niedziela, 21 maja 2017

- Niech mnie ksiądz nie puszcza... - wyszeptała, trzymając się go kurczowo.
- Chciałbym, będziemy tak stać?.
- Jeśli trzeba?. - uśmiechnęła się zadziornie.
- Obiecasz, że nie będziesz już płakać?. - spojrzał, rozmazując łzę z jej policzka.
- Ja chyba tak nie potrafię.
- Gosia, jesteś mi na prawdę droga. Serce mi pęka, kiedy widzę cię zapłakaną.
- A jeśli popłaczę się ze szczęścia?.
- Będę płakał razem z tobą. - zaśmiał się, łapiąc ją na nos.

Gosia znów zamilkła, wpierw wpatrywała się w niego, potem wtuliła policzek w jego ramię, Bartkowi widać to odpowiadało, bo w ogóle nie wzbraniał się od tego. Dziewczyna czuła, że to nie jest zwykły, przyjacielski przytulas. Kapłan raz, to raz przyciskał ją mocniej do swojego ciała, jakby ta miała zaraz mu uciec...

- To co robimy?. - spytał, delikatnie się kołysząc.
- Ja mogę tu siedzieć, chce mieć z kim porozmawiać, szczerze porozmawiać.
- Ale robi się chłodno.
- No i?. - spytała niewzruszona.
- Nie wystarczy ci wrażeń na dziś?.
- Zniosę wszystko, ksiądz mnie w tym umacnia.
- Eh, rozumiem. - przytaknął, łapiąc za bluzę i podając ją dziewczynie.
- Nie chcę, dzięki. - zaprotestowała.
- Zakładaj, bo zmarzniesz, raz, dwa!. - rozkazał, śmiejąc się.

Oboje przenieśli się, pod rosnącą niedaleko brzegu olchę. Mimo, że nie siedziało się wygodnie, dla obojga jednak o wiele ważniejsza była ich własna obecność.
Siedzieli obok siebie, w zupełnej ciszy, po pewnym czasie, Bartek poczuł, jak Gośka bezwładnie na niego opada.

- Ej nie śpij... - szturchnął ją.
- Przepraszam. - poprawiła się, wycierając ślinę z policzka.
- Jesteś senna, może wracamy?. - rzucił.
- Wraca-my?
- Ja do siebie, ty do siebie. - mrugnął jej znacząco.
- Yhym, no przecież.

Gosia przepasła bluzę przez biodra, zawiązując oba rękawy na supeł. Oboje otrzepali się z trawy i ruszyli w stronę domu.

- Idzie ksiądz ze mną?. - spytała, widząc jak podąża za nią.
- Chcę cię bezpiecznie odstawić do domu.
- Słodko. - mruknęła pod nosem.
- Coś mówiłaś?. - spytał zaciekawiony.
- Noo, że miło z księdza strony. - wytłumaczyła szybko.

- To co, rozstajemy się?. - złapał ją przed wejściem na posesję.
- Nawet niech ksiądz tak nie mówi... - parsknęła.
- Rozluźnij się. - zachichotał, pociągając ją delikatnie za kitkę włosów.
- Oddaję, żeby nie musiał się ksiądz fatygować. - siłowała się z odsupłaniem węzła z rękawów bluzy.
- Nie chcesz, żebym przychodził?. - patrzył na bezradność dziewczyny.
- Nie o to chodzi. - pokręciła głową.
- To może powiesz w końcu, co się dzieje?.
- Cały czas księdzu mówię.
- Nie wydaje mi się. - odciągnął jej ręce, samemu próbując odsupłać bluzę.
- I już... co za filozofia Gosia?. - Jedz więcej białka, bo chuderlak z ciebie. - dopiekł jej.
- Proszę księdza, ja tylko dbam o linię. - rozpromieniała uśmiechem.
- I właśnie taką chcę cię widzieć. Jestem cały czas pod telefonem, pamiętaj. - przypomniał.
- Pamiętam... W takim razie do zobaczenia. - wyciągnęła do niego rękę, na pożegnanie.
- Cześć Gosia. - poklepał ją po plecach, jak najlepszego kumpla.

Dziewczyna nie odwracała się już w jego stronę, chciała głębiej zastanowić się nad tym, co stało się nad zalewem.

- Z kim byłaś?. - dobiegł z kuchni, głos mamy.
- Ze znajomym... - odpowiedziała, zdejmując buty.
- Ksiądz, to twój znajomy?. - wyszła, opierając się o framugę.
- Y... no.
- Widziałam was. - powiedziała, jak gdyby nigdy nic.
- Ale co widziałaś?, jak rozmawiamy? i co?.
- Dziwne, dziwne. - pokręciła głową.
- Nie chce się kłócić, prawie się przy nim poryczałam.
- Ja ci nie każę się z nim spotykać.
- Oprócz Eleny, tylko jemu ufam. - gestykulowała.
- Myślisz, że jest godny twojego zaufania?.
- A nie?, nie wiem do czego zmierzasz.
- Spotykaj się z kim chcesz, ale nie przeginaj.
- Dalej cię nie rozumiem. Wydaje mi się, że należy im ufać.
- O!, od kiedy tak uważasz?. - spytała, zaskoczona, zdaniem wyrażonym przez córę.
- Od dnia, kiedy zaopiekował się obcą osobą, zawiózł do domu. Nawet was nie było na to stać. - wyrzuciła, zaistniałą wtedy sytuacje.
- Jesteś już dorosła.
- Bez Bartka...
- Bartka?. - weszła jej w zdanie.
- Bez księdza Bartka, nie dała bym rady. - poprawiła szybko.
- Gośka...
- Co znowu?. - odwróciła się gwałtownie.
- Twój wychowawca do mnie dzwonił, jesteś zagrożona i nic z tym nie robisz?.
- Jeszcze jest czas, zdążę ogarnąć. - odpowiedziała spokojnie.
- Ja myślę, bierz się do roboty.
- Oki. - przytaknęła, zamykając za nią drzwi pokoju.

Gośkę ogarnął tępy ból głowy, przed spaniem zjadła dwie tabletki aspiryny, po których w nadziei, że rano obudzi się z lepszym samopoczuciem, zasnęła jak niemowlę.
Rano obudziła ją miło przygrywająca dla ucha, melodyjka. To któraś już z rzędu pobudka.

- Jezu, to już kolejna nieobecność na pierwszej godzinie, nauczyciele mnie zabiją... - powiedziała sama do siebie, przecierając oczy.

Leniwie zgramoliła się z łóżka, podeszła do okna i odsłoniła zasłony.

- Pada... Nosz jasna cholera!. - przeklęła, odbiegając od okna.

Siedziała po turecku, na środku łóżka z dobre dwadzieścia minut, nasłuchując deszcz, rozbijający się o parapet. Nie zapowiadało się na to, aby przeszło.
Trzeba było w końcu pojawić się na zajęciach, wrzuciła do plecaka zeszyty, z komody zebrała parę klepaków, na drugie śniadanie i wyszła.

- Jak to z dnia, na dzień może się tak zepsuć pogoda?!. - grymasiła, zarzucając kaptur kurtki na głowę.

Dziewczyna chciała trafić do szkoły jak najszybciej, po drodze, w ręcz modliła się, aby deszcz, który jak na złość padał w prost na jej twarz, nie rozmazał jej oczu.

