niedziela, 28 sierpnia 2016

- Tato, zabierz mnie do pokoju, nie mam nawet chęci rozmawiać.
- W takim razie nie będę pytał, odpoczywaj. - położył ją na łóżku i wyszedł, z pokoju, zostawiając lekko uchylone drzwi.

Dziewczyna pomału rozebrała się, ciuchy rzuciła pod szafę i w samej bieliźnie zasnęła.
Nie czuła ani głodu, ani pragnienia, chciała poznać bliżej Bartka, tylko jak, jak nawet nie wie gdzie go szukać, łatwiejsze od tego było po prostu o nim zapomnieć.

- Gosia...
- Mamuś, jeszcze chwila. - przekręciła się delikatnie, zakrywając się kołdrą.
- Elena dzwoniła, prosiłam ją żeby przyszła.
- Co?, to która jest godzina?. - podniosła się od razu.
- Dochodzi dwunasta, słońce, Elena będzie do dziesięciu minut.
- Przecież nigdzie się nie ruszę, poczekam na nią... a wy?.
- Ojciec w pracy, a ja jadę załatwić ci jakieś kule, bo nie będziesz leżeć w łóżku cały czas.
- Ta, zostaw otwarte, pa.
- Na razie. - ucałowała Gośkę i zniknęła za drzwiami.

Po chwili usłyszała pukanie do drzwi myśląc, że to mama.

- Mamoo... do własnego domu pukasz?.
- Cześć Gosia, to ja. - w drzwiach stanęła Elena.
- Aa, to tyy, masz spida kobito.
- Mówiłam, że te narty, to nie jest najlepszy pomysł?. Mogłaś jechać na kulik.
- Znając moje szczęście...
- No tak, właśnie widzę, może jesteś głodna, spragniona?. - spytała z troską Elena.
- Nie wiem dlaczego, ale nie... chociaż w lodówce powinny być piwa, zajrzyj i przynieś przyjaciółce.
- Nie wiem, czy powinnaś pić na pusty żołądek.
- Nie marudź, muszę się napić, widzisz co ze mną zrobili, jasna cholera.
- I co z tym Arturem?.
- Eleeena, poznałam lepszego.
- Przystojny?. - wypytywała ciekawa.
- Tak, ale czuję, że coś innego mnie w nim pociąga, tylko co z tego, jak już go pewnie nie zobaczę?. - spuściła głowę.

Elena przytuliła Gośkę, widząc po jej zachowaniu, że rzeczywiście nie potraktowała tego jak "był i nie ma", a wręcz odwrotnie, chciałaby tego "kogoś" jeszcze zobaczyć.

- Cudny był... siedział przy mnie cały czas, kiedy przyjechaliśmy, powiedział, że czuł się za mnie odpowiedzialny, a potem odjechał w pośpiechu, nie wiem dlaczego.
- Gośka, przestań po prostu sobie nim zaprzątać głowę, w końcu, tego kwiatu, pół światu.
- Może i masz rację. - przyznała przyjaciółce rację, marząc, aby jeszcze raz spojrzeć w głąb jego oczu.

Dziewczyny rozmawiały jeszcze na wiele innych tematów, aż w końcu zadzwoniła matka Eleny i dziewczyna musiała wracać do siebie.

- Zajrzę jeszcze do ciebie, gdybyś chciała pogadać, to dzwoń.
- Jasne, dzięki ci, paa.

Gośka przez ten cały czas, kiedy była w gipsie rzadko wychodziła, nie widziała w tym sensu, z paczką chipsów leżała w łóżku, oglądając filmy na laptopie. W reszcie po trzech, z hakiem nieszczęśliwych tygodniach pojechała na jego zdjęcie.

- Uwalniamy nóżkę?.
- Jasne! serio, czekałam na to od pierwszego dnia.

Kiedy twarda, szara skorupa trafiła do kosza, Gośka poczuła ulgę. Lekarz wypisał jej parę, śmiesznych leków na wzmocnienie kości i zalecił rehabilitację.

- Ta rehabka, to taka konieczna?.
- Jeśli chcesz wrócić do sportu, to tak. - Dziewczyna z grymasem na twarzy złożyła receptę, chowając ją do tylnej kieszeni spodni.
- Myślę, że nie będziemy już mieli okazji się spotkać, tak więc wszystkiego dobrego. - lekarz pomógł Gośce zejść z kozetki.
- Póki co nie mam w planach łamania sobie gnatów, to długo mnie pan nie zobaczy. - zażartowała, będąc szczęśliwa, że to co najgorsze już za nią.

Elena czekała na Goskę przed gabinetem.

- I jak?.
- Dziwnie mi bez tego gipsu, muszę się uczyć na nowo chodzić i dlatego mam też zaleconą rehabilitację.
- To akurat było nieuniknione, ale znam całkiem spoczko rehabilitanta...
- Elena proooszę, wszystko w swoim czasie. - przewróciła oczami, wsiadając do auta.
- Wiesz, że traktuję cię jak młodszą siostrę, to i przejmuję się tobą, bo jak nie ja...
- ... To kto?, no racja. - wtrąciła.
- Zabrałabym cię z chęcią na lody, tak na poprawę humoru, ale to nie ta pora roku ;).
- Odwieź mnie do domu i będzie git.

Elena odpaliła auto i nie spiesząc się, skręciła na trasę prowadzącą na osiedle, gdzie mieszkała Gosia.
Po drodze dziewczyny ustalały, że za tydzień razem pójdą na rehabilitację, a wcześniej Elena ogarnie, co i jak.
Nadszedł w końcu ten dzień.

- Siema, jesteś gotowa?. - Gośka usłyszała w słuchawce przyjaciółkę.
- Zaraz, chwila, moooment...
- Będę u ciebie za dziesięć. - powiedziała poważnym tonem, chwilę po tym rozłączając się.

Gośka chcąc czy nie musiała ruszyć tyłek, już za pomocą jednej kuli przeczłapała do łazienki, obmyła twarz, delikatnie się pomalowała, włosy jak zawsze związała w kok, zostawiając po bokach swobodnie zwisające kosmyki i wróciła do pokoju, gdzie pomału zaczęła się przebierać.
Kiedy zmierzała do przedpokoju usłyszała pukanie.

- No właaź!.
- Nie mów, że jesteś zła. - Elena otworzyła drzwi, strzepując śnieg z butów.
- Nie, skąd... - pokręciła głową, udając, że ma focha.
- Znam cię, żartujesz sobie!, dawaj, zakładaj kurtkę i lecimy, to w sumie nie jest daleko, więc nie będziemy się fatygować autem.
- No racja, po drodze zabiję się na tym śniegu.
- Nie żartuj, gorzej być nie może, a ty będziesz mi jeszcze dziękować.
- W takim razie dziękuję, że wystawiasz mnie na takie ryzyko. - dziewczyny docinały sobie w żartobliwy sposób.
- A twoja matka, gdzie znowu?. - wyszły na chodnik, rozglądając się wokół.
- Daj spokój, mów lepiej którędy idziemy.
- Ok, myślę, że placem kościelnym będzie najszybciej.
- Jezu, no dobra. - zagrymasiła, ponieważ od pewnego czasu, trzymała się z daleka od takich miejsc.

Dziewczyny szły powoli, śmiejąc się same z siebie.

- Patrz Gosia, moja sąsiadka... - wskazała palcem kobietę w podeszłym wieku, wychodzącą  z jakimś mężczyzną z kościoła.
- To ta, o której tak dużo mi mówiłaś?.
- A no dokładnie, jest super, jak moja ś.p babcia.
- Fajnie mieć kogoś takiego, tylko proszę cię i tak już jesteśmy spóźnione, a ty porozmawiasz sobie z nią kiedy indziej.
- Przecież nie ma problemu, z kim ona tam stoi?. - Elena  zmrużyła oczy, nie widząc przez ciemność panującą na dworze.
- A bo ja to wiem?, chyba jakiś klecha...
- Tak, to by do niej pasowało... - pokiwała głową, chowając ręce do kieszeni kurtki. - Dobry wieczór pani Basiu...
- Z Bogiem. - pożegnała się z księdzem i od razu zauważyła dziewczyny. - Dobry wieczór kochana, przepraszam cię bardzo, ale córka przyjechała i muszę pędzić do domu.
Ksiądz który rozmawiał z sąsiadką Eleny, przystanął i ciekawy obrócił się do dziewczyn. W momencie jego oczy zawiesiły się na Gośce.

- Gosia! Szczęść Boże, co tu robisz?.

Zmieszana dziewczyna popatrzyła na mężczyznę w sutannie, nie mogąc uwierzyć kogo widzi, Gośce opadła szczęka, stanęła jak słup soli, Elena patrzyła raz na przyjaciółkę, a potem na księdza, nie rozumiejąc całej sytuacji.

- Witaj, nie poznajesz mnie?. - podszedł do dziewczyn.
- Właśnie aż zanadto. - przełknęła ślinę.
- Wszystko z tobą w porządku?.
- Ten... idę właśnie z przyjaciółką na rehabilitację... i tak jakby jesteśmy już spóźnione, więc nie mogę panu... yy... to znaczy K S I Ę D Z U poświęcić czasu. - jąkała się.
- Elena, chodź już proszę. - przyciągnęła ją do siebie.
- Ale co tu się teraz wydarzyło?. - zaśmiała się, dalej nie wiedząc, o co chodzi.
- Nie pytaj, chodź.

Gośka urwała temat, nie chcąc odpowiadać Elenie na tysiące jej pytań.
Dziewczyna totalnie zamurowało, zrobiło jej się mega ciepło, a w głowie miała tylko jedno imię.

= Bartek, Bartek, Bartek...=




Przepraszam was bardzo, że tak długo nie było tego wpisu, ale musiałam dojść do siebie, myślę, że wynagrodziłam wam to długością tego posta. Oczywiście mile widziane wasze wypowiedzi, na  temat postów ;). Gorąąąco pozdrawiam :* ^^.

sobota, 20 sierpnia 2016

Bartek próbował zagadywać Gośkę odciągając ją od zmartwień, ale ona nie miała humoru, ani chęci na rozmowę, często odpowiadała krótkimi zdaniami nie chcąc zagłębiać się w temat.

- Jeśli będziesz zmęczona, to powiedz, rozłożę ci fotel i się prześpisz. - Gosia opatrzyła na niego, unosząc brwi.
- Co to za mina?, przecież nie zrobię ci krzywdy.
Gosia bez słowa sięgnęła po koc, opatuliła się nim, wkleiła w szybę i po chwili zamknęła oczy.

Bartek widząc, że dziewczyna na prawdę nie jest skora do rozmowy, skupił się na jeździe.
Po dwóch godzinach zajechał na stację, zatankował auto, zabrał rzeczy ze swojej torby i poszedł się przebrać.
Gośce zaczął dzwonić telefon i to ją obudziło, przez chwile wahała się czy odebrać, ale w końcu to zrobiła.

- Cześć mamo. - wydukała.
- Co z tobą?, gdzie jesteś?.
- Jadę do domu, ale nie wiem kiedy będę, najwyżej wyślę ci sms-a... - emocje wzięły górę, dziewczyna wybuchła płaczem, rozłączając się.

Zrobiło jej się głupio, ale za dużo było tego wszystkiego, obróciła się żeby rozejrzeć się gdzie jest, z tyłu zauważyła Bartka wracającego do auta.

- Co tak patrzysz?.
- A tak...
- A tak?. - byłem się przebrać. - w Gośkę uderzył zapach takich samych perfum jakie używa jej ojciec, które uwielbiała.
- Wyspałaś się?, tylko poproszę jakąś pełną odpowiedz.
- Tak, chociaż z tą nogą nie ma wygody.
- Ty płakałaś?. - spytał zaniepokojony, widząc lekko rozmazany makijaż.
- Nie, nie, oczy zaczęły mi łzawić od kataru. - tłumaczyła, sama nie wierząc w to co mówi.
- Wiesz... jeśli masz kłamać, to może darujmy to sobie.
- Przepraszam, ale, no nie chcę na wiele tematów rozmawiać...
- ...bo jest ci z tym ciężko?. - spojrzał w głąb jej oczu, jak gdyby odczytując z nich odpowiedz.
- Tak ciężko mi z tym. - odetchnęła.
- Dobrze, jeśli będziesz chciała, to spokojnie możesz się do mnie zwrócić, pewnie wszystkich twoich problemów nie rozwiążę od tak, ale oparcie będziesz we mnie miała.

Oboje na chwilę na siebie spojrzeli, Gośka z oczami wołającymi o pomoc, a on z oczami w których widniała nadzieja.

- Ile jeszcze pojedziemy?.
- Yy... z półtorej godziny, jesteśmy już bliżej niż dalej, tak więc możesz dać znać komu trzeba.

Gośka przytaknęła i napisała do mamy.

G. " Powinnam być za plus, minus półtorej godziny, poinformuj tatę..."
M. " Dobrze Gosiu, wyjdziemy po ciebie z ojcem, do zobaczenia."

Dziewczynę zdziwiła odpowiedz matki, bo nagle stała się bardziej łagodna, jak nigdy.
Przez resztę drogi Gosia już się nie odzywała do Bartka, to ewidentnie nie był jej dzień.

- Patrz, już prawie jesteśmy. - Bartek wskazał na znak, oznajmiający drogę odbijającą do Borowa.

