male, spierzchnięte, mimo to tak bardzo ich pożądał.
Spojrzał głęboko w jej oczy, jak gdyby złodziej wdzierał się do jej duszy. Dziewczyna je przymrużyła i lekko co, rozchyliła wargi, poświadczając tym, chęć pocałunku.
Nie chciał już dłużej czekać, nie chciał więcej rozstrzygać wszystkich, za i przeciw. To nie był ten moment.
Mężczyzna wpił się w jej usta, jak dziki, pierwszy raz poczuł takie pożądanie, pożądanie chęci nieprzerwanego pocałunku.

- Nie zapomniał ksiądz, jak całować. - mruknęła, kręcąc głową w rozkoszy.
- Nigdy tak nie całowałem, bo nigdy tak nie pożądałem.
- Pożądanie?.
- Pożądam całego twojego ciała, całej ciebie. - mówił podniecony.
- Ale... - odsunęła się, patrząc w jego twarz.
- Nie zrobię niczego, wobec twojej woli. Nie chcę ci zrobić krzywdy. - zarzekał.
- Nie wiem, dlaczego mam wobec księdza takie zastrzeżenia.
- Boisz się mężczyzn, po tym, co jakiś czas cię spotkało... - nawiązał do sytuacji, która miała miejsce nie tak dawno temu, w parku.
- Gdyby ksiądz się tam nie pojawił, nie wiem jak by się to skończyło. - dziękowała w duchu.
- A ja głupi jeszcze na ciebie nakrzyczałem.
- To były emocje. - starała się uspawiedliwić.
- Myślałem, że go rozszarpię.
- Dobrze, że to wszystko już się skończyło. - odetchnęła.
- Widujesz go jeszcze?.
- Staram się go unikać, jest obleśny.
- Nie myśl już o nim. - uspokoił, tuląc jej głowę, do swego ramienia.
- I co zrobimy z tym fantem?.
- Możesz być pewna, że nie przestanę cię kochać.
- Kocham księdza za to poczucie humoru. - dogryzła mu.
- Myślisz, że ja żartuję?. - zaśmiał się, wyczuwając prowokację ze strony dziewczyny.
- Z księdza jest taki śmieszek, to kto tam wie...
- Ty spójrz dziewczyno na siebie. - prychnął.
- Niech ksiądz się na mnie nie boczyyy. - uwiesiła się mu na szyję.
- Nabrałaś się, wariatko. - wyszczerzył zęby.
- Po księdzu można się wszystkiego spodziewać. - przekręciła głowę, przyglądając się mu uważnie.

Niespodziewanie i równie gwałtownie ją podniósł i oparł na swojej miednicy.

- Widzisz?, nieprzewidywalny jestem. - uniósł brew, zasysając jej dolną wargę.

Dziewczyna nie chciała tego przerywać, wsunęła palce, w jego gęste włosy, bawiła się nimi, raz, to raz pociągała delikatnie, pojedyncze kosmyki włosów.

- Podoba ci się złośnico...
- Dlaczego tak brzydko ksiądz do mnie mówi?.
- Bo jesteś moją małą złośnicą. - spuścił ją na dół, cały czas asekurując jej ciało.
- Chciałabym w końcu poznać księdza. - zamyśliła.
- O czym mówisz?, znasz mnie.
- Myślę, że nie do końca... coś ksiądz skrywa, nie tylko przede mną.
- Może kiedyś uda ci się odkryć prawdę, Shermlocku.
- Watsonie?. - wyciągnęła w jego kierunku dłoń, chcąc iść z nim pod rękę.

Oboje postanowili, że powolutku będą wracać, im dalej od zalewu i im bliżej miasteczka byli, tym więcej ludzi napodkiwali po drodze. Kapłan postanowił, że mimo wszystko nie puści jej ręki, kiedy obok kogoś przechodzili, on dodatkowo mocniej ściskał jej łapkę, aby ta pod wpływem chwili, mu się nie wyrwała.

- Zwariował ksiądz do końca. - zwróciła się do niego w końcu.
- Mówiłem ci, że jestem nieprzewidywalny. - spojrzał na nią kątem oka.

