poniedziałek, 14 sierpnia 2017

Sama nie wiem, czy dobrze, że to piszę... mianowicie. Wiem, że mój blog ma swoich odbiorców, swoich wiernych fanów, co pokazują wyświetlenia i to, w ile je wbijacie, po prostu szapo ba!.
Iii muszę sobie zrobić przerwę, ostatnimi czasy dużo wydarzyło się w moim życiu, zbyt dużo.
Nie wiem jak długo... dwa tygodnie, miesiąc, dwa?, nie wiem... ale jedno wam obiecuję, że wrócę.
I jeszcze jedno, nigdy nie sądziłam, że będę o to prosić, ale ci, którzy mają taką możliwość, niech pamiętają o mnie, w swojej modlitwie.
Pozdrawiam! :).

środa, 2 sierpnia 2017

Dochodziła godzina czwarta, kapłana coś nagle wyrwało z łóżka, postanowił się przejść po probostwie, tak po prostu. Wyszedł na balkon, obserwował krople deszczu rozbijające się o barierkę, ciemność która wydawała się tak przerażająca, rozjaśniało wschodzące słońce. Stojąc zamyślony nagle usłyszał skrzyp parafialnej furtki, był charakterystyczny... pomyślał, że ktoś się wkradł, zaniepokojony bez wahania postanowił zarzucić na siebie kapotę i wyjść skontrolować sytuację.
Jak tylko cicho się dało, przekręcił dwukrotnie klucz, który już wcześniej znajdował się w zamku, uchylił lekko drzwi, nikogo jednak przed nimi nie było.
Niewzruszony, zrobił jeden zamaszysty krok na zewnątrz, deszcz który się nasilił, spływał po jego skroni. Furtka była uchylona, a ślady w błocie prowadziły na tyły domu. Zszedł po trzech stopniach, uważając aby się nie poślizgnąć, trzymał się ściany na tyle blisko, na ile to było możliwe, a rozciapane przez niego błoto, wlewało mu się w kapcie.
Wychodząc zza rogu zauważył dziewczynę... miała na sobie krótkie spodenki, ciemną bluzę z kapturem zarzuconym na głowę i jasne tenisówki.

- Przecież Gośka była tak ubrana!. - spostrzegł w porę, zbliżając się do dziewczyny.

Podszedł do niej na wyciągnięcie ręki, którą ułożył na jej ramieniu, dziewczyna się wzdrygnęła, ewidentnie się tego nie spodziewała. Bartek nie wypowiedział ani słowa, stał w osłupieniu.

- Kochany Boże, Gosia!. - krzyknął, kiedy ta się odwróciła.
- Bartek!. - padła mu w ramiona równie uradowana. - Już myślałam, że to...
- Ale ciii... - uciszył ją, aby nie obudzić proboszcza, gdyż byli pod jego oknami.
- Strasznie cię przepraszam. - spojrzała na niego, gładząc go po twarzy.
- Już w porządku, chodź... - starał się być powściągliwy.

Weszli na parafię, brudni i przemoknięci, Gośka zdjęła swoje tenisówki, aby nie narobić dodatkowych śladów, chwyciła je za sznurowadła i razem czym prędzej wbiegli na górę do pokoju.

- Umierałem ze strachu!. - wtulił się w nią, kiedy tylko zamknęli za sobą drzwi.
- Jeszcze raz tak bardzo przepraszam. - trzymała się go kurczowo, tłumiąc płacz.
- Gdzie ty byłaś?!. - pytał zaniepokojony, widząc jej obtarte nogi, pobrudzone ubrania.
- Przewróciłam się. - przyznała.
- Ale dlaczego?, uciekałaś przed kimś?. - wystawił na nią oczy, przerażony.
- Nie wiem, ktoś chodził po chaszczach, nie wiedziałam, czy to zwierze, czy... - tłumaczyła zdenerwowana.
- Jesteś już bezpieczna, ale dlaczego mi uciekłaś?.
- Chciałam uciec od wszystkich...
- Boże, a ja odchodziłem już od zmysłów. - usiadł na łóżku, przeczesując ręką mokre włosy.
- Jestem głupia, że naraziłam cię na taki stres.
- Że sama naraziłaś się na takie niebezpieczeństwo, kto wie, co mogło się stać. - skarcił ją wzrokiem.

