czwartek, 19 lipca 2018

Wychodząc już ze szpitala, na holu zauważyłam Bartka. W pierwszej chwili pomyślałam, że został dłużej na swój dyżur, ale podchodząc bliżej ten zerwał się z krzesełka i podszedł do mnie.

- Już?. - spytał, patrząc na mnie wesołymi oczkami.
- Ale co już?, czekałeś na mnie?.
- No tak, przecież mówiłem, że poczekam. - odpowiedział uśmiechnięty.
- Nie trzeba było, na prawdę. - zarumieniłam się.
- Spokojnie. Jedziemy gdzieś?. - rzucił, kiedy szliśmy w stronę jego auta.
- A gdzie byś chciał?. - spytałam prześmiewczo, nie biorąc za bardzo jego propozycji na poważnie.
- Może w jakieś ustronne miejsce... miło spędzimy wieczór.
- Nie masz dzisiaj mszy?.
- Odwołałem już w niedzielę. - odpowiedział, głęboko przy tym wzdychając.
- Poważnie?, ale chyba nie z mojego powodu, co?. - spojrzałam na niego, oczekując krótkiej odpowiedzi, ten ukradkiem spojrzał, ale nic nie powiedział. - No zwariowałeś... - nabrałam głęboko powietrza, odczytując odpowiedz z jego zachowania.
- Chciałem spędzić z tobą dłuższą chwilę.
- Robisz to dlatego, że ostatnio spotkałam się z Frankiem?.
- Niee, nie. - od razu zaczął zaprzeczać.
- No taak... jasne. - parsknęłam ironicznie.
- Czego bym ci nie powiedział, ty i tak zawsze wiesz lepiej.
- Niestety nie zawsze. - kiwnęłam głową, zapinając pas w samochodzie.

Chcieliśmy zrobić sobie krótką przejażdżkę autem, lecz nie minęło dziesięć minut kiedy na telefon dostałam spam wiadomości od przyjaciółki.

- Zmiana planów.
- Co?, dlaczego?. - spytał, nie wiedząc co się dzieje.
- Zawróć i podrzuć mnie do Eleny. - rozkazałam nic więcej nie mówiąc.
- Co jest?!. - zjechał na pobocze i gwałtownie szarpnął autem zatrzymując je.
- Proszę cię, zawieź mnie do Eleny... powiedziałam jeszcze raz, lecz bardziej stanowczo.
- To są jakieś jaja. - uderzył ręką w kierownicę.
- Nie robię sobie jaj, patrz!. - przewinęłam mu spam wiadomości, które właśnie przed chwilą otrzymałam na swoją skrzynkę odbiorczą.
- Dobra. - westchnął i w sekundę zerwał auto na największe obroty, mieląc kołami żwir i wymuszając pierwszeństwo nadjeżdżającemu Fordowi Transit.
- Na spokojnie, chcesz nas rozbić?! - popatrzyłam na niego przestraszona.
- Chcesz wracać, to wracamy. - warknął nie odrywając wzroku od jezdni.
- Ale nie zachowuj się jak dzikus i król szosy. - O, możesz mnie tu wysadzić. - wskazałam palcem na wolny plac, kiedy po paru minutach dojechaliśmy na ulicę przyjaciółki.
- Mam po ciebie wrócić?.
- Niee, nie fatyguj się. Nie wiem ile zejdzie mi u niej. - tłumaczyłam z niepewnością w głosie, kiedy widziałam jak krzywi swoją minę. - I nie bądź na mnie zły... - chciałam złapać za jego dłoń, ale ten gwałtownie ją zabrał, zaplatając ręce na piersi.

Kolejne słowa cisnęły mi się na usta. Przemilczałam. Rzuciłam suchym "cześć", po czym wyszłam z samochodu, nie szczędząc siły na drzwiach auta. Twardym krokiem przemaszerowałam przed maską z głową zadartą ku górze, nie odwracając się w jego stronę.
Zrobiłam parę kroków i puściłam sms'a Eleni, żeby mnie wpuściła. Długo na mnie nie czekała, na piąte piętro wbiegłam po schodach jak dzika, zeszło ze mnie ciśnienie.