********

Chyba już za dużo się wydarzyło jak na jeden wpis, łapajcie!. Pozdrawiam cieplusio. ^^










wtorek, 6 czerwca 2017

- Ale proszę, niech ksiądz nie robi niczego, co będzie potem żałował.
- Mam żałować?, czego?, ciebie?. W życiu!. - parsknął.
- Ksiądz się oburza, ale ja mówię całkiem serio.
- To może ty żałujesz, że mnie poznałaś, co?. - załapał ją za słowo.
- Zwariował ksiądz?!.
- I teraz powinnaś zrozumieć moją reakcję. Na prawdę czuję, że jesteś częścią mnie.
- Ale serce księdza nie należy do mnie.
- O czym mówisz?, jak to.
- Normalnie, mam tylko i wyłącznie księdza sympatię.
- Zapewniam cię, że dużo więcej. Ty masz moje serce, jesteś w nim.
- Nie wierze. - zachichotała, bujając się na piętach.
- Cwaniara...
- Może po prostu sprytna?.
- Nie, cwaniara. - uśmiechnął się szeroko, patrząc w rozpromienioną twarz dziewczyny.
- Jak ksiądz myśli, kiedy o kimś miło śnimy... - zaczęła niepewnie.
- ...kochamy. - dopowiedział.
- Co?. - spytała niezrozumiale.
- Śniłem i dalej, śnię o tobie.
- Więc, co to znaczy?. - spytała ciekawa.
- Że kochamy. - stwierdził.
- Że potrafimy kochać. - poprawiła
- Nie Gosia, że kochamy... siebie.
- Ale ja nie chce... nie chce kochać.
- Jak to?, nie mów mi takich rzeczy, błagam.
- Za wiele na dzisiaj, muszę ochłonąć.
- Nie zostawiaj mnie teraz. - mówił lekko spanikowany.
- Nie zostawię księdza, nigdy. Spotkamy się niebawem... przepraszam.

Przytulając się, musnęła jego policzek. Bartek wyczuł niepokój dziewczyny, obawiał się o nią. Zaskoczył ją tym, co powiedział, czy on właśnie wyznał jej miłość?. Czy przyznał, że potrafi kochać i tą kochaną osobą jest właśnie Gosia?, trudno było w to uwierzyć, nie takiego Bartka poznała. On był pełen zasad, wstrzemięźliwy, stanowczy, a teraz się buntuje, dla niej?.
Jeśli odmówi, skrzywdzi go, jak również skłamie przeciw samej sobie.
Wracając w pośpiechu do domu, wpadła na Elenę, zobaczywszy ją, rozpłakała się.

- Ej Gosia, co jest?. - podeszła bliżej, obejmując przyjaciółkę.
- Daj mi spokój... - wyrwała się.
- Ale nie!, czekaj!. - upuściła torbę z zakupami, biegnąc za nią.
- Czemu ryczysz?, co się stało!.
- Bartek... - wychlipała, przez łzy.
- Jezuuus, co on ci zrobił?. - spytała, obawiając się najgorszego.
- Nie wiem, on tam chyba dalej jest.
- Ale gdzie?, mów jaśniej.

Elena cały czas próbowała uspokoić dziewczynę i wyciągnąć od niej jakąkolwiek informacje.

- Gosia!, uspokój się, mam tam iść?.
- Nie, proszę, nie idź, on nic złego nie zrobił. - tłumaczyła niewyraźnie.
- To dlaczego płaczesz?... no nie, wyciągnę to od niego. - powiedziała stanowczo, idąc w przeciwną stronę.
- Nie!, czekaj. On po prostu...
- No mów w końcu.
- On mi chyba wyznał miłość.
- Co ty gadasz?. - spojrzała na nią kpiąco.
- Do cholery!, powiedział, że mnie kocha.
- To czemu płaczesz, cały czas płaczesz.
- Bo ja tego nie chcę, nie chcę, on będzie cierpiał.
- Póki co, sama cierpisz.
- Dlaczego on mi to powiedział?.
- A kto go tam wie?.
- Siedzieliśmy nad zalewem...
- Tam?!. Jeny, ochłoń, zadzwoń do niego, spotkajcie się!.
- Zwariowałaś?.
- Co ma się stać, to się stanie. Auto niedaleko, chodź!.
- Ty na prawdę zwariowałaś, nigdzie nie idę!. - opierała się.
- Zaufaj mi. - uśmiechnęła się miło, przekonując tym przyjaciółkę.

********

Krótkie, wiem... ale nie chciałam was zostawiać bez niczego :). Musicie być cierpliwe.

niedziela, 28 maja 2017

Gosia nie potrafiła wysiedzieć na lekcjach, miała ochotę natychmiast spotkać się z Bartkiem, przez co była mega niespokojna. Nie mogąc usiedzieć do 16:15, zerwała się z ostatniej lekcji, nic z resztą nie tracąc, bo to tylko godzina wychowawcza.

- Ej!, idziesz do domu?. - przed wyjściem, złapała ją Elena.
- No nie całkiem do domu. - wyszczerzyła się.
- Gosia, widzę jak ci się mordka śmieje... gdzie?.
- Przecież nie będę siedzieć.
- Jednej godziny nie usiedzisz?, mów gdzie leziesz.
- Pod szpital. - wyjaśniła krótko.
- A tam po co?, przecież Ba... aaa, dobra, dobra.
- Tak więc no, cześć. - klepnęła przyjaciółkę w ramie, wychodząc w pośpiechu ze szkoły.

Dziewczyna miała cichą nadzieje, że Bartek jest jeszcze w szpitalu, nie chciała mu pisać, to miała być niespodzianka, nie ważne ile miałaby stać, jak głupia przed budynkiem.

- Ym... dzień dobry. - zaczepiła, stojącego pod wiatą lekarza.
- Dzień dobry, coś się stało?. - spojrzał na nią z ukosa.
- Nie, ja tylko chciałabym spytać...
- No?. - spytał, odpalając papierosa.
- Przychodzi tu taki ksiądz i...
- Ksiądz?, szukasz księdza?, ale czemu?. - zaciągnął się, wypuszczając dym prosto na dziewczynę.

Gośka myślała, że zaraz eksploduje, nie dość, że cały czas wchodził jej w zdanie, to jeszcze okapcał ją tym śmierdzącym dymem.

- Tak więc ten... - machała ręką przed twarzą, aby rozproszyć dym.
- Tam ktoś idzie, to on?. - wskazał ręką na wychodzącego przez obrotowe drzwi, postawnego, wysokiego mężczyznę.
- On... - wyszeptała, uśmiechając się.
- No to fajnie, że mogłem pomóc, cześć. - zadeptał, tlący się tytoń, wracając do budynku.

Ruszyła w jego stronę, gapciuch patrzył we wszystkie strony, tylko nie przed siebie.

- Widzi mnie ksiądz, czy ksiądz mnie nie widzi?.
- Gosia!, witaj, co tu robisz?. - pytał, nie dowierzając kto przed nim stoi.
- Czekam na księdza, niespodzianka.
- Długo czekasz?.
- Nawet nie, pytałam tamtego lekarzynę, strasznie gburowaty. - machnęła znacząco głową, w jego kierunku.
- Gosia... - upomniał ją.
- No co?, nie jest ksiądz szczęśliwy?.
- Jestem i to bardzo, jak mam ci to okazać?. - uśmiechnął się miło.
- Eh, kiedy zaczynam?. - spojrzała w stronę szpitala.
- Jesteś gotowa, na prawdę?.
- Ksiądz zawsze musi się upewniać... pewnie!. - oznajmiła żywo.
- Powiedz mi jeszcze, zerwałaś się z lekcji?. - spojrzał przenikliwie.
- No tak, chciałam tu przyjść, do księdza.
- Rozumiem, ale nie robi się tak.
- Nic nie tracę. - skinęła.
- Szalona jesteś. - zaśmiał się, pociągając ją za rękę.

Gośka w biurze wypisała wszystkie mniej i bardziej ważne papiery, dotyczące jej wolątariatu.

- Jest pani gotowa?. - spytał Piotr, przyjaciel kapłana.
- Na miano pani, trzeba sobie zasłużyć. - zaśmiała się składając ostatnie podpisy.
- W takim razie, Piotr. - przedstawił się, wyciągając rękę.
- Małgorzaaa... albo Gośka, po prostu. Jak wolisz.

Piotr spojrzał kątem oka na Bartka, było widać, że nie podoba mu się to, czuł w jego wyrazie twarzy, jakąś potworną zazdrość.

- Bartku, wspaniała kobieta, gdzieś ty ją znalazł?, ma serce na dłoni!. - komplementował zachwycony.
- Poznaliśmy się przez przypadek, prawda Małgorzato?.
- Niech ksiądz tak do mnie nie mówi, nie lubię tego. - splotła ręce na piersi.
- Oj, no nie bocz się... - podszedł do niej, obijając się ramieniem.
- Pięknie, jeszcze tutaj. - wskazał miejsce na ostateczny podpis.

Dziewczyna chwyciła po czarny długopis, pochyliła się nad arkuszem papieru, przez ramie spojrzała w stronę Bartka, patrzył na nią z podziwem. Złapał ją za rękę, delikatnie ściskając, sygnalizował jej tym, że cały czas z nią jest. Nie uszło to uwadze Piotra, mimo to, przymknął na to oko.
Spawa nie kończyła się tylko na tym, czekała ją jeszcze rozmowa z panią psycholog, tego obawiała się najbardziej. Przecież jest bardzo krucha, a mimo to, chce pomagać.