Dziewczynie zrobiło się przykro po słowach Bartka, tłumiła płacz zagryzając wargę, wewnętrznie jednak wiedziała, że wina leży głównie po jej stronie, ponieważ nie powinna tak bez słowa odchodzić.

- Musimy ochłonąć. - usiadła obok niego, kładąc rękę, na jego kolanie.
- Masz rację, nie będę po tobie krzyczał. - ucałował ją w skroń. - Dam ci ręcznik, ogarniesz się w łazience, a potem zobaczymy, co dalej.

Gośka chwile później wyszła po kąpieli opatulona w granatowy szlafrok Bartka.

- Hej, nie śpij. - przysiadła obok niego, podkurczając jedną z nóg.
- Am, nie śpię, nie śpię. - zerwał się.
- Ubrałam, to co było. - powiedziała, widząc jak kapłan na nią zerka.
- Przecież nie mam nic przeciwko... - otarł się o nią.
- Ty chyba też powinieneś wskoczyć pod prysznic.
- Sam nie wiem, nie chce mi się... - marudził.
- Też mam dość wrażeń na dziś, ale musisz jakoś wyglądać, ze względu na to, że zabieram cię do siebie.
- Co?!.
- No idziesz ze mną, nie?.
- Masz zamiar przedstawić mnie rodzicom, czy jak?. - zakpił.
- Przecież oni cię doskonale znają, nie raz matka widziała, jak mnie odprowadzałeś.
- Ale tego, że jestem księdzem, chyba o mnie nie wiedzą, co?. - wystawił na nią oczy.
- Nie powiedziałam im tego w prost... no ale chyba nie są na tyle głupi i wiesz, wiedzą...
- No nie żartuj...
- Tak, kiedyś matka prawiła mi kazanie, coś tam, coś tam... jak widzisz niespecjalnie się przejęli.
- To może być tak, że mama wie, a ojciec nie...
- Co mnie to obchodzi?.
- W takim razie, dlaczego mu nie powie?.
- Bo mój ojciec by cię rozszarpał. Nie, żartuje, proszę nie gdybaj tak nad tym.
- Jednak twój tata jest wybuchowy.
- Jejkuuu, przestaniesz?. - zakryła mu usta dłonią.
- To pytanie, czy prośba?.
- Jeśli zechcesz, może być to groźba. - uśmiechnęła się zadziornie.
- Nie bądź już taką zadziorą, w rzeczywistości jesteś łagodna jak baranek.
- A co tu kryć?.
- To ty cały czas się kryjesz. - dogryzł jej.
- Kłamca!.
- Oj szukasz zaczepki, szukasz... - rzucił przez ramię, wyciągając sobie z szuflady świeży ręcznik. - Idę się myć, siedź tu spokojnie i już nigdzie mi nie uciekaj, jasne to jest?. - przysiadł tuż obok niej, cmokając ją w policzek.
- Już ci się nigdzie nie wymknę, przysięgam. - przytrzymała go przy sobie, miziając go po karku.

Na twarzy Bartka pojawił się anielski uśmiech, kiedy po wyjściu z łazienki spostrzegł, że dziewczyna tak błogo i w spokoju zasnęła na jego łóżku. Absolutnie nie miał zamiaru jej budzić, wyciągnął sobie z szafy śpiwór, który rozłożył tuż pod łóżkiem, zagasił duże światło, zostawiając oświetlającą kąt pokoju lampkę nocną.
Wślizgując się pod śpiwór, usłyszał jak Gośka mruczy coś przez sen, wstał ponownie, podszedł do niej i ucałował ją w kącik ust. Mógł więcej, mimo to zaprzestał na tym, jej usta były tak kusząco słodkie...

- Jak się spało?. - spytała Gośka, wisząc nad przebudzającym się właśnie Bartkiem.
- Cześć słońce, którą mamy godzinę?. - przywitał ją miło, pytając o czas.
- Parę minut po ósmej.
- Hej!, dlaczego jestem bez koszulki?. - przestraszył się lekko, nie przypominając sobie nic konkretnego.
- Chyba było ci za ciepło, bo koszulką leży po drugiej stronie pokoju, widzisz?. - wskazała.
- Poważnie?, jeeej... nic nie pamiętam. - przetarł oczy.
- Przecież nie ja cię rozebrałam. - zachichotała.
- Ja już nie wiem, co rodzi się w twojej główce, może miałaś plan mnie rozebrać... - prowokował.
- Tak? i co z tobą zrobić, skoro spałeś jak zabity... chrapiesz!.
- To ze zmęczenia!. - tłumaczył.
- Jasne, tak sobie to tłumacz.
- A ty bredzisz przez sen, o!.
- Nie przypominam sobie.
- W każdym razie, twoje rozmowy są słodkie. - przyznał, podchlebiając dziewczynie.
- Za to twoje chrapanie, nie.
- Nie wiesz z kim zadzierasz. - pogroził jej żartobliwie.

Po kolejnej kpinie ze strony dziewczyny, Bartek wskoczył na łóżko, siadając po turecku, jak tylko blisko niej się dało. Patrzyli sobie chwilę w twarze, śmiejąc się z siebie nawzajem, w pewnym momencie Bartek spoważniał, Gośka nie mogła rozszyfrować jego wyrazu twarzy, on niewzruszony objął twarz dziewczyny w swoich dłoniach. Chwilę później, nie czekając na zezwolenie wtopił się z nieprzeciętną namiętnością w jej usta.

- Czemu całujesz, jakbyś miał to robić po raz ostatni?. - spytała zaniepokojona.
- Jesteś tak wspaniałą kobietą, może wkrótce postanowisz się ustatkować, wtedy ja zejdę na osobny tor. - powiedział w prost, widząc, że dziewczyna oczekuje jasnej i klarownej odpowiedzi.
- Ustatkuję się u twojego boku, razem z tobą.
- Gośka, ale widzisz to wszystko... mieszkam na parafii, noszę sutannę, jestem po prostu księdzem.
- Wiem co chcesz przez to powiedzieć. - odpowiedziała zawiedziona.
- Chcę ci powiedzieć, że nie chcę cię w żaden sposób rozczarować, bo na to nie zasługujesz.
- I że mam znaleźć sobie wreszcie normalnego faceta?.
- Tego nie powiedziałem, ale Gosia, czy ty naprawdę jako mała dziewczynka marzyłaś o księdzu?.
- Ale ja nie patrzę na ciebie, jako na księdza, już nie!.
- Tylko że tego kim jestem, już nie zmienię.
- Bartek, przecież ja zakochałam się w normalnym mężczyźnie, a nie w księdzu.
- To prawda, to kim jestem poznałaś dużo później. Przepraszam, że od razu ci nie powiedziałem.
- Widzisz?, kocham ciebie, nie księdza. - złapała za jego dłoń, widząc smutek na jego twarzy.
- A ja?, ja bez ciebie byłbym tym samym, szarym, ponurym księdzem.
- Proszę nie rób tak, nie mów mi więcej takich głupot, to na prawdę boli. - padła mu w ramiona, tuląc się do niego mocno.

Ich ciała jak głupie, z każdym zetknięciem się ze sobą drżały, wręcz jeden, czuł drugiego.
Było to niewyobrażalne świadectwo tego, jak bardzo siebie na wzajem potrzebują, a jednocześnie jakim są dla siebie uzupełnieniem.