niedziela, 17 grudnia 2017

Gośka budząc się około godziny jedenastej, odruchowo wymacała ręką miejsce obok siebie, zacisnęła tylko w swojej ręce prześcieradło, które było równiutko wyścielone.
Przestraszyła się, bo obok niej nie było Bartka, a przecież jeszcze nad ranem zasnęli w swoich objęciach.
Dziewczyna leżała spokojnie na łóżku, mając nadzieję, że ten tylko na chwilę zszedł na dół i zaraz wróci. Nie myliła się, po kilku minutach, do pokoju wszedł Bartek.

- Proszę... - podał jej kubek z herbatą.
- A ty?. - podsunęła się pod ścianę, aby ten mógł obok niej przysiąść.
- Jadłem śniadanie z proboszczem, dziwnie by wyglądało, gdybym niósł na górę herbatę x2.
- Tak bardzo się tego boisz, a on...
- Gosia, nie w tym rzecz, ja jestem tylko wikarym. - próbował się tłumaczyć.
- Przydupas proboszcza. - prowokowała, zagryzając dolną wargę.
- Zołza... - odgryzł się szybko, czochrając ją po głowie.
- Wiesz, że nie lubię!. - odganiała się od niego.
- Wczoraj nie narzekałaś...
- Poniosło nas trochę, nie wiem czy to powinno się tak skończyć. - spoważniała
- O czym mówisz, było nam tak dobrze, prawda?. - uchylał się nad nią.
- Nie tak to sobie wyobrażałam.
- Myślałem...
- ...w pozytywnym tego słowa znaczeniu, skarbie. - wtrąciła.
- Wpadniemy do ciebie, spakujesz plecak i zabieram cię...
- Ale gdzie?. - spytała zaniepokojona.
- Nie patrz tak na mnie, nie mam zamiaru cię wystawić. - rozśmieszyła go nieco mina dziewczyny.
- Nie o to chodzi, ja nie wiem, czy mogę. - próbowała wybrnąć z niekomfortowej sytuacji.
- Hej, mycha, ale co cię tu trzyma. - spojrzał na nią wzrokiem, który wręcz błagał, aby się z nim zabrała.
- Pojadę z tobą, ale nie chcę o tym rozmawiać. - ucięła temat, pochopnie zrywając się z łóżka.
- Z czasem, sama wiesz... - wstał za nią, delikatnie łapiąc ją za dłoń.
- Nie potrafię ci powiedzieć, nawet teraz, przepraszam.
- Nie masz za co, słońce... nie masz za co. - przygarnął ją blisko siebie, tuląc do swojej piersi, jak córkę.
- Słuchaj, ja wrócę sama do domu, napiszę kiedy będę gotowa, wtedy po mnie podjedziesz. - zaproponowała, licząc na jego przychylność.
- Zgoda, zaraz coś wymyślę, żeby cię stąd ewakuować. - przytaknął, przetrzepując kieszenie w poszukiwaniu kluczy.

Po kilku minutach, kiedy Gośka stała przed drzwiami ubrana, Bartek ukradkiem wyszedł z pokoju, zostawiając lekko uchylone drzwi.

- Wrócę, a ty się nie bój, za nic stąd nie wychodź, ja po ciebie przyjdę. - objaśniał wszystko dziewczynie.

Wszystko wyglądało tak dziko, jak przy odbijaniu zakładnika, Gosia była jednak o wiele spokojniejsza, wierząc w to, że Bartek w razie czego, ma plan "B".

- Poszedł do zakrystii, po jakieś papiery. Szybko, chodź. - wyciągnął do niej rękę.
- Przyznaj, podoba ci się to. - idąc w pośpiechu, zerkała na jego uśmiech.
- Z tobą u boku... czuję się jak w filmie, a jednak to wszystko dzieje się na jawie. - mówił podekscytowany.
- Dobra, no to co?, do zobaczenia, nie?. - nie wiedziała jak ubrać w słowa, niedługie pożegnanie z nim.
- Obiecaj, że mnie nie wystawisz, zadzwonisz. - prosił, pociągając ją za ramiona do siebie.
- Możesz być spokojny, dam znać. - uśmiechnęła się miło, bez wahania cmokając go prosto w usta.
- Idź już... - mruknął do jej ucha, robiąc krok w tył.

Gosia do domu wracała w pośpiechu, mimo, że dopiero odchodziła, chciała jak najszybciej znów do niego wrócić, podświadomie wiedziała, że w domu nie będzie mile widziane, z tego też powodu, że nie dała znać, gdzie jest. W głowie układała sobie rozmowę, z rodzicami, tak aby uniknąć konfliktu, zamyśliła się w tym na tyle, że nie zauważyła przyjaciółki, która tuż obok niej przeszła.

- Hej Gosiek!. - wywołała ją.
- Eleni... - odwróciła się gwałtownie, podchodząc do przyjaciółki.
- W sumie to kope lat!, nie odzywałaś się jakiś czas.
- Jakoś tak wyszło. - tłumaczyła, ocierając pot z czoła.
- Mi mówisz, że jakoś tak wyszło?!, gdzie lecisz?. - spytała ciekawa.
- Do domu... - odpowiedziała obojętnie.
- O tej godzinie?, gdzie zabalowałaś. - spytała szeptem, odciągając ją na bok.
- Nie powinniśmy tutaj rozmawiać. - z grymasem na twarzy, skinęła głową.
- Gdybyś... ej!, byłaś u niego, tak?.
- No tak, ale cicho. - próbowała załagodzić jej doniosły ton.
- Byłaś u niego na noc, wariatko?. - chciała wyciągnąć od przyjaciółki jak najwięcej szczegółów.
- Wczoraj było ze mną kiepsko, wziął mnie do siebie, no i...
- No nie mów!, zabezpieczyliście się chociaż?!.
- Nie krzycz tak!, wszyscy cię słyszą. - wana przyjaciółkę.
- Pytam, czy się zabezpieczyliście?. - gwałtownie przyciągnęła ją do siebie.
- Nie... nie wiem... to wszystko tak szybko się działo. - łapała się za głowę, plącząc się w swoich wypowiedziach.
- Jak to nie, nie wiesz?, upił cię?.
- No coś ty zwariowała?. Myślisz, że by mi to zrobił?!. - zbuntowała się, zarzutem Eleni.
- Tak, tak właśnie myślę.
- W takim razie to ty jesteś głupia!.
- Pomyślałaś o tym?, o konsekwencjach?, a on... dorosły mężczyzna i teraz co?, będziesz wychowywać dziecko księdza?, jesteś za młoda na to...
- Oczywiście ty już zakładasz najgorszy, możliwy scenariusz. - kręciła głową.
- Nie, ja jestem realistką.
- Nie będę z tobą rozmawiać, nie teraz!.
- Nie wiem, co mam ci powiedzieć... I co powiesz rodzicom?.
- Nie mam im nic do powiedzenia. - zaplotła ręce na piersi.
- To się rozniesie, mówię ci.
- Jeśli ty zaczniesz kłapać buzią, to na pewno. - prychnęła śmiechem.
- Nie rozmawiaj tak ze mną. - upomniała Gośkę.
- Nie będę, bo w ogóle nie chce. - syknęła, odchodząc od niej.

Gosi zrobiło się niewyobrażalnie przykro, mimo to, próbowała to ukryć pod kamienną twarzą.

- Zapomniałaś gdzie mieszkasz?. - na fotelu w salonie, siedział ojciec Gośki, popijając coś ze szklanki.
- Nie, ale spokojnie byłam u przyjaciółki. - rzuciła przez ramię, zdejmując kurtkę.
- U Eleni?.
- Yyy, no tak, tak. - przytaknęła.
- A to ciekawe, bo była u nas wieczorem.
- No dobra, nie byłam u niej. -  po chwili przyznała się pokornie.
- Oczekuję odpowiedzi, bo ja nie wiem, co się wczoraj wydarzyło.
- Gdzie w ogóle mama?. - spytała po czasie, nie zastając jej w domu.
- Odwiozła Karo, przecież wiedziałaś, że wyjeżdża i nawet się z nią nie pożegnałaś. - wytknął córce, zaistniałą sytuację.
- Dość mi namąciła, bardzo dobrze, że nie miałam okazji. - prychnęła, udając niewzruszoną.
- Nie o tym teraz, z kim i gdzie byłaś?.
- Pamiętasz tego faceta, który nie raz mnie odprowadzał?. - podstawiona pod mur, chciała jak najłagodniej wyjaśnić ojcu sytuację.
- No tak i co?.
- I to, że z nim byłam.
- Ale on jest księdzem prawda?, byłaś na noc u księdza?, po co?!.
- Nie krzycz na mnie!, byłam u niego, ale nic po za tym. - zaczęła się wycofywać.
- Jesteś dorosła, nie będę ci prawił morali, ale skończ to, to tylko zauroczenie, nie wiesz nic o prawdziwej miłości. - prychnął , wychodząc z salonu.
















3 komentarze: