sobota, 29 października 2016

Bartek nie widział nic złego w pocieszaniu dziewczyny, kiedy przypomniał sobie rozmowę z proboszczem, który przeklinał księży chociażby przebywających u boku kobiety, w momencie zapaliła mu się czerwona lampka.

- Gosia chciałbym ci pomóc, ale tutaj nie możesz zostać.
- Przecież wiem. - popatrzyła na niego odsuwając się nieco.
- Nie patrz na mnie krzywo, masz do kogo iść?. - spytał zatroskany.
- Zabieram rzeczy i wracam do domu.
- Poradzisz sobie?.
- Od początku jakoś sobie muszę radzić i dalej żyje, to o czymś świadczy, nie?.
- Tylko zewnętrznie starasz się być silna...
- Ta, rozgryzł mnie ksiądz. - wzruszyła ramionami
- Gosia, proszę, nie bądź na mnie zła, nic nie mogę zrobić.
- Rozumiem, rozumiem i nie mam pretensji, jest mi natomiast trochę głupio, że się przy księdzu tak rozkleiłam.
- Nic nie szkodzi, nawet powiem więcej, bardzo dobrze, ze te złe emocje z ciebie zeszły.
- A zapomniałabym... księdza rękawiczki, przywłaszczyłam sobie je, ale już oddaje.
- A no właśnie, a ja ich szukałem. - puścił jej oczko, lekko ją szturchając.
- Nie wiem jak się księdzu odwdzięczę. tyle robi ksiądz dla mnie dobrego.
- Wspieram cię, tylko to...
- Aż to, na prawdę. - uśmiechnęła się subtelnie, zapinając kurtkę.
- Na razie, z Bogiem Gosia. - wyszedł z nią na ganek, czekając aż ta zniknie za zakrętem, Bartek pragnął za nią się rzucić, zatrzymać ją, ale jakaś wewnętrzna siła nie pozwalała mu na to.

Gośka po wejściu do domu, nie czaiła się z tym, że wróciła, od tej strony było już jej obojętne, jak zahipnotyzowana przeszła do pokoju nie zwracając uwagi na rodziców.
Szybko przebrała się w piżamę, dopiła herbatę z rana, nakryła się kołdrą i chwile potem zasnęła.
Rano po przebudzeniu dziewczyna odczytała sms'a od Eleny, którym przyjaciółka zapraszała ją do siebie, Gosia od razu się zebrała, zjadła czekające na nią śniadanie, szybko ogarnęła delikatny makijaż i zostawiając na stole w kuchni kartkę do rodziców, wyszła. Przed domem czekała na nią już Elena.

- No hejoo, gdzie idziemy?. - przywitała przyjaciółkę ciepłym uściskiem.
- Chodź przez park, do mnie.
- Przez park?.
- To jedyna droga do mojego domu, ale skąd to twoje zdziwienie?.
- Daj spokój, szkoda gadać,
- Coś się stało?.
- No jak widzisz. - odpowiedziała z grymasem na twarzy.
- Widzę, ale o co chodzi?.
- Ten debil Krzysiek się na mnie rzucił.
- Zrobił ci coś?. - zszokowana wypaliła od razu.
- Eh, na szczęście nie...
- Nie rozumiem, na prawdę,
- Nie ma nic do rozumienia, w czas, jak gdyby wyrósł z ziemi Bartek, no ksiądz Bartek.
- Jezu, całe szczęście, tylko czemu znowu on?.
- Nie mam pojęcia... - spojrzała w stronę kościoła, bijącego na mszę.
- Gosia?, co jest?.
- Nic?, nawet nie wiesz, jak podniósł mnie na duchu. - spojrzała kolejno na przyjaciółkę i zegarek,
- Z pewnością, bo jest księdzem, taka jego rola.
- Elena nie tłumacz mi, bo sama dałaś mu mój numer, wariatko.
- Tak, a miałam mu wszystko tłumaczyć?. Tyle mi zaczęłaś o nim nawijać, więc pomyślałam, że będzie to dobry pomysł.
- Zdezorientowało mnie to, ale w głębi ducha się ucieszyłam.
- Tylko wiesz... mi nie chodziło o to, abyś teraz z nim romansowała.
- Ok, ok. Słuchaj ja już lecę.
- Już?, Gosia, no chyba nie idziesz...
- Tak, idę do kościoła... na razie, zgadamy się potem. - Elenie całkowicie zabrakło słów, kiedyś Gośka nie chciała słyszeć o kościele, a teraz?. Była pewna, że idzie tam tylko dla Bartka.

Dziewczyna przyszła do kościoła jeszcze przed czasem, zauważyła Bartka stojącego obok konfesjonału, rozmawiającego z proboszczem, przystanęła na chwilę, przez co Bartek uchwycił ją kątem oka.

- Bartek... co to za dziewczyna?. - proboszcz zaczepił go od razu, widząc jego nagły brak skupienia.
- Ym, nasza parafianka, nie?.
- Tak, proszę cię, skup się, ok?.
- Jasne, może proboszcz na mnie liczyć,
- Jeśli nie dałbyś rady powiązać obowiązków, to powiedz.
- Dobrze, idę się przygotować do mszy.

Gośka kierowała się do ławki, mijała proboszcza, który przejrzał ją wzrokiem z góry na dół, zrobiło jej się z tego powodu słabo, usiadła obok starszych pań, w skupieniu czekając na rozpoczęcie się mszy.
O równej dwunastej trzydzieści z zakrystii w towarzystwie trzech ministrantów wyszedł Bartek w zielonym ornacie.


***************
Przepraszam was, że znowu tak późno pojawił się kolejny post, mam swoje obowiązki, ale teraz w związku z Wszystkimi Świętymi, mam wolne w szkole i mam więcej czasu, żeby przysiąść do bloga. Mam nadzieję, że z wpisu na wpis podoba się wam coraz bardziej ;). Pozdrawiam!.







sobota, 15 października 2016

Przyszła sobota, a Gośka tak jak obiecała Elenie, umówiła się z Krzyśkiem, po obiadokolacji wypiła kawę i wyszła na spotkanie z nim.

- Cześć, streszczaj się, bo nie mam czasu, co jest grane?.
- Siadaj. - wskazała na najbliższą ławkę.
- Słyszałam, że zostawiłeś Kaśkę. - przeszła od razu do rzeczy.
- I co?.
- To ja pytam 'i co?'.
- Tak po prostu skończyłem ją kochać, a co?, posadzicie mnie za to na krześle elektrycznym?.
- Nikt nie chce wierzyć w to, że po czterech latach, nagle ci się odwidziało.
- No widzisz, a jednak. - wzruszył ramionami, głupkowato się śmiejąc.
- A ty dalej nie rozumiesz, nie?.
- Ej! co mam rozumieć?, nie dociera do was?!. - gwałtownie wstał z ławki, podnosząc ton głosu. - Nie kocham jej, Elena to fajna dupka, zmieniły mi się gusta.
- To moja przyjaciółka, więc nawet tak nie mów. - zerwała się za nim, przytrzymując go za ramię.
- Ha, już myślałem, że chcesz się ze mną spotkać w jakiś konkretnych sprawach. - popatrzył na nią szyderczym wzrokiem.
- Gnojek z ciebie!.
- Słuchaj no!. - złapał ją za ręce przyciskając do drzewa. - Może byś się nie wpieprzała z buciorami w moje życie, hm?. - przycisnął ją jeszcze mocniej, wciskając kolano pod jej krocze.
- Weź mnie puść, idioto!.
- A skoro Elena nie będzie chciała, to ty do mnie przyjdziesz, przecież kiedyś za mną biegałaś... - pochylił się nad nią, chuchając na jej kark.
- Kretyn z ciebie! zostaw mnie!. - zdając sobie sprawę, że chłopak może tak łatwo nie dać za wygraną, zaczęła się wyrywać.
- Ej!, co robisz?!. - W porę zza zakrętu wyszedł Bartek, odciągając Krzyśka za kurtkę. - Spadaj stąd!.
- Przecież idiotce bym nic nie zrobił, chciałem ją nastraszyć!.
- Zapomniałeś się chłopaku. - w złości złapał go za kołnierz.
- Przecież żartuje, ej!.
- Nie zrobię ci krzywdy. Nie ma cie, już!. - chłopak wyrwał się od Bartka, odchodząc w pośpiechu.

