piątek, 27 kwietnia 2018

Że ja zawsze muszę założyć najczarniejszy scenariusz z wszystkich możliwych. Wstałam dopiero rano, na szczęście wyspana, zeszłam na śniadanie, a potem żeby nie siedzieć bezczynnie, wyszłam na spacer. Chodziłam po mieście chyba z cztery godziny, postanowiłam zobaczyć jedną z atrakcji Dortmundu, Florian Tower. Łamanym niemieckim, przeplatanym z angielskim, który też nie był doskonały, próbowałam się dogadać z przechodniami. Niewielka część tamtejszej ludności potrafiła mi wyjaśnić w którą stronę mam się udać, aby dojść do celu, błądziłam jednak między dużymi, nowoczesnymi osiedlami, inni zaś tłumaczyli się, że są tylko przyjezdnymi. Zrezygnowana chciałam już wracać do ośrodka, ale jeszcze jedna szansa... i to było to! Polacy!!.
Chyba rozpoznali mnie po akcencie, no i może słowieńskiej urodzie... Okazało się, że idą w tą samą stronę, było to małżeństwo w średnim wieku z paroletnią córką.
Dzień mi minął naprawdę fantastycznie, długo rozmawialiśmy, potem zaszliśmy do kawiarni, byli mną zachwyceni, a ja nimi.
Wróciłam do ośrodka, zaszłam do tamtejszego, niewielkiego ogrodu, byłam na prawdę szczęśliwa, pierwszy raz od dłuższego czasu. To nie jest tak, że nie jestem szczęśliwa przy Bartku, jestem!, ale ostatnimi czasy więcej w mojej głowie żalu i niepokoju, niż ogarniającego mnie szczęścia przez to, że mam u boku ukochanego.
Siedziałam na ławce, pewnie oparta o oparcie mój telefon zawibrował, momentalnie wyjęłam go z kieszeni spodni o spojrzałam na numer...

- No oczywiście... - westchnęłam, widząc, że dzwoni do mnie Franciszek. Chwilę zwlekałam i zastanawiałam się czy odebrać, czy nie... ale no w sumie...

- Halo... - zgłosiłam się cichutkim głosem
- Halo Gosia! cześć, co słychać?. - przywitał się ze mną energicznie.
- W porządku, odpoczywam...
- U siebie?.
- Nie, nie... wyjechałam na parę dni.
- Ale gdzie?. - spytał zdezorientowany.
- Jestem w Niemczech, w Dortmundzie dokładniej. - przyznałam się.
- I nic mi nie powiedziałaś?. - odparł zaskoczony.
- Nie chciałam nic nikomu mówić.
- A Bartek wie?.
- Niee i w razie czego proszę cię, nie mów mu nic.
- Nie ma sprawy, ja o niczym nie wiem!. - zachichotał. - Umilkłaś... czuję, że dzieje się coś niedobrego.
- Nie, nie!, na prawdę wszystko w porządku. - zaprzeczyłam od razu.
- Spotkajmy się po twoim powrocie, prooooszę...
- Przemyślę to. - odpowiedziałam obojętnie.
- Tak... i znów skończy się tak samo. - burknął.

Do głowy w tym momencie przyszła mi rozmowa z Bartkiem, który również na wszystkie sposoby próbował ominąć spotkanie ze mną, zachowywałam się identycznie.

- Powoli... wrócę, pomyślę, spotkamy się... obiecuję.
- Dam ci tyle czasu ile będziesz potrzebowała. - odpowiedział zgaszony. Chciałam coś jeszcze powiedzieć, ale on niespodziewanie się rozłączył.
Chyba zrobiło mu się przykro i w cale się nie dziwię, przeżywam w tym momencie to samo. Po raz kolejny wbiłam mu nóż w plecy, ale to nieumyślnie!, nie potrafię myśleć o innym mężczyźnie.
Te parę dni bardzo dobrze na mnie wpłynęły i na prawdę czułam, że wypoczęłam, a to najważniejsze.
Miałam z tyłu głowy jednak myśl, że wrócę i całe zło, które opuściłam na te parę dni, wróci do mnie ze zdwojoną siłą.
/Z Frankiem najbezpieczniej byłoby się spotkać gdziekolwiek, tylko nie tu./ - pomyślałam, zwlekając z wysłaniem do niego sms'a potwierdzającego nasze spotkanie.
Sama nie wiem, co chciałam ukryć, bo na pewno przed Bartkiem... ale nic złego nie robiłam, zgodziłam się na długo wyczekiwane spotkanie z jego przyjacielem.
Nadszedł dzień naszego spotkania, długo wyczekiwany przez niego, mniej przeze mnie, ale chciałam mieć to już z głowy. Umówiliśmy się w ustronnym miejscu, około osiem kilometrów od mojego miejsca zamieszkania, Franciszek trochę się spóźniał, przez co nieco byłam poddenerwowana.
Zamyślona stałam oparta o niewielki kamienny murek, nawet nie wiem kiedy dokładnie za mną znalazło się auto, którym właśnie przyjechał Franek.

- Bu!.
- Jejuuu nie strasz. - wzdrygnęłam się.
- Masz coś na sumieniu?. - spytał ciekawie.
- Miałabym ciebie, gdybym się z tobą nie spotkała. - uśmiechnęłam się żartobliwie.
- Ahh, nie mów tak. - przytulił mnie tak mocno do siebie, że ledwo złapałam oddech.
- Przejdźmy się niedaleko, jest piękna pogoda. - zaproponowałam.
- Pewnie!, tylko odstawię auto, bo chyba nie wolno mi tak stać... - zaśmiał się, podrzucając kluczyki.

Miło nam się rozmawiało i spacerowało, mimo że wydawało mi się, że chodzimy w kółko. Franciszek to na prawdę miły, sympatyczny i wrażliwy mężczyzna, dokładnie tak samo jak i Bartek, co mnie z resztą do niego przyciągnęło. Jest młodszy od Bartka o cztery lata, ale tak samo dojrzały, co wywarło na mnie ogromne wrażenie, już przy pierwszym spotkaniu. Resztę nadrabia osobowością i zadziornym charakterkiem, takim jak ja.
Usiedliśmy w cieniu, na równiutko ściętym trawniku, ktoś w oddali biegał, ktoś inny spacerował z psem, przyglądaliśmy się ciekawi tętniącemu życiu przedmieścia.

- Tam gdzie byłaś, to odpoczęłaś?. - spytał troskliwie.
- Tak, było tam świetnie, choć z początku byłam negatywnie nastawiona do pomysłu wyjazdu.
- Czyli to nie z własnej woli?.
- Nie, rodzice mnie wypchnęli. - przyznałam.
- Wyszło na to, że dobrze zrobili, hm?.
- Tak, to jedyne co im dobrze wyszło. - prychnęłam ironicznie śmiechem.
- Rozumiem. - przytaknął, nie chcąc rozgrzebywać tematu.

Długo opowiadaliśmy o sobie, o planach na przyszłość, o dziwo ani raz nie wspomniałam o Bartku, przecież brzmiałoby to dziwnie... opowiadaliśmy sobie dowcipy, śmieliśmy się do rozpuku, to było świetnie spęczone popołudnie. Zaczęło się ściemniać, gdybym nie zainterweniowała Franciszek najchętniej spędziłby ze mną całą noc, ale to nie było dla mnie, mi niestety życie nocne nie służy, musiałabym odsypiać kolejne dwa dni, aby dojść do siebie.
W drodze powrotnej do auta Franek zaczął nie zręczny w tamtej chwili temat dla mnie.

- Odpowiesz mi na jeszcze jedno pytanie?. - spytał grzecznie.
- Pewnie, dawaj!. - odpowiedziałam ciekawa.
- O co chodzi z Bartoszem?.
- Co?, nie wiem... dlaczego mnie o niego pytasz?. - zbladłam, ale dalej próbowałam udawać niezainteresowaną osobą Bartka.
- No wiesz... on taki nie był. - próbował mnie nakierować na to, czego chce się najbardziej dowiedzieć.
- Słuchaj, odkąd go znam jest bardzo troskliwy i w ogóle.
- To co było wtedy na ognisku, bardzo uważnie was obserwowałem.
- Wiem, no ale co takiego. Zasnęłam, nie chciał mnie budzić, to przeniósł mnie na rękach do auta. - tłumaczyłam, jak gdyby jego zachowanie było całkowicie normalne.
- Może masz rację, może za dużo sobie dopowiadam. - uśmiechnął się podejrzliwie.
- Wyluzuj, jest moim przyjacielem. - stwierdziłam, próbując upewnić Franka w tym, że między nami nic więcej nie ma.
- Wskakuj do auta, odwiozę cię pod dom. - rzucił nagle i otworzył mi drzwi, zapraszając mnie do środka.
- Ale nie, bo ja tu zaraz mam busa. - wskazałam przystanek, znajdujący się po drugiej stronie drogi.
- Wskakuj i nie marudź, nie pozwolę ci się szlajać po nocy. - odpowiedział stanowczo.
- No dobra, już dobra. - kiwnęłam głową i wsiadłam posłusznie do jego samochodu.

1 komentarz: