wtorek, 25 września 2018

- Niewyobrażalnie cię kocham. -  Bartek ogarnął moją twarz swoimi dużymi dłońmi.
- I ja ciebie. - ledwo odpowiedziałam, kiedy ten wtopił swoje usta w moje.

Bartek co jakiś czas powtarzał się i pytał o mnie i Franka, za każdym razem patrzył na mnie podejrzliwie nie wierząc, że między mną a jego przyjacielem na prawdę nic nie ma. Nie wiem jak miałam mu przegadać do rozumu.

- Jesteś okropny, że mi nie wierzysz!. - fuknęłam na niego.
- Gdyby coś, to byś mi powiedziała?.
- O czym mówisz, gdyby coś?, tylko ciebie kocham.

Patrzył na mnie, ale to tak przenikliwie... co na prawdę zaczęło doprowadzać mnie do poczucia winy.

- Mam na ciebie tak silną ochotę, gdybym tylko miał pewność, że zostaniesz na zawsze. - położył dłoń na moim karku, co spowodowało u mnie lekkie ciarki.

To fakt, że zaczęliśmy się do siebie zbliżać coraz bardziej i bardziej, ale w samochodzie nie było za wygodnie na pieszczoty, a i pora dnia nie była odpowiednia na takie uniesienia, bo w koło było wielu ludzi. Ten jednak nie przestawał, rozpuścił moje włosy przyjemnie drapiąc mnie po głowie, całował tak namiętnie, że haustem zaciągał powietrze. Chwilą dałam się porwać, jak miałam się od niego odkleić, kiedy było mi z nim tak przyjemnie.

- Przestań... - zahamowałam go, kiedy ten chciał się posunąć o krok dalej.
- Co się dzieje. - obejrzał się na mnie, przestając pieścić moje ciało.
- Nie tutaj i nie teraz.
- Masz rację, jestem zbyt porywczy. - odsunął się nieco ode mnie kładąc obie ręce, które jeszcze przed chwilą wędrowały po moim ciele, na kierownicę.
- Odwieziesz mnie do domu?. - spytałam grzecznie, mając uprzednie już plan.
- Tak. - odpowiedział spokojnie, bez większej emocji na twarzy.

Pod moim domem byliśmy dosyć szybko, odpięłam pas i uchyliłam drzwi auta będąc gotową do wyjścia.

- Zostaniesz na chwilę?. - z moich ust padło pytanie, które było zupełnie niezobowiązujące.
- W sumie to nie wiem czy mogę. - odpowiedział skrzywiony, spoglądając na swój analogowy zegarek na prawym przegubie.
- Nie daj się prosić, przecież nie ma u mnie nikogo.
- Okej, zostanę na herbatę. - uśmiechnął się subtelnie.

Przy stole patrzyłam na niego ze zdumieniem, prawie że duszkiem pił dopiero co zalaną wrzątkiem herbatę. Myślałam, że jest na mnie zły czy coś, mimo że co jakiś czas onieśmielał mnie swoim ślicznym uśmiechem.

- Co ci jest?. - zbliżyłam się do niego, kiedy ten szykował się do wyjścia zakładając swój elegancki czarny płaszcz.
- Kotku, nic mi nie jest. - zwrócił się do mnie miło, całując mnie jeszcze w czoło.
- Nie okłamuj mnie.
- Obawiam się trochę powrotu, co znowu proboszcz wykombinuje. - westchnął.
- Nie przejmuj się nim. - otarłam się niby przypadkiem o jego krocze, rozpinając jedyny guzik jego płaszcza.
- Gosia co robisz. - wstrzymał powietrze, napinając klatkę piersiową.
- Powiedz jeszcze raz, że masz na mnie ochotę.
- Oj zawsze, ale teraz... nie czuję się tu pewnie.
- Powiedz... - szepnęłam jeszcze raz do jego ucha, lekko je nadgryzając.
- Teraz mam na ciebie ogromną ochotę. - odszepnął mi, chuchając gorącym powietrzem z ust, wprost na moją szyję.
- I ja na ciebie.

Uśmiechnęłam się zadziornie i lekko pchnęłam go na ścianę przedpokoju o którą i ja chwilę później byłam oparta. Tym razem nie musiałam się obawiać, że znowu rozczaruje mnie tym, że w kulminacyjnym momencie zapali mu się czerwona lampka, pozbiera swoje rzeczy i ucieknie jak poparzony, bo działał bardzo stanowczo. Moje skinięcie głowy wystarczyło mu, żeby zaczął dominować.
Nasze ciała od razu się rozpoznały, a jedno od drugiego oczekiwało jeszcze to więcej. Nie mogłam się nacieszyć delikatnością, opiekuńczością, którą dawał mi w tamtym momencie Bartek. Już zdążyłam zapomnieć jak to jest, kiedy tak jak kiedyś stymulował moje ciało wąchając, dotykając i obcałowując je. Byliśmy jak para kochanków i chyba tak na prawdę było, jednak wszystko jak zawsze między nami było zachowane w "granicach smaku".
Czas leciał jak szalony, półnadzy leżeliśmy wtuleni w siebie jak para rozbitków nie mająca nic więcej oprócz siebie i wpatrywaliśmy się w zegar ścienny, którego wskazówki wybijały właśnie godzinę szesnastą.

- Musisz wracać, prawda?.
- Kiedy przejmę probostwo, będę mógł wracać o której chcę i z kim chcę, zobaczysz... - marzył, biorąc mnie mocniej w ramiona.

Nasze równomierne, spokojne oddechy przerwał zryw, który był wywołany jakimś dziwnym hałasem w domu, kręcenie kluczem w zamku, kroki, znajome głosy. To, że rodzice właśnie wrócili do domu było ostatnim czego mogłam się spodziewać.
Nie... to była tylko i aż moja matka i moja przyjaciółka Eleni. Płaszcz który zrzucił z siebie Bartek dalej leżał w przedpokoju i od razu zwrócił ich uwagę. Całe szczęście, w odpowiednim momencie przekręciłam klucz w moich drzwiach do pokoju.

- Gosia... Gośkaa!. - słyszałam nawoływanie matki, która była zaniepokojona tym, co zastała.
- Jestem w pokoju, zaraz wyjdę, bo yyy... przebieram się!. - odezwałam się, próbując nie wzbudzić jeszcze większych podejrzeń.
- Wyjdź natychmiast. Po za tym przyjaciółka do ciebie przyszła.

Bartek chodził już nerwowo po pokoju, byłby gotów uciekać przez okno, które było tylko półtorej metra nad ziemią.

- Usiądź i poczekaj. - szepnęłam do niego, próbując go uspokoić.

Bez namysłu złapałam za telefon. Pierwsze co mi przyszło do głowy to tylko to, aby namówić Eleni żeby wywołała moją matkę z domu, albo czymkolwiek ją zajęła, żeby Bartek mógł wyjść.

G: "Zajmij czymś moją matkę, jest ze mną Bartek. Ona go nie może zobaczyć, błagam." - wystukałam szybko na klawiaturze telefonu i natychmiast wysłałam. Na odpowiedź też nie musiałam długo czekać.
E: "Co mam zrobić?!, chyba zgłupiałaś. Pomogę ci, ale będziesz mi to musiała wytłumaczyć."
G: "Wszystko dla ciebie, tylko odwróć jej uwagę."

Kiedy tylko usłyszeliśmy donośny głos Eleni, oznaczało to, że teraz jest szansa dla nas.

- Proszę cię powiedz mi, że nie jesteś zły. - gładziłam go po policzku, próbując uspokoić jego rozbiegany wzrok.
- Nie jestem zły, jestem zakochany. - uśmiechnął się kojąco, mimo napiętej sytuacji.
- Nie wiem kiedy znowu cię zobaczę. - wyszłam przed nim żwawo z pokoju.
- Dlaczego tak mówisz, jestem dla ciebie o każdej porze dnia i nocy.
- Chcę w to wierzyć, wiesz...
- Ale tak jest. - kiwnął głową, mocno łapiąc mnie za rękę.
- Idź już.
- Odezwę się. Kocham cię. - cmoknął mnie w policzek i wybiegł z domu.

Myślałam, że zemdleję tam na miejscu. Z tego wszystkiego, na przykład tego co mówiłam wyszło na to, że byłam bardziej zdenerwowana niż on... to znaczy Bartek.

- Gośka! co to było, zwariowałaś?. - usłyszałam za plecami, a kiedy się odwróciłam dostrzegłam przyjaciółkę.
- Chodź, ja muszę usiąść. - przepuściłam ją przodem do swojego pokoju.
- To jest dla mnie nie pojęte, co on u ciebie robił?!. - chodziła od jednego kąta pokoju do drugiego.
- Zaprosiłam go na herbatę.
- Ja już znam tą twoją herbatę, co robiliście i czemu jego ciuchy były porozrzucane po całym przedpokoju?.
- Tam leżał tylko jego pła...
- ...chciałabyś widzieć wyraz twarzy twojej matki. - wtrąciła, uśmiechając się pod nosem. - Ciekawe co byś zrobiła, gdyby mnie tu nie było...
- Właśnie, co ty tu robisz?.
- Czekałam pod furtką, patrze a twoja mama podjeżdża autem no i mnie wpuściła.
- Czekałaś? mogłaś zadzwonić, czy coś.
- I wam przeszkodzić?, przestań. - śmiechneła, bo całe ciśnienie już z niej zeszło.
- Powiedział, że nie jest zły za tą całą sytuację. - próbowałam znaleźć jakąkolwiek dobrą stronę.
- On mnie nie obchodzi... zabezpieczyliście się chociaż?.
- Nie, to wszystko tak szybko się zadziało!.
- Gochaa...


********

Trochę nam się tu dzisiaj wydarzyło, prawda?.
Mam nadzieję, że się podoba. Pozdrawiam cieplutko c:





3 komentarze: