poniedziałek, 16 października 2017

- Muszę odpocząć... - Gośka burknęła sama do siebie, chwile po tym, jak Bartek wyszedł z jej domu.

Przecież nikt nie mówił, że życie będzie łatwe, a przecież jeszcze te najważniejsze decyzje przed nią, ale nikt również nie uprzedzał, że tak to wszystko będzie się komplikować. Dziewczyna czuła złość względem Bartka, mimo, że ten nie był niczemu winien, mimo, że to on zawsze był dla niej ostoją.
Jej twarz rozpromieniała, kiedy kilka sekund temu odebrała esemesa.

B:  "Kocham cię."

To już nie były przelewki.
Późnym wieczorem, kiedy Gośka siłowała się z otwarciem drugiej już butelki, półsłodkiego, kilku letniego wina, które należało do jej rodziców, odezwało się powiadomienie z jej kalendarzu, w telefonie.
Sięgnęła po telefon, prężąc swoje ciało, jak kot.
"Godzina 8.00 - szpital". - dziewczyna była podpita, jej refleks był ograniczony, dopiero po kilkunastu sekundach zorientowała się, że to chodzi o jej wolontariat w szpitalu onkologicznym, gdzie również swoją posługę pełni Bartek.

- Woda, lemoniada, maślanka?. - Karo trącała ją, widząc, że ta się budzi.
- Weź to ode mnie. - wymachnęła ręką, odtrącając szklankę od twarzy.
- Rodzice to co zastali... no nie byli zadowoleni. - pokręciła głową.
- Guzik mnie obchodzi ich zdanie.
- Buntowniczka, ale mnie mogłabyś posłuchać...
- Ciebie?!. - śmiechła, powoli wygrzebując się z łóżka.
- Nie rozumiem.
- Po tym co wczoraj odstawiłaś?, po tym jak próbowałaś mi wybić Bartka z głowy?. - burzyła się.
- Gosia, pierwsza, lepsza, przypadkowa osoba próbowała by ci to wybić z głowy.
- Ty oczywiście wiesz lepiej. - przewróciła oczami, wybierając rzeczy z szafy.
- Wybierasz się gdzieś?.
- No rodziców pewnie nie ma, to co?, ciebie mam pytać o pozwolenie?.
- Idziesz do niego?.
- Nie, zajmuje się wolontariatem. - odpowiedziała spokojnie.
- Tutaj w waszym onkologicznym?.
- Tak, tutaj w naszym onkologicznym. - potwierdziła.
- Nie za wiele na siebie nakładasz?.
- Chce to robić i daj mi spokój. - skwintowała, zamykając za siostrą drzwi do pokoju.

Gośka przebrana już i prawie gotowa do wyjścia, zebrała dwie puste butelki po winie, które wrzuciła do barku, mając w głowie, że po powrocie je wyrzuci.
Będąc całą obolałą, postanowiła poczekać na autobus i podjechać dwa przystanki, ten jednak jak na złość się spóźnił, a dziewczyna wiedziała, że spóźniona, w dalszym czasie będzie miała przechlapane u przełożonej.

- Godzina 8:10... - starsza kobieta, w białym uniformie, już od początku patrzyła na dziewczynę spod byka.
- Przepraszam, ale autobus...
- ...autobus, nie masz daleko. - wtrąciła

Gośce otwierał się nóż w kieszeni, nie podobało jej się zachowanie kobiety, z która stała przed samym wejściem na oddział. Miała ochotę jej powiedzieć, że jest wredną zołzą i jak najszybciej wracać do domu, a tam do łóżka, ostatecznie jednak zacisnęła zęby i podążyła, za lekko kulejącą kobietą.

- Jak masz na imię?. - rzuciła przez ramię, szukając kontaktu z dziewczyną.
- Gosia. - odpowiedziała pokornie, wyrównując do niej kroku.
- Małgorzata, tak?.
- No tak, ale wszy...
- Dla mnie będziesz Małgorzatą.
- No dobra. - odpowiedziała zniesmaczona.
- Jak się tu znalazłaś?.
- Yym przyjechałam spóźnionym '76, potem kawałek przez skwer i... - postanowiła sobie zażartować z kobiety, tym samym odgryzając się jej, za niezbyt miłe powitanie.
- Przecież nie pytam!.

Dziewczyna szyderczo się uśmiechnęła, kiedy ta wewnętrznie gotowała się ze złości, uświadamiając kobiecie, że nie jest prostym kąskiem.

- Wiem, że polecił cię ksiądz Bartosz, z naszej parafii, on tu często zagląda...
- To już coś o mnie wiesz.
- Wie pani... nie pozwoliłam do siebie mówić na ty. - poprawiła Gosie.
- A ja nie będę przepraszać. - burknęła pod nosem, mając nadzieję, że tego nie usłyszała.

Po pełnej godzinie, biegając za kobietą, która chodziła z pokoju A, do pokoju B, bez rezultatu, Gośka zaczęła tracić werwę, na bezinteresowną pracę, bo jeśli miało ją coś zmobilizować, to na pewno nie było to, to.

- Za niedługo pacjenci dostaną śniadanie, przydzielę cię do piętra, na którym będziesz pracować.
- Rozumiem, a do której tak mniej, więcej?. - spytała orientacyjnie.
- Jak skończysz, jesteś wolna. Zejdź teraz ze mną do jadalni, tam powiem co dalej.

Po małym zapoznaniu się z tym, co będzie robiła i po przyswojeniu podstawowych zasad BHP, w końcu pozwolono jej samodzielnie przejść na oddział. Nie była jednak zadowolona, że już na początku, kiedy jest totalnie zielona w temacie, rzucają ją na głęboką wodę. Jednak jak to już miała w zwyczaju postanowiła zagryźć zęby i udowodnić za wszelką cenę, że postawi na swoim.

Po dwóch godzinach ciągłego biegania w to i z powrotem, przysiadła na krześle, które stało na korytarzu. Skuliła się, zakładając dłonie na podbrzuszu. Gęsia skórka pojawiła się na jej rękach, kiedy poczuła nagły powiew powietrza, tak jakby ktoś szybko obok niej przebiegał.
Nagłe poruszenie, krzyki, piski, chaos.
Po chwili cisza... z sali obok dobiega czyjeś pochlipywanie.

Dziewczyna ciekawa, a jednocześnie zaniepokojona zaistniałą sytuacją, skradła się pod same drzwi, wychylając zza nich głowę.

- Idź stąd!. - usłyszała znajomy jej wcześniej głos.
- Nie traktuj mnie jak intruza. - fuknęła.
- Nie ma tu nic do oglądania. - skarciła ją starsza kobieta.

Kiedy ta weszła do środka, Gośka poczuła się nadzwyczajnie dziwnie, stała bardzo niestabilnie, czuła jak żołądek podchodzi jej pod gardło, a cała krew z kończyn odchodzi ku sercu.
Wyciągnęła rękę aby otworzyć drzwi i wyjść, zaczerpnąć świeżego powietrza, nie dosięgnęła, bezwładnie upadła.
Upadek dziewczyny zauważyła właśnie wychodząca zza rogu pielęgniarka, która natychmiast wołała o pomoc.
Podbiegli do niej pielęgniarze, jeden z nich zarzucił lecące ciało dziewczyny na barki i szybkim krokiem przemaszerował do dyżurki, gdzie wygodnie ułożyli ją na kozetce, w tzw. pozycji przeciwwstrząsowej.




1 komentarz:

  1. No to się ciekawie zapowiada...😗
    Czekam z utęsknieniem kolejnego wpisu😍

    OdpowiedzUsuń