Dochodziła dwudziesta druga, było już ciemno, a na dworze panował siarczysty mróz.

- To tutaj. - Gośka wskazała na rządek bliźniaczych domków jednorodzinnych.
- Wyjdzie ktoś po ciebie?.
- Widzi pan, tam są moi rodzice.

Bartek zjechał na bok, wysiadł z auta i przywitał się z jego rodzicami.

- Dziękujemy panu bardzo.
- Myślę, że nie ma za co... czułem się zobowiązany.

Ojciec wyciągnął ją z auta, wziął na ręce i jeszcze raz dziękując pomału  skierował się do drzwi. Gosia przez ramię ojca patrzyła na Bartka, wątpiąc, że jeszcze go zobaczy.

- Pani oszalała?.
- Proszę przyjąć te pieniądze jako podziękowanie. - wyciągnęła do niego rękę z dosyć sporą sumką.
- Nie jestem taksówkarzem, poczułem się odpowiedzialny za państwa córkę, więc pieniędzy nie przyjmę, niech pani o Gosi pomyśli... - Bartek obrócił się napięcie i z piskiem opon odjechał.

poniedziałek, 15 sierpnia 2016

Mężczyźni wypisali resztę potrzebnych dokumentów, w tym czasie przyjechał transport. Normalnie nie można zabierać ze sobą nikogo oprócz pacjenta, ale za tłumaczeniem i prośbą lekarza, zgodzili się zabrać ze sobą Bartka.
Gośka po tabletkach była i kontakt z nią był utrudniony. W drodze do szpitala Bartek siedział obok niej cały czas patrząc, na ciało dziewczyny, jak gdyby męczące się we śnie.
Gosia odwróciła głowę i spostrzegła mężczyznę, który ze splecionymi dłońmi odmawia modlitwę.

- Co pan robi?. - spytała marszcząc czoło.
- Modlę się.
- Niepotrzebnie, nie ma Boga w moim życiu. - wyszeptała i z powrotem odwróciła głowę do ściany.

Mężczyzna nie wiedział co powiedzieć, zrobiło mu się przykro, ale nie miał wątpliwości, że to przez obojętność wobec niej, jej bliskich sprawiła, że tak, a nie inaczej się zachowuje.
W momencie dojechali na miejsce, Gośce zawibrował telefon, powoli się podniosła i sięgnęła do kieszeni, był to Artur.

- Cześć Gośka, powiedz mi jak się czujesz?.
- A jak się mogę czuć, co?, fatalnie.
- Spakujemy wszystkie twoje rzeczy i je przywieziemy, tylko powiedz gdzie jesteś?.
- Jestem w szpitali zakonu bonifratrów, Artur... dziękuję ci.
- Ale nie ma za co, będziemy za niedługo, trzymaj się.

- Kto to? - spytał ciekawy.
- Artur.
- Artur?.
- Chłopak którego poznałam, byłam z nim na stoku.

Bartek chciał się już odezwać, ale Gośka go uprzedziła.

- Niech pan tego nie komentuje, mam dość.

Dziewczyna od razu trafiła na prześwietlenie, rzeczywiście okazało się, że ma dwa złamania w stawie skokowym, przewieźli ją na sale, wystarczyło już czekać na swoją kolej do ortopedy.
Mężczyzna w tym czasie siedział w kaplicy, po chwili zajrzał do Gosi.

- Gdzie pan znowu był? - wydukała.
- W kaplicy. - powiedział w prost.
- W takim razie, kim pan jest, że ciągle się pan modli?.
- Przynieść ci wodę?. - urwał od razu temat, nie chcąc się tłumaczyć.
- Poproszę...
  Może jest po prostu bardzo religijny. - tłumaczyła sobie, nie dopuszczając myśli, że może być księdzem, chociaż wszystko do siebie pasowało pod tym względem.

Bartek wrócił z woda dla dziewczyny i kawą dla siebie.

- Porozmawiamy kiedyś?. - nie zastanawiając się, wystrzeliła jak z armaty.
- Może znajdę dla ciebie czas, w swoim napiętym grafiku. - podniósł głowę, patrząc jej w oczy i obracając wszystko w żart.

Do sali wpadł Artur z rodzicami.

- Tutaj jesteś. - przywitał się zdyszany.
- Co z nią dalej?.
- Czekamy na założenie gipsu i wracamy do domu. - Bartek popatrzył na dziewczynę, której na twarzy malowało się niezadowolenie.
- Ma pan czym wrócić?.
- Mam auto, ale zostało na parkingu niedaleko stoku, dlatego jeśli nie był by to problem, podjechałbym po nie.
- To ja pana zabiorę, chodźmy. - zadeklarował szybko ojciec Artura.

Po powrocie Gośka już leżała na łóżku czekając, aż założony gips przeschnie, a ona dostanie wypis.
Bartek miał już swoje rzeczy w bagażniku, spakował jej torby, odebrał wypis z rejestracji i przyszedł po Gosie.

- Ile ważysz?. - uśmiechnął się szeroko.
- 54... - odpowiedziała zdziwiona jego pytaniem.
- To z gipsem 56, nie wiem czy cię uniosę, ale spróbujemy. - zaśmiał się poprawiając tym samym humor dziewczyny.

Bartek wziął ją delikatnie na ręce, Gośka przyklejona do jego ciała, czuła jak jego serce szybciej bije. Patrzyła w jego brązowe ślepia, zastanawiając się, czy reagując tak, miał wcześniej jakąś kobietę.

- Na co tak patrzysz?. - spytał widząc, że dziewczyna nie odwraca od niego wzroku.
- Bardzo mi się podobają pana oczy... i widać, że coś skrywają.
- Na prawdę, to aż tak widać?. - odpowiedział śmiejąc się.

Gosia pokiwała głową i z pomocą Bartka weszła do auta.

- To ruszamy, tak?
- Nie chciałam tego, ale tak.
- Tylko się nie martw. - położył rękę na jej ramieniu, widząc, że ma łzy w oczach.
- Niech pan odpala to auto i jedziemy. - przetarła oczy i obróciła się do szyby.

wtorek, 9 sierpnia 2016

Natychmiast podjechała do Gośki obca kobieta, ponieważ Artur z rodzicami dopiero wjeżdżali na górę wyciągiem, jednak zauważyli całą sytuację, pobledli ze strachu.

- Możesz się ruszać? - Spytała, pochylając się nad Gośką.
- Spróbuję... a!, nie!, jednak nie, strasznie boli mnie prawa noga. - z bólu podkurczyła lewą.
- Nie ruszaj się. - zaczęła wymachiwać ręką, aby ktoś jeszcze podjechał.

Od razu, widząc leżącą dziewczynę, podjechał snowbordzista. Widząc Gośkę kurczącą się z bólu, szybko odczepił deskę, gogle zawiesił na szyi i zdjął kask.

- Hej, jak masz na imię?. - spytał próbując utrzymać kontakt z dziewczyną.
- Gosia... boli prawa noga.
- Gosia, możesz nią poruszyć?.
- Nie, boli. - mamrotała.
- Jezu, dziecko, co ci się stało?. - w tym momencie podjechał do nich ojciec Artura.
- Niech pan zjedzie na dół. - rozkazał mężczyźnie, myśląc, że to tata Gosi.

Facet który podjechał z pomocą, chciał odczepić Gośce nartę z lewej nogi, kiedy zauważył, że but jest źle zapięty.

- Dziewczyno! ty się chciałaś zabić? - przeraził się, bo zdał sobię sprawę, że mogła sobie zrobić krzywdę, jeśli but był źle zapięty.
- Nie chciałam, przepraszam... - coraz słabszy był z nią kontakt.
- Da pani radę ją znieść ze mną? - zwrócił się do kobiety, przyglądającej się wszystkiemu.
- Jedzie pomoc. - wskazała skuter śnieżny oddziału GOPR z noszami.

Mężczyzna pomógł delikatnie przenieść Gośkę na nosze, złapał za deskę i ostrożnie zbiegł do dół, do punktu pierwszej pomocy.
Wbiegł do dużego, pomarańczowego, ocieplanego namiotu. Dziewczyna leżała na łóżku szpitalnym, przy niej stał lekarz oraz ratownik, który opatrywał powierzchowne rany.

- Co się stało? - spytał lekarz świecąc latarką w jej oczy.
- Miała źle zapięty but... - wtrącił mężczyzna.
- A pan kim jest?
- To facet, który udzielił jej pomocy. - wyjaśnił od razu ratownik.
- Najprawdopodobniej jest to złamanie w stawie skokowym, ale i tak będzie potrzebne prześwietlenie, stan jest stabilny... - mówił wypisując kartę. - I tak miałaś dużo szczęścia w nieszczęściu, były gorsze przypadki, jak tyś to zrobiła?.

Gośka chciała się już odezwać, ale mężczyzna ją uprzedził.