- Jesteś zła, że cię tak nagle wyrwałam?. - spytała, widząc mój niespokojny wzrok.
- Jest w porządku, hej kochana. - przytuliłam ją mocno do siebie.
- Chyba cię trochę wystraszyłam, co?.
- No może odrobinkę, ale co się dzieje?.
- Usiądź...
- Jest aż tak źle?. - spojrzałam na nią z pod byka.
- Nie, nie!. Chciałam, abyś ze mną posiedziała, możesz zostać na noc?. - spytała z nadzieją.
- Czekaj, czekaj... - zmrużyłam oczy, dokładnie jej się przyglądając. - Coś się musiało stać.
- Jest wszystko w porządku, obiecuję. - to, co mówiła, czy jak bardzo mnie przekonywała nie dawało mi spokoju. - Zaprosiłam jeszcze paru chłopaków.
- Chłopaków?, myślałam że ten wieczór ma być nasz. - zdziwiłam się, że jeszcze ktoś ma być.
- Poznasz ich, są w porządku.

Po paru minutach w całym mieszkaniu rozległo się pukanie do drzwi, Eleni była w łazience i zawołała ze środka żebym to ja odtworzyła, bo to pewnie zaproszeni chłopcy.
Otworzyłam, nie patrząc nawet przez wizjer. Przed progiem drzwi stała trójka postawnych, dorosłych mężczyzn, a zaraz obok nich drobnej postury blondyneczka, która trzymała jednego z nich za rękę.
Spojrzeli na mnie krzywo, chyba nie mnie spodziewali się zobaczyć w drzwiach. I kiedy już ze zmieszanymi minami mieli przepraszać i tłumaczyć, że chyba pomylili mieszkania, Eleni wyszła z łazienki, stając tuż za mną.

- To są te twoje chłopaki?. - spytałam przyjaciółki z ironicznym uśmiechem na twarzy.
- Wszystkich nie zabiorę, jeden jest dla ciebie. - odpowiedziała szeptem, wpuszczając gości przodem.
- Chcesz mi na siłę znaleźć męża, wariatka... - westchnęłam.
- Jest okeej, tylko uważaj na tą blondyneczkę, jest cholernie zazdrosna i to o całą trójkę. - wskazała dyskretnie palcem na dziewczynę.
- To małe?.
- Oj, zdziwiłabyś się. Koniec gadania, chodź do nich!. - podebrała mnie w pasie, prowadząc do pokoju.

Cały wieczór byłam obok tego całego towarzystwa, mimo że ze wspólnie wymienionych rozmów byli na prawdę mądrymi i w porządku ludzi. Tylko ta dziewczyna, która z nimi przyszła zerkała na mnie tak, jak gdyby mnie kontrolowała. Ale spokojnie nie miałam ochoty, na ani jednego z tamtych facetów.

- Gośka!, nie siedź tyle w tym telefonie, porozmawiaj z nami. - upomniała mnie Eleni, widząc że co chwila spoglądam w jego ekran.
- Yy przepraszam was na chwilę. - odpowiedziałam zmieszana.

Wstałam energicznie z kanapy i schowałam się w łazience, nie zamykałam drzwi. Nim usiadłam na krawędzi wanny, usłyszałam lekkie stuknięcie w drzwi, po czym odezwała się Eleni.

- Halo Gosia, co robisz?. - Mogę wejść?. - usłyszałam ponownie.
- Tak. - stęknęłam niechętnie.
- Jesteś zła, że ich tu ściągnęłam?. - spytała potulnym głosikiem.
- Niee, oni są w porządku.
- To co się dzieje?.
- Nie wiem, czuje się nieswojo. - pokręciłam głową.
- Jak chcesz, to wygonie ich, a ty zostaniesz ze mną na noc.
- Daj spokój, ja może po prostu wrócę do domu.
- Odprowadzę cię chociaż... - oferowała.
- Zostań z nimi, bo to dziwnie będzie wyglądać. Powiedz, że źle się poczułam czy coś.
- Nie ma sprawy. Jak znajdę czas, to wpadnę do ciebie jutro.
- Zapraszam. - rzuciłam przez ramię, człapiąc do przedpokoju.
- Uważaj na siebie, paa... - ucałowała mnie w policzek. Ja machnęłam jej tylko ręką i wyszłam z mieszkania.

