sobota, 22 kwietnia 2017

Dziewczynę obudziło pukanie do drzwi, nie miała żadnych zaplanowanych wizyt, przyszło jej na myśl, że mogą być to Jehowi, a ona w piżamie, więc nic nie przekonywało jej na tyle, aby wstać i otworzyć drzwi, odwróciła się na bok i głowę zakryła poduszką, ale pukanie się nasilało.

- Kuźwa no!, zaraz... - zdenerwowana wstała i po bosaku udała się do drzwi.

Nawet nie spoglądając przez kuklok, gwałtownie przekręciła zamek i zamaszyście otworzyła drzwi.

- Jesteś zdenerwowana?. - Gosi opadła szczęka.
- A ksiądz co tu robi?. - spytała zaskoczona.
- Nie będę czekał, aż mnie zaprosisz do środka. - wszedł pewnie, zatrzaskując za sobą drzwi.
- Mógł mi ksiądz napisać, zadzwonić, cokolwiek...
- A po co?, chciałem, abyś miała niespodziankę, czy to źle?. - podsunął się bliżej niej.
- Nie no, absolutnie. - zaprzeczyła, rumieniąc się.
- O widzisz i takie odpowiedzi lubię, musiałem przyjść.
- To znaczy?. - wystawiła na niego oczy.
- Bo jeśli teraz czegoś nie zrobię... - pokręcił głową podnosząc jej podbródek.
- ...to już nie będzie takiej okazji. - spojrzał na nią, całując kącik jej ust.

Dziewczyna przymrużyła oczy, po tak subtelnym pocałunku odsunął się nieco, nieprzerwanie patrząc w jej rozszerzone do maksimum źrenice.
Ten jakby się wydawało dziewiczy pocałunek przerwał dzwoniący telefon.

- Hej, już?, wszystko w porządku?, telefon ci dzwoni. - szepnął dziewczynie, która jeszcze nie potrafiła się pozbierać po tym, co przed chwilą się wydarzyło.
- Tak, wszystko w porządku. - uśmiechnęła się, oblizując usta.
- To idź po niego...

Gosia niechętnie weszła do pokoju po telefon, który z minuty na minutę wył coraz głośniej, podniosła telefon, ale na ekranie wyświetlał się numer zastrzeżony, próbowała nieudolnie odebrać, przeciągnąć to zielone, migające kółeczko na wyświetlaczu, ale bezskutecznie, zdenerwowana niepowodzeniem z powrotem wyszła do przedpokoju, ale Bartka już tam nie było, zostawił otworzone na oścież drzwi, które dziewczyna musiała po nim zamknąć, coś jej tu nie pasowało, zbliżając się do drzwi, poczuła mocny, zimny powiew wiatru, który z hukiem zatrzasnął drzwi. Przestraszyło ją to na tyle, że z walącym jak młot sercem zerwała się z łóżka na równe nogi.

- Boże... to był sen... cholerny sen. - powtarzała sama do siebie.

Na łóżko usiadła z lekką nutką rozczarowania, z czasem zaczęła się z tego śmiać, sen piękny, ale czy będzie miał przełożenie w przyszłości? - zadawała sobie pytanie.
Spojrzała na zegar, na przeciw jej łóżka, dochodziła piętnasta, sięgnęła po telefon, nie było żadnego powiadomienia od Bartka, tym samym oznaczało to, że popołudnie ma wolne.

G: "Nie mam planów na dzisiaj, jedziemy popływać?." - napisała do Eleny.
E: "No w końcu!, popakuję się i przyjdę po ciebie, oki?."
G: "Dobra, czekam."

Dziewczyna w międzyczasie spakowała do dużej szarej torby, ręczniki, olejek do opalania, i zimną wodę, którą przed momentem wyciągnęła z zamrażalnika. Nim się obróciła, u jej drzwi stała już Elena.

- Wejdź. - zaprosiła ją, otwierając przed nią drzwi na oścież.
- To ty jeszcze nie gotowa?.
- Chwilkę, raczej przebiorę się tu, co nie?.
- Tak, tam nie bardzo jest się gdzie przebrać.
- To daj mi pięć minutek.

W czasie kiedy Gosia się przebierała, Elena zgarnęła jej torbę i udała się do samochodu.

- To co, już?.
- Tak, jedziemy. - wsiadła do samochodu, zapinając pas.

Dziewczyny po dziesięciu minutach były na miejscu, rozłożyły koc na którym porozkładały jedzenie, oraz ręczniki, na których to same się położyły.

- Napijesz się?. - Elena z plecaka, który cały czas trzymała przy sobie, wyciągnęła piwo.
- Ty chcesz pić?, przecież jesteś autem.
- Auto można zostawić... wrócę po nie.
- No co ty gadasz.
- To pijesz, czy nie?,
- Ale po jednym... - postawiła warunek.
- Jak chcesz, ok...
- Nie chce doprowadzić do tragedii.
- Spoko, ewentualnie wrócimy Uberem. - zaśmiała się, otwierając piwo.
- Tylko nie namawiaj mnie na więcej.
- Spokojnie, słoneczko jeszcze fajnie grzeje, więc wyciągnij się i opalaj ciałko. - rzuciła w jej stronę olejek do opalania.

Dziewczyny dobrze się bawiąc straciły rachubę czasu, kiedy zrobiło się chłodniej zarzuciły na siebie polary. Siedząc na plaży wpatrywały się w zachodzące słońce, jedząc przy tym bułeczki maślane, które zapijały kolejnymi piwami.

- Robi się ciemno wracamy?.
- Nie za dużo wypiłyśmy, aby wracać autem?. - zwróciła uwagę przyjaciółce.
- No coś ty... a chcesz wracać na piechotę, teraz?.
- W sumie...
- Nie myśl tyle, chodź. Nie pojedziemy główną drogą, to i nic się nikomu nie stanie.
- Ale zostajesz u mnie.
- Znowu?.
- A chcesz w takim stanie wracać do domu?.
- Ej, moi rodzice już nie jedno widzieli.
- Dobra, dobra. Zostajesz.
- Zbieraj swoje rzeczy i jedziemy.
- Myślisz, że dobrze robimy?.
- Nie wiem. - odpowiedziała w prost.
- Tylko jedź ostrożnie, proszę.
- No spokojnie, pojedziemy bezdrożami, będzie oki.

Tak jak obie postanowiły, tak i zrobiły, jedna czuwała nad drugą, przecież nie o to chodziło, aby spowodować wypadek. Poprzez zmianę trasy ich powrót do domu, wydłużył się o piętnaście minut. Będąc już w pobliżu osiedla, z jednego z domów wyjeżdżało auto, Elena chcąc uniknąć kolizji, gwałtownie zjechała na pobocze, przez co wpakowała się na słup.

- Widziałaś go?!.
- Uspokój się, mówiłam ci abyś uważała.
- Jest ci coś?. - spytała, zapalając lampkę w aucie.
- No patrz, bądź z siebie dumna...
- Jezu, rozcięłaś sobie łuk brwiowy?!.
- Nie wiem, ale piecze.
- Masz i uciskaj. - podała jej ręczniczek zmoczony wodą.
- Powiem ci, że się spisałaś.
- Przepraszam cię skarbie...
- Ustępuje, czyli będę żyć. - uśmiechnęła się, rozładowując napięcie.
- Matko, Bogu dzięki. - odsapnęła.
- Odstaw auto na ten parking, jutro po niego wrócisz...

Na szczęście i auto nie ucierpiało zanadto, zderzak był stłuczony, a na masce parę rys. Elena z bagażnika zabrała plecaki i trzymając Gośkę pod rękę, udały się prostą drogą do domu.

- Jest ktoś u ciebie?.
- Ciemno, to chyba nie, a gdyby nawet, to co?. - wzruszyła ramionami.
- Wyczują  i będzie nieprzyjemnie. - zagrymasiła.
- Spokojnie, damy radę.

W całym domu panowała grobowa cisza, a wszystkie światła były zagaszone.