- Tak jak mówiłem, źle zapięty but.
- Jesteś pełnoletnia? - lekarz zaczął wypisywać dane osobowe.
- Tak.
- Dobra... podaj imię i nazwisko.
- Małgorzata Rykler.
- Sama tu jesteś?.
- Mhm...
- W takim razie podaj numer kontaktowy do rodziców.
- Ale tu jest twój tata... - wtrącił mężczyzna, wskazując za siebie.
- Nie, to ojciec kolegi z którym się poznałam na dworcu. - sprostowała.

Wyświetliła numer do matki i podała telefon lekarzowi.

- Tomek... - zwrócił się do ratownika. - Przedzwoń proszę i poinformuj o zdarzeniu.
- Rodzice pracują? - spytał nie mogąc się dodzwonić.
- Oni cały czas pracują, powiedzieli, że nie będą mnie kontrolować, więc mają w dupie moje telefony.
- Nie mów tak. - mężczyzna próbował pocieszyć Gośkę.
- A pan niech się może nie wtrąca, bo nic pan nie wie. - zjechała go ze złości.
- To zadzwonimy ze swojego. - ratownik spisał numer i oddał telefon dziewczynie.
- Yy... Dzień dobry...
- To coś ważnego?. - przerwała ratownikowi, z pretensją w głosie.
- Już mówię... czy pani Anna Rykler?.
- A kto ma być!?.
- Spokojnie, już mówię, z tej strony... - ratownik wyszedł przed namiot, bo już po minie dziewczyny było widać, że jest jej wstyd za matkę.

Lekarz wypisujący dokumenty wyszedł do Artura i jego rodziców, a Gośce zrobiło się głupio, że wyskoczyła na faceta, więc wykorzystała okazję, że zostali sami.

- Ja... ja przepraszam pana, jestem w szoku, a do tego moja matka... szkoda gadać. - dopiero teraz zauważyła kto obok niej cały czas siedzi. - wysoki mężczyzna o dużych brązowych oczach, ciemnych włosach, z dwudniowym zarostem.
Oczy Gośki zaświeciły się jak dwie gwiazdki i już sama nie wiedziała, czy dlatego, że chce jej się ryczeć, czy z jego powodu.
Mężczyzna około trzydziestki uśmiechnął się do niej, nic nie mówiąc. Gośka wpatrywała się w mężczyznę, który wzrokiem szukał lekarza, myśląc kim on jest. Do namiotu wszedł ratownik i od razu zwrócił się do dziewczyny.

- Twoi rodzice pracują w jednej firmie?. - spytał upewniając się, czy jej matka mówiła prawdę.
- Tak, pracują w jednej firmie.
- Twoja mama powiedziała, że są na wyjeździe służbowym w Warszawie. - mówił, przygotowując środki przeciwbólowe dla dziewczyny.

Gośka bardzo się żdziwiła, zawsze wiedziała o wyjazdach rodziców, ale nie teraz, czuła, że matka coś kręci, tylko nie wiedziała dlaczego tak się zachowuje, każdą emocję było po niej widać.

- Masz, nie będzie tak boleć. - podał jej jedną przeciwbólową, a drugą osłonową tabletkę w plastikowym kieliszku.
- Nie chcę... - odwróciła głowę w buncie.
- Gosiu... zwrócił się mężczyzna i złapał ją za rękę. - Weź je, nie będzie tak boleć.

Po jego prośbie, Gośka popatrzyła na niego i przyjęła leki. Ratownik podziękował facetowi, bo zauważył, że dziewczyna zaczęła mu ufać.

- Odpocznij teraz... - Mogę pana na słowo?. - złapał mężczyznę za ramię i wyszedł z nim po za namiot.
- Ciężka sprawa... - zaczął niepewnie ratownik do którego dołączył lekarz. - Trzeba ją zabrać do tego szpitala, my zorganizujemy transport, no ale widzi pan w jakim ona jest stanie... po prostu musi ktoś z nią być.
- Rodzina która z nią była, jest w szoku, ale oni niestety nie dadzą rady. - kontynuował lekarz.

Mężczyzna splótł ręce, a wzrok zawiesił po horyzont, lekarz z ratownikiem nie spuszczali z niego wzroku, czekając na najmniejszy gest, który znaczyłby, że się zgadza.
Bez słowa wszedł do namiotu i usiadł przy Gosi.

- Mogę ci pomóc, ale gdzie mieszkasz?
- W Borowie...
- Borów?, należysz pod parafię św. Jacka?.
- Przecież mówię, że tak.

Mężczyzna uśmiechnął się symbolicznie i od razu podszedł do lekarza.

- Tak, zgadzam się. Dziewczyna mieszka w tej samej miejscowości co ja... jest to małe miasteczko, wszyscy się znają.
- To ja ściągam transport, a ty Tomku wypisz z panem dokumenty. - lekarz pośpiesznie wybrał numer do najbliższej jednostki ratownictwa medycznego.
- W takim razie, pana imię i nazwisko?.
- Bartosz Frączyk...



Ci którzy czytali pierwszy wpis, już pewnie wiedzą kim jest nasz pan Bartek. Pozdrawiam! ^^ Aa... i koniecznie dajcie znać czy wam się podoba. (y)


sobota, 6 sierpnia 2016

Dziewczyna powoli przemierzała przyciemniony korytarz, wyszła na główny hol, w momencie zauważyła Artura i jego rodziców, stojących przy małej kaskadzie wodnej.

- To jest właśnie Gosia - wskazał otwartą dłonią zbliżającą się dziewczynę. - Gośka przywitała się z jego rodzicami i razem ruszyli w stronę jadalni.
- Artur powiedział nam trochę o tobie... - odezwała się po chwili ciszy jego matka.
- Ciekawe... w drodze do ośrodka, to głównie on mnie zagadywał. - popatrzyła na chłopaka, uśmiechając się lekko.
- On już taki jest...
- Proszę się nie przejmować, to tylko na plus, ma więcej do powiedzenia niż ja. - nastała niezręczna cisza, którą po chwili przerwał Artur.
- A nie mówiłaś mi, gdzie się uczysz?
- Technikum architektury wnętrz. - odpowiedziała nieśmiało.
- O proszę, dobry wybór, wy kobiety macie smykałkę do tego. - uśmiechnął się jego ojciec, patrząc kolejno na żonę i Gośkę.

Rozmowa z minuty na minutę coraz lepiej się rozkręcała, a Gosia jak i rodzice chłopaka byli mile sobą zaskoczeni.

- A Gosia... - Artur szybko zmienił temat. - Wybieramy się jutro na stok... może pójdziesz z nami?.
- Chciałam w ostatni dzień, ale dobrze, pójdę jutro z wami. - odłożyła sztućce i odsunęła się od stolika.
- W takim razie damy ci jeszcze znać.
- Nie ma sprawy, do zobaczenia... - pożegnała się i zadowolona wróciła do pokoju.

Gośka na chwilę położyła się na łóżku i wymieniła parę sms - ów z Eleną, zmęczona całym dniem, tak jak wróciła z kolacji zasnęła.
Obudziło ją po dziesiątej pukanie do drzwi, zgramoliła się z łóżka i poszła otworzyć, tak jak przypuszczała, był to Artur.

- Nie było cię na śniadaniu... myślałem, że po wczoraj nie chcesz mnie widzieć.
- Co ty gadasz, widzisz, że spałam. - mamrotała ze zmrużonymi oczami.
- Mimo wszystko, sorry za rodziców... - tłumaczył opierając się o framugę drzwi.
- Przestań, nic złego nie zrobili. - machnęła ręką.
- Jak dla mnie przesadzili z tymi pytaniami. - przewrócił oczami.
- Na prawdę nie ma o czym mówić. - mówiła znudzona już jego tłumaczeniami.
- O dwunastej wychodzimy, tak więc szykuj się.
- Tak, wezmę prysznic, pójdę do sklepu i widzimy się w holu.

Chłopak odszedł, Gośka natychmiast wskoczyła pod prysznic, po pół godzinie wychodziła do sklepu dwie ulice dalej. Kupiła wodę i parę batonów, wróciła do ośrodka, wskoczyła w jasnoniebieskie spodnie narciarskie, telefon i pieniądze schowała do wewnętrznej kieszeni kurtki, przejrzała się jeszcze w lustrze, zabrała klucz i schodziła do holu.

- Uh... myślałam, że już nie zdążę. - pomyślała widząc całą trójkę opartą o barierkę na zewnątrz.
- Yy... my narty wypożyczymy na miejscu, tak?. - spytała od razu, widząc, że tylko chłopak ma deskę.
- Tak, tak... No chyba, że chcesz zjeżdżać na tyłku. - zażartował ojciec Artura.
- Wie pan coo?, szkoda by było. - razem bardzo dobrze się dogadywali, Gośka aż zaczęła zazdrościć Artiemu takich rodziców.

Po piętnastu minutach przybyli na miejsce i od razu skierowali się do wypożyczalni sprzętu.

- Który raz państwo są na stoku?. - zapytała zaskoczona, widząc, że i jego rodzice biorą deski.
- Trzeci raz... a ty pierwszy?.
- Tak, pierwszy. - zaczęła dygotać .
- Nie ma się co bać... zabierz lepiej narty.
- Ale pan dowcipny, nawet nie miałam zamiaru brać dechy. - uśmiechnęła się zakładając buty narciarskie.

Trochę się guzdrała z dopięciem butów, ale w końcu przez to przeszła, razem wyjaśnili dziewczynie jak ma zjeżdżać. po tym założyła kask, gogle i rękawice, po czym złapała się wyciągu i wjeżdżała jako pierwsza na szczyt.
Kiedy zobaczyła z czego ma zjeżdżać nogi się pod nią ugięły, ale nie było już odwrotu...

- Raz kozie śmierć. - pomyślała, odpychając się nartą.

Na początku szło jej dobrze, aż do momentu, kiedy za gwałtownie skręciła, straciła równowagę i runęła ze stoku, zatrzymała się na bocznej zaspie, podnosząc rękę, w geście, że 'jeszcze' żyje...

wtorek, 2 sierpnia 2016

Gosia po wejściu do pokoju, rzuciła torbą i plecakiem pod drzwi łazienki, usiadła na łóżku i wybrała numer do mamy.

- No tak, znowu nie odbierają, bo po co... - pomyślała, kiedy usłyszała czwarty sygnał.
- Cześć słońce! - nagle usłyszała w słuchawce.
- Cześć mamuś - odpowiedziała sucho. - Jestem już na miejscu, za niedługo kolacja, jutro pójdę w miasto, a na stok w ostatni dzień. - mówiła bez siły w głosie.
- Super, rozerwij się, nie mamy zamiaru cię z ojcem kontrolować.
- A czasem by się przydało. - wymamrotała cicho.
- Nieważne, muszę kończyć, jadę z ojcem do galerii, na razie. - Wypowiedziała te słowa w pośpiechu i natychmiast się rozłączyła.

Gośka  popatrzyła na telefon, kpiąc z tego, co właśnie zrobiła jej matka. Nie dość, że rozmowa trwała nie całe dwie minuty, to wychodzi na to, że zakupy są ważniejsze od jedynej córki.
Zrobiło jej się przykro, chociaż powinna się do zachowania swojej matki przyzwyczaić.
Nie myśląc zadzwoniła do Eleny, tylko w niej miała oparcie, mogła o wszystkim powiedzieć, matka Gośki nawet na to nie zasługiwała...

- Siema Gośka, ja tu umieram ze strachu, a ty dopiero teraz się odzywasz?
- Super, chociaż ty jedna.
- Co jest? - Spytała w prost, wyczuwając w jej głosie nutę zawodu.
- A jak myślisz?. Rozmawiałam z mamuśka, o ile to można nazwać rozmowa...
- Jezu, bierz na nią poprawkę.
- Elena, ale to jest moja matka, ja jestem jej córką, a nie koleżanką. Rozłączyła się, bo jechała z ojcem do galerii... rozumiesz to?, przegrałam z kilkoma szmatami - mówiła szybko ze złości. - To jest po prostu jakaś paranoja...
- Skończmy o niej gadać, mów lepiej jak podróż.
- Eh... - odetchneła - Dobrze, poznałam fajnego chłopaka, jest w tym samym ośrodku.
- No proszę, to bierz się za niego!.
- ... z rodzicami.
- Rodziców się odstawi. - zaśmiała się.
- O dziewiętnastej widzimy się na kolacji, tak więc zobaczymy, ale mimo tego, że jest przystojny, jakoś mnie do niego nie ciągnie...
- W takim razie wyszarp jego numer, dla przyjaciółki.
- Zobaczę co uda się zrobić. - Powiedziała spokojnym już głosem. - Chcę się jeszcze ogarnąć, tak więc dam znać, co i jak po kolacji.
- Nie ma sprawy, trzymaj się ciepło, buźka, pa...

Gośka podłączyła telefon do ładowania i zostawiła go na łóżku, rozpakowała najpotrzebniejsze rzeczy i poszła do łazienki podmalować rzęsy. Po wyjściu, spojrzała na zegar ścienny, było za pięć siódma, przed lustrem w szafie związała niezdarnie włosy w kok, dopinając go wsuwką. Sięgneła po kluczyk, który leżał na komodzie i wyszła z pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi.




Widzę, że jest was już dużo i bardzo za to dziękuję ^^. Ale na prawdę, pokażcie, że potraficie i nieraz wypowiedzcie się na temat wpisu, a będę jeszcze bardziej wdzięczna. :P :D