Bartek obrócił się zdenerwowany, patrząc na roztrzęsioną dziewczynę.
- Zwariowałaś?!
- Ale przecież... - zszokowana, nie rozumiała dlaczego Bartek na nią krzyczy, skoro nie jest niczemu winna.
- Nie, przepraszam, sam jestem w szoku. - przyciągnął ją do siebie, aby ta się uspokoiła. - Boże, jak dobrze, że wyszedłem... - Masz względem mnie dług wdzięczności, to może teraz ty mnie odprowadzisz, co?
- Mhm. - pokiwała głową, ocierając łzy z policzka.

Dziewczyna ze wzrokiem wlepionym w chodnik, w ogóle się nie odzywała, z resztą jak miała rozmawiać skoro nie wiedziała co powiedzieć o tej całej sytuacji, nie takiej rozmowy z Krzyśkiem się spodziewała, a miała go za fajnego, oczesanego kolesia.

- To ja już mogę iść, nie?.
- Tak, odprowadziłaś mnie, ale nie wejdziesz?.
- Jak to?, mogę?.
- Jestem do jutra sam na parafii, a naciskał nie będę.
- Ok, nie chce, żeby księdzu było przykro, więc na chwilę zostanę.
- Proszę, szału tu nie ma, ale rozgość się. - zapalił światło do swojego pokoju, odbierając od niej kurtkę,
- Powiesz mi, co się stało?.
- Widział ksiądz, nic dodać, nic ująć...
- Ale znasz go?.
- Tak chciałam z nim porozmawiać, a on się wściekł i się na mnie rzucił.
- Gdyby coś ci zrobił, rozszarpałbym go...
- Co?. - Gośka zdziwiła się słowami Bartka.
- Nie wiem dlaczego, ale od tego momentu kiedy cie zobaczyłem, czuje się za ciebie odpowiedzialny.
- Podobno każdy ma swojego anioła stróża, nie?.
- Też tak myślę Gosiu, też tak myślę. - popatrzył na nią, głaszcząc ją po dłoni.

Goska mimo tego, że nic nie robiła, poczuła wyrzuty, że w ogóle nie powinna przychodzić tu, gdzie praktycznie nikt nie ma wstępu, że jest to miejsce, które każdego intryguje i zastanawia, a ona i to jeszcze młoda kobieta, wchodzi od tak.

- Martwisz się czymś?. - spytał, zauważając jej skupienie.
- Nie odpowiem księdzu na to pytanie, bo obiecałam, że księdza nie oszukam.
- Ale to nie przeze mnie?.
- Już dawno chciałam o to księdza spytać.
- Tak?. - odłożył szklankę z wodą.
- Bo tego pierwszego dnia, pewnie ksiądz nie wie, ale ja to widziałam... dlaczego ksiądz uciekł w takim popłochu?.
- Aa, o to pytasz.
- Tak i chce wiedzieć, bo czuje się winna.
- Ty się nie masz prawa obwiniać, ale jeśli już pytasz, to ok, powiem... Tego dnia, twoja mama, wręczyła mi nie małą gotówkę, za to, że się tobą zaopiekowałem, zdenerwowałem się i wtedy także zrozumiałem twoje zachowanie.
- Ale chyba ksiądz tego nie wziął, co?.
- Nie, spokojnie, nie jestem z tych kapłanów, którzy służąc Chrystusowi ustawiają się na całe życie.
- Ja już chyba muszę wracać. - wtrąciła nagle.
- No dobrze, nie zatrzymuję cię, myślę, że się co do mnie nie zraziłaś...
- Eh nie. Lece, na razie,
- Z Bogiem, uważaj na siebie.

Gośka była za wrażliwa na to wszystko, idąc alejkami w stronę domu, rwące podmuchy wiatru osuszały jej łzy z policzków, była roztrzęsiona, do tego podłamał ją fakt, że rodzice i to jeszcze względem Bartka, zachowali się tak nie fair, jak najszybciej chciała to z nimi wyjaśnić.

- Jest ktoś?! - weszła do domu, zatrzaskując za sobą drzwi,
- Nie krzycz i co tak późno? - z sypialni wyszedł jeszcze nie śpiący ojciec Gosi.
- Matka śpi?.
- Tak, ale co się dzieje?.
- Wy na prawdę myślicie, że jeśli macie forsę, to od 'tak' możecie pomiatać tymi niżej społecznie??.
- Bądź rozważna, mamy dwudziesty - pierwszy wiek, światem rządzi pieniądz, a ty się jeszcze nie nauczyłaś?.
- Brzydzą mnie te podziały!, to wy się niczego nie potraficie nauczyć!. - wykrzyczała ze złości.
- Gdzie znowu idziesz?.
- Po co pytasz?, ciebie w szczególności jakoś nigdy to nie interesowało. - wyszła zabierając z komody rękawiczki Bartka, bo tam zamierzała iść.

Dziewczyna poszła dłuższą drogą, nie chciała iść przez park, bała się. Kiedy była już przed parafią, puściła sygnał Bartkowi, on zdziwiony spojrzał przez okno, zauważył stojącą dziewczynę przed drzwiami i od razu zbiegł jej otworzyć.

- Co tu robisz?.
- Nie chce wracać do domu. - odpowiedziała załamanym głosem.
- Nie będziemy tak stać, wejdź.
- Widzi ksiądz to?, ja już nawet nie mam czym płakać. - popatrzyła na niego, pochlipując.
- Jak ja ci mogę pomóc, co?.
- Nie wiem, po prostu nie wiem... - wzruszyła ramionami, chowając twarz w dłoniach. - Ja przyszłam tu, bo ufam księdzu, UFAM.
- Oj Gosiu, nie nadwyrężę tego zaufania, obiecuje. - podsunął się bliżej niej, kładąc jej głowę na swoim ramieniu. Bartek w tym momencie zdał sobie sprawę, że musi zadbać o dziewczynę, taka była jego rola, nie chciał być głuchy na jej głośne wołanie o pomoc.

*******************

Chciałyście (bo z pewnością zaglądają tu ino frele) więcej akcji z Bartkiem, więc proszę was bardzo, prośby zostały wysłuchane ;). Cieplutko pozdrawiam!, POKAŻCIE ILE WAS JEST. ^^
EDIT: Niektóre z was pisały, że tego typu historie są wam bliskie... więc jeśli któraś z was chciałaby pogadać prywatnie, to zupełnie nie ma problemu, wystarczy napisać, dajcie znać. :)))










poniedziałek, 10 października 2016

Gośka rano obudziła się z mocnym bólem brzucha i choćby chciała iść do szkoły, samo podniesienie się z łóżka sprawiło jej ból, więc nie było mowy aby tam szła.

G: Elena, nie będzie mnie dzisiaj, kiepsko się czuję. - wystukała szybko sms'a chcąc, aby przyjaciółka usprawiedliwiła ją u wychowawcy.
E: Niee, a tak serio?.
G: Co serio? nie wierzysz mi?.
E: Nie wiem...
G: Co ty w ogóle gadasz, przyjdź do mnie po szkole, proszę,

***

- No co jest?. - około trzeciej popołudniu w drzwiach stanęła Elena.
- Wchodź... to ja pytam, co jest?, co się dzieje?.
- Kojarzysz Krzyśka?.
- Tego co jest z Kaśką?.
- Był, czaisz?, napisał do mnie, że ją dla mnie zostawił...
- Coo ty gadasz?, to były takie gołąbeczki. - uniosła brwi ze zdziwienia.
- A no właśnie... heej to nie jest koleś dla mnie, a Kaśka się podłamała.
- To może ty pogadaj z Kasią, a ja jak spotkam tego byczka, to przemówię mu do rozumu, hm?.
- Dobra, o ile będzie chciała ze mną gadać.
- Nie ma, to tamto, nastraszyłaś mnie...
- Bo wiesz jak mi głupio, będziesz zakochana, ktoś ci "sprzątnie" faceta, to zrozumiesz. - przewróciła oczami.
- Czuje, że już wiem... - zacisnęła pięści.
- Nie rozumiem...
- Ja sama nie chce tego rozumieć.
- Chodzi o naszego księżulka, hm? - popatrzyła na posmutniałą dziewczynę, łapiąc za jej rękę. - Ale Gośka, wiesz, że to nie ma przyszłości?.
- Może jednak?. - podniosła oczy.
- Dziewczyno nie łódź się... - On ci nic nie da.
- Da mi miłość, której nie doświadczam.
- Tak?, a potem odejdzie, bo go przeniosą i to będzie koniec tej "miłości".
- Elena prooosze, nie bądź taką pesymistką, nie pamiętasz?, na początku sama mnie do niego ciągnęłaś "tak, idź do niego", "tak, porozmawiaj z nim".
- Ale raczej nie wiedziałam, że tak się w to wkręcisz. - Gosia, zawszę będę za tobą stała murem, ale nie w przypadku, kiedy wiem, że będziesz cierpiała przez tego kolesia.
- Skąd możesz wiedzieć!?.
- Nie zachowuj się jak dziecko we mgle, życie to wredna suka, która nie daje za wygraną. - Gośka nie wytrzymała presji i wybuchła płaczem, wtulając się w poduszkę.
- Laska, weź się w garść, bo to dopiero początek... - wychodząc z jej pokoju, popatrzyła na rozżaloną dziewczynę.

Gośka dalej leżała w łóżku, zagryzając pięści i nie widząc sensu wstawania. Po godzinie osiemnastej dostała sms'a pewna, że to Elena, podniosła telefon, ale numer był jej nie znany.

     " Jak się czujesz?" - po odczytaniu wiadomości, była pewna, że to pomyłka, nie było to dla niej problemem, żeby odpisać.
G: " Przepraszam, ale to chyba pomyłka".
     " Absolutnie ;) z tej strony ksiądz Bartek". - Gośkę w momencie otrzeźwiło, zagadką dla niej było skąd on może mieć jej numer.
G: "Spytam dla porządku, po co księdzu mój numer?"
B: "Ale jeśli to problem, to przepraszam..." - dziewczyna wyczuła, że Bartek zaczyna się wycofywać, a tego nie chciała, więc szybko mu odpisała.
G: " Nie, nie, żaden problem. po prostu chcę wiedzieć".
B: " Jestem kapelanem w szpitalu, wracałem i napotkałem twoją koleżankę."
G: " I co?, ona tak po prostu dała księdzu mój numer?."
B: " No nie... zaczepiłem ją, ona stwierdziła, że wraca od ciebie, widziałem ją z tobą kilka razy,  dlatego spytałem, co u ciebie słychać, na to ona odpowiedziała, że kiepsko, chciałem dopytać, ale spisała twój numer i mi wręczyła. Od cała historia..."

Gośka poczuła złość na przyjaciółkę, którą jednocześnie przeważało szczęście.

B: " Tak, masz prawo się pogniewać, nie powinienem".
G: " No haloo, czego ksiądz nie powinien?, napisać do mnie?, nic złego ksiądz nie robi, a wręcz przeciwnie, interesuje się ksiądz swoimi parafianami i to się chwali ;)".
B: " Skoro tak myślisz i co najważniejsze, nie gniewasz się na mnie, to mamy sprawę zamkniętą".
G: " Pytał się ksiądz jak się czuję?. Już lepiej, o wiele lepiej." - to że odważył się do niej odezwać, podniosło ją na skrzydłach.
B: "Cieszy mnie to... i co, będziemy tak pisać?, może wyjdziemy jak normalni ludzie i porozmawiamy.
G: "Pewnie ;) za piętnaście minut obok parku?."
B: "Czekam!." - Gosia dalej źle się czuła, była słaba, ale nie chciała tracić okazji na spotkanie się z Bartkiem. Żywię wyskoczyła z łóżka, wpadając do łazienki i szczotkując włosy.
Dostała takiego powera, że zebrała się szybciej niż zwykle, co przykuło uwagę jej rodziców.

- Gdzie się zbierasz?, jest późno.
- Tatooo, nie przesadzaj. Ymm idę do Eleny. - skłamała bez zastanowienia.
- Leć, tylko nie wracaj późno... - wepchnął jej do ręki pięćdziesiąt złotych.
- Nie dzięki. - od niechcenia schowała do tylnej kieszeni, wybiegając przez uchylone drzwi.

Podbiegając pod park zauważyła wyprostowanego jak struna Bartka, przeczesującego ręką włosy, chwilowo się zatrzymała, wpatrując się w niego, Bartek gwałtownie się obrócił uśmiechając się od ucha do ucha widząc dziewczynę. Podszedł do Gośki wolnym krokiem, a jego mina momentalnie spoważniała.

- Źle wyglądasz... Jesteś blada i masz czerwone oczy, to od płaczu?
- Niee, choróbsko mnie wzięło. - zakasłała symulacyjnie.
- Przynajmniej mnie nie oszukuj, proszę. - zdjął rękawiczki i wręczył Gośce, widząc, że jej ręce są czerwone i skostniałe z zimna. Dla Gośki ten gest był wart miliony.
- Dlaczego nie napisałaś, że jesteś w tak fatalnym stanie?, chcesz się rozłożyć na dobre?.
- Wole być tu z księdzem, niż siedzieć w domu i słuchać wiecznych zażaleń odnośnie Bóg wie czego...
- Rozumiem. - spojrzał na nią, wyczytując z niej ból i tęsknotę.
- Gosia, nie ma o czym mówić, wracaj do domu, nie chcę się przyczyniać do tego, żebyś cierpiała.
- Chociażbym miała się męczyć chorobą, to i tak jest tego warte. - wydukała jak katarynka, głębiej się nie zastanawiając co mówi.
- Nie mów tak, chodź wracamy. - złapał za jej ramie, delikatnie ją pociągając. - Dlaczego się nie odzywasz?, jesteś zła?.
- Inaczej sobie to wyobrażałam, a ksiądz mi każde wracać do domu.
- Nie każę, ale nie chce, żebyś się rozchorowała. A wyobrażać sobie Bóg wie czego też nie możesz.
- Czyli nie ma w co brnąć... - wymamrotała pod nosem, Bartek szedł ze wzrokiem wklejonym gdzieś daleko, a Gośka co chwila na niego spoglądała, jednak on tego wzroku pożądania nie odwzajemniał.
- Masz szkliste oczy, już się zaczyna. - uśmiechnął się, szturchając ją ramieniem.
- Gorzej być nie może i na prawdę jest ksiądz pewien, że to przeziębienie?.
- Nie wiem co ci jest, nie chcesz się przede mną otworzyć. - wzruszył ramionami.
- Albo nie chce, albo się boję. - popatrzyła na niego pogardliwie, szukając kluczy do domu.
- To znaczy, że mamy sobie jeszcze dużo do wytłumaczenia, tak?
- Się zobaczy, do zobaczenia. - weszła na podwórko, patrząc jeszcze na niego przez kraty furtki.
- Jesteśmy w kontakcie, na razie.

Gosia osłabnięta weszła do domu, zamknęła za sobą drzwi i popatrzyła na ręce, które były jeszcze w rękawiczkach Barka.

- Kuuurcze, zapomniałam mu oddać.
- Komu, co oddać? - z kuchni w szlafroku wyszła matka Gośki.
- Ymm, no widzisz, rękawiczki oood... kolegi.
- Jesteś wcześniej niż myślałam.
- No patrz jak wyglądam, przeceniłam swoje siły, jestem padnięta. Zrób mi herbaty z cytryną, proszę.
- Dobra, zaraz przyniosę ci leki, a ty do wyra.
- Okeej. - otarła się o nią, zabierając z lodówki serek homogenizowany.

Gośka po wejściu do pokoju szybko przebrała się w pajaca, ciuchy wrzuciła do szafy i wskoczyła pod pierzynę. Wypiła ciepłą herbatę i w wyciszeniu zasnęła.