Podczas pobytu u Eleni, pisałam do Bartka masę wiadomości, ale na żadną mi nie odpowiedział. Pytałam, czy się gniewa i że przepraszam, ale to wszystko jak krew w piach. Do domu wracałam wolnym krokiem, mimo że widziałam nadchodzące burzowe chmury z których lada moment mógł przemoczyć mnie do suchej nitki. W kieszeni zawibrował mi telefon, byłam pełna nadziei, że to w końcu on odpisał.

"Byłaś taka nieswoja... ale chyba rozumiem powód."
"No co ty nie powiesz..." - odpisałam szybko, widząc, że to Elena.
"Skończ to, widzę jak z dnia na dzień się zmieniasz. Jesteś coraz bardziej osowiała."
"Sorry, ale sama tego nie zauważam."
"To źle. Będę u ciebie jutro, przygotuj się na poważną rozmowę ;)"

- Ta jasne... - burknęłam pod nosem, wygaszając telefon i chowając go do kieszeni spodni.

Nim z powrotem wróciłam wzrokiem na drogę, za mną zajechało jakieś auto, które wcześniej mignęło mi światłami i zatrąbiło parę razy.

- Gdzie idziesz?!. - za mną rozległ się męski głos, który wydał mi się znajomy.
- Co ty tu robisz?, śledzisz mnie?. - uśmiechnęłam się, widząc tuż przede mną Franciszka.
- A jeśli tak, to co?. - odwzajemnił uśmiech, ukazując szereg białych jak śnieg zębów.
- To następnym razem zrób to bardziej dyskretnie. - poradziłam, śmiejąc się przy tym pod nosem.
- Mogę obiecać, ale następnym razem. Odpowiesz mi gdzie, lub do kogo idziesz?.
- Idę do domu, a ty co tu robisz?. - spytałam równie ciekawa jego odpowiedzi.
- Ale z tego co mi się zdaje, masz jeszcze kawałek do domu.
- Kawałek jest... ale chciałam się przejść.
- A ja chciałem cię odwiedzić!. Napotkałem Bartka, spytałem o ciebie, odpowiedział mi, że cię nie ma i tyle... poszedł dalej, nawet się nie pożegnał, totalnie jakby mnie nie znał. - mówił z niedowierzaniem w głosie.
- Bartka spotkałeś?, gdzie?. - spytałam szybko.
- Gdzieś szedł. Mówię, że w ogóle się do mnie nie odezwał.
- Ciekawe.
- Bardzo, myślałem że jesteście razem...
- ...my razem?! - zaskoczona palnęłam nie dając mu dokończyć wypowiedzi.
- To znaczy razem spędzacie czas.
- Aaah o to ci chodzi. Przepraszam, ale myślami jestem gdzieś daleko.
- Zauważyłem. - skinął głową, podejrzliwie na mnie zerkając spod przymrużonych oczu.
- Zaczyna padać, ja już chyba pójdę. - uniosłam głowę ku górze, dając kroplom deszczu rozpływać się po mojej twarzy.
- Poczekaj!. - złapał mnie za dłoń, chwilowo mnie przytrzymując. - Nie idź... w sensie, chodź do auta... ajjj to dalej źle brzmi. Po prostu przeczekamy w samochodzie, a potem możesz pójść.
- Jest już troszkę późno, nie chcę i ciebie zatrzymywać.
- Ale dla mnie to żaden problem, wsiadaj... najwyżej cię podrzucę pod dom i tak mam po drodze.

Zgodziłam się, bo i tak w końcu wywierciłby mi tym dziurę w brzuchu. Schowaliśmy się w aucie, chciałam aby od razu podwiózł mnie pod dom, ale kiedy lunął deszcz, nie było to możliwe. Niebo zaszło czarno-sinymi chmurami, mimo włączonych świateł widoczność była okropna. Wyszło na to, że musieliśmy przeczekać to nagłe załamanie pogody.
Przyznam, że chyba pierwszy raz widziałam tak okropną, a przy tym straszną pogodę. Od razu przypomniałam sobie o Bartku, miałam nadzieję, że wrócił do domu i jest bezpieczny.
Denerwowałam się, wymusiłam na Franku, aby odpalił auto i jak najszybciej odwiózł mnie do domu.

- Zwariowałaś?!, widzisz co się dzieje.
- Proszę cię... boję się.
- Dlatego stoimy, tu nam nic nie zagraża. Ja nie będę ryzykować.
- Błagam cię noo, bardziej niż o siebie boję się o Bartka. Gdzie on może być w taką pogodę?.
- Dlaczego się o niego boisz?, pewnie schował się przed deszczem. Poradzi sobie.
- A jeśli nie?.
- To trochę przemoknie.
- Co?, jak możesz tak mówić, jest ci obojętny?.
- Gosia, o co ci chodzi?!, czepiasz się każdego słowa.
- Nie prawda. - fuknęłam, zakładając przeplecione ręce na piersi.
- Tobie to on nie jest obojętny. - stwierdził, zerkając na mnie spod przymrużonych oczu.
- Nie jest, bo go kocham!. - To znaczy tak po przyjacielsku. - sprostowałam szybko.
- On chyba nawet po tym twoim "przyjacielsku", nie potrafi. - pokręcił głową.
- Bartek cię bardzo lubi, a ty za jego plecami takie rzeczy?. - skrzywiłam się.
- Ja też go bardzo lubię, mówię tylko o tym, że nigdy nie potrafił wybrać. I tak samo jest w tym przypadku, hm?.
- Trochę... - odpowiedziałam spuszczając głowę. - Ale nie wiem, między czym miałby wybierać.
- Ty wiesz, wiesz... - szepnął ze złośliwym uśmiechem na twarzy.

Mówił tak, jakby wszystko wiedział. Może to moja wina, że za dużo o nim wspominam, albo za blisko się do siebie zbliżyliśmy, a przecież ludzie patrzą, widzą, mówią.

- Absurd... odwieź mnie do domu, nie chcę już tu siedzieć.
- Nie bądź zła o to, co ci powiedziałem.
- Okej. Odpalaj auto. - odpowiedziałam bez entuzjazmu.

Jechaliśmy bardzo ostrożnie, deszcz pomału ustawał, a ja wkleiłam swój wzrok w szybę przez którą i tak niewiele było widać.
Do przejścia miałam jeszcze jakieś pięćdziesiąt metrów, kazałam się zatrzymać i nim Franek zdążył spytać o co chodzi, ja już wychodziłam z auta. Nie myślał długo, wyszedł za mną.

- Gosia, nie chcę abyś była na mnie zła...
- Nie jestem na ciebie zła.
- No właśnie widzę, powiedziałem coś nie tak?.
- Daj spokój, to ja jestem za bardzo przewrażliwiona.
- Nie spojrzysz na mnie, tak jak na niego, prawda?. - spytał, czym uważnie skupił mój wzrok w jego oczach.

Zamurowało mnie, stałam jak słup soli i czułam że wszystkie cztery kończyny mi drętwieją.

- Nic mi nie odpowiesz?. - spytał ponownie.
- Nie wiem co mam ci powiedzieć...
- Nie musisz nic, nie oczekuję. - powiedział zrezygnowany.
- Muszę iść. - odpowiedziałam, wyciągając do niego ręce do uścisku.

Nawet przytulił mnie tak bez wczucia, bez chęci. No inaczej niż zwykle, czy on wiązał ze mną jakieś plany, a ja zainteresowana bardziej Bartkiem niż nim wszystko mu zepsułam?.
Zaprosiłam go, żeby wpadł do mnie nawet na parę dni, był w porządku mężczyzną, a ja za każdym razem go spłycałam. Odpowiedział, że zobaczy, potraktował mnie trochę tak jak ja zawsze jego. Chyba mi się należał kubeł zimnej wody na głowę, żeby zobaczyć jak odsuwam od siebie i zaniedbuję tyle osób, względem tej jednej.













3 komentarze: