sobota, 10 czerwca 2017

G: "Do pół godziny. Nad Zalewem".

Dziewczyna do ostatnich chwil wahała się, czy powinna do niego pojechać. To, co jej powiedział, zwaliło ją z nóg, nie wiedziała czego może się spodziewać i jak to spotkanie może się skończyć.

- Mam na ciebie poczekać?. - spytała, parkując auto.
- Eleni... powiedz mi, dlaczego tak teraz?.
- Co ja mam ci odpowiedzieć, jest księdzem. - wzruszyła ramionami.
- I dalej jest człowiekiem. - zapieczętowała, wychodząc z samochodu.

Bartek już czekał, siedział pod drzewem, pod tym samym, co wczoraj. Dłonie miał splecione w palcach, szeptał pod nosem jakąś formułkę, to chyba była modlitwa. Wszystko wyglądało jakby było zaplanowane, nie było nikogo wokół.
Podeszła bliżej, nie odzywając się ani słowem, przysiadła do niego, całe jej ciało wyrażało zdenerwowanie, natomiast on wydawał się oazą spokoju.

- Co mam księdzu powiedzieć?. - zaczęła niepewnie.
- Chciałbym się odkochać. Przepraszam, ale nie potrafię. - spojrzał na nią rozżalony.
- Eh... czuje się winna.
- Nie. - pokręcił głową.
- Chciałam mieć kogoś blisko siebie, ale najwidoczniej wymknęło się to spod kontroli.
- To ja nie powinienem ulegać temu uczuciu, co dzień się modliłem, odpierałem od siebie każdą myśl o tobie. Bezskutecznie.
- Nie miałam pojęcia, że ksiądz coś więcej...
- Tak Gosia, coś więcej. - przyznał.
- Nie wiem, czy mam za to przeprosić.
- Kiedy byłem diakonem, miłość stała u bram, odrzuciłem ją, za wszelką cenę chciałem być kapłanem... Teraz ona powraca, czego Bóg ode mnie chce?!.
- Proszę księdza, ale dlaczego mamy przepraszać za miłość?.
- Nie mam pojęcia, jaki plan ma dla mnie Bóg, czy on chcę abym był szczęśliwym, pełnowartościowym mężczyzną, czy tylko wystawia moje kapłaństwo na próbę.
- Więc może dajmy temu spokój.
- Już ci mówiłem, że nie będę wybierał, w życiu!.
- Co chce ksiądz przez to powiedzieć?.
- Teraz to ja ciebie potrzebuję. Bądź przy mnie, jak ja przy tobie.
- Przecież zawsze ma mnie ksiądz blisko siebie.
- Jesteś blisko, a jednak tak bardzo daleko, co się dzieje?.
- Patrząc na księdza, czuję wstyd. Wstyd przed Bogiem, on jest gniewny.
- Kocha nas.
- To dlaczego nie da nam kochać?, przede wszystkim księdzu.
- To jest właśnie jego plan. - tłumaczył.
- W takim razie, marny ten jego plan.
- Nie zaprzeczę.
- A ksiądz?, był z pewnością przystojnym młodzieńcem i czy na prawdę tacy powinni być kapłanami?.
- Nie wiadomo, kto poczuję powołanie. Brzydki, czy przystojny... chudy, czy gruby... i tak dalej.
- Ksiądz na prawdę miał powołanie, czy to było robione na siłę?. - spytała, oczekując od niego szczerej odpowiedzi.
- Znasz mnie już trochę, niczego nie robię wbrew sobie.
- A ja?.
- O co znów pytasz.
- Wobec tego, ja również nie jestem na siłę.
- Absolutnie!. Wystraszyłem cię wczoraj moimi słowami?.
- Nie wiedziałam jak to przyjąć.
- Możesz być pewna moich słów, jeśli nie, będę ci to powtarzał codziennie. Gosia... jesteś kobietą, którą kocham.

Gosia siedziała z podkurczonymi nogami, cały czas ślepo patrząc w Bartka, nie wiedziała, co ma odpowiedzieć, że go kocha?, tak po prostu?, przecież on już doskonale o tym wiedział.
Po pewnym czasie, z jej oczu popłynęła strużka łez, to nie była łza rozgoryczenia, strachu, bezradności.

- To przeze mnie?.
- Jest ksiądz obok, pierwszy raz tak blisko.
- Czyli nie jest ci przykro?.
- Może gdzieś w środku tak, ale maskuje to szczęście. Na prawdę jestem szczęśliwa.
- Niemożliwe. - uśmiechnął się na tę wieść, obcierając łzę z jej policzka.
- Nie wybaczyłabym sobie, gdybym teraz zwiała.
- Nie pozwoliłbym ci teraz zwiać...

Będąc na klęczkach, złapał dziewczynę za ramię, delikatnie przyszarpując ją do siebie.

- Drugi raz cię nie posłucham. - uśmiechnął się szyderczo, obcierając nosem, o jej ucho.
- Drugi raz nie odmówię. - zassała powietrze przez zęby.