- Szczęść Boże, Gosiu!. - usłyszała za sobą, nie mając już wątpliwości, kto to.
- A, znowu ksiądz. - powiedziała z przekąsem.
- Znowu ja... zmokłaś.
- Nic dziwnego, pada deszcz.
- Na pewno chcesz iść tak do szkoły?, rozmazałaś się. - spojrzał na nią krzywo.
- No co ksiądz gada?!. -  przerażona, wyciągnęła telefon z kieszeni spodni, aby się w nim przejrzeć.
- Żartuje, żartuje... Wyglądasz pięknie. - zaciągnął kaptur na głowę, oddając swoją czarną parasolkę dziewczynie.
- Teraz też sobie ksiądz robi jaja?.
- Teraz to najprawdziwsza prawda.
- Ciekawe. Gdzie ksiądz idzie?. - spytała ciekawa.
- Do szpitala, chodziłem co tydzień w piątek, ale postanowiłem odwiedzać ich częściej.
- Jest ksiądz temu strasznie oddany. - stwierdziła, zachwycona.
- Wiesz, ja również uczę się czegoś od tych ludzi. Kocham z nimi przebywać.
- Kocha ksiądz to, mhm...
- Może i ty chciałabyś się zaangażować, w jakiś wolontariat, czy coś?. - zaproponował.
- Nie wiem, czy bym temu podołała. - odpowiedziała zniechęcona.
- Nauczyłbym cię wszystkiego. - próbował przekonywać.
- Kiedyś chciałam podjąć się wolontariatu w hospicjum, długo rozmawiałam z tamtejszymi pielęgniarkami. Ostrzegały mnie, przed tym, z czym mogę się spotkać. Okazało się, że to nie dla mnie.
- Rozumiem, ja pełnię posługę na oddziale onkologicznym. Są tam również takie młode osoby, jak ty. Ja nie zawsze wiem, jak z nimi rozmawiać, więc może ty byś dała radę. - tłumaczył.
- Pomyślę nad tym, ale niczego nie obiecuję. - ostrzegła, zatrzymując się przed wejściem do szkoły.
- W takim razie, będziemy w kontakcie.
- Tak... powodzenia. - pożyczyła, odchodząc od niego.

- Gosiek, co to za przystojniak cię odprowadza?. - w wejściu do szkoły, zaczepiła ją Anita, koleżanka z równoległej klasy.
- Ten przystojniak, to ksiądz Bartłomiej. - powiedziała w prost, śmiejąc się.
- O cholewcia, mówisz poważnie?.
- Całkowicie poważnie. - potwierdziła, odwieszając kurtkę na haczyk.
- Ewidentnie muszę zajrzeć do kościoła. - powiedziała podekscytowana.
- Ej, idąc do kościoła, idziesz do Boga, nie do księdza. - skarciła ją wzrokiem.
- Oj wiem, wiem. Wyluzuj, ale przystojny to on jest. - obserwowała go przez okno korytarza.
- No fakt. - przytaknęła koleżance, idąc pod salę 12a.

Dziewczyna oprócz tego, że ogarniała, jak by tu się dogadać z nauczycielami, u których miała tyły, rozmyślała jeszcze nad propozycją, którą podrzucił jej Bartek. Wewnętrznie bała się tego, bała się stanąć ze śmiercią, twarzą, w twarz. Jednakże Bartek obiecał, że jej pomoże, wierzyła.

G: "To kiedy mogę przyjść?."
B: "Zdecydowałaś?, nawet nie wiesz, jak się cieszę."
G: "Spróbuję, jeśli nie dam rady, zrezygnuję z tego i tyle."
B: "Pomogę ci, nie bój się :)."

*********

Ubłagałyście mnie o nowy wpis, to macie! :).
Niestety teraz nie będę mieć za dużo czasu, bo podejmuję robotę. Ale jak tylko znajdzie się okazja, to coś dopiszę. Posty również mogą być przez to krótsze. No w każdym razie, musicie mi to wybaczyć.












5 komentarzy:

  1. Mega ❤ Spokojnie, poczekamy na następne. Wiadomo jakaś przerwa pomiędzy wpisami musi być bo jeszcze stracisz wenę i kto nam będzie tak wspaniale pisać ? xD
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jej, ale świetny wpis! ♥
    Czekam na jakąś grubszą akcję, myślę, że się doczekam 3:)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Gruba akcja", no cośik na pewno się wydarzy ;)

      Usuń
  3. Znacie jeszcze jakieś blogi o takim temacie?

    OdpowiedzUsuń