- O widzisz, kartka... - wskazała na stół w salonie.
- Czytaj.
- "Byłem potrzebny w firmie, wybacz mi..." bla, bla, bla... czyli nic nowego. - uśmiechnęła się ironicznie.
- To co robimy?.
- Nie wiem, oczyszczę ranę, założę jakiś opatrunek.
- Pomogę ci, gdzie masz apteczkę?.
- Ostatnia szuflada od prawej. Wyciągnij gazę i codofix.
- Boli?.
- A nawet szczypie. - uśmiechnęła się do przyjaciółki.
- Pomóc ci jeszcze jakoś?. - spytała zatroskana.
- Weź do pokoju wodę, może się jutro przydać.










poniedziałek, 17 kwietnia 2017

Dziewczyny oglądały Dr. Haus'a, obie uwielbiały tego wariata, Gośka trzymała głowę opartą na ramieniu przyjaciółki, obok leżał telefon, na którym cały czas leżała jej ręka, aż się wzdrygnęła, kiedy lekko po dwudziestej-pierwszej telefon za wibrował, oznajmiając o sms'ie. Elena nie odwracając głowy, kątem oka obserwowała zachowanie Gosi.

B: "Wybacz, że tak późno, dopiero teraz jestem wolny."
G: "Niech ksiądz nie rzuca słów na wiatr."
B: "Ale o co chodzi, bo nie rozumiem."
G: "To ja prosiłam księdza o wybaczenie, dzięki czemu poznałam powagę tych słów."
B: "Masz rację, nie wolno ich rzucać na lewo i prawo."
G: "Trochę poczekałam, ale moja cierpliwość została wynagrodzona. :>"
B: "Obiecałem ci to :). Prawdę mówiąc również zachowałem się nie fair w stosunku do ciebie."
G: "To znaczy?."
B: "Nie powiedziałem ci prawdy, dlaczego wyjechałem, pozostawiłem cię samej sobie."
G: "Nic złego się nie stało, porozmawiamy kiedy wszyscy ochłoną, co ksiądz na to?."
B: "Tak, dajmy na razie temu spokój."
B: "Masz dobrych ludzi wokół siebie."
G: "Co chce ksiądz przez to powiedzieć?."
B: "Podczas dzisiejszego pogrzebu, byliście jak jeden mąż."
G: "Aa, o tym ksiądz mówi. No tak, w pewnym sensie sytuacja tego wymagała."
B: "Znałaś tą dziewczynę, prawda?."
G: "Trudno było jej nie znać, chodziła ze mną do klasy..."
B: "Również ją kojarzyłem, sympatyczna dziewczyna."
G: "Jestem wściekła sama na siebie."
B: "A to dlaczego?."
G: "Nie była doceniana, była tym słabym ogniwem w klasie, a ja nie zrobiłam nic, nigdy nie stanęłam w jej obronie, czuję się teraz z tym źle."
B: "Każdy z nas ma i te złe cechy, to jak blokada, w ręcz boimy się do nich przyznać, bo to nasz słaby punkt."
G: "Ale żeby aż tak?."
B: "Pomódl się w jej intencji, a wszystko będzie dobrze, zobaczysz."

- Zostawisz w reszcie ten telefon?. - zniecierpliwiona przerwała Gośce.
- Hm?. - spojrzała na nią, nie wiedząc o co chodzi.
- Pytam, co ty robisz... oglądasz?, piszesz?.
- Nie no, oglądam, oglądam.
- Z kim tam romansujesz?. - spytała, ściszając reklamy.
- No, tak se.
- Co?, masz odpowiedzi w ręcz z dupy, pytałam z kim piszesz. 
- No wiesz. - odpowiedziała krótko.
- Pokaaż!. - zaśmiała się, wyrywając jej telefon z rąk.
- Coś ty ogłupiała?.
- Ale czemu?. Bartek... no i co tu kryć. - wzruszyła ramionami oddając przyjaciółce telefon.
- Nie robi się tak. - wystawiła jej język.
- Moje zdanie znasz, a co ty z tym zrobisz, to już twoje, wiesz...
- Zostajesz na noc?.
- No nie wiem, mimo, że go tu nie ma, to czuje się jak piąte koło u wozu.
- Oj, już się nie drocz, zostań!. - przekonywała sceptycznie nastawioną przyjaciółkę.
- Zostanę, bo będziesz się bała, małolato. 
- To chodź, dam ci piżamkę. - zaśmiała się, uciekając przed goniącą ją przyjaciółką.
- Ty mi dasz piżamkę, ale to ja w ostateczności będę cię musiała ululać do snu. - droczyły się.
- No, no!, uważaj, jeszcze się zobaczy, kto pierwszy padnie.

Dziewczyny żyły ze sobą, jak dwie rodzone siostry, zawsze się wspierały, nigdy jedna drugiej nie pozwoliła zrobić krzywdy.
Następnego dnia pierwsza obudziła się Elena, widząc, że Gosia jeszcze śpi, zebrała się i po cichu przeszła do kuchni, sprawdzić, czy jest coś na śniadanie.

- Robisz jeść?!. - usłyszała z pokoju.
- No, a coo?!.
- Może przestaniemy drzeć japę. - weszła do kuchni, drapiąc się po głowie.
- Chcesz coś?.
- A jak już robisz, to czemu nie. - oparła się o blat.
- To co chcesz?.
- Płatki z mlekiem. - uśmiechnęła się.
- Gdzie są?. - spytała szperając po pułkach.
- Druga szafka od okapu. - wskazała.
- Corn Flakes?.
- No innych tam nie ma.
- W sumie, też skorzystam. - wsypała sporo płatków do miski, zalewając je mlekiem.
- Pycha.
- Płatki jak płatki. - zaśmiała się.
- Chciałam cię pochwalić, za twój kunszt kulinarny. - dogryzała.
- Widzisz się dzisiaj z kimś?.
- To znaczy?.
- No wiesz o kim mówię...
- A mnie o to pytasz?.
- Twój telefon aż świszczał od wymienianych z nim sms'ów.
- Czytałaś?!.
- Nie no, co tyy. Było widać po tobie.
- Nie wiem, może i by znalazł czas.
- Co?, dla ciebie nie znajdzie?.
- I tak może być, nie będę nad tym ubolewać.
- Tylko podkulisz ogon, cała ty.
- Przestań mnie hejtować.
- No już dobraaa... ale weź się za siebie. - podsumowała, dojadając płatki.
- Zapowiada się fajna pogoda. - Gosia spojrzała przez okno, uchylając je.
- To prawda, więc może jeśli książę cię nie wyrwie, pójdziemy nad zalew?. - zaproponowała.
- Dobry pomysł.
- Oki, ja jeszcze muszę pojawić się w domu, gdyby coś, to pisz.
- Jasne, pa.
- Pa, pa, dzięki za śniadanko!. - żegnając się, zarzuciła bluzę i wyszła.

Gośka po wyjściu przyjaciółki nie wiedziała, co ze sobą zrobić, wyciągnęła pierwszą lepszą książkę z pułki, ale po kilku kartkach jej się znudziła. Odpaliła laptopa, leżąc na łóżku przeglądała jego zdjęcia ze strony parafialnej, z tyłu głowy miła to, że mimo swojego wieku, zachowuje się jak sfiksowana, napalona nastolatka, ale jak miała reagować, kiedy to widziała w nim same dobre cechy, było w ręcz niemożliwe wybicie sobie go z głowy. Słysząc otwierające się drzwi, szybko zamknęła stronę, zostawiła tylko tą, z odpalonym Youtubem.

- Heej, co robisz?. - dobiegł z przedpokoju głos jej ojca.
- Niic, niedawno wstałam.
- Niedawno wstałaś?. - spytał, rozbierając marynarkę.
- No, a ty co?.
- Wracam z pracy. - odsapnął.
- Mhm, no ok.
- Jedziesz ze mną do sklepu?.
- Nie wiem... nie chce mi się, chyba się jeszcze położę.
- Ale jak to?, mówiłaś, że przed chwilą wstałaś.
- No tak, ale źle się czuje.
- To może lepiej siedź w domu.
- Prześpię się i powinno być lepiej.
- Skoro tak uważasz... kupić ci coś?. - spytał jeszcze przed wyjściem.
- Jak uważasz. - odpowiedziała obojętnie idąc w stronę pokoju.

Dziewczyna upiła łyk wody z butelki i luźno położyła się na łóżku podkurczając jedną nogę, bezmyślnie gapiła się w biały sufit, przymknęła oczy i w chwile potem ze znużenia usnęła.

*******

Trzymajcie!, nie będę wam żydzić kolejnego wpisu, skoro tak licznie mnie odwiedzacie :).

środa, 12 kwietnia 2017

Podczas mszy oboje unikali sytuacji, w której jeden na drugiego byłby ślepo zapatrzony, Gośka patrząc na niego czuła przeszywający ją wstyd, sama jednak nie znając dokładniej przyczyny. Bała się przejścia na cmentarz, bala się tego, co może nadejść potem. Bartek był uczuciowym mężczyzną, nie mógł być obojętny na cierpienie, które właśnie w tym momencie przeżywała Gosia.
Dziewczyny wspierały się jak tylko mogły, nie tyle słownie ile patrząc, jedna drugą przygarniała pod swoje skrzydła. Podchodząc pod bramę cmentarza Gośka zwolniła kroku, nie chciała być w zasięgu wzroku Bartka i to jej się udało, stała schowana w tłumie, nie różniła się niczym od innych.

- Wystarczy tego... idziesz?. - zwróciła się szeptem do przyjaciółki.
- Już?, przecież się jeszcze nie skończyło. - Elena odparła, zaskoczona.
- Nie mogę, z resztą no wiesz...
- Widzę jak patrzysz w jego stronę.
- I co z tego?. - spytała arogancko.
- Ty go na prawdę potrzebujesz.
- Może i tak. - odpowiedziała obojętnie, wzruszając ramionami.
- Gośka, kogo ty oszukujesz?, mam zostać z tobą?.
- Ale ja nie mogę, nie dam rady, nie miałam z nim kontaktu, a teraz mam paść mu w ramiona?.
- Jeśli jesteś twarda, to zamkniesz temat w dwóch zdaniach i tyle.
- Świrnięta jesteś, sama wiesz, że nie...
- Powodzenia. - przytuliła przyjaciółkę, odchodząc od niej.
- Ejj!, zostawiasz mnie tu?.
- Trzeba cię wyrzucić na głęboką wodę, na razie. - tego zupełnie się nie spodziewała.

W ciągu dziesięciu minut, cmentarz opustoszał, dziewczyna w panice szukała w tłumie wychodzących Bartka, nie mogła go znaleźć, kamień spadł z jej serca, kiedy spostrzegła go idącego alejką cmentarza, wychodził ostatni. Do piersi miał przyłożony brewiarz, przechodząc przez furtkę, o którą była oparta pewnie Gośka, spuścił wzrok.

- Szczęść Boże. - przywitała się.
- Szczęść Boże. - odpowiedział obojętnie idąc dalej.
- Już mnie ksiądz nie zna?. - Bartek przystanął, obrócił się i podszedł do dziewczyny.
- Dlaczego oskarżasz mnie o nie pamięć?.
- Może ksiądz być na mnie zły, ale nie miałam złych intencji. - zaczęła tłumaczyć.
- Nie tłumacz już, bo znów zaczniesz się plątać w swoich kłamstewkach.
- Co?, kiedy ja księdza okłamałam?. - spytała oburzona.
- Uspokój się, nie jest naturalne twoje zachowanie.
- Tak, ma ksiądz cholerną rację, cały czas próbuję ukryć, to, co w ręcz gotuje się we mnie.
- Mówię ci, uspokój się... nie widzisz, że tu są ludzie?.
- Co znowu?, dla księdza ważniejsza jest opinia ludzi, niż...
- Niż co?.
- Znowu wychodzi na to, że to moja wina?.
- Nie mi to oceniać.
- Niech mi ksiądz powie prawdę.
- Dlaczego wbijasz mi nóż w plecy?.
- Co chce ksiądz przez to powiedzieć, myśli ksiądz, że mnie nie bolała ta rozłąka?, myli się ksiądz, cierpiałam, tęskniłam.
- A teraz?.
- Teraz nie wiem, jak wobec księdza mam się zachować. - skrzywiła się.
- Bądź sobą, tylko tyle od ciebie chcę.
- Wybaczy mi to ksiądz?.
- Widząc cię na mszy, z marszu ci wybaczyłem, ale nie kłuć się więcej ze mną, dobrze?.
- Zaskakuje mnie to, ile ma ksiądz w sobie miłości.
- Od ciebie również tego oczekuje, nie bój się mi zaufać, na prawdę.
- Rozumiem. - podeszła do niego bliżej.
- Gosia, nie rób tak... nie tutaj. - przełknął ślinę.
- Nie chce księdza niszczyć, dlatego też się odsunęłam, ale widzi ksiądz, że ja nie potrafię tak na dłuższą metę.
- Wystarczy na dzisiaj, odpocznij. - spojrzał na nią czule, nic więcej nie mogąc zrobić. Odszedł.

Oddalając się od niej, wręcz walczył ze sobą, aby się nie odwrócić, czuł jak dziewczyna odprowadza go wzrokiem,

G: "Elena, nie dałam rady :(." - napisała do przyjaciółki zaraz po tym, kiedy Bartek znikł za zakrętem.
E: "Gdzie jesteś?."
G: "Obok cmentarza, a co?."
E: "Poczekaj tam na mnie, zabiorę cię na kawę."
G: "Kochana jesteś, czekam."

- Cześć znowu!. - machnęła Gośce już z daleka.
- Musiałaś być tu gdzieś nie daleko, prawda?.
- Jestem twoją przyjaciółką, myślałaś, że na prawdę bym cię zostawiła?.
- Osz ty podstępna żmijo. - złapała ją za nos.
- Czułam, że po rozmowie z nim, będziesz...
- Będę cię potrzebować, tak, miałaś rację.
- To już wiem, że nie dałaś rady, a coś więcej?.
- No powiedziałam mu, że cierpiałam przez jego nieobecność, przeprosiłam go.
- Ty?, a za co??. - spytała zdziwiona.
- Nie powinnam była się tak zachowywać wobec niego, on na prawdę nie chce dla mnie źle.
- To się jeszcze okaże... - stwierdziła ironicznie.
- Daj spokój, powiedział, że wybaczył mi w momencie, kiedy mnie zobaczył.
- Nie dziwi mnie to, widziałam jak na ciebie spoglądał, mimo to krył się z tym.
- Dziwisz się?, kościół był zapełniony po brzegi, tylko na cmentarz przyszli nieliczni.
- I nie boi się utrzymywać z tobą kontaktu, tak?.
- To coś złego?.
- Ja uważam, że nie, ale to dalej ksiądz katolicki.
- Ty uważasz, że nie?, uu, coś nowego.
- Gosia, mi nie chodzi tyle o waszą znajomość, ile o to, że jesteś słaba emocjonalnie i jeśli nie odwzajemni twojego uczucia, to się nie podniesiesz.
- Ale mam jeszcze ciebie.
- I zawsze mnie będziesz miała, ale jesteś bardzo naiwna.
- I dlatego myślisz, że on mógłby mnie wykorzystać?.
- Być może.
- Nawet tak nie mów, wręcz prosił mnie o zaufanie.
- I myślisz, że to załatwia sprawę?.
- Ale dlaczego jesteś względem niego tak sceptycznie nastawiona?.
- Bo to ksiądz, nie wierze w nich.
- Elena proszę...
- Dam ci szansę, tylko mnie nie zawiedź, albo lepiej niech on mnie nie zawiedzie... bo mu nakopie. - zażartowała, wywołując uśmiech u Gośki.

Dziewczyny spędziły ze sobą resztę dnia, Gosia pod wieczór co chwile spoglądała na telefon, oczekując aż Bartek się odezwie, nie przeszło to uwadze Elenie, która domyślała się o co może biegać, mimo to nie chciała wkładać kija w mrowisko, a jedynie spędzić miło czas z przyjaciółką.

******

Musicie mi wybaczyć tą przerwę, nie miałam werwy, mały dołek mnie dopadł :).