- Boję się... - przed wejściem do gabinetu, zwróciła się do Bartka.
- Ale czego?, to będzie zwykła rozmowa. - uspokajał.
- Zwykła rozmowa?, wybuchnę płaczem i pozamiatane.
- Będzie ok, zobaczysz.
- Z resztą, ona wyczuje moje zdenerwowanie.
- Pani Ania, to w porządku kobieta, wstawiłem się za tobą.
- Aha, czyli ona wie, że my ten?...
- Wie, że jesteś ze mną. - speszył się, czując dwuznaczność tego, co powiedział.
- Razem, to razem. Idę... - oznajmiła, pociągając za klamkę.

Bartek spacerował w to i z powrotem, każda minuta ciągnęła się niewyobrażalnie długo, nigdy jeszcze czegoś takiego nie doświadczył. Siadał, przeglądał telefon, znowu wstawał, spacerował.
Po pół godzinie w końcu uchyliły się drzwi gabinetu, ich skrzyp, zerwał Bartka na proste nogi.

- Już?. - zajrzał do środka, wychylając tylko głowę.
- Tak, już. - oznajmiła pani psycholog, porządkując teczki.
- To, co?, idziemy. Do zobaczenia. - pożegnał się, przepuszczając dziewczynę w drzwiach.
- Co ma ksiądz taką minę?. - spytała, widząc, że ten nie odrywa od niej wzroku.
- Co się tam działo?, jesteś jakaś taka zmieszana. - stwierdził, podając jej plecak.
- Zmieszana?.
- Tak.
- Nie znam jej, a powiedziałam jej wszystko o swoim życiu, dlaczego?.
- No wiesz, czasem łatwiej jest wyżalić się obcej osobie, niż komuś bliższemu. - tłumaczył spokojnie.
- Ksiądz też tak ma?. - spytała ciekawa.
- Nie, jest Bóg. - odpowiedział krótko.
- Ale Bóg, to ktoś obcy.
- Obcy?, nie, jest nam bardzo bliski.
- Chyba tylko księdzu. - powiedziała ironicznie.
- Druga osoba, może nas odrzucić, Bóg nigdy tego nie zrobi. Na prawdę.
- To dlatego jest ksiądz, tym, kim jest?.
- Co masz na myśli?.
- No bał się ksiądz odrzucenia i dlatego postanowił oddać się Bogu?.
- On miał dla mnie plan od samego początku, w drodze do kapłaństwa, nigdy się nie zawahałem.
- A teraz?, waha się ksiądz?.
- Gosia, jestem kapłanem pięć lat, nie wiem, co będzie za kolejne pięć, dziesięć i tak dalej.
- Ksiądz chyba nie chce mi szczerze odpowiedzieć. - podsumowała, nie odzywając się już więcej.
- Nie każ mi wybierać, proszę.
- Wybierać?, ale czego?. - spytała, nie rozumiejąc tego, co powiedział.
- Czuję, że jesteś zła dlatego, bo jestem księdzem. - zatrzymał się, obracając się frontem do dziewczyny.
- Nie, jestem zła dlatego, że nie może ksiądz kochać.
- Mogę, Bóg jest we mnie, w tobie, w każdym widzę Boga, którego kocham.
- Właśnie... kocha ksiądz Boga, nie człowieka.
- Dlaczego taka jesteś?.
- Taka, czyli jaka?, nie podoba się księdzu to, co mówię i tyle.
- Chcesz być blisko mnie, czuję to, więc...
- Więc?. To jest niewykonalne.

Bartek na te słowa spuścił głowę, Gośka w porę zorientowała się, że przegięła, miała trudny charakter, on doskonale o tym wiedział, mimo to, nie raz bolały go słowa, które uderzały w niego jak kamienie.

- Nie powinnam tak mówić. - przyznała, trącając jego dłoń.

Przez cały czas patrzyła w twarz mężczyzny, która nie wyrażała złości, a zawód i smutek.

- Odezwie się ksiądz do mnie?.
- Chciałbym stąd odejść, ale nie potrafię cię zostawić. Chciałbym cię ucałować... ale tego również nie potrafię. Jestem szczęśliwy przy tobie, tylko przy tobie, dajesz mi takiego niewyobrażalnego powera. Kiedy zrozumiesz, że jesteś dla mnie ważna?!. - wylał z siebie jednym tchem.
- Wczoraj, po tym, co się wydarzyło... to było niesamowite. Zrozumiałam. Lecz boli mnie to, że nie mogę mieć księdza dla siebie. - wyjaśniła, patrząc na niego błagalnie.
- Cały czas masz mnie dla siebie. - odparł.
- Nie chcę już zaprzeczać, nie chcę po raz kolejny mówić księdzu "nie".
- To nie mów. - pokręcił głową, robiąc spory krok w stronę dziewczyny.