Bartek w tamtym momencie chciał żyć chwilą, chciał być delikatny, ucałował ją w czoło, skroń, następnie w nosek. Spojrzał na jej w ręcz dziewicze usta, które nie były podkreślone żadną krwistą szminką. Były jakie były, male, spierzchnięte, mimo to tak bardzo ich pożądał.
Spojrzał głęboko w jej oczy, jak gdyby złodziej wdzierał się do jej duszy. Dziewczyna je przymrużyła i lekko co, rozchyliła wargi, poświadczając tym, chęć pocałunku.
Nie chciał już dłużej czekać, nie chciał więcej rozstrzygać wszystkich, za i przeciw. To nie był ten moment.
Mężczyzna wpił się w jej usta, jak dziki, pierwszy raz poczuł takie pożądanie, pożądanie chęci nieprzerwanego pocałunku.

- Nie zapomniał ksiądz, jak całować. - mruknęła, kręcąc głową w rozkoszy.
- Nigdy tak nie całowałem, bo nigdy tak nie pożądałem.
- Pożądanie?.
- Pożądam całego twojego ciała, całej ciebie. - mówił podniecony.
- Ale... - odsunęła się, patrząc w jego twarz.
- Nie zrobię niczego, wobec twojej woli. Nie chcę ci zrobić krzywdy. - zarzekał.
- Nie wiem, dlaczego mam wobec księdza takie zastrzeżenia.
- Boisz się mężczyzn, po tym, co jakiś czas cię spotkało... - nawiązał do sytuacji, która miała miejsce nie tak dawno temu, w parku.
- Gdyby ksiądz się tam nie pojawił, nie wiem jak by się to skończyło. - dziękowała w duchu.
- A ja głupi jeszcze na ciebie nakrzyczałem.
- To były emocje. - starała się uspawiedliwić.
- Myślałem, że go rozszarpię.
- Dobrze, że to wszystko już się skończyło. - odetchnęła.
- Widujesz go jeszcze?.
- Staram się go unikać, jest obleśny.
- Nie myśl już o nim. - uspokoił, tuląc jej głowę, do swego ramienia.
- I co zrobimy z tym fantem?.
- Możesz być pewna, że nie przestanę cię kochać.
- Kocham księdza za to poczucie humoru. - dogryzła mu.
- Myślisz, że ja żartuję?. - zaśmiał się, wyczuwając prowokację ze strony dziewczyny.
- Z księdza jest taki śmieszek, to kto tam wie...
- Ty spójrz dziewczyno na siebie. - prychnął.
- Niech ksiądz się na mnie nie boczyyy. - uwiesiła się mu na szyję.
- Nabrałaś się, wariatko. - wyszczerzył zęby.
- Po księdzu można się wszystkiego spodziewać. - przekręciła głowę, przyglądając się mu uważnie.

Niespodziewanie i równie gwałtownie ją podniósł i oparł na swojej miednicy.

- Widzisz?, nieprzewidywalny jestem. - uniósł brew, zasysając jej dolną wargę.

Dziewczyna nie chciała tego przerywać, wsunęła palce, w jego gęste włosy, bawiła się nimi, raz, to raz pociągała delikatnie, pojedyncze kosmyki włosów.

- Podoba ci się złośnico...
- Dlaczego tak brzydko ksiądz do mnie mówi?.
- Bo jesteś moją małą złośnicą. - spuścił ją na dół, cały czas asekurując jej ciało.
- Chciałabym w końcu poznać księdza. - zamyśliła.
- O czym mówisz?, znasz mnie.
- Myślę, że nie do końca... coś ksiądz skrywa, nie tylko przede mną.
- Może kiedyś uda ci się odkryć prawdę, Shermlocku.
- Watsonie?. - wyciągnęła w jego kierunku dłoń, chcąc iść z nim pod rękę.

Oboje postanowili, że powolutku będą wracać, im dalej od zalewu i im bliżej miasteczka byli, tym więcej ludzi napodkiwali po drodze. Kapłan postanowił, że mimo wszystko nie puści jej ręki, kiedy obok kogoś przechodzili, on dodatkowo mocniej ściskał jej łapkę, aby ta pod wpływem chwili, mu się nie wyrwała.

- Zwariował ksiądz do końca. - zwróciła się do niego w końcu.
- Mówiłem ci, że jestem nieprzewidywalny. - spojrzał na nią kątem oka.

********

Chyba już za dużo się wydarzyło jak na jeden wpis, łapajcie!. Pozdrawiam cieplusio. ^^










7 komentarzy:

  1. Meeeega ❤ ! No wreszcie coś się dzieje xD. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Meeeega" - jak zawsze ;3. Mówiłam, że cierpliwość popłaca ^^.

      Usuń
    2. No właśnie tyle czekałyśmy więc teraz coś szybciutko musisz dodać :D

      Usuń
  2. Genialne tylko jedno co mi nie pasuje, to że dalej Gosia mówi do niego na ksiądz...
    Ale mimo to wspaniały wpis😘😘😘

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zobaczymy, może za niedługo i to się zmieni ;).

      Usuń
  3. Genialne !!! Aż się w brzuszku ciepło robi jak się czyta <3

    OdpowiedzUsuń