czwartek, 20 września 2018

- Nie jest mi potrzebny taki proboszcz!.

On mnie znowu wyprowadził z równowagi, ledwo wszedłem na parafię, ten już stał u progu drzwi i zaczynał planować mi jutrzejszy dzień. Powiedziałem mu, że przecież jadę na wizytę do samego biskupa, na co on:
- Ale w ogóle mnie to nie obchodzi. Musisz zrobić tak, żeby pogodzić ze sobą te obowiązki.
Miałem w głowie wiele złych rzeczy w tamtym momencie, ale chciałem jeszcze poczekać i ostatecznie dać upust emocjom przed samym biskupem, nie obchodziły mnie konsekwencje, ja nie mogłem tak funkcjonować.
Na spotkanie z biskupem wyjechałem wcześniej, ciężko było mi siedzieć w pustce i ciszy parafii, którą praktykuję już parę lat.

- Proszę tylko o wyrozumiałość i o nic więcej. - już prawie byłem na klęczkach, kontynuując rozmowę z biskupem.
- Próbuję cię zrozumieć, ale na takie wyskoki nie ma miejsca w kościele.
- To znaczy, że nie ma miejsca na mnie?.
- Nie jesteś skreślony, coś wymyślimy... a ja mam dla ciebie propozycję. - chodził nerwowo po pokoju.
- Uprzedzam, że nie zgodzę się na wszystko. - powiedziałem w prost.
- Zwariowałeś?, robię wszystko aby cię ustrzec... - spojrzał na mnie z uprzedzeniem.
- Tak?! ustrzec przed czym?, przed światem?, zamykając mnie w czterech ścianach?, gdybym tego chciał poszedłbym do zakonu zamkniętego.
- Kto cię zamyka w czterech ścianach?. - spytał zdezorientowany.
- Przecież proboszcz był u biskupa, wiecie więcej na mój temat niż ja sam.
- Był u mnie, to prawda i to wtedy dałem mu list do ciebie.
- O właśnie!, jeśli chodzi o list... dlaczego nie wręczył mi go biskup osobiście, bądź pocztą? no cokolwiek, oby ksiądz proboszcz nie miał do mojej korespondencji wglądu.
- Otworzył twoją korespondencję?.
- Ręce mi opadają... - westchnąłem, bo zdałem sobie sprawę, że biskup nic nie wie, co dzieje się w parafii.
- Puść to w niepamięć.
- Mam udawać, że nic się nie sta...
- ...Bartek! posłuchaj mnie, bo nie wezwałem cię do siebie ze względu na twojego proboszcza, tylko na ciebie.
- Chcę tylko dodać, że to proboszcz zrzuca prawie wszystkie swoje obowiązki na mnie, tylko żeby zająć mi czas, a nawet nie wiem czy taka była wola biskupa.
- Yyy tak, ja tak... - odpowiedział natychmiastowo, lekko zmieszany co dało mi do myślenia, że tak na prawdę nic o tym może nie wiedzieć.
- Dowiem się czegoś sensowniejszego, niż tego co jest w korespondencji?. - warknąłem, kładąc list tuż pod jego nos.
- Nie wiem co mam z tobą zrobić. Proboszcz mi mówi, że ludzie gadają, coraz mniej ludzi w kościele. - nerwowo machał długopisem w palcach.
- Gadają o czym?, o mnie i tej dziewczynie?. Jakoś mnie te słuchy nie dochodzą, a jako pierwszy powinienem być na to wystawiony. Może problem leży w proboszczu?.
- A chcesz przejąć jego obowiązki?.
- Od paru dni nie robię nic więcej...
- Ale ja mówię poważnie. - zmarszczył brwi.
- Jestem chyba na to za młody, prawda?.
- To wszystko da się obejść. - zadumał się. - Bo co?! mam cie przenieść?.
- Nie chciałbym tego. - skrzywiłem się.
- A więc właśnie, wiesz... jako proboszcz miałbyś większe pole manewru. - tłumaczył mi.
- A co z moim proboszczem?.
- Niech on sobie da już spokój. Żebyś nie został z tym sam, z nowym rokiem wysłałbym do ciebie jakiegoś młodego. - Masz rozbiegany wzrok, gubisz się, ale ja ci dam czas na pozbieranie myśli i zastanowienie się. - uśmiechnął się nawet sympatycznie.
- Nie wiem co o tym myśleć. - szepnąłem.
- Dlatego daję ci czas. Bartek... umówmy się, to nie jest metropolia, to prowincje wam tam wszystko jedno.
- To przede wszystkim nie jest w porządku względem parafian.
- Dogadacie się, idź już, bo ja mam dużo pracy. Jeszcze dzisiaj zadzwonię do was i porozmawiam z proboszczem.
- Ale on do końca swojego odejścia mnie zniszczy w tej parafii.
- Nie bój się, o tej sprawie nie wspomnę.
- Ja faktycznie już pójdę. Z Bogiem.
- Tak, z Bogiem Bartku. - odprowadził mnie do drzwi po czym polecił wszystkiego najlepszego.

Jadąc autem już do domu, ironicznie w tym słowa znaczeniu... doszedłem do wniosku, że chyba biskup nie jest do mnie tak wrogo nastawiony, jak to mi się wydawało wcześniej.

- Musimy się spotkać. - nagrałem się Gośce na sekretarkę, a ta parę minut później oddzwoniła.
- Coś się stało?.
- Tak... albo nie!, chce cie zobaczyć. - miotał się w swoich słowach.
- Kochanie, jestem w szkole do szesnastej.
- To ja po ciebie przyjadę, ale teraz.
- ...
- Dlaczego nic nie mówisz?. - spytał.
- A co mam powiedzieć, mam się zerwać?.
- Chyba nie pierwszy raz to robisz, co?. - zachichotał.
- Dzisiaj mam ciężkie lekcje, będzie przypał. - zająknęłam się.
- Nic nie będzie... zerwij się ze mną, proszę.
- Okej... za ile będziesz?. - zgodziłam się po chwili.
- Zaraz, to znaczy tak do dziesięciu minut.

Ustawiłem auto tuż pod wejściem do szkoły, Gosia zauważyła mnie z okien korytarza i od razu do mnie zbiegła. Od razu odjechaliśmy z tamtego miejsca, jechałem gdziekolwiek, nie miałem obranego celu.

- Co jest takiego ważnego, że musiałam zerwać się z lekcji?.
- Ja nie jestem wystarczająco ważnym powodem?. - nadstawiłem policzek do całusa.
- Ty zawsze. - cmoknęłam. - Byłeś już u tego biskupa?.
- Tak, właśnie od niego jadę. - pokiwał głową.
- Nie jesteś jakoś bardzo zmartwiony, to chyba wszystko w porządku co?.
- Powiedzmy... nie uwierzysz co mi zaproponował.
- No?. - zerknęłam na niego tajemniczo.
- Powiedział, że może dać mi probostwo.
- To dobrze, czy źle?.
- Nie będę wtedy zwykłym wikarym, którym wysługują się na lewo i prawo.
- Mhm. - odpowiedziałam zniesmaczona. Już wyobrażałam sobie, że będzie miał jeszcze więcej obowiązków, a o mnie znowu zapomni.
- Skąd taka smutna buźka?. - spytał zatroskany.
- Nie jestem smutna, tylko będziesz miał jeszcze więcej do roboty.
- Niekoniecznie.
- A to dlaczego?.
- To znaczy na początku może być różnie, ale potem ześle mi jakiegoś wikarego.
- I chcesz się nim tak wysługiwać, jak ty teraz jesteś?.
- Za kogo mnie masz... daj spokój. Nie będę taki. - smyrnął mnie po kolanie.
- A ty jesteś szczęśliwy?.
- Wiesz, ja mam jeszcze czas na decyzję, ale im dłużej o tym myślę, tym więcej we mnie optymizmu.
- No to skoro jesteś szczęśliwy...
- Ale nie tylko ja, nie robię tego dla siebie samego. Dla ciebie też.
- Obawiam się jednak, że znowu zejdę na drugi plan.
- Ahh te twoje obawy. Zaufaj mi.

Przyglądałam się jego zarumienionej buzi, w której tylko oczy były zmęczone i smutne. Ile razy mi coś obiecywał, potem się nie wywiązywał, a na sam koniec prosił o wybaczenie. Nie chcę przechodzić takiej huśtawki nastrojów po raz kolejny. Ja tak nie chcę żyć.


2